szerzej:
Czołem, grzybnięci!
W dniu poprzednim nie doszedłem do mojej miejscówki rydzowej, gdyż dzieciaki w domu za wcześnie wstaly :) Pełen zatem nadziei, ale i obaw, że niewiele dla mnie zostanie, ruszyłem do Jeziorek również w niedzielę. Zanim wszedłem w las, ukazało się moim oczom prawdziwe zatrzęsienie opieniek! Do tego gdzieniegdzie trafiał się prawdziwek czy kozak. Po dotarciu na miejsce rydzowej ujrzałem siatki w ilości nie do wybierania, mierząc siły na zamiary, brałem tylko największe i najładniejsze... nie będąc pewnym, czy zastanę rzeczne rydze. O ja naiwny! Kiedy w końcu się pokazały, miałem już tak mało miejsca, że póki co tylko 65 zabrałem. Szybki powrót do auta, wyladunek i ponownie nura w las! Tym razem sitki z nielicznym wyjątkami zignorowałem i skupiłem się na koszeniu rydzy na siedząco. Zebrałem drugie, a może i trzecie tyle, do tego piękne kozaczki. Na zakończenie koszenie dwóch dużych siatek opieniek.
Jeszcze tylkodea dni narzekan drugiej połowicy na "grzybowy syf w domu", dwie nocki zarwane na obieranie i można grzybobranie zamykać.
Dodam, że sporo młodzieży, co nastraja optymistycznie! Darz grzyb!
szerzej:
Pozdrawiam wszystkich i do następnego. Pomijając pseudo weekendowych grzybiarzy, którzy "skopali" kanie i muchomory.
szerzej:
"Moje" miejscówki te najbliżej parkingu zostały przez ostatnie dni wyczesane z grzybów, ale znalazłem i tak jednego prawdziwka. Dwóch spotkanych miłych panów narzekało na tłok, brak grzybów i mnóstwo śmieci. Cóż, pojechałem moim składakiem dalej od tego gwaru. W następnych miejscówkach dwie miłe panie, które wzięły mnie za miejscowego (chyba przez ten rower), narzekały na brak grzybów. Następnie tylko usłyszałem w moich kolejnych bankowych miejscach głośne i liczne towarzystwo, więc pojechałem dalej, niestety. Wreszcie, na samym końcu mojej stałej trasy, nie było nikogo, tylko kilkudniowe pocięte prawdziwków korzenie, a wśród nich dużo młodych, a na skraju wzdłuż drogi dużo dość wyrośniętych prawdziwków. Po drodze spotkany miły pan, też ze składakiem, kosił podgrzybki, więc zatrzymałem się w kilku podgrzybkowych bankowych miejscówkach i też zacząłem kosić. W międzyczasie i na drodze kompletowałem drużynę maślaków, ale tylko zwyczajnych do octu. Przy większych, modrzewiowych i kaniach nawet się nie zatrzymywałem, bo w koszu miałbym gulasz a nie grzyby. Wróciłem na te miejscówki, gdzie było liczne i głośne towarzystwo, okazali się burakami, skopali połowę grzybów nieprawdziwkowych, w tym kanie i ceglasie, na szczęście byli także ślepi, bo oprócz dużych, po których zostawili mnóstwo pociętych korzeni, przeoczyli sporo mniejszych, subtelnie schowanych, czasem nawet wcale nie schowanych. No to mimo okoliczności byłem usatysfakcjonowany i postanowiłem sprawdzić jeszcze dwa niewielkie laski, gdzie czasem pojawiają się prawusy. Mimo pociętych kilkudniowych korzeni znalazłem się w raju. Doszło do tego, że zacząłem się modlić, żeby już nie znaleźć żadnego prawdziwka. Nie poskutkowało, dopełniłem więc kosz i z bólem serca i duszy zrobiłem w tył zwrot i rozpocząłem powrót, długi i pełen cierpienia fizycznego z powodu przekroczenia dopuszczalnej masy mojego ładunku. Uff! Ale warto było. Pozdrowienia dla całego grzybiarskiego towarzystwa. Tym razem na głównym mój "koszyczek".
szerzej:
Dziś wyjątkowe grzybobranie, bo na wspólny leśny spacer namówiłem małżonkę 😉. Było całkiem sympatycznie, choć jak dla mnie zbyt tłoczno, takiej liczby aut chyba jeszcze nie widziałem przy lesie. Najbardziej denerwują mnie auta, w środku lasu 😤, jakby nie można było przejść pieszo tych kilkaset metrów... No ale przejdźmy to przyjemniejszych spraw. Pomimo tłumów, wynik naprawdę zadowalający. Co więcej, większość borowików młodziutka. Wydaje się, że ten tydzień może być jeszcze niezły. Nieśmiało ruszają u mnie podgrzybki i aksamitki. Jest także coraz więcej opieniek. Ale najważniejszy jednak wspólny spacer w przyjemnych okolicznościach przyrody 😃
szerzej:
Po ciężkim tygodniu dzisiaj tylko 3 godziny chodzenia stoki Szyndzielni i Dębowca, fantastyczna pogoda, cicho, mży, 10 stopni. Gdyby czas Nas nie gonił to łazilibyśmy dalej, gdzie się nie ruszysz borowiki w ataku, progress od piątku 50%. Nie wiem co powiedzieć, ale Wszystkim Wam życzę takich doznań duchowych i emocjonalnych :):) :) Ps. Grzyby 99% zdrowe i pachnące migdałami :)
szerzej:
Taki spontan z rana, bo się obudziłem jak do roboty, a familia spała. Nie chciało mi się jechać gdzieś dalej, to poszedłem sprawdzić plotki o Nikiszu... i cośtam znalazłem, ale początek był okropny, tragiczny do chodzenia las. Dopiero potem dotarłem w lepszy teren i tam kilka razy buźka mi się uśmiechała. W sumie nieco ponad 2 h chodzenia, ponad połowa tego czasu stracona na przebijanie sie przez dramat udający las
szerzej:
Po chorobie w końcu wypad Pojechałem na sprawdzone miejsca. No i nie było źle Spokojne udało sie nazbierać
Jestem bardzo zadowolony
szerzej:
A kiedy już usiedliśmy po tym cudownym popołudniu na brzegu szemrzącego strumienia, i przyfrunął przesympatyczny grubasek pluszcz **, to z tyłu głowy wybrzmiało nam takie ulubione przesłanie: „Nic nie mów, słuchaj i patrz”. Patrz na tę cudowną górską naturę i słuchaj jej ciszy. No i zapatrzyliśmy się i zasłuchaliśmy się w tę leśną rubinową CISZĘ. Taką ciszę która niemal dotyka skóry swoją głębią i pustką, ciszy aż ciężkiej i niesamowitej, aż głośnej, tej srogiej, iskrzącej, chłodnej, dzwoniącej echem w uszach krystalicznie czystej jesiennej, w mgliste październikowe popołudnie. Można się taką ciszą upoić, zatracić w niej, albo otulić. Można utonąć w jej prostocie. Taka cisza aż onieśmiela. To cisza w mojej kochanej dolinie. Powierniczce moich sekretów i marzeń. W Rubinowej krainie tysiąca obietnic. Ostoi spełnionych tęsknot. Królestwie nieustających zagadek. Księdze wiecznych opowieści. Znajdziesz tu wszystko............................................................................ Taka jest zagubiona gdzieś w Beskidach nasza Rubinowa ❤️❤️.....................................................** Pluszcz, ptaszek z białym brzuszkiem, świetny nurek. Po norwesku nazywa się "fossekalen" co znaczy "ten, który mąci wodę nad wodospadem"
szerzej:
Podliczenie pi razy drzwi, czyli taki plus minus 10 sztuk (przy większych ilościach) dało następujący wynik: podgrzybki brunatne (każde z nas po ok. 100) czyli 300 szt, ja zbierałem również te zamszowe podgrzybki złotopore (podbuczki) 10 szt, jedno miejsce z ceglasiami dało nam 42 szt, maślaki żółte i zwyczajne bo babcia lubi.. 60 szt, piętnaście borowików szlachetnych, ponad 100 szt opieńki dla mnie do słoiczków oraz 5 młodych i absolutnie pewnych muchomorów czerwieniejących.
Super dzień i każdy z mijanych osób coś miał, trochę mokrzy i wychłodzeni ale wszyscy szczęśliwi a szczególnie Iga.. i o to dzisiaj chodziło 💪🤗
szerzej:
Ogólnie szaro buro i ponuro, solidnie powiało jesienią, to i jesienne grzyby startują. Tak jak myślałem, będzie krótko ale intensywnie. Ps. wpis trochę opóźniony, z urobkiem zeszło do nocy;)
szerzej:
Solo, dwojkami, trojkami ale rodzinnie. I jak już było pisane nie raz... Jest, są, kilka m2 i potem człowiek krąży znów aż do miejsca.
Wyzbierane to cisnę na drugą miejscówkę od wszystkich... Też buszuje ktoś, ale myślę damy radę 🤣🤔. No i cyk... Eldorado ceglasiowe, a pomiędzy tym parę podgrzybasow.
Sumarycznie... podgrzybki 13,28 ceglanych, prawe 46.
Jeszcze pechowo jednego nadepłem 🤣🤬.
szerzej:
Do pełni szczęścia zabrakło tylko jednego - wciąż nie potrafię namierzyć gdzie są rydze :) dziś moje dalsze poszukiwania przerwał rzęsisty deszcz..., ale ja tam jeszcze wrócę :)
Pozdrawiam.
P. S. dziś bez zdjęc bo zapomniałem telefonu :) ale dizęki temu mogłe w spokoju cieszyć się okolicą i wszędobylskimi salamandrami.
szerzej:
Oj słabe miałem dziś rano wyjście do lasu, a w zasadzie wyjazd. Po opuszczeniu swojego podwórka na dwóch kółkach, zaliczyłem niezłą glebę przed domem sąsiada. W zasadzie to zaliczyłem asfalt 🤕. Chcąc coś poprawić (chyba koszyk), straciłem panowanie na bicyklem i wyłożyłem się jak długi. Dobrze że instynkta jeszcze działają i upadek zamortyzowałem dłońmi 💪. Efekt to zdarte dłonie, łokieć i strzaskane kolano. Szybko wróciłem do domu, odkazilem, zakleiłem i do lasu 😉. Miałem krótki moment zwątpienia (tak ok sekundy), jak zobaczyłem że krew się leje, ale cóż plan był to trzeba było go zrealizować. Dopiero po powrocie, będąc przemoczonym do suchej nitki, zacząłem odczuwać ból. Miejmy nadzieję że do następnego się zagoi 😉
szerzej:
Tegorocznych cudów ciąg dalszy. Rano odwiozłem córkę na miejsce zbiórki bo ciemno i zimno. Postanowiłem znaleźć kilka kań na obiad. Niestety zawsze jak w tym lesie jestem trochę wcześnie to mam spotkanie z dzikami. Dzisiaj z lochą i jej prosiaczkami 😆 Jak chrumknęła to wziąłem nogi za pas i już na kaniowe miejsce nie dotarłem. Poszedłem na inne miejsce, gdzie już nie byłem że trzy lata. Kanie tam rosły ale ktoś mnie uprzedził. Natomiast nikogo nie było od kilku dni w miejscu gdzie rosły dwadzieścia dwa koźlarze czerwone. Dosłownie przy trzech osikach. Ale to jeszcze nie był ten cud. Po spotkaniu z klientem pojechałem w stroju roboczym dalej szukać kań. I w trakcie tych poszukiwań zobaczyłem coś co na początku wydawało mi się sztucznych grzybem, ze styropianu albo innego plastiku. Ale to był przepiękny borowik umiarkowany. A obok niego kilka innych. Później jeszcze trafiły się szlachetne. A kań nie znalazłem 😂 Pozdrawiam 🙂
szerzej:
Nie minęło 5 min... rodzinka ceglasi... Mmm. Elegancko już dobijamy do 10 szt. Potem kolejne ceglasie i w zasadzie w promieniu 50 m wybierałem co było a dalej to krążyłem jak Jehowa po osiedlu.... Przez 2 h. Mizerny skutek.
Chyba nie ogarniam tego wysypu, niektórzy tony a u mnie jak się trafi miejsce to tak a jak nie to można wracać że spaceru. Hmmm🤔
Weekend zapowiada się deszczowy, może przyszły tydzień wystartuje też coś w Rybniku 🤦😨🤩