szerzej:
Oglądając czarki austriackie na portalu nawet nie liczyłam na znalezienie, aż trafiłam i na swoją w lasach powidzkich, jedną ale za to prawie wielkości dłoni. Przekąska w occie stala się atrakcją spotkania z przyjaciółmi przy ognisku, winie i pizzy z pieca. Na wiosnę w parku gnieźnieńskim, wokół jeziora Jelonek pierwszy żółciak siarkowy a z niego najlepsze mielone wegańskie i kotlety "schabowe". Wyjazd do Szklarskiej Poręby zaowocował pierwszymi w życiu borowikami ceglastoporymi i usiatkowanymi które wylądowały w occie, koźlakami czerwonymi i pomarańczowymi zjedzonymi z tofucznicą przed wypadem na przełęcz Karkonoską. Poznałam wtedy również gorzkiego borowika żółtoporego, co mnie, człeka z nizin bardzo ucieszyło. Lasami przeszłości, drogami moich dziecięcych wypraw z dziadkiem, w lasach nakielskich udały się piękne zbiory pieprznika jadalnego i powstał obłędny sos kurkowy wraz z zupą, oraz koźlaka pomarańczowożółtego i babki, suszone służą nadal jako głębia smaku sosów. Wyprawa poszukiwawcza jesiennych grzybów w lasach czerniejewskich zakończyła się zbiorem żagwi łuskowatej i ku radości męża wegańskimi flaczkami. Wrócił z nami również siedzuń sosnowy, smażony z cebulka zaszczycił kilka kolacji i zachwycił mamy, tatów oraz rodzinki rodzeństwa. Początku jesiennych wysypów szukałam w lasach Gołąbki gdzie zostałam uraczona zwiastunami najbardziej grzybowego okresu w postaci podgrzybków złotawych. Zasuszyłam i zmieliłam je na make. Wraz z nimi zebrałam czubajki kanie i rozdałam je fanom kotletów z "sów". Odwiedziłam lasy przybrodzińskie, trzemeszyńskie i mogileńskie ale z braku rozeznania w terenie ostrożne szukanie zakończyło sie niewielkimi zbiorami koźlaka babki i kilku podgrzybków brunatnych. Kolejną wyprawą pod lasy poznańskie udało mi sie wzbogacić o największa jak dotąd kolekcje koźlaka babki z której powstała obłedna zupa grzybowa. Tak bardzo zachęciły mnie wpisy grzybiarzy o lasach Gizałki iż nie zważając na odległości postanowiłam je odwiedzić... i słusznie, najpiękniejsze, czyste i dojrzałe lasy, mech, wrzosy i młodziutkie podgrzybki brunatne. Były moim pierwszym, wiekszym ich zbiorem w sezonie głównym. Zajmują miejsce w słoikach w spiżarni i regularnie lądują w wege rosole i zupie pho. Regularne spacery po łąkach dawały twardzioszka przydrożnego smażonego jako dodatek do spaghetti oil oilo, na kanapki i do grillowanych ziemniaków. Wreszcie i moje lasy zaowocowały, Wylatkowo, Powidz obdarowały mnie borowikiem szlachetnym, podgrzybkiem brunatnym i zajączkiem, siedzuniem sosnowym. Pierwszy raz zlokalizowałam zapach "padliny" i znalazłam czarcie jaja, surowymi czestowałam bliskich powiększając również ich wiedzę i doświadczenia kulinarne. Wszytskie grzyby do dziś cieszą moja kuchnię i służą białkiem, minerałami i smakiem. Cały rok hodowałamj własny balot z zaszczepiona grzybnia boczniaka ostrygowatego. Z pewnością o jakimś gatunku zapomniałam, bardzo dziękuję Wam wszystkim za pomoc, za opisy własnych zbiorów i za pasję z którą każdy z nas para się zbieractwem. A w nowym roku życzę wszystkim wrażliwości na piękno i kruchość otaczającego nas świata, wyrozumiałości i siły by naprawiać nie tylko swoje błędy, szerokiego horyzontu patrzenia i myslenia. Pozdrawiam serdecznie grzybnietych :) ( przepraszam za błędy stylistyczne i przydługie zdania;) )
szerzej:
Może pokrótce podsumuję ten rok, który przez pandemię był trochę inny, szczególnie dziwne było zakazanie wstępu do lasu. Ale było minęlo... W Wielkopolsce sezon grzybowy zaczął się w drugiej połowie czerwca, parokrotnie zbierałam kurki ale małe ilości trafiały, się pojedyncze podgrzybki. W lipcu poznałam nowego grzyba -muchomora szyszkowego, spróbowałam bardzo smaczny. Około połowy lipca zaczęły pojawiać się podgrzybki kozaki i różne gołąbki, których nie zbieram. Później były wyjazdy ale zwiadowcze - bez grzybów. Zaczęły się upały, zdarzały się przelotne opady deszcze, ale nie na tyle by grzybnia ruszyła. Susza, susza i tak przez cały sierpień. Prawdziwe grzybobranie zaczęło się we wrześniu, najpierw w województwie pomorskim połączone z wypoczynkiem, tutaj zbieraliśmy prawdziwki, maślaki, podgrzybki i słynne nad morzem borowiki wrzosowe. W tym czasie w Wielkopolskich lasach wysyp prawdziwków i kozaków. Pod koniec września w lasach nowotomyskich zaczął się wysyp rydza, ale 90% z wkładem. Było też dużo maślaków, sów, sporadycznie kurki i podgrzybki. Początek października ruszyła Puszcza Notecka - różnorodność grzybków. W lasach nowotomyskich sypnęło rydzami, tym razem bez robaków. Zaczął się wysyp podgrzybków, słabo z prawdziwkami. W listopadzie można było jeszcze sporo grzybków nazbierać głównie podgrzybków, rydzy, kurek, gąsek, maślaków, sów, zielonek, siedzuni, prawdziwków i wodnich późnych. Dziś 31 grudnia 2020 był pięknym słonecznym dniem, idealnym na pożegnanie z lasem. Do siego roku. Pa, pa - do maja (myślę o początku sezonu grzybowego). Wszystkim odwiedzającym ten portal, życzę dużo dobrego zdrowia, optymizmu, normalności i pełnych koszy grzybów w nowym 2021 roku. Pozdrawiam serdecznie wszystkich Grzyboświrków 😁
szerzej:
Chodząc dziś po lesie to tak jak bym jednocześnie w dwóch tkwiła klimatach. Wyobraźnia dokładnie podsuwała, to co tak niedawno było i zaraz konfrontacja z dniem dzisiejszym. W lesie szaro, cicho i spokojnie. Brak odgłosów jakichkolwiek, słońce skrzętnie pod zwałami ciężkich chmur ukryte. Monotonia pod stopami. Zielono i brązowo. Mogłam też powłócząc nogami delikatnie po listkach poszurać. Mijając kolejne zwały liści czy też krzaki dokładnie pamiętałam pod którym i jakie grzyby znajdowałam. Oczywiście stanowiska borowika czy koźlaka- puściuteńkie, ani śladu grzybowego życia. Ale już jeśli o podgrzybka by chodziło, to te mnie radośnie przywitały. Najpierw trójca, potem duecik i soliści. Stan ich wiele miał do życzenia. Nie były już one tak piękne i młode jak ja to z niedawna pamiętam. Ale przypomniały z nostalgię wielką te niedawne piękne czasy. Dostępu do tej głębi lasu jak to od niedawna czynią- broniły już bezlistne gałązki- sztywne, kłujące po twarzy, próbujące wykłuć oczy. Mając listki na sobie stają się one tak miłe i przyjemne w dotyku, giętkie i przechodzenie koło nich sprawia samą przyjemność. Teraz tak się zachowują jak by broniły dostępu w głąb lasu. Pochodziłam- powietrze wilgotne i tak dech zapierające swym leśnym aromatem, że czułam jak bym wdychała jakiś narkotyk. Cudnie było. To takie już ostatnie z mej strony jesienne leśne wygłupy. Teraz już n a bank daję spokój lasom- niech dobrze przed następnym sezonem odpoczną. A co dziś doświadczyłam- to moje. Serdecznie wszystkich jesiennie i sennie pozdrawiam :)
szerzej:
Tak sobie robię pożegnania z jesienią i lasami jesiennymi, choć jak słonko nie dopisze, to one takie wyciszone powolutku zapadają w sny zimowe. Sosny, jak to one nic sobie z pór roku nie robią, i ich korony zawieszone wysoko chwalą się cudnymi zielonymi igłami. Pod stopami piękne mchy zielone, a prócz nich to tak wszystko inne w brązach. Sucho w lesie się zrobiło. Ponieważ wiem dobrze jak ściółka po sam dach jest napita- bardzo mi to odpowiada. Na poboczach dębowe leżące pod stopami liście przy maszerowaniu cudowny wydają szelest. Grzybków już nie szukam, bo najwyższy czas dać im święty spokój. Tyle ich tej jesieni wyrosło, tyle ich się swoim urokiem pochwaliło. tyle one zbieraczowi dały zadowolenia i radości, że aż za wiele. Choć tak szczerze, to jeszcze mogły by od czasu do czasu swą osobę pokazać i nas samych zadziwić. Tak i dzisiaj się stało. Wędrówka moja utartymi i nie szlakami, po duktach. Za zimowymi okazami ze ścieżek się też rozglądałam, ale poza uchem bzowym nic więcej nie wytropiłam. Spokój w lesie. Całkowity spokój i głębokie wyciszenie. Ptactwo bez aktywności, gdzieś się pochowało, wiewiórka troszkę- jak to ona potrafi- narobiła hałasu drapaniem i figlowaniem między sosnami, i tyle, albo, aż tyle. Czuje się powolutku leśną senność i wyciszenie. I taki lasu charakter też bardzo mi odpowiada. Nawet spacerując, za bardzo na boki okiem nie łypałam- tak troszeczkę może. Już z lasu wychodziłam, dosłownie na całkowitym jego skraju tego jednego jedynego zobaczyłam podgrzybka. Piękny, wyniosły, z szałasem z gałązek na brunatnej głowie. Radość- taka spontaniczna i wielkie zdziwienie. Wspomnienie pozostanie tego spaceru ze mną na długie jesienne wieczory- serdecznie wszystkich z mych stron pozdrawiam :)
szerzej:
Pojechaliśmy na ostatnie w tym roku grzybobranie w leśne ostępy Jastrzębska. W lasach żywego ducha. + 5 stopni, wspaniałe powietrze i cisza ubogacana głosami. zwierząt. Do wyzbierania już tylko resztki grzybów nie zniszczone przymrozkami. Definitywnie to koniec bardzo obfitego sezonu. Teraz ze zbieractwa przebranżawiam się na łowiectwo. Grudzień to czas zmagań ze szczupakami. Do zobaczenia w maju na Portalu. Pozdrawiam.
szerzej:
1 mały borowik, 1 maślak, bo go z podgrzybkiem pomyliłam. A wiadomo- jak w ręku się znalazł, to zaraz w koszu wylądował. Inne lasy- choć niby takie same, bo przecież sosnowe, inny zaraz klimat. Inaczej się chodzi, inaczej wydaje że grzyb rośnie. A rosły. Były rozmiarowo od maluszków na grubaśnych nogach po dorodne egzemplarze, takie, co to kilka wystarczy, aby dno koszyka pięknie przykryć. Niektóre wyglądały na całkiem młodziutkie, z delikatną żółcią pod kapeluszem. Były też osobniki samotnie rosnące, duże, dojrzałe na pokaźnych nogach i z daleka widoczne. Lasy piękne, choć podzielone na mniejsze kwartały. Niski mech, gdzie nie gdzie srebrzysto pod stopami. Lasy i te duże z dorodnymi już świerkami, jak i te mniejsze, gdzie pod stopami widoczne jeszcze bruzdy pozostałe po sadzeniu młodników. Dzisiaj jakoś tak po lasach krążyłam, że za bardzo na zagajnikach się nie skupiłam. Ranek- chłodny, ale to wilgotne czyściutkie leśne powietrze po opuszczeniu przez nas auta działało dłuższy czas jak jakaś pierwszorzędna inhalacja. Skłony też były dziś ćwiczone- ponad 200- gdyby nie grzyby- nigdy dobrowolnie bym tylu nie wykonała. Jak zwykle i w lesie, jak i teraz w domu najbardziej narzeka na wyjazd mój kochany kręgosłup. Ręce dziś oszczędzałam- zbiory- niewielkie i do auta- przesypka do innego kosza i z powrotem. Minęło nam w lesie migiem jakimś ponad 4 godziny. Lasy obeszliśmy, grzybków nazbieraliśmy więcej niż w ogóle przyszło by nam do głowy. Brat też mógł się pochwalić podobnym do mojego zbiorem. Zawsze tak jakoś wychodzi, że mniej więcej mamy w koszach podobne ilości. Grzybki już przebrane, i na suszarce. Było tak w lesie cudownie, że to nie ja zaczęłam coś tam o następnym wyjeździe wspominać, a mój szanowny braciszek tak się rozochocił, że kto wie czy jeszcze gdzieś nas nie poniesie. Cóż dodać- jak na jakość zebranych dziś grzybów- bardzo niewiele z nich było robaczywych. Dosłownie wyjątki. Życzę jeszcze Wszystkim podobnych udanych grzybobrań i tego cudownego aromatu i klimatu lasu. Jest jeszcze tak jesiennie i tak pięknie. Zapomniałabym, napisać że spotkałam nieprzeliczone ilości sarniaków. Rosły grupowo, wielkie i mniejsze jak i w pojedynkę. Praktycznie w każdym odwiedzanym przez nas kwartale lasu. Dopisywały też maślaki pstre- obu gatunków nie zbieraliśmy. Serdecznie i cieplutko wszystkich Was pozdrawiam :)
szerzej:
egzemplarze, kożlak pomarańczowy - szt 1, maślaki 2 szt, kurka- duża garść, zielonki 3 szt, maślak pstry szt. 1- potrzebny do dzisiejszego dania. Maślaków pstrych i gąsek zatrzęsienie. Kapelusze maślaków w swoich kształtach przeszły wszelkie oczekiwania. Małe, duże i powyginane. Ale od początku zaczynam swą opowieść. Wjazd do lasu- zawsze on nas witał otwartymi wierzejami, a wczoraj - zgłupieliśmy. Zamiast lasu, sosnowego dostojnego wita nas zawalona pniami i gałęziami polana. W dali zagajnik. Nie pierwszy to tutaj wycięty cały kwartał lasu. Już się boję co za widok za rok nas spotka. Zamiast z koszami na grzyby, piękne ocienione zagajnikami polany będą nas witały z koszami piknikowymi. Masakra. Całe szczęście, że drwale mieli wczoraj przerwę. W lesie błoga cisza. Na początku puściutkie parkingi. Później mijane dwa samochody. W lesie zero grzybiarzy. Mówiłam, że tak jest we wtorki, ale widać, że i na środy się przeniosło. Chyba ludzie pokończyli już sezony. Jak zawsze, tak i tym razem miłe z lasem powitanie z zapytaniem co on też nam dzisiaj przygotował? Długo nie byliśmy bez odpowiedzi. Piękne czarne łebki zaczęły się a to w mchu, a to w igliwiu ukazywać. Czasami, gdzieś jakaś trawy kępa pyszni się wyrośniętym już podgrzybkiem. Rosły sobie one i w wysokiej, w średniej sośnie, a także w gankach prowadzących do zagajników. W jednym z pierwszych przeze mnie zagajników odwiedzanych, prócz tęczy kolorów powitał mnie jak słup soli na środku rosnący piękny duży borowik. Jeszcze cieszyć ze szczęścia mojego się nie przestałam, gdy pod moimi stopami, gałązką nakryty drugi się pojawił. Radość przeogromna. Dwa piękne borowiki na jeden zagajnik. I tak jak uroczo się zaczęło, tak i się skończyło. W następnych prócz kurek, podgrzybków i tabunów sterzyżaków nic więcej mnie nie powitało. Ach jeszcze tylko 1 koźlarz. Po zagajników opuszczeniu miałam przemiłe zajęcie- zabawę w chowanego ze strzyżakami skrzętnie w mych włosach ukrytymi. W sumie odwiedzonych zostały 4 piękne lasy. W jednych mech taki parterowy, a w innych prawie, że do kostek. Zawsze jakaś odmiana. Grzybki rosły, choć nie za bardzo stadnie. Trzeba było się nakombinować, by je namierzyć i do koszyka schować. Idąc w stronę już drugiego lasu, patrzymy, a przy zagajniku zaparkowany pokaźny samochód- z tyłu pełno wiaderek, a z lasu do którego zmierzaliśmy zaczyna się wyłaniać - jedna osoba z wiadrem- druga, i tak naliczyliśmy ich do dziesięciu. Kwitujemy krótko- no to jesteśmy po grzybach. Ale podeszliśmy, powitanie, miłe słówko- i co się okazało- była to ekipa która malowała farbą czubki maluteńkich sadzonek sosny- aby chronić je przed zwierzętami. Pomalowana była co trzecia sadzonka. Czyli dobra nasza- las jest, to i grzyby będą. Tak z każdego około godzinnego wyjścia wracaliśmy z ok. połową kosza grzybów. W sumie pobyt przepiękny, owocny. W niespełna 5 godzin zebrałam 6,8 kg grzybów- dwa pełniutkie kosze. Połowa wczoraj przeze mnie zebranych grzybów już zamarynowana, reszta ususzona. Troszkę do obiadku jako dodatek też poszło. Co jeszcze ciekawe- zgnite grzyby się spotykało, ścięte wcześniej również, ale brak było takich naprawdę mocno robaczywych. W tych które przywiozłam- odrzuciłam kilka nóżek i ok 10 całych podgrzybków. Reszta zdrowa, bez farszu, po przekrojeniu bialutka, i to bez względu na to czy maluch, średniak, czy też duży. Do lasów jeszcze nieraz zajrzę, za grzybkiem się obejrzę, ale takie prawdziwe wielkie grzybobranie to już było ostatnie. Pozostał żal, i tęsknota, oraz dłuuuuuuuuuugie oczekiwanie na następną piękną jesień. Serdecznie wszystkich Was pozdrawiam- życzę podobnie udanych pożegnań :)
szerzej:
Pozdrawiam serdecznie wszystkich Grzyboświrków
szerzej:
Jaki był ten sezon? niby dobry ale pozostaje spory niedosyt... Dlaczego? mniej więcej do 20 września było super, niestety 3 tygodnie bez kropli spowodowały że w drugiej połowie września i mniej więcej do 15-20 października w lasach były pustki tylko pojedyncze koźlarze, maślaki, czasami stary podgrzybek no i czubajki. Zazwyczaj właśnie w tym czasie rośnie najwięcej grzybów dlatego wybrałem się na 5 dniowy urlop do lasu, niestety lasy zawiodły przez suszę i chłody październik. Najbardziej lubię lasy pod koniec września jest wtedy jeszcze ciepło ale nie gorąco, dzień jest jeszcze dość długi a w lesie jest przyjemnie i całkiem zielono, byle tylko rosły grzybki;) Wracając do sezonu który się kończy, gdy w drugiej połowie października powoli zaczynał się wysyp ja niestety trafiłem na 7/8 dniową kwarantannę którą zakończyłem pod koniec października, starałem się nadrobić stracony czas co w dużym stopniu udało się zrobić ale lasy i zbiory w większości podgrzybków nie cieszą przynajmniej mnie tak jak zbiory letnie/wczesnojesienne które są bardziej urozmaicone, oczywiście zbierałem inne gatunki, (borowiki, koźlarze, sarniaki, maślaki, gąski, czubajki) ale o tej porze królował podgrzybek który po pewnym czasie staje się monotonny, mam nadzieje że przyszły rok będzie lepszy bez takiej przerwy i kwarantanny z typowym wrześniowo-październikowym wysypem :) pozdrawiam i Darz Grzyb;)