szerzej:
Darz Grzyb!;-) Były potężne Bory Dolnośląskie, a w nich wybitne grzybobrania od świtu do wieczora, kiedy nocna pora zasłaniała swoją szatą grzybowe skarby. Jednak w nich zawsze jestem tylko gościem, choćbym i z Bolesławca na świętoszowskie poligony przeszedł wzdłuż i na szagę. To nie moja wina, że serce do lasu i grzybów ukształtowała mi Bukowina. W pierwszym dniu listopada, już nie tak wcześnie z rana, wysiadłem na bukowińskiej stacji, gdzie czas płynie we mgle, a rosa obficie moczy każdemu buty, kto chce iść przez pola i łąki do lasu na skróty. Słońce wyjrzało, świeżo spadającymi z drzew liśćmi zapachniało, po prostu natchnienie lasu już na dzień dobry mnie dorwało. Ten rok jest wybitny z opadami, wszędzie można spotkać kałuże, po których gumowcami idę dumnie, chlapię na boki, akcentuję swoją obecność: To ja! Dziwny, ale nieszkodliwy dla ogółu człek z miasta, któremu marzy się cały czas las i basta!;)) Wejście w bukowińskie lasy, podświetlone od wschodu, za kilka godzin zaświecą od zachodu. listopadówy dzień krótki, wkrótce zakończy się światła panowanie, a w lasy wleje się noc i marzenie o leśnym śnie na jawie. W prognozach pogody ołowiane chmury i opady zapowiadali, a tymczasem błękit nieba w Bukowinie rządzi. Jesienne barwy lasu, szumiące na wietrze liście, rozciapciane błoto na drodze, po którym idę z ochotą po kolejne, bukowińskie przygody. Dawno nie było tak mokrej jesieni, kiedy trawy od wilgoci kładły się i kłaniały, jakby na królewskim dworze przed majestatem króla falowały. Zapachy wydzielają wspaniałe. Kojące, jesienne, przemijające, pewien okres w roku podsumowujące. Wśród nich ukrywają się perły złociste, białe, szlachetne, bo z życiodajnej wody zbudowane, chociaż nietrwałe. Do wieczora większość z nich spadnie, za to obfita, wieczorna rosa wyda ich drugie pokolenie. Liście topli osiki mienią się tysiącami jesiennych barw. To puzzle i mozaika drzew, których tajemnica tkwi w ciągłym procesie narodzin i śmierci. Za to w piachu odnalazłem norę, szeroką i głęboką, choć pewnie zrobioną w pośpiechu, na szybkim zwierzęcia-budowniczego wdechu. Bukowina wprowadza mnie w hipnozę, ukazuje swoją metamorfozę, która dokonuje się właśnie teraz, w listopadzie. Las porzucił przepych czerwca, lipca i sierpnia. Oddał też urok września i października. Zawiera przymierze z listopadem, aby następnie połączyć się duchowo z mrocznym grudniem. Słoneczne, przyjemne chwile i ulotny, morski kolor nieba napawają głowę myślami, że jeszcze ciepło i światło rządzą w lesie. To tylko pozory i ulotne chwile przed nastaniem mroku i chłodu. Synowie Północnych Ciemności już tu nadchodzą, ale jeszcze zwodzą… Widoki, które są dla mnie cenne jak skarby. Czujne zwierzęta, chociaż patrzyły pod Słońce, zwęszyły, że coś jest nie tak, że ktoś tam w oddali się krząta. Hej koziołki i i sarenki! To ja! Bukowiński włóczęga!;)) A mów sobie Lenart co chcesz, my swoje wiemy, że jak coś na dwóch nogach przy skraju lasu lezie to lepiej zwiać w knieje i trawy, niż skończyć na Golgocie, którą nazywacie pokotem. Może i Ty nie jesteś myśliwym, lecz uciekamy, bo tak nam natura każe.;)) Co pod kątem mykologicznym miała mi do zaoferowania pierwszo-listopadówa Bukowina? Na pewno nie przepych i bogactwo wysypu grzybów, jak w Borach Dolnośląskich. Cały czas można spotkać czubajki kanie, czubajki gwiaździste i czubajki czerwieniejące. Jest jedno ale. Grzyby w znacznej większości nie nadają się do zbioru. Są przede wszystkim bardzo namoknięte wodą, często do tego stopnia, że obłamują się i spadają z trzonu. Na łąkach można spotkać “cmentarzyska” kani, na których każdy owocnik to po prostu stary, przemoknięty kapeć. W lesie także przeważają czubajkowi weterani, w związku z czym należy ich honorowo pozostawić w lesie, ale twarde i młode, nadające się do zbioru egzemplarze też jeszcze można spotkać. Za to pod młodym dębem znalazłem kilka, nieco sponiewieranych muchomorów zielonawych. Różnią się od swoich przodków – owocników sprzed kilku tygodni, które były w grzybowej sile wieku, masywne, okazałe i duże. Teraz zmizerniały, warto zauważyć, że i ślimaki je podgryzły, ale trucizny się nie wyzbyły. To wciąż śmiertelnie trujące grzyby dla człowieka. Powinno się zawsze o tym pamiętać, że w zależności od warunków pogodowych, rodzaju podłoża, nasłonecznienia, itp., wygląd muchomora zielonawego może być różny, inny od tego “atlasowego”, chociaż pewne, bardzo charakterystyczne cechy gatunkowe wciąż są widoczne i rozpoznawalne. Nadal można też podziwiać muchomory czerwone, chociaż i one największy festiwal 2020 mają już za sobą, a część owocników rozłazi się od nadmiaru wilgoci, rozczłapują się oraz rozpadają. Podobny los spotkał prawdziwki, zwłaszcza te rosnące na bardziej otwartej przestrzeni, gdzie nic je nie uchroniło przed ostatnimi, dość obfitymi opadami deszczu. Nasiąknęły wodą jak gąbka i rozpływają się, tylko na zdjęciach dobrze wyglądają. Lepiej radzą sobie prawdziwki rosnące w lesie, zwłaszcza te w buczynach i o ile wyglądają na mocarne, piękne i twarde, o tyle często są robaczywe. Myślałem, że robaki na koniec sezonu im odpuszczą, jednak w tym roku, postanowiły wkurzać grzybiarzy po całości. Kilka z nich okazało się na szczęście zdrowych, a więc mogłem przypieczętować pojedyncze zwycięstwa nad robakami i wilgocią. Szkoda tylko, że zdrowych i mocarnych borowików znalazłem i zebrałem niewiele, około 12 sztuk. Z podgrzybkami, przynajmniej tu, w Bukowinie i okolicach jest już raczej słabo lub przeciętnie. I do tego część grzybów nie nadaje się do wzięcia z powodu znacznego zarobaczywienia. Czyli kulminacja bukowińskiego, jesiennego wysypu grzybów przeszła do historii. Nieliczne, młode i zdrowe podgrzybki uchwyciłem w obiektywie, a także klującą się, młodą “kozią brodę”, którą pozostawiłem w lesie. Być może w innych częściach lasu z grzybami jest lepiej. Znalazłem też kilka owocników pieprzników jadalnych, czyli pospolitych kurek, które w tym roku powróciły na grzybową arenę bukowińskich lasów po dwóch latach nieobecności. Listopad to ostatni miesiąc meteorologicznej jesieni i zarazem okres, w którym las bardzo się zmienia. O ile na początku miesiąca, pomimo znacznej ilości opadłych liści, można jeszcze podziwiać wiele drzew w jesiennej, złocisto-kolorowej odsłonie, o tyle na końcu listopada rozpoczyna się najbardziej szary i ponury okres w życiu lasu, który potrwa aż do marca, z niewielkimi, subtelnymi incydentami wiosennymi w lutym. Tak w skrócie minęła wspaniała wycieczka, podczas której las obdarował mnie całą paletą leśnego dobra i piękna, a pod koniec wyprawy ukłonił się za pośrednictwem wyjątkowo wygimnastykowanej sosny.;)) Na stację przyszedłem już po ciemku, jakichś pośpieszny pociąg śmignął w kierunku Ostrowa Wielkopolskiego, a nad Bukowiną rozlała się cisza, którą wysłały do mnie lasy tej ziemi, zapraszając mnie w ten sposób na następną wyprawę. Wykorzystam to zaproszenie jak najszybciej. Całą relacja dostępna pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/listopadówa-metamorfoza-bukowiny. html
szerzej:
Chyba sie powoli konczy. Bardzo malo mlodych grzybkow. Za to blaszkowych (w tym opienki) tyle ze ciezko przejsc bez potracania lub nadepniecia jakiegos. Zero niestety rydzy.
szerzej:
Do tego 2 kozaki czerwone (właściwie pomarańczowożółte), kilka młodych maślaków zwyczajnych, trochę gąsek. podgrzybki rozrosły się po większości lasów. Z pewnością wysyp się rozwinął. podgrzybki małe i średnie, ale też już można trafić duże. Jak kto woli, jak kto lubi. Niestety robaczywe bez zmian. A nóżki przy główce to praktycznie wszystkie, dlatego zbierałem tylko główki. Między środą a niedzielą musiało strasznie padać, bo nie pamiętam kiedy w tych lasach było tak mokro. Zatem grzyby strasznie wilgotne i klejące się 😖. Ludzi w lasach bardzo dużo, ale każdy napełniony i spełniony 👍
szerzej:
Mogłabym ich uzbierać spokojnie pół kosza choć były małe. Proszę o pomoc w identyfikacji. Myślę że to jakiś pieprznik. Poza tym mnóstwo sitaków - nie zbieraliśmy. Nadal wychodzą muchomory czerwone i żółte gołąbki. Kanie w większości kończą żywot. Opieńki w lasach liściastych wielkie jak talerze, w iglastych malutkie szpileczki. Też nie zbieraliśmy. Mimo brzydkiej pogody super wypad. Miał być ostatni. Zobaczymy 😁
szerzej:
Darz Grzyb!;-) Czwartek, 29 października 2020 roku. Po sobotnim transie grzybowym w Borach Dolnośląskich i czarach, które odprawiły lasy w tańcu z mgłą, promieniami słonecznymi, rosą, wędrówką złotego blasku po drzewach i wielu innych atrakcjach, świtała nam tylko jedna myśl w głowie. Trzeba to powtórzyć! Wybór padł na czwartek. Tym razem przywitało nas spore zachmurzenie i chwilami padający deszcz. Niezrażeni, lasu spragnieni i grzybów wciąż nienasyceni, ponownie wyruszyliśmy jeszcze ciemną nocą, gdzie nogi po grzyby przez magiczne lasy poniosą. Te same miejsca, a czar jakby inny. Każdy dzień w lesie jest inny, jedyny, niepowtarzalny, choć pozornie podobny, to zawsze inny. Tę inność potrafimy wyłapać naszymi zmysłami. Zbyt wiele lat włóczymy się po lasach i zbyt długo wchłaniamy ich moc. Im częściej w lesie przebywasz, tym większy worek leśnych niezwykłości jest w stanie pomieścić dusza. Pierwsze bory, zagajniki i multum podgrzybków. Grube trzony, twarde, brązowe kapelusze, lekko podlane nocnym deszczem. Świecą się i zachęcają do zbierania, fotografowania i radowania się z obfitości grzybowej jesieni. Grzybobranie to nałóg bez możliwości wyleczenia. Jedynym antidotum jest… ponowna wycieczka do lasu.;)) Bory Dolnośląskie opanowuje żywioł jesiennego wysypu grzybów, a nas żywioł grzybobrania. Już na samym jego początku wiemy, że będzie ono wyjątkowo udane, wspaniałe, pozostające w głowach i pamięci przez całe życie. Pamięć o nim przetrwa jeszcze dłużej. Na fotografiach. Znajdujemy rodzinkę borowików szlachetnych, a gdzieś przy zwierzęcej norze czają się podgrzybki. Zresztą są one dosłownie wszędzie. W środku lasu, przy drogach, pod gałęziami, w mchu, na buchtowiskach, a nawet w miejscu, gdzie leśnicy i drwale prowadzili szlak zrywkowy. Deszcze raz siąpi, raz nie. Słońce próbuje nieśmiało przedrzeć się przez ciemne chmury, ale one nie ustępują. Na razie. Zbieramy podgrzybki, tylko od czasu do czasu spoglądamy na siebie, żeby się nie zgubić. Czasami gdzieś słychać spadającą kroplę wody z drzewa, czasami sosny potrą się korą, co sprawia wrażenie, jakby ktoś otwierał stare, skrzypiące drzwi. I wszędzie one. Klasyczne czarne łby, które przez kilka tygodni niepodzielnie rządzą na piaszczystym podłożu, wśród królestwa sosen, igliwia i mchu. To najbardziej emocjonujące momenty grzybowej jesieni. Mamy świadomość, że październik lada moment przejdzie do historii, a na jego miejsce jest przygotowany ponury listopad, który swoją ciemnością i chłodem zakończy panowanie dynastii podgrzybków 2020. Ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz. Jeszcze panują niepodzielnie, a ich herb wyryty jest w brązowym kolorze tak, jaki ich kapelusze, zaś druga strona przybrała kolor żółtooliwkowy, czyli barwy hymenoforu. Grzybiarz kłania się każdemu grzybowi, którego chce zebrać, chyba, że chodzi po lesie na kolanach.;)) Słońce zaczyna coraz śmielej przedzierać się przez chmury, a wnet podgrzybki nabierają blasku. Są jeszcze bardziej kuszące, atrakcyjne, tajemnicze i niesamowite. Choć runo leśne jest tu dość skąpe botanicznie, grzybowo tłoczno w nim i suto. Maślaki postanowiły wyrosnąć na środku piaszczystej drogi. Wyszły spod ziemi całymi zgrajami. Świecą się i lepią od wilgoci, ale na sos trudno znaleźć od nich lepsze pychoty. Duszone na maśle to rarytas i wariactwo kubków smakowych. Tradycyjnie podziwiamy muchomory czerwone oraz liczne sarniaki, których nie zbieramy, chociaż chętnie oglądamy. Niektóre z nich wyrosły na spore, grzybowe olbrzymy. Mając już w koszach bardzo dużo podgrzybków, postanawiamy “zapolować” na szlachcice. Udaje się. Wśród niezliczonej ilości czarnych łebków, co jakichś czas znajdujemy przepiękne prawdziwki. Część z nich prezentuje się wybornie wśród kęp wrzosu. Rosną owocniki małe, średnie i duże. Dużo rzadziej niż podgrzybki, ale napotykamy takie miejsca, w których rośnie po kilka sztuk króla grzybów. Radość nie do opisania i tętno 250 uderzeń na minutę! Czujemy się jak nowo narodzeni.;)) I w końcu, wśród leśnych otchłani rośnie on. Arcymistrz i marzenie każdego grzybiarza. Przepiękny, napakowany, twardy jak stal i zdrowy jak ryba borowik sosnowy. Należy do najbardziej fotogenicznych i najpiękniejszych grzybów rurkowych. Jest też jednym z najbardziej tajemniczych grzybów. Nigdy nie rośnie w tak dużych ilościach co podgrzybek czy prawdziwek (borowik szlachetny). Potrafi pojawić się już na początku maja, gdzie inne grzyby jeszcze “śpią” twardym snem lub w listopadzie, kiedy jesienny wysyp grzybów zmierza do mety. Andrzej szybko chwycił za telefon i uwiecznił zagrzybionego i szczęśliwego Lenarta ze swoją sosnowo-borowikową zdobyczą. Pomimo penetrowania terenu wokół znaleziska przez ponad kwadrans, nie znaleźliśmy już drugiego borowika sosnowego. Za to do koszyków trafiały kolejne prawdziwki i oczywiście podgrzybki, które zapełniły nam już ich pojemności, w związku z czym, podjęliśmy decyzję o powrocie do samochodu, a dochodziła dopiero godzina 11. Nawet stary patent pończochowy, zwiększający pojemność chłonną koszy wyczerpał się, a podgrzybki wciąż rosły i rosły… Co za szaleństwo! Co za grzybobranie! Wróciliśmy do auta, przesypaliśmy grzyby do innych pojemników w bagażniku i po odpoczynku, ponownie wystartowaliśmy w magiczne Bory… Spotkaliśmy w lesie starszego pana, który miał oryginalny wózek na grzyby, dzięki czemu nie musiał tachać koszy w dłoniach. Na grzybobraniach tak bywa, że spotykamy innych ludzi, przeważnie raz w życiu. Czasami zastanawiam się, dlaczego akurat tę osobę i w tych okolicznościach? Trochę to filozoficzne i pewnie mało kto się nad tym zastanawia, ale ja tak mam.;)) Grzyby ponownie nas zagrzybiły po czubate kosze, ale tym razem Słońce zaczęło przeważać nad chmurami. I tak, jak w sobotę, tak i teraz rozpoczęło się natchnione szaleństwo piękna i tajemnicy Borów Dolnośląskich, gdzie żywioł grzybobrania i zachodu Słońca nie pozwalają się skupić nad niczym innym, jak tylko na podziwianiu przyrodniczego majstersztyku. Wieczorny las, nadszedł czas, zanurzyć się w grzybowy trans. Dolnośląskie Bory, prawdziwków zebrane wory, podgrzybków kosze, zielonek piaszczyste moce, koźlarzy pełno w brzozach, maślaków przy drogach, jak nóg w stonogach. Klejnoty jesieni, zebrane pieczołowicie, lśnią i pachną obficie, to wszystko dzieje się już o świcie, choć do południa czasu sporo, grzybowe zwierciadło kręci się wkoło, grzybiarze garbią się i kucają, nawet o bólach placów zapominają. Mgliste i kolorowe lasy stopniują doznania, głowa pełna marzeń i wrażeń, a grzybów wciąż jej mało, bo 1000 borowików się zachciało. Tylko dłonie ciężaru by miały w nadmiarze i odmówiły współpracy z grzybiarzem, bo ileż kilogramów mogą tachać, jak nawet palcem nie mogą swobodnie zamachać? Kolory jesieni, zapachy natury, podążamy ścieżką po grzybowe runy. Czasem w igliwiu skrzętnie ukryte, a czasem we wrzosach mocno poskręcane, jakby plastelina ulepiła ich grzybowe ciało. Nam lasu ciągle mało, chociaż zrobiło się zimno i często padało. W końcu doszliśmy z powrotem do samochodu, gdzie po ułożeniu naszych zbiorów, zrobiliśmy pamiątkowe fotki z tego wyśmienitego i ponownie pełnego magii Borów Dolnośląskich grzybobrania. Będzie co wspominać i oglądać w zimowe wieczory i na starość. Pozdrawiam serdecznie! Cała relacja ze zdjęciami pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/grzybowy-zywiol-w-borach-dolnoslaskich. html
szerzej:
Jesienny podgrzybek (ten na grubych nózkach) trzeba sprzwdzać bo pomimo extra wyglądu zewnętrznego bywają "lokatorzy". Prawdziwek 30% zamieszkały przez "obcych". Generalnie dwa staruszki (66+) ponad 15 kg grzybków. I czego chcieć więcej.
szerzej:
Jeśli chodzi o prawdziwki sytuacja bez zmian. Przeważnie rosną pojedynczo. Wygląda na to, że nie doczekamy się wysypu prawdziwkowego. Rano, o 7:30 na parkingu minus 2 stopnie. Brrr. Ale na szczęście grzyby jeszcze nie zmrożone.
szerzej:
wyciętym lesie świerkowym. Przegonił nas pracownik, który miał za zadanie wszystko zmielić. I wjechał traktorem z takim ogromnym urządzeniem. Jechał łamał gałęzie i drzewka, cofał i wyrzucał tak drobno zmielone jak śrut. Ziemia po takim przejeździe wyglądała jak na polu a nie w lesie. Nikt już tam opieniek nie zbierze. Zdążyliśmy w samą porę. Mam nadzieję że to przygotowanie pod szkółkę bo żal patrzeć jak zarastało chwastami i trawą. Dzień słoneczny, ludzi trochę spotkaliśmy, w koszykach mieli tylko opieńki. Definitywnie powoli zbliża się koniec. Coś tam się zawsze znajdzie jak się wie gdzie szukać. Ale nachodzić trzeba się sporo. Trzy dni od poprzedniego grzybobrania a liści na ziemi przybyło po kostki. Mniej grzybów a więcej ślimaków. To już prawdziwa jesień w lesie. Pozdrawiam 😊