szerzej:
W częściach lasu sosnowego z dywanem mchu, gdzie zawsze było dużo małych czarnych łebków - grzybów prawie zero. Pojedyncze spleśniałe. Za mokro i za zimno dla nich w takim widnym lesie. Za to w jagodach dużo obżartych przez ślimaki ciapciatych, jasnych podgrzybków. Kolejny las to młode, chude sosny, dęby, zbity jasny mech i dużo igliwia, piachu - nieprzebrane ilości grzybów! Średnie, duże i małe. Na twardych nogach, zwarte ciemne kapelusze. Niestety, grzyby można było wypatrzyć nie tylko dzięki pięknemu wyglądowi... niemal nad każdym latał obłok owadów, grzyby głównie zdrowe ale pełno na nich siedziało mikroskopijnych "skoczków". Ogólnie przyjemnie się znajdywało, bo te rodziny pękatych grzybów wyglądały magicznie... niekoniecznie fajnie się zbierało, bo co się jakiegoś grzyba dotknęło to pod spodem dziesiątki czarnych punkcików atakujących rękę;). Dla odmiany wczoraj na chwilę zachaczyliśmy o inny las pod Poznaniem i tam zero takich owadów, a grzyby zdrowe lub z "klasycznymi" dziurami.
szerzej:
... no właśnie, będziemy musieli w domu siedzieć. Tymczasem, może to być koniec sezonu. A ponoć pogoda w listopadzie ma być super. Pozdrawiam serdecznie wszystkich Grzyboświrków 😁
szerzej:
A dodać do tego jeszcze muszę z ukosa, świecące dokładnie po oczach słonko. Krzewy natomiast prawie całe gołe, dostały raptem dziwnie sztywnych i wrednych gałęzi. Jeszcze nie tak dawno listkami delikatnie po twarzy łaskotały, a teraz wszystko robią, aby zagrodzić drogę, oko uszkodzić, albo tak przygarnąć do siebie, że droga jedynie wiedzie z powrotem. Grzybki- nigdy nie wiadomo - taka mała loteryjka- czy urosły akurat, czy może przerwę jakąś mają. Dzisiaj powitały mnie na bogato. Gość z potężną brązową głową na potężnej grubej nodze. Z wrażenia- jak go zobaczyłam, o Bożym świecie zapomniałam- natychmiast rękę pomocną mu podałam. Inne też były niczego sobie. Co zauważyłam w moim lesie, że rosną pochowane- wiadomo- ale tam gdzie suche jak wiór podłoże. W mchach- oczywiście też je spotykałam, ale już takie bardziej delikatne i skromniusie. Szybciutko czas romansu z mym lasem przeminął. Dodatkowo znalazłam pięknie pod lekko odchylonym podłożem schowanego borowika pięknego. Już nie pod brzózkami, a na środku małej polany dodatkowo radość mi sprawiły 3 młodziutkie czarne koźlaki. Na wagę jak bractwo wsadziłam, to pokazało 1,7 kg. podgrzybków- zdrowiutkich i młodych 86 szt. W lesie cudowne znów chwile spędziłam, mogłam ze spokojem się nim i grzybkami nacieszyć. Życzę wszystkim pięknych tych jesiennych zbiorów. Serdecznie i cieplutko pozdrawiam :)
szerzej:
w dopiskach jest zdjęcie drugiej częśći zbioru. Jest to zbiór jednej osoby od 8:00 do 15:00, pozdrawiam wszystkich grzybiarzy i życzę udanej końcówki sezonu.
szerzej:
chcieliśmy sobie zaoszczędzić. Tak, że w lesie obchód był na luzie. Grzyby rosły piękne i malutkie i te na grubaśnych nogach- dość duże. W pierwszym lasku, który na radary wzięliśmy, grzybki były, rosły, lecz zupełnie nie stadnie. Trzeba było się pokręcić, aby kosz zapełnić. Sporo niestety w lesie pozostawiliśmy tych młodych, ale już nadpleśniałych. Tak cudnie wyglądały, a po wzięciu do ręki pokazywały pleśń pod kapeluszem. Dziś, że grzybów dużo było, dużo też po nas zostało w lesie ściętych nóżek. Oczywiście i zagajniki naszym padły łupem. Może nie tyle z uwagi na możliwe tam borowiki i koźlaki, co przez zwykły sentyment. Oboje uwielbiamy ich klimaty. Jesień tam mieni się wszelkimi kolorami. Jeśli już nie na brzózkach, to pod ich gałęziami. Pstrokate, złoto wybarwione podłoże przyciąga w swe progi jak magnez. Ponieważ nie wiele ich na nasze było drodze, znalazłam tam 1 borowika, pomarańczowego koźlaka, a do tego dwa szare. Trzy raz z pełnymi koszami obracaliśmy do auta. Dwa razy na postoju pierwszym, oraz raz na drugim. I tak mogę tą przygodą z grzybami i lasem podsumować- mogę schylać się po grzybki nieskończenie wiele razy. Choć kręgosłup skrzypi i się buntuję, gdy grzybka zobaczę, nic nie jest w stanie przeszkodzić by po niego się schylić. Najgorsza czynność, której wprost nie cierpię, to donoszenie do auta pękatych koszyków. Pod ich ciężarem czuję, jak ręce z minuty na minutę mi się wydłużają. Ale co robić- w lesie brak bagażowych. Pogoda przy naszym spacerze pięknie dopisała. I temperatura i niebo, cudnie zachmurzone, od czasu do czasu sympatyczny wiaterek- wszystko z górnej półki- jak na zamówienie. Co ciekawe, gdy wjeżdżaliśmy do lasu- zero samochodów, a w lesie żadnych grzybiarzy- uroczy spokój i cisza. Dopiero przy zmianie lasu i miejsca, minęliśmy po drodze dwa tylko samochody. Puste- ludzi gdzieś wywiało. Uzbierałam i ja i brat - tak powiem po równo- po 10 kg zdrowego pięknego podgrzybka. Tak byliśmy zakręceni tym grzybobraniem, że w ostatniej minucie przed opuszczaniem lasu zrobiłam foto całości- niestety z bagażnika. Już nam się nie chciało wszystkiego wytaszczać z powrotem. Piękne dzisiaj wszystko było, powietrze aura, niebo, ściółka- suchutka- już pod nogami, uśmiechy na twarzach, zachwyt z grzybobrania. A teraz rękawy muszę zakasać i brać się w kuchni do roboty. W lesie spędzone 5-godzin z odpoczynkami, kawkami, a przedeptanych tylko 5 kilometrów. Serdecznie Wszystkich Was ściskam i cieplutko pozdrawiam.