szerzej:
I tak do godziny 10 udało się nazbierać duży koszyk i rezerwową torbę (która w tym roku rezerwowa nie jest, ale stała się standardem). Podsumowując pierwszą część dnia: las jodłowy i mieszany totalnie przezbierany, maluchów jakby mniej (czy to powoli koniec, czy nadal będą rosnąć, za 2-3 dni się okaże), ale są miejsca, pominięte przez grzybiarzy, w których idzie znaleźć kilkuset gramowe twarde zdrowe okazy (zdjęcie i opis w dopisku). O 12 wyjście na miejscówkę w bukach, a tam zatrzęsie prawdziwków. 2 godziny zbierania i poranna wielkość zbioru została osiągnięta. A około 15:30 już byłem z powrotem na parkingu. Jak na moje zacięcie było to grzybobranie raczej krótkie, bo co to jest 6 godzin spacerowania po miejscówkach? Mimo wszystko efekt grzybowy fantastyczy: myślę, że w granicach 700-750 sztuk prawdziwków, wśród których zaplątało się 5 koźlarzy czerwonych i jeden ceglaś. Zdrowotność prawdziwków w bukach praktycznie 100%, najgorzej w trawach i jagodzinach: tam sporo odpadło. Grzyby trafiły do odbiorców, a ja na razie mówię pas. Teraz to już na pewno robię kilka dni wolnego....??? Na głównym cały zbiór. Pozdrawiam
szerzej:
Sporo rośnie maślaków zwyczajnych - skusiłem się na 50 szt. Kończąc grzybobranie w rzęsistym deszczu kosiłem młode opieńki (5 kg). A do godziny 0:30 obrabiałem grzyby 😧 zastanawiając się, czemu nie zostałem filatelistą 😂 Dzisiejsze grzybobranie zapadnie mi w pamięć - prawdziwie jesienne, bogate, ekscytujące i nie do powtórzenia 😉 Dobrej niedzieli Grzybiarki i Grzybiarze 🙂 Pozdrawiam.
Na głównym mój czerwony graal 😁
szerzej:
Szczęśliwie odnalazłem znajomą ścieżkę po godzinie krążenia w dezorientacji i przeżyłem, a przy okazji poznałem nowy kawałek lasu. Nie liczyłem każdego z osobna, ale średnio ponad 100/h. 99% prawdziwek/1%maślak, koźlarz, podgrzybek. Zbiór od 8 do 15:30. Fantastyczne powietrze i pięknie nawodniony las. Do domu przyjechały tylko zdrowe. Pozdrawiam grzybniętych🫡 oraz Manowa, którego udało się dziś spotkać w lesie ✌🏻
Darz Bór.
szerzej:
tym bardziej, że były to owocniki w większości przecudnej urody. Powoli zacząłem kierować się w stronę swojej ulubionej miejscówki i wokół mnie zrobiło się spokojniej. W między czasie miłe spotkanie z Mel Grzibson i krótka pogawędka. Na miejscówce początkowo słabo, ale z upływem czasu i pokonanych metrów prawdziwków przybywało. Szybko zapełniłem koszyk i torbę i jak na złość - deja vu z ubiegłego tygodnia - trafiłem na gniazdo kilkudziesięciu prawdziwków i pojawił się problem pakowania, bo nie wszystkie zmieściły się do rezerwowej siatki. Zacząłem wycofywać się z lasu i zupełnie niespodziewanie pojawił się ratunek. Spotkałem mamę naszego portalowego kolegi Daniela, którą miałem okazję poznać jakiś czas temu, a którą poratowała mnie foliową reklamówką (wiem, że to słabe, ale bez tej foliówki, nie dałbym rady donieść całego zbioru do parkingu). W sumie przez 5 godzin aktywnego zbierania uciułały się 2 koszyki i torba zakupowa prawie samych prawdziwków. Koło 13 zdecydowałem się na drugie wyjście i tu kolejna niespodzianka - spotkałem koleżankę z łódzkiej sekcji Grzyboświrów i jej córkę. Około 45-minutowy spacer na miejscówkę - typowy las bukowy, w którym również pięknie wystartowały prawdziwki. W 1,5 godziny uzbierane 2 koszyki, ale bez czyszczenia, bo zapomniałem nożyka. Dodatkowo rozładowała mi się bateria w telefonie i okrutnie zmokłem, ale szczęśliwy wróciłem do samochodu. Podczas czyszczenia popołudniowego zbioru okazało się, że buki z tamtejszej miejscówki gwarantują 100% zdrowotność.
Podsumowując - 2 wyjścia w las, w totalu 3 duże i 2 małe koszyki prawie samych prawdziwków, pomiędzy którymi zaplątało się trochę ceglasi, różnych koźlarzy, podgrzybów brunatnych, maślaków i 2 kanie. Myślę, że łącznie wyszło koło 1000 grzybków. Na głównym zbiór przedpołudniowy. Pozdrawiam
szerzej:
Na zdjęciu głównym, król dzisiejszego zbioru. Miłościwie nam panujący Borowikosław II, zwany Krzywym. Borowikosław senior dogorywał niezbyt dostojnie kilka metrów dalej. Po powrocie czekała mnie niespodzianka w postaci sąsiadów zaniepokojonych moim zdrowiem. Moje słoneczko najmniejsze powiedziało im, że taty nie ma bo ma grzybicę. Tak więc pozdrawiam wszystkich chorych na grzybicę.
szerzej:
Pierwsze dwie godziny kręciliśmy się bliżej brzegu lasu. Było bardzo dobrze (pewnie ok 100/h), ale widać było ślady zbierania z poprzednich dni. Po zapełnieniu pierwszych koszyków/wiaderek, grzyby zostawiliśmy w aucie i poszliśmy głęboko w las, a tam już wszystkie grzyby były tylko nasze. A rosły praktycznie wszędzie, w rodzinach po kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt sztuk, od maluchów po wyrośnięte grzyby. Wielokrotnie nie wiadomo było, w którą stronę iść, bo atakowały z każdej strony, prawie cały czas kolejne borowiki w polu widzenia. Chyba nigdy takiego wysypu nie widziałem. Dość powiedzieć, że zanim doszliśmy do docelowej miejscówki, miałem pełne dwa koszyki i zapasowe, składane wiaderko, a przecież grzyby zbieraliśmy tylko wzdłuż zarośniętych dróg, którymi szliśmy. Pełne koszyki/wiaderka przypięliśmy do drzewa i dalej chodziliśmy już tylko z torbami, wybierając tylko mniejsze i młodsze grzyby, ignorując te starsze i podjedzone przez ślimaki. Nazbieraliśmy tyle, że wynosiliśmy to na 2 razy (trwało to kolejne 3 h), a i tak całe mnóstwo zostało w lesie. To był bardzo dobry dzień. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę podobnych grzybobrań.
szerzej:
Deszcz powoduje,
że grzyby się przewracają, nawet te młode. Szkoda. Emocje jeszcze trzymają. Chyba nie jestem normalny. Grzyby rozdane. To był dobry dzień (Niszczu, skorzystałem). Wszystkim wam życzę takiego grzyborania.
szerzej:
Po 2 latach posuchy w tym lesie, albo nie trafiania na wysypy, w tym roku, gdy już dawaliśmy mu dosłownie ostatnią szansę, na szczęście las z niej skorzystał. Nie jest to grzybów zatrzęsienie, ale jeden z lepszych wyników od kilku lat - grzyby rosną miejscami w dużych skupiskach, owocniki występują od młodych do bardzo dojrzałych, ze względu na porę roku robaczywych odpadów było jedynie ok. 5%. Przykładowo: największy z borowików szlachetnych miał większy kapelusz większy niż rozłożona dłoń dorosłego mężczyzny (średnica _25 cm) i był całkowicie zdrowy. W tych okolicach trend się raczej jeszcze trochę utrzyma, ze względu na opady atmosferyczne dziś i jutro, a następnie podniesienie temperatury powietrza do _18-20 w dzień, w związku z tym najbliższy weekend powinien przynieść podobne, bądź lepsze zbiory.
szerzej:
Po sobotnim zbiorze miałem przesyt i myślałem, że na świętokrzyskie prawdziwki już nie pojadę. W niedzielę zacząłem dopuszczać do głowy wyjazd w kolejny weekend. W poniedziałek już kombinowałem jak tu się wyrwać w tygodniu. Dzisiaj udało się urwać wcześnie z pracy i w ŚK leciałem z wywieszonym jęzorem. Czy to już nałóg? Też tak macie? 😁
Jadąc na drugą zmianę, wiedziałem, że na moich standardowych miejscówkach nie mam co liczyć na zbiór. Sznury samochodów stojące wzdłuż S7 tylko potwierdzały, że ilość ludzi w lasach wcale nie zmalała. Dlatego postanowiłem odwiedzić moją najtajniejszą miejscówkę. Rzadko tam bywam, bo jest daleko w lesie, trudno dostępna, trzeba przedzierać się przez krzaczory - idealna na taką okazję jak dziś. Gdy podjechałem na parking, okazało się, że stoi ze 20 samochodów (zwykle o tej porze stoją tam max ze 2-3). Z pewnymi wątpliwościami, ale postanowiłem jednak trzymać się swojego planu. Nie wiem gdzie Ci wszyscy ludzie poszli, ale na pewno nie tam gdzie ja, bo choć do lasu wchodziłem o 14, to w lesie nie spotkałem żadnego grzybiarza. Początek grzybobrania był dość niemrawy (zebrałem nawet trochę ceglasi), jednak szybko zacząłem trafiać na rodzinki prawdziwków. Gdy po około godzinie dotarłem do upatrzonego kawałka lasu, miałem już prawie pełny kosz. Ale to było tylko preludium, bo na miejscówce prawdziwków w każdym wieku rosło po prostu zatrzęsienie. Kilkukrotnie w niedowierzaniu łapałem się za głowę. Na pierwszej pinezce dopełniłem kosz. Na drugiej pinezce wypełniłem zapasowe wiaderko (pewnie ponad setka borowików z kwadratu 20x20m). Całe szczęście, że wziąłem dużą torbę zakupową, ale i ona szybko się zapełniała na kolejnych pinezkach i pomiędzy nimi. Będąc samemu w lesie, pełny koszyk i wiadro po prostu postawiłem i dalej chodziłem tylko z torbą, ale gdy już i ona zaczęła mi mocno ciążyć, o 17 zdecydowałem się na odwrót, mimo, że całej miejscówki nie obszedłem. Powiem Wam, że jeszcze nigdy się tak nie umęczyłem wychodząc z lasu. prawdziwków (jak się okazało później) było 27 kilo, rozłożone na koszyk, wiaderko i dużą torbę. Targałem to zarośniętymi drogami z 1,5 godziny, do auta dotarłem gdy już się ściemniało. To był kolejny dobry dzień, ale straszliwie męczący. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.