szerzej:
Poza tym nie mam swoich ulubionych lasów, miejscówek (no może poza kilkoma). Z tego względu nigdy nie udaje mi się uzbierać jakichś znaczących ilości grzybów, a wasze zbiory często przyprawiają mnie o zawrót głowy. Mi się udaje uzbierać co najwyżej na kilka sosików i odłożyć jedną porcję specjalnie na Święta Bożego Narodzenia, to wszystko. Na dodatek pochodzę z rodziny, która mykofobię odziedziczyła wraz z nazwiskiem (wiadomo Grzybowscy), więc i tak uchodzę za dziwoląga, który nie wiadomo czego szuka po tych lasach. Mamie to już przestałam nawet chwalić się zdjęciami, bo dostawałam odpowiedzi "błagam cię tylko nie jedz tych grzybów", wiadomo, że każdy grzyb który nie jest borowikiem ani podgrzybkiem, jest na pewno sromotnikiem, nawet jeśli jest to kurka;) Jednak ten rok był dla mnie wyjątkowy, jeśli chodzi o grzyby, gdyż udało mi się poznać tak wiele gatunków, jak jeszcze nigdy wcześniej i to jest dla mnie źródłem wielkiej, całosezonowej radości. A więc teraz po kolei. Sezon nieoczekiwanie rozpoczął się w środku zimy, gdy będąc w odwiedzinach w Sandomierzu zajrzałyśmy z siostrą do zarośniętej części ogrodu mojej mamy i na drzewach bzu czarnego znalazłyśmy grzyby, które mi przypominały uszaki. Przemyciłyśmy do domu z obawy przed mamą, posprawdzałyśmy w książkach i w necie, moja siostra, wegetarianka i miłośniczka kuchni azjatyckiej, zdecydowała się wypróbować na sobie, przeżyła.... idealne, polskie mun. W kwietniu w okolicy Świąt Wielkanocnych zajrzałam w miejscówkę smardzówkową - no były, i to na masę, naliczyłam ok. 200 sztuk pięknej smardzówki czeskiej, potem zrobiło mi się zimno i wróciłam. Parę lat temu, gdy nie wiedziałam, że są chronione, to nazbierałam na parę słoiczków, były przepyszne. Tym razem nie zbierałam, bo już wiedziałam, chociaż ja nie wiem, czy bardzo by się coś stało, gdybym trochę podebrała, jak myślicie? Tak w ogóle to nieraz widziałam wasze zbiory siedzuniowe, a też jest chroniony... Potem nic, nic, nic. Nie wiedziałam, że coś można sensownego znaleźć późną wiosną i wczesnym latem, niezłe dyletanctwo, co nie? No i sierpniowe wakacje, w dużej części spędzone na Podhalu, a dokładniej w okolicach Bukowiny Tatrzańskiej i samego Zakopanego. Złaziliśmy góry wzdłuż i wszerz, i właśnie w Tatrzańskim Parku Narodowym czekała mnie cudna niespodzianka - nieprzebrane ilości rydzów, a dokładnie to chyba mleczajów świerkowych lub jodłowych, no bo świerków i jodeł tam w bród, a sosny jak na lekarstwo. Niestety nie sprawdziłam, które to były. Nie zbierałam, no bo rezerwat, zresztą na kwaterze nie chciałoby mi się ich przerabiać. Ale wsuwałam w restauracjach;). Przebitka cenowa jak się patrzy;) Wrzesień to wreszcie poważny wyjazd "na grzyby", bo przecież trzeba mieć na święta... Pojechaliśmy do lasu w Rudniku koło Suchej, bo to taki las, gdzie nawet niedzielni coś znajdą. Nie było niestety w ogóle ceglasi, a to zwykle one robią u mnie za grzyby świąteczne, na borowiki nie ma szans, zawsze ktoś mnie ubiegnie, a te chyba u niektórych ludzi funkcjonują jako szatany, więc zwykle były, tym razem nic, cóż, może to taki rok. Ostało się trochę kurek w odmianie fioletowej, kolczaki obłączaste, które zawsze ratują grzybobranie, maślaki modrzewiowe, no i nowe odkrycie, gąsówka fioletowawa, która tym razem zrobiła masę w koszyku. Mimo mojej mykofobii po obejrzeniu jej na wszystkich portalach, w książkach, jej zarodników pod mikroskopem, w końcu zdecydowałam się ją zjeść, przeżyłam... Całkiem smaczna, chociaż trochę też zakisiłam i tu jest duża różnica na korzyść gąsek, gąsówka po prostu daje takim kwiatowo-lawendowym zapachem, no jakby się jadło mydło;) Ale na gorąco pyszna. Było też trochę opieniek, ale mniej niż zwykle, no i inna nowość, pieprznik trąbkowy, też na masę, poza tym pojedyncze borowiki, chyba usiatkowane, z białą siateczką oraz szlachetne. Wrzesień to też wycieczka rowerowa w nadleśnictwie Kopce, która zaowocowała niespodziewanie sporymi zbiorami grzybów, przede wszystkim cieszę się z lejkowców, których pod bukami rosły ogromne ilości, aż mąż musiał wracać, żeby przyprowadzić samochód, bo nasze koszyki na bagażnikach nie dały rady. Nigdy nie widziałam wcześniej tych grzybów i po wyglądzie złamanego grosza bym za nie nie dała, ale w rodzinie męża, na lubelszczyźnie, nazywało się je kominkami i jadło w pierogach. Przywieźliśmy je, mąż był pewny, że to one, więc przetestował, przeżył... Świetne, przepyszne, w mojej pierwszej piątce smakowej. Tym razem one były do świątecznych pierogów. Wtedy w lesie było w ogóle dużo grzybów, od kolczaków rudych, kurek, purchawek, gąsek, po wiele nietypowych jak choćby dzieżki i czarcie jaja, których ja nigdy nie zjem, no sorry, nie można zjeść czegoś co tak będzie cuchnąć nawet w przyszłości. Dużo też było różnych niejadalnych i trujących, tylko podgrzybków i borowików jak na lekarstwo, teraz już wiem dlaczego, wszystkie wylądowały w waszych koszykach;) We wrześniu w końcu też zmierzyłam się z sukcesem z gąską liściowatą i gąską niekształtną, które już znajdowałam, oznaczałam i wyrzucałam wiele razy wcześniej (mykofobia się trudno leczy, ale dzięki wam jest z każdym dniem lepiej, myślę, że skończy się wtedy, gdy zjem w końcu kanię, bidulę, która zawsze w lesie wydaje się kanią, i w domu wydaje się kanią, i pod mikroskopem wydaje się kanią i jako kania ląduje w kompoście). Jednak we wrześniu najważniejsze było wykupienie abonamentu na tym portalu. Mąż kupił, by sobie poczytać coś bardziej szczegółowego, zupełnie bez intencji pisania czegokolwiek, bo on jest takim pasożytem internetowym, posiąść wiedzę, ale od siebie nic nie dać. No ale ja się tu zadomowiłam i cóż... dziekuję Wam wszystkim za ogromną i chyba niestety nietypową już w internecie serdeczność, życzliwość i chęć pomocy, za próbę ratowania mnie przed zjedzeniem zdziczałych opieniek i przede wszystkim za ogrom wiedzy i pasji. Czuję się trochę, jakbym weszła do katedry albo biblioteki z nagromadzoną od wieków wiedzą. Jest co poznawać i chyba życia nie starczy, wspaniale. Październik już nie był tak grzybny jak wrzesień, ale nigdy nie wracałam na pusto, trafiały się kozaki, trąbki, kurki, kolczaki, maślaki, gąski, opieńki i szczątkowe ilości podgrzybków, te ostatnie okropnie robaczywe. W listopadzie niestety miałam wypadek rowerowy, zerwane więzadło w kolanie i to już był koniec jakiegokolwiek grzybobrania, chociaż mąż znajdował trochę wodnichy, boczniaków. U nas w ogrodzie wyrosły maślaki zwyczajne. W połowie grudnia mój pierwszy spacer po wypadku w miejscówkę uszakową okazał się sporym sukcesem, więc rok grzybowy zakończył się piękną klamrą. I to tyle podsumowania. Najfajniejsze było to, ile nowych grzybów poznałam. I jeszcze cieszę się tym, że całą rodzina ma wspólne hobby, bo do nas dołączyły też dzieci. Zwłaszcza mój 8-latek zakochał się w tej dziedzinie wiedzy, w lasach szuka najbardziej zakręconych grzybów i próbuje je oznaczyć, a przewodnik naszego Admina przeczytał wiele razy od deski do deski, wręcz śpi z nim i sam próbuje napisać swój😉 Daje się jeszcze wkręcić grzybasom, bo jest mały i naiwny, ale wiedzę teoretyczną ma już większą niż ja i tak powinno być. Pozdrawiam i darz grzyb!
szerzej:
Głównie po tych województwach buszowałam, choć odwiedziłam i śląskie i podkarpackie. Nie był to dla mnie jednak sezon zły, bo i zapasy podgrzybków zrobiłam i obdarowałam kogo trzeba. Bardzo często grzyby były robaczywe, szczególnie prawdziwki - zdarzały się widoki prawdziwkowych pól, gdzie trzymały się one tylko siłą woli i pozowały do zdjęć jedynie. Dwa razy ilość grzybów na godzinę wynosiła 150 i była trochę zaniżona, bo liczyć już dalej było trudno 😉, pozostałe grzybobrania miały raczej ilości przeciętne. Dla mnie był to rok ciekawy, ale przede wszystkim różnorodny i świadomy, bo coraz więcej grzybów potrafię oznaczyć i cieszy mnie to niezmiernie. Styczeń, luty i marzec to głównie płomiennice i grzyby nadrewnowe, które mają też swoje tajemne życie 😉No i przede wszystkim znalazłam swoje upragnione czarki - w ilości powalającej kilku sztuk dosłownie;). Ale były to najczęściej odwiedzane i fotografowane czarki na świecie 😉. Znalazłam też te, których nie szukałam - naparstniczki czeskie i smardze półwolne (kwiecień). Maj, czerwiec i lipiec upłynął pod znakiem zieleni, rurkowców było jak na lekarstwo, ale za to dla mnie był czasem nowych doświadczeń. Przede wszystkim skupiłam się na żółciaku siarkowym, którego niestety fanką nie zostałam, ale nie umniejsza to mojej fascynacji tym grzybem. W tym czasie urzekały mnie przede wszystkim czernidlaki gromadne, które tworzyły niesamowite kolonie. W sierpniu zaczęły się zbiory borowików i innych rurkowych. Sporo było kurek, wychodziły pieprzniki trąbkowe ( niestety wtedy ich jeszcze nie zbierałam), było ich dużo, ale malutkie. Wrzesień, tradycyjnie borowiki, podgrzybki, koźlarze. Październik był taki sobie pod względem grzybowym, listopad marnie - choć 11 listopada, tradycyjnie obdarzył mnie prawdziwkami, które zostały w lesie. Grudzień - poszukiwania trójcy zimowej - prawie się udało 😂 ( łycznik udawał boczniaka - dziękuję za podpowiedzi 😘). Największym moim odkryciem okazały się pieprzniki trąbkowe - do których zapałam miłością wielką, niestety, jak je spróbowałam, to potem ich już znaleźć nie mogłam. Oprócz czarek, największą radość sprawił mi okratek australijski, ozorek dębowy i pochwiak jedwabnikowy ( Fungio 😘), a także niesamowite muchomory czerwone, które późno wystartowały, ale tak wielkich w życiu nie widziałam. Do tego mnóstwo grzybów i śluzowców, które sprawiły mi radość wielką, choćby tym, że je po prostu zobaczyłam i rozpoznałam ( niektóre zebrałam, niektóre podziwiałam). Pewnie wymienię je trochę chaotycznie, ale było ich trochę... 😍: kozaki - dębowe i sosnowe a także białawe, siedzuń sosnowy i jodłowy, boczniaki rowkowanotrzonowe, borowiki górskie, usiatkowane, szyszkowiec łuskowaty, lakówki w tym ametystowe 💜, szyszkówki świerkowe, trzęsaki pomarańczowożółte, listkowaty 😍, galaretnica mięsista 😍, pieprznik pomarańczowy, kędziorki 😍, skórnik purpurowy 😍, szczetkostopek szpilkowy, który nie wiem czemu, ale stał się dla mnie miłym obiektem do fotografii, żylak trzęsakowaty, łuskwiak ognisty 💛, pięknorogi, koralówki, wykwity piankowe, galaretek kolczasty, ucho bzowe ( zebrane ostatnio, a wcześniej podziwiane 💪), kustrzebki, łyczniki, gęstoprek cynobrowy i chyba naziemek zielonawy ( tego wrzucę do oznaczenia), czyreń dębowy i hubiaki pospolite, wielkości bochnów chleba 😯, żagwiak łuskowaty i wiele innych, których nie pamiętam 😁. Dzięki stronie grzyby. pl świat grzybów zafascynował mnie na tyle, że chce mi się je poznawać, dzięki Adminowi, który tę stronę prowadzi i przede wszystkim dzięki Wam, którzy przez swoje wpisy dopingujecie i wnosicie kolor i uśmiech, pokazujecie ciekawostki. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i niech moc grzybna będzie z Wami 😘
szerzej:
Zamarznięte na kość i siekierka by pewnie się lepiej sprawdziła😉, ale pewnie by habitat naruszyła, a tego nie chcę... Zebrałam tylko trochę, żeby już je mieć, po resztę wrócę jak czas odwilży nastanie 😉. A warto było na buszownanie się wybrać, oj warto. Słońce, mróz - 6, wszystko się skrzy, naprawdę, jak w karinie lodu. Po prostu bajka. I choć, jak to bywa, gdy się po krzakach chodzi, parę razy gałązką zarobiłam, to i tak dzięki kurtce, łagodne to smaganie było 😉. Pobserwować naturę można, tropy pooglądać, co prawda nie wiem czyje, ale stworzenie to po zwalonych pniach lubiło chodzić i nie było ono kotem. Bo kota posiadam i wielkość łap doskonale znam 😅. Z lasku nad Wisłę się wybraliśmy, bo boczniaki mi w głowie siedzą, ale oprócz widoków cudnych, nic nie znalazłam. No, może jeszcze, trochę się na zamarzniętych kałużach poslizgalam, ale o tym sza, cicho sza...
szerzej:
Po mroźnej nocy niedziela słoneczna i lekki plus, idealna pogoda na spacerek, zatem postanowiliśmy zobaczyć, czy znajdziemy uszaki. Miejsce mieliśmy znane dobrze, bo co roku zbieramy tam kwiaty dzikiego bzu na zimowe lecznicze herbatki oraz owoce bzu na nalewki. Trzeba więc było tylko sprawdzić, czy bzy nie obdarzą nas również jakimiś zimowymi darami. Ja też juz miałam dość siedzenia w domu od początku listopada, więc mimo że noszę jeszcze ortezę, to podjechaliśmy w naszą bzową alejkę. Miejsce idealne na takie zbiory, wygląda to tak, że na skraju lasu na granicy z polem ornym rośnie sobie długi na kilkaset metrów rząd starych bzów. Nie na każdym były uszaki, ale tak mniej więcej na co czwartym. Zauważyłam, że rosną na starych, właściwie martwych pniach, to by tłumaczyło, dlaczego niezbyt chętnie chcą się zaszczepić na moim bzie w ogródku, po prostu jest za ładny i zadbany 😉 Chyba też lubią wilgoć, bo najładniejsze okazy znajdowały się na nisko rosnących gałęziach, tak do 50 cm nad ziemią, wiele było pod śniegiem, natomiast wyżej też były, ale małe i niekiedy lekko podsuszone. Tak więc mój rok grzybowy zaczął się od przypadkowych, pierwszych w życiu uszaków w styczniu i skończył na okazałych zbiorach w grudniu. Było dobrze 👍
szerzej:
Pomimo, wydawałoby się, sprzyjających warunków jeśli chodzi o wilgotność i temperatury, zbiory były wyraźnie poniżej średniej. Kolejny rok, w czasie którego odbyliśmy około 50 krótszych lub dłuższych wypraw „na grzyby”. Najczęściej były to dobrze znane miejscówki w południowej części woj. świętokrzyskiego, w powiecie buskim i jedna, bliżej położona, koło Kazimierzy Wielkiej. Na borowikach ceglastoporych i rydzach jodłowych byliśmy we wrześniu w Beskidzie Wyspowym. Tylko raz, bo nie było zachęcających doniesień z tego rejonu. Za to wyczailiśmy fajną miejscówkę o podobnym charakterze koło Łagowa w paśmie jeleniowskim Gór Świętokrzyskich.
Sezon rozpoczęliśmy na początku marca czarkami austriackimi oraz uszakami bzowymi z lasu położonego blisko domu. Na początku maja wreszcie, po dwu latach przerwy, pojawiły się w tym lesie smardze stożkowe. W maju podejmowaliśmy szereg prób znalezienia pierwszych rurkowców - bez efektu. Dopiero 6 czerwca trafiłem przypadkowo na kilka borowików ceglastoporych w przydrożnym lesie w gminie Iwaniska. 12 czerwca pierwsze koźlarze babka koło Kazimierzy Wielkiej. Pod koniec czerwca w lokalnym lesie wypatrzyliśmy żagiew wielogłową, borowiki omglone i trochę koźlarzy grabowych. Na początku lipca w okolicach Grzybowa ładny zbiór kurek i brak grzybów rurkowych - na które liczyliśmy w młodnikach bukowych oraz z osiką. Była za to nieplanowana kąpiel gęstym młodniku, w bruździe wypełnionej deszczówką. Na szczęście, w ulubionym lesie w powiecie kazimierskim rozpoczął się wysyp koźlarza grabowego, którego apogeum było na początku trzeciej dekady lipca. To był czas najbardziej udanych grzybobrań - setki (jak nie tysiące) drobnych koźlarzy grabowych, koźlarze bruzdkowane, mnóstwo muchomorów czerwieniejących o zadowalającej zdrowotności). Trochę prawdziwków i usiatków ale głównie zaczerwionych oraz pojedyncze koźlarze czerwone. Na głównym kolaż z tego okresu. W drugiej dekadzie sierpnia nazbieraliśmy m. in. sporo prawdziwków i borowików ceglastoporych oraz muchomorów czerwieniejących we wspomianym wcześniej lesie pasma jeleniowskiego. We wrześniu, na początku w pow. kazimierskim piękny zbiór lejkowca dętego (po kilku latach przerwy); 12.09 w górach Beskidu Wyspowego przyzwoity zbiór prawdziwków, ceglaków, kolczaków, muchomorów czerwieniejących i rydzów. 19.09 w pow. buskim pierwszy raz napotkane koźlarze sosnowe, sporo koźlarzy pomarańczowożółtych i różnobarwnych, nieco podgrzybków brunatnych. Pod koniec m-ca kosz opieniek w lesie blisko domu. W połowie października zrobiliśmy objazd swoich podgrzybkowych miejscówek w SWT, zebraliśmy trochę podgrzybków, koźlarzy, gąsek zielonek i niekształtnych, ale w nie najlepszej (takiej listopadówej) kondycji. Pod koniec m-ca pieprzniki trąbkowe w gm. Iwaniska i boczniaki w kazimierskim. Listopad stał pod znakiem wodnichy późnej, głównie w pow. buskim i boczniaków przy drogach pow. opatowskiego. Mam nadzieję, że w grudniu uda się jeszcze coś upolować.
Generalnie: na plus były koźlarze grabowe, muchomory czerwieniejące, kurki, lejkowiec dęty i wodnicha. Na minus pozostałe rurkowe, zwłaszcza maślaki i koźlarze czerwone oraz znaczne zaczerwienie zbiorów. Niestety kolejny rok nie udało nam się spotkać ze starymi i nowymi przyjaciółmi z portalu:- ( Dobrze, że chociaż mogliśmy się wymieniać dopiskami, za wszystkie serdecznie Wam dziękuję. Życzę wszystkim szczęśliwego i obfitującego w pełne kosze grzybów nadchodzącego 2022 roku! Darz Grzyb.
szerzej:
Nadrewnowe grzyby swoje pięć minut mają - wrośniaki rożnobarwne, barwami zachwycają, a galaretnica ( tadam, moja pierwsza 💪) w zgodzie na pieńku z łycznikiem ochrowym ( chyba) żyje. Na okrasę w lasku miejskim - boczniaki ( nie wiem tylko czy wszystkie, to boczniaki) i kustrzebka 😍. Gdzieniegdzie jeszcze czernidłaki spotkać można. Nie udało mi się tylko ucha bzowego znaleźć, ale tyle krzaków jeszcze przede mną 😉. Do tego jeszcze inne "wynalazki", które dopiero rozkminiać będę. Jeden problem tylko mam - zdjęć za dużo robię, a potem trudno mi się z nimi rozstać 🥴i karta wciąż na granicy... Jak Ty, KazanSky, to robisz - gdy pamięć przeładujesz i trzeba z którymś się rozstać ( dziękuję za inspiracje 😊). No i jeszcze moje przydrożne płomiennice - które poszłam dziś odwiedzić - wpadły w hibernację chyba - i ani myślą się rozwijać 🤔. Bunt jakiś, czy co?. Pomału do podsumowania sezonu będę się zabierać ( chociaż podsumowań nie lubię) - bo tyle w tym roku znalazłam piękności grzybowych, że miło mi będzie powspominać. Miłego wieczoru Wam życzę, a sobie śniegu trochę, bo szaro, buro i ponuro, póki co 😉😊