szerzej:
Maślaki i podgrzybki trafione tylko w jednym miejscu, przypadkiem przy drodze. W środki lasu tylko Kanie i opieńki. Nie powiedziałbym, że jest to początek październikowego wysypu. Pozdrawiam
szerzej:
Darz Grzyb!;-) Sobota, 10 października 2020 roku. Imieniny miesiąca i aż trzy dwudziestki w dacie. 10 + 10 (dzień i miesiąc), czyli pierwsza dwudziestka oraz dwie dwudziestki w roku 2020. A gdyby tak dodać jeszcze mój wiek to wyjdzie pięć dwudziestek.;)) Tak więc pięciokrotnie naładowany okrągłymi dwudziestkami ( czyli setką – tylko tą liczbową, nie procentową %;)) ), postanowiłem dokładnie sprawdzić sytuację grzybową w lasach Wzgórz Twardogórskich. Prawie dwu-godzinna akcja prześwietlania miejsc występowania borowików szlachetnych, podgrzybków brunatnych, rydzów, siedzuni sosnowych, maślaków, koźlarzy, gąsek liściowatych, kurek i innych, najczęściej zbieranych grzybów dała jasny obraz stanu zagrzybienia lasu. Jest mizernie. Bardzo mizernie. Jesiennego wysypu wciąż nie ma. Postanowiłem wyjść z lasu i sprawdzić, jak się mają czubajki kanie, wszak grzybiarze informowali, że grzyb ten – wbrew ogólnej mizerocie grzybowej w lesie, owocnikuje całkiem przyzwoicie. I mają rację. Czasami zastanawiam się, czy aby wypada wchodzić na kaniowe łąki w gumowcach i stroju moro? W końcu tu odbywa się wyjątkowe przedstawienie. Sztuka, którą należy nagradzać brawami przez cały dzień. Dobre wychowanie i zasady kultury oraz szacunku do teatru i ogólnie pojętej sztuki, nakazują założyć garnitur, wypastować buty i przynieść ze sobą wygodne krzesło, aby móc podziwiać taniec, balet, przedstawienie, teatr i misterium w jednym. czubajki kanie są mistrzyniami elegancji na łąkach. Żaden leśny grzyb nie potrafi tak odważnie wyjść poza zasięg korzeni i koron drzew, aby w spektakularny i finezyjny sposób pokazać ponad trawami swoje grzybowe oblicze. Sobotnie przedpołudnie upływało jeszcze w ciepłej masie powietrza, Słońce ogrzewało aktorów teatru i jedynego widza w mojej osobie. Bukowińska ziemia, nieunicestwiona miejskim betonem, uwalniała niezwykle miłe zapachy, okraszone przyprawą z kropel obfitej rosy. Soczysta, zielona trawa powabnie gięła się na wszystkie strony Bukowiny, a w niej, swoje grzybowe role odgrywały kanie. Rozpoczęło się widowisko, które natychmiast postanowiłem na zawsze uwiecznić w obiektywie aparatu fotograficznego. Wtargnąłem tu bez biletu, z premedytacją, z pozytywną energią i wielką ciekawością, jaka to historia zostanie opowiedziana przez kremowo-białych aktorów grzybowego misterium. Obserwując uważnie spektakl, zauważyłem, że aktorzy występują w nim w wielu rolach. Mamy czubajkowych solistów, duety, tercety, kwartety oraz niewielkie zespoły, w skład których wchodzi najczęściej od 5 do 10/12 kani. Porozstawiały się w różnych odległościach od siebie. Bliżej lub dalej, ale wszystko to jest poukładane. Z wyczuciem, smakiem, sensem i zachętą do dalszego oglądania. Nic nie jest nadęte, kiepskie czy sztuczne. W sztuce tej odnajdziemy tercety przytulanek, jak i motyw odrzucenia jednego grzyba z wyraźnym akcentem duetu. Trzeba pamiętać, że jest to wyłącznie mistrzowska gra czubajkowych aktorów, którzy przez swój krótki, kilkudniowy żywot jesiennych dni są dla siebie braćmi i siostrami. Mamy też liderów łąki – samotników, traktowanych jako mędrców gatunku i luźne zespoły, skupiające często kaniową młodzież i niemowlaki. Są jeszcze nierozwinięte, ale prężą się, wyciągają i śpieszą, aby rozwinąć swój kapelusz i zatańczyć choć przez jeden dzień na łące jako baletnice. Niektóra młodzież, wytarzana w słomie i nie strąciwszy jej resztek z kopulastych jeszcze kapeluszy, wygląda nieco niedbale i niechlujnie, ale ma to swój urok i charyzmę. Taki nieokrzesany grzyb, pozornie niepasujący do rozwiniętej, czystej już arystokracji. Jednak na scenie prezentuje się znakomicie i świetnie gra swoją rolę. Przykuwa oczy widza na tyle, że ten chętnie robi zbliżenie w obiektywie i fotografuje jej spontaniczność i młodzieńczy bunt. To wszystko ma jakichś magiczny wymiar i wydźwięk. Choć nauki wiele lat temu wytłumaczyły zasady działania grzybni i wykluwania się owocników, mimo to, oglądając spektakl, cały czas można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z czymś niezwykłym, trudno wytłumaczalnym w sposób racjonalny. Chociaż kania to grzyb stadny, rosnący najchętniej w skupiskach, z punktu widzenia praw rządzących leśnymi grzybami jest wielkim indywidualistą. I chyba przez tę swoją wysokość ukazuje ją jeszcze bardziej. Często pojawia się w czasie, kiedy podgrzybki, Prawdziwki, koźlarze i inne powszechnie zbierane grzyby siedzą jeszcze głęboko w ściółce. Potrafią wyrosnąć nawet 200-300 metrów od skraju lasu, co w przypadku wielu innych gatunków grzybów jest nie do pomyślenia. W pewnym sensie kanie uniezależniły się od lasu i dzięki temu mogą zdobywać przestrzeń niedostępną dla większości mykologicznych mieszkańców lasu. Swoją konkurencję na łąkach w postaci pieczarek, purchawek, czasznic lub purchawic nokautują wysokością. Jak trzeba to urosną nawet do 50-60 cm wysokości, a wtedy purchawki mogą sobie tylko sypnąć zarodnikami z zazdrości. Często też rosną na terenach, gdzie raczej inny grzyb niechętnie wchodzi. Chociaż na soczyście zielonej łące kanie są doskonale widoczne i praktycznie nie do przeoczenia, okazuje się, że czasami uwielbiają się maskować, wybierając za swoją siedzibą łąkę z częściowo skoszoną trawą. Wtedy to nawet ich barwa się zmienia, z białej na bardziej kremową, przypominającą kolorem skoszoną trawę. Dzięki temu, zwłaszcza w młodej fazie, zlewają się z sianem i są dość łatwe do przegapienia. Niby wszystko jasne, niby to wciąż ten sam gatunek grzyba, ale wytrawny grzybiarz zauważy subtelne różnice i odkryje jedno z praw rządzących kaniami, które mówi, że “łąka łące nierówna i kanie na tych łąkach sobie nierówne”. Podobne można sformułować do innych gatunków grzybów. Prawdziwki spod buka różnią się od tych rosnących pod sosnami lub dębami. A przecież to wciąż Prawdziwki, czyli ‘boletusy edulisy’. Kaniowy spektakl, który nazwałem “Czubajka kania SHOW” trwał w najlepsze. Po obejrzeniu poszczególnych scen i zrobieniu zdjęć, część aktorów wziąłem ze sobą do koszyka. kanie są przepysznym grzybem jadalnym. Młode, jeszcze nierozwinięte wyśmienicie smakują w marynacie, w zalewie pomidorowej, można je dodawać też do sosów i zup. Niektórzy cenią je też za znikomą ilość wydzielanego śluzu w porównaniu do podgrzybków czy maślaków. Znając dobrze cechy morfologiczne kani, nie sposób jej pomylić z gatunkami trującymi, np. z muchomorem zielonawym (vel. sromotnikowym). Niestety, pomyłki wciąż się zdarzają, ale wynikają one po prostu ze słabej znajomości obu gatunków grzybów. Czubajka kania jest jedyna w swoim rodzaju. Po obejrzeniu fantastycznego, wspaniałego, pełnego wdzięku, okraszonego indywidualnymi i zbiorowymi historiami czubajkowych aktorów SHOW, ponownie wszedłem głębiej do lasu, gdzie miałem przyjemność zobaczyć ostatni akt kaniowej sztuki. Dochodziła godzina 15. Godzinkę wcześniej nad bukowińskie lasy zaczęły docierać chmury frontu chłodnego. Zachmurzyło się, zerwał się silniejszy wiatr i zaczął padać deszcz. Wreszcie znalazłem pierwszą w tym dniu rodzinę podgrzybków brunatnych. Pojawił się cień szansy, że jeszcze będzie grzybowo-podgrzybkowo i pełno-koszykowo. Warunki na grzyby mamy świetne, a te wciąż wystawiają grzybowe nerwy do granic wytrzymałości. Czy to zwiastun zbliżającego się wysypu, czy “podłechtanie” i podpucha przed powszechnym tąpnięciem i bezgrzybiem? Zobaczymy. Pozdrawiam serdecznie! Cała relacja z pięknymi zdjęciami królowych pól i łąk pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/czubajka-kania-show. html
szerzej:
miejscu. Widziałam młode kanie i młode maślaki żółte i co mnie zmartwiło młode opieńki w świerkach. podgrzybki w lesie w którym nic nie było od 3 tygodni sugerują że grzyby nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. No i prawy 😁 Ale te opieńki 😒 Tak czy siak na pewno jeszcze pojedziemy. Zdążyliśmy przed deszczem 😊 Pozdrawiam 😉
szerzej:
Po ciepłej nocy ruszyły maślaczki. Większość ledwo wyglądała z mokrego mchu ale trafiały się też większe.
W 99% wszystkie zdrowe bez lokatorów. Przewaga takich w sam raz do słoiczków. Trafiło się też kilka podgrzybków. Kani sporo młodych. Zabrałem tylko 3 największe jakie mi się trafiły.
Nie byłem przygotowany na taki wysyp maślaków i musiałem zaliczyć kurs do auta aby opróżnić wiaderko. Odjąłem od czasu zbierania.
szerzej:
Tragedia z tym co zrobili w przeciągu kilku lat. Dalej mnóstwo niejadalnych. Spotkaliśmy 2 młode kanie i 2 maślaki żółte. Coś powolutku rusza albo się kończy. Może to rok siedzuniowy bo jeszcze nigdy nie znaleźliśmy ich aż tyle. Pozdrawiam 😁
szerzej:
Śmieci pełno. Butelki, puszki nawet pampers się trafił. A na parkingu jakieś części od samochodu.
Ręce opadają. Następnym razem jeszcze jakiś worek na śmieci muszę wziąć.
W lesie kolorowo od grzybów nie jadalnych.