szerzej:
max dwóch koszyków po prostu… wracałam do domu, skupiając się na przerobieniu tego co zebrałam. Nie zbierałam nigdy dla rekordów i chyba tak pozostanie. Choć jestem pod wielkim wrażeniem liczb, jakie tutaj padają, budzi to mój podziw. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że tak się da;). Jednak grzybów nigdy mi nie brak, zawsze jest na tyle że obdarowuje się rodzinę, przyjaciół, znajomych, a i tak na kolejny rok sporo zostaje. :)
Mam świadomość, że pod każdym innym względem nie dorównuję nikomu tutaj i nie zamierzam. Nie jestem tu, by rywalizować, a po prostu dzielić się swoją radością z leśnych wypraw i zachwytami nad pięknem przyrody. Myślę, że jak każdy z Was 🫶.
Z innego powodu też trochę słabo jestem przygotowana do tego podsumowania…Zdjęcia grzybom najbardziej lubię robić jeszcze w miejscu gdzie rosną. Natomiast mało mam zdjęć koszyków, słoików itd. Raczej robiłam je rzadko. Coś jednak znalazłam :).
Zatem już w styczniu- zaglądając coraz częściej na forum- zapłonęłam wielką chęcią znalezienia nieznanych mi dotąd jadalnych grzybów. 😁 Nomen omen była to między innymi płomiennica zimowa, którą dzięki Waszym doniesieniom-pierwszy raz wówczas spróbowałam. Dotychczas większość grzybów, tak jak inne, niezliczone leśne skarby- tylko obserwowałam, podziwiałam i uwieczniałam na zdjęciach.
Przełomowym dniem, nie tylko tegorocznym ale i w mym życiu grzybiarza- był spacer w moim lesie 16 kwietnia. Nigdy nie udało mi się tak wcześnie znaleźć borowika; młodego, sosnowego, nadgryzionego odrobinę przez jakiegoś leśnego degustatora. Po prostu… rósł i zachwycał bordowym odcieniem swojego zaokrąglonego kapelusza. Pomyślałam, że mi się to śni. Wiecie, Karpaty to raczej region, gdzie grzyby, tak jak inne cuda pojawiają się z reguły później niż w pozostałych częściach kraju. Domyślacie się co wtedy zrobiłam? Żwawo ruszyłam skontrolować pozostałe miejsca, chyba bardziej z ciekawości niż chęci nazbierania grzybów. Ale one świeciły grzybową pustką. Niezrażona tym faktem- myślałam sobie: Skoro w połowie kwietnia znalazłam borowika (!), to co będzie później… Jakże bardzo się myliłam 🙈😁. A raczej… Gdybym miała choć mgliste pojęcie o zależnościach, o których tak ciekawie napisał niedawno w swoim podsumowaniu Paweł Lenart, to rozumiałabym dlaczego nie powinnam robić sobie większych nadziei. Niby każdy wie, że susza grzybów nie da. Ale teraz już znacznie lepiej rozumiem dlaczego na duże tegoroczne zbiory musiałam jeszcze długo poczekać… Kwiecień był dla mnie w tym roku dość wczesnym zbiorem (jak na poprzednie lata) czosnku niedźwiedziego. 🌿
Kolejne miesiące upływały głównie pod znakiem spacerów, robieniu fotek i znajdywaniu pojedynczych grzybów. Końcem maja trafiałam na kozaki, obserwowałam życie wykwitów piankowatych i barwiłam na fioletowo język i usta najpyszniejszymi bieszczadzkimi jagodami z mojego lasu. 🫐
W czerwcu najmniej miałam możliwości poświęcić lasom swojej uwagi- byłam bez przerwy w rozjazdach.
W lipcu, przechadzając się po moim niemal bezgrzybowym w tym miesiącu lesie, spotkałam i spróbowałam-mleczajowiec smaczny. Stwierdziłam, że jest naprawdę smaczny :).
Początkiem sierpnia trafiły się pojedyncze prawdziwki, kozaki i ceglaste, ale kiedy po dwóch tygodniach przyjechałam odwiedzić mój las… Nie wierzyłam własnym oczom. Nagle nastąpił wysyp. W ciągu trzech dni nazbierałam pełne kosze borowików sosnowych i innych, ceglastych, ale też kozaków i…całe hordy kań. Ich jasne łebki wystawały zewsząd i kusiły, by się nad nimi pochylić.
Wiele zostawiałam, bo nie mieściły się w koszykach.
Idealnie wtedy trafiłam w czas, bo dowiadywałam się później, że ten środkowosierpniowy wysyp skończył się szybko, znowu odcięty grubą kreską grzybowej leśnej pustki.
Urlopowy wrzesień- także w jakimś stopniu spędziłam w lesie. I to iście bajkowym, gdzie rosną bajeczne grzyby pośród majestatycznych cedrów, liczących sobie, według botaników, nawet 7 tysięcy lat…
Zdarza mi się wyruszać na spacer kiedy pada deszcz, ale tam niemal cały czas padało. I to deszcz w różnej postaci. Począwszy od wściekle zacinających z nieba fal, a skończywszy na delikatnej jak całusy mżawce. Ta wyspa to raj dla paproci tworzących całe zielone kaskady i innych dotychczas mi znanych lub nie- roślin we wszystkich odcieniach zieleni… Dodatkowo emocje zwiększał fakt, że maszerując szlakiem- można było po drodze podziwiać makaki i jelenie, które nie uciekały w popłochu jak w większości przypadków mieszkańcy naszych lasów. Zauważyłam niewidziane dotąd przeze mnie ptaki. No i te grzyby… Okazało się, że całkiem niedaleko od miejsca gdzie spędzałam urlop- kolega Serec z tutejszego forum wypatrzył gąski sosnowe- najdroższe chyba grzyby na świecie👏🏼, a ja, z racji że nie był to las sosnowy, a cedrowy;) coś zupełnie innego i z pewnością nie tak cennego ale dla mnie i tak wyjątkowego :). M. in.:
-Cortinarius iodes (cudnego fioletowego koloru jak nasza gąsówka) 💜
-Amanita jacksonii (muchomor równie uroczy co nasz czerwony, choć białych plamek mu brak)🍄
-Clitocybe acromelalga (choć tego kompletnie nie jestem pewna, ale właśnie tam występuje. Jego intensywny żółty kolor przykuwa uwagę💛).
Zwiedziłam też ogromnych rozmiarów pień cedru, który został ścięty jeszcze w XVI w. Jego obwód to około 15 metrów. Co prawda nie wydaje się tak wielkim w porównaniu np z General Sherman (24,1 m na wysokości 1,5 m), ale wchodząc do pnia i mając świadomość, że może się tam zmieścić około 30 dorosłych naraz- robiło na mnie wrażenie. Z jego wnętrza wypływa górskie źródło. Na głównym zdjęciu- ujęcie zrobione od środka tego pnia. Przy odrobinie chęci- patrząc pod odpowiednim kątem można dostrzec, że widok w niebo ma kształt serca.🫶
Powrót do kraju i przy najbliższej okazji do mojego lasu, okazał się znowu strzałem w środek tarczy. 27 września nastąpił początek niesamowitego wysypu. Grzyby rosły wszędzie. Dwa koszyki napełniałam momentalnie. prawdziwki po około 20, czy 30 sztuk w jednym miejscu. Bywało, że ściągałam kurtkę i robiłam z niej jakiś prowizoryczny koszyk, żeby mieć gdzie zmieścić grzyby, które nie sposób było zostawić.
Ponownie zawitałam w moim lesie w drugim tygodniu października. Do wciąż rosnących prawdziwków zaczęły tłumnie dołączać kozaki czerwone. Nigdy dotąd nie zbierałam ich w takich ilościach u siebie. Po prostu las kozaków. Podobnie było z ceglastymi. Nakręciłam nawet filmik, żeby mieć pamiątkę, bo nie dowierzałam ilościom. Wówczas gromadnie pokazały się też hubanki. Muchomory czerwone zachwycały, coraz tłumniej zasiedlając fragmenty lasu, ale też jak co roku zaczął się wysyp płachetki kołpakowatej. Późno w tym roku pojawiły się muchomory czerwieniejące. W poprzednich latach zbierałam je w czerwcu, czasami w maju, w sporych ilościach. Tym razem było ich mało i często trafiały się zasiedlone.
Ruliki nadrzewne elektryzowały swoją różową barwą, a maślanka wiązkowa zaczęła masowo kolonizować fragmenty pni, a także ich okolice. Podobnie było z opieńkami.
Koniec października i początek listopada to u mnie nadal, choć już nie tak licznie, ale twardo, trzymały się borowiki i zaczęły wychylać swoje kapelusze gąski niekształtne. Zbierałam je do grudnia, wraz z pieprznikiem trąbkowym, także w sporych ilościach.
Kończąc wpis, jeśli ktoś dobrnął…. Dziękuję wszystkim za ich obecność tutaj 🫶.
Dziękuję za każde doniesienie, wiedzę jaką się dzielicie, za to, że mnie poprawiacie i mobilizujecie do uczenia się, ale też za osobistą pomoc i wsparcie.
Życzę, żeby każdy kolejny sezon był takim jaki sobie wymarzycie 🫶.
szerzej:
Królowały niezmiennie borowiki szlachetne a także na moment podgrzybki brunatne i opieńki😁
Sporo maślaków pstrych, zwyczajnych, okazałe rydze i kozaki😁
Dwa w listopadzie tam borowiki rydze i podgrzybki początkowo jeszcze dają radę ale im później to zdrowotność ich słabnie.
Ostatnie grudniowe to Siedzuń sosnowy 😊taka perełka na koniec.
Pozdrawiam wszystkich i życzę jeszcze lepszego sezonu 2025.😁
szerzej:
Styczeń i luty, to tradycyjnie buszowanie po laskach miejskich w poszukiwaniu czarek i innych grzybów zimowych, a także eksperymenty z hodowlą boczniaków ( szału nie było, ale obserwacja różnych stadiów wzrostu udana 😊). Marzec był bardzo pracowitym miesiącem, zrobiło się ciepło, przyleciały bociany - ale grzybowo było u mnie marnie. Podobnie w kwietniu - zazieleniło się, zakwieciło - nadal marnie grzybowo i czasowo. Tradycyjnie, majówka rozpoczęta wędrówką po górskich lasach. Las rozbłysł szmaragdami zieleni, symfonią ptasich treli i zapachami ciepłej wiosny. Grzybów nie stwierdziłam. Rzuciłam się w wir prac działkowych, wręcz zakochałam się w piwoniach (dzięki Fijajum 😘). A czerwiec ? Czerwiec pozwolił mieć nadzieję na zbiory 😁. Pierwsze mleczaje znalezione w dniu 11 owego miesiąca, koźlarze, kurki, borowiki ustatkowane, pojedyncze prawdziwki oraz hordy wypasionych ślimaków bezdomnych, które zawsze zdążały przede mną 😡. Lipiec, no cóż, wolałabym, żeby go nie było... Ale był... Był to nadal czas ślimaków. O ile można było nazbierać grzybów, to w sumie, z wyjątkiem kurek, niewiele z nich zostawało. A to, co zostawiły ślimaki, zasiedlały robaki. Obierki trafiały pod iglaki na działce, w formie nieprzetworzonej, bo po eksperymentach z zeszłego roku z tworzeniem grzybni w płynie z użyciem cukru i drożdży ( nie mylić z innymi płynami ) i skutecznym zasmrodzeniem działek 🫣, wybiłam sobie z głowy takie działania 🤦♀️. W Małopolsce początek sierpnia pod względem grzybności nie wyglądał obiecująco, wraz z przekroczeniem półmetku - wkroczył w fazę pod hasłem "są grzyby"!. Zbiory to głównie: prawdziwki, borowiki sosnowe, koźlarze dębowe, pomarańczowożółte, ceglasie. Zanikły za to kurki - jak się później okazało - ostatecznie 🫤. W drugiej połowie sierpnia, to pobyt w świętokrzyskim i dominująca susza. Ale jak się okazało, nie wszystkie części tego województwa cierpiały na niedostatek opadów. Odkryte lasy około kieleckie, z łanami prawdziwków - niestety ze zdrowotnością nie było zbyt różowo. Pod koniec sierpnia wyczekiwany długo pobyt, w miejscu, gdzie anioły muskają cię piórami, w Biesach. Rurkowców brak, natomiast żagwie swą wielością potrafiły zaskoczyć 😁. Wrzesień niespecjalnie podarzył grzybami, a powinien przecież 😅. A potem.... potem się zaczęło... Wysyp prawdziwków, lasy świętokrzyskie, lasy limanowskie... I tak w każdym wolnym terminie... I co zaskakujące - zdrowotność prawdziwków 100 procentowa. podgrzybków w tym roku mam niedosyt, bo pojawiły się późno, były podsuszone, a potem szybko przymrozki zgasiły ich walory estetyczne. Po letnim pojawie kurek, stały się one dla mnie w jesieni towarem deficytowym, nie udało mi się również nazbierać lejkowców, trąbek. Mam również niedosyt maślaków pstrych, siedzuni. Zrekompensowały mi te niedostatki mleczaje jodłowe, które najlepiej smakują, przyrządzone w najprostszy z możliwych sposobów - usmażone na maśle. W listopadzie udało mi się trafić na piękne kępki boczniaków, które w różnych kombinacjach kulinarnych, potrafią uwolnić swój smak. I są o niebo lepsze od tych zakupionych w sklepie 😋. No i zaliczyłam trójcę zimową 😁. Zbieranie grzybów daje satysfakcję, najlepszy z internetów, ten leśny, swoim zasięgiem wnika w duszę, łącząc z Naturą - a to w tym zwariowanym pędzie życia i niespokojnym świecie, daje uczucie spokoju i błogości. Świat grzybów jest niesamowity, obserwacje są bezcenne, nowe gatunki cieszą i aktywują szare komórki, wyzwalają chęć poznawania... Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jaki będzie sezon w 2025 roku... Czy będzie dobry, średni czy marny ? Nie wiem... Ale jedno wiem na pewno, będę osobiście to sprawdzać 😂. Bo łażenie po lesie, to uzależnienie, takie pozytywne, wciągające i powinno być zalecane jako remedium na wszelkie kłopoty 🙂. Niech moc lasu będzie z Wami 🙂
szerzej:
Z nowych smaków – czasznica olbrzymia!
Zaczynaliśmy pod koniec stycznia i w lutym od grzybów zimowych w lokalnym lesie (czarki austriackie, płomiennicza zimowa, nieco uszaków bzowych) a nawet trafiło się czarcie jajo.
7 kwietnia wreszcie napotkaliśmy smardze jadalne – niektórzy donosili o nich już w lutym i marcu.
Maj to żagiew łuskowata koło domu i wypatrzone na wycieczce 29.05 modroborowiki ponure - pierwsze grzyby rurkowe w parku w Czeskim Krumlowie.
Po powrocie, w czerwcu w pow. kazimierskim zaczęły się koźlarze grabowe i ich wysyp trwał z różnym natężeniem do 20 sierpnia. W połowie czerwca duży zbiór kurek w rejonie Grzybowa i ładne zbiory prawdziwków i krasnoborowików ceglastoporych w jodłowych lasach pasma Jeleniowskiego Gór Świętokrzyskich i w Beskidzie Wyspowym.
W lipcu początek słaby ale w trzeciej dekadzie znów duże ilości koźlarzy grabowych oraz koźlarze bruzdkowane.
Początek sierpnia to wyjazd w lubelskie; po drodze ceglasie w rejonie Łagowa (sucho), a na miejscu urozmaicony zbiór (prawdziwki, koźlarze, itd.). Druga dekada sierpnia w świętokrzyskich lasach całkiem udana ( urozmaicone zbiory chociaż ze zdrowotnością było różnie). Potem zaczęły się upały i wiążąca się z tym susza.
Kolejny raz wybrałem się do lasu dopiero 22-go września a duży zbiór mieliśmy 28.09 we wschodniej części pow. buskiego (prawdziwki, koźlarze czerwone, babka, białawe i pomarańczowożółte, maślaki i muchomory czerwieniejące).
W październiku 6 udanych wyjazdów do różnych lasów pow. buskiego i jeden na mleczaje jodłowe w Beskid Wyspowy. Jedynie podgrzybków brunatnych i kurek mogłoby być trochę więcej.
W listopadzie jeszcze ładne zbiory prawdziwków, podgrzybków i gąsek. Ostatni prawdziwek 17.11.
W grudniu jedynie grzyby zimowe.
Dziękuję Adminowi za prowadzenie, rozbudowywanie i usprawnianie portalu oraz wszystkim piszącym (nie tylko tym, których miałem zaszczyt poznać osobiście) za piękne doniesienia i dopiski. Przyjmijcie życzenia Zdrowych Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku. Darz Grzyb.
szerzej:
Trzeba było się naszukać, bo nie znalazłam dużych ilości w jednym miejscu. Ale jak wiadomo- nie ceni się tak rzeczy, które przychodzą zbyt łatwo. Więc tym cenniejsze te grzyby się dla mnie dzięki temu stały.;)
Płomiennicy rzeczywiście jest teraz niezliczona ilość. Ile kto chce - tyle nazbiera. Ja zabrałam ze sobą około 100 sztuk.
Wypatrzyłam też co nie co, o czym w dopiskach donoszę :).
Dziękuję bardzo znawcom za pomoc w rozpoznawaniu gatunków 🙏🏼 i uprzejmie proszę o skorygowanie mnie, jeśli coś niewłaściwie rozpoznałam. :) Bardzo to doceniam.
Notabene, nie wiem czy ktoś o tym już wspominał, czy nie, ale jeśli ma się większe okazy Płomiennicy, to warto kapelusze usmażyć w panierce tak jak boczniaki. Mniejsze też, na pewno, ale więcej z nimi zabawy.
Ja dziś spróbowałam i byłam zachwycona smakiem. Szczerze polecam, dajcie, proszę, znać czy też tak robicie :).
Życzę, żeby upór zawsze służył Wam tym dobrym i tym najlepszym celom, które sobie wyznaczycie. :) 🫶