szerzej:
ZIMA
Płomiennice. Widywane w nadrzecznych, nadwiślańskich łęgach często, nawet bardzo często, ale nie zbierane od dawna, właściwie nie wiem dlaczego. Znam je przecież od dekad. Od dziecka. Zbierane podczas zimowych spacerów z dziadkiem w zabrzańskim parku. Wracaliśmy z wielką ( dziadkową ) garścią rudych pieniążków do domu, a babka smażyła je na węglowym piecu na blasze z cebulką. W styczniu 2024 stały dla mnie jak podróż w czasie. Wróciły wspomnienia i smaki dzieciństwa. Nadal są przepyszne podane na grzankach z pszennego „francuza”.
Orzeł i wydry. Wiem doskonale, w którym zakolu rzeki baraszkują wydry, z którego pagórka zjeżdżają na białych brzuchach po śniegu wprost do wody. Stałem kiedyś późnym zimowym wieczorem nad brzegiem rzeki i obserwowałem je jak cieszą się jak małe dzieci ze złowionej ryby i dzielą się zdobyczą. Ale przez myśl by mi nie przeszło, że niemal w granicach miasta idąc w stronę tego wydrzego zakola, spotkam się oko w oko z orłem. Bielikiem, królem przestworzy. Majestatycznym ptaszyskiem, widzianym pierwszy raz w życiu.
WIOSNA
ceglasie & company. Po ciepłej i właściwie tylko kalendarzowej zimie nastał kwiecień. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że pierwsze borowiki pojawią się wcześniej niż dotychczas. No i stało się 20 kwietnia, nigdy przedtem tak wcześnie nie znaleźliśmy krasnych borowików. Co najmniej dwa tygodnie wcześniej niż poprzedni „rekord” ….. ale, było „ale”. Na przełomie kwietnia i maja w góry wróciła śnieżna zima. Nie jakaś mroźna, ale skutecznie, na ok. miesiąc wybiła z krasnoborowikowych kapeluszy pomysł, żeby objawiać się tak przedterminowo. Dopiero koniec maja pozwolił na rozbujanie się wiosennego sezonu, przynosząc najpierw ceglasie, później muchomorki czerwieniejące, kurki, aż w końcu w połowie czerwca, pierwsze prawdziwki.
LATO
Kilka wydarzeń z letniego sezonu zapadło mi w pamięć.
Grzyboświrki. Choć lipiec nie obfitował w spektakularne zbiory, to spotkania z dotychczas nieznajomymi grzyboświrkami zapadły mi w pamięć. Lipcowy gość, zawitawszy na „nasze boisko” od razu pokazał nam, że nie wypadł sroce spod ogona. Dotąd myśleliśmy, że zjedliśmy troszkę górskich, grzybowych rozumów, ale odkrycie przed nami miejscówki modrych piaskowców w sercu naszych gór niejako pokazało nam nasze miejsce w szeregu. No tak całe życie człowiek się uczy. Niedługo później równie wielką przyjemność sprawiło nam spotkanie z dwojgiem przemiłych ludzi, znanych wyłącznie z portalu. Jak sądzę po tym jak między nami grzyboświrkami „zaiskrzyło” mogę się spodziewać, że z pewnością nie raz jeszcze się spotkamy
ceglasie. Sierpień pokazał, że breńskie lasy krasnymi borowikami stoją. Wysypały się z końcem miesiąca tak, że ich ilości w jednym miejscu liczyliśmy w dziesiątkach. I w końcu zaczęła się zapełniać spiżarnia, jak przystało.
Zięba. Kiedy wycieczka grzybowa kończy się ratowaniem życia maleńkiego, wyziębionego pisklęcia, i kiedy następnego dnia dowiadujesz się, że Twoje poświęcenie nie poszło na marne, to jakoś lepiej się robi na duszy. Wiecej poczytacie w historii „tazoka” w lipcu, a gdybyście nie mieli co zrobić w przyszłym roku ze swoim 1,5% podatku – wesprzyjcie najcudowniejszych ludzi na świecie, którzy poświęcili się ratowaniu zwierząt - Fundacja Mysikrólik – Na Pomoc Dzikim Zwierzętom
ul. Admiralska 10 43-300 Bielsko-Biała KRS 0000622053
Powódź. Woda daje życie. Wielka woda potrafi też odbierać życie. Wrześniowa powódź zamieszała nieco w naszym życiu. Pierwszy raz na ulicy, przy której mieszkamy łapaliśmy ryby na jezdni. A wizyta w Rubinowej, w dniu powodzi, kiedy wielka woda powaliła stuletnie drzewa w dolinie i kiedy zmyło do gołej skały nasze rydzowe i prawdziwkowe miejscówki to łzy cisnęły się do oczu. Smutek trwał krótko, bo od razu zacząłem dostrzegać pozytywne strony tego Armagedonu. Rubinowa stała się niedostępna. Zarówno dla turystów, grzybiarzy i spacerowiczów. Ale co najważniejsze dla leśników, pilarzy i harwesterów. Żaden cięższy sprzęt nie wjedzie już do tej maleńkiej doliny. Nie ma opcji. Przywrócenie możliwości transportu nie ma uzasadnienia ekonomicznego, a wycinka i transport przy tak zrujnowanych drogach nie ma najmniejszego sensu. Rubinowa została odcięta od cywilizacji, ale nie od nas. Bo choć spacer po naszej dolinie stał się ekstremalną wyprawą w góry skaliste, to poza nielicznymi „wariatami” nikt więcej nie podejmie się takich trudów dla grzybobrania
JESIEŃ
No i przyszła jesień. Przełom września i października, aż do połowy listopada to jakiś kosmos, jaki zafundowały nam rubinowe lasy. Takich wypasionych borowików nie sposób zapomnieć. Wystarczy, że napiszę że były niedzielne popołudnia, po najeździe setek grzybiarzy, że znajdowaliśmy w kwadrans pełny, wielki BIG BLUE BASKET prawdziwków. Niezależnie czy weszliśmy w pewniacką miejscówkę, czy na kompletnie nieznany teren. Każdemu z Was życzę takich doznań jakie były naszym udziałem w jesienią malowanych Beskidach.
ZIMA
Zatoczyło się kółeczko. Rok ma się ku końcowi. Znowu od początku grudnia królują Płomiennice, rosną piekne boczniaki, cieszymy się widokami polujących zimorodków. Dosiego roku 2025. Trzymajcie się ciepło T&S&Rubik
szerzej:
W styczniu 1 raport. Wizyta na koniec miesiąca i trafione po raz pierwszy uszaki bzowe. Luty, to także 1 raport, choć nie z lasu a z kanałku za moim rodzinnym domem (okolice Wielunia). Wypatrzona zimowa trójca, w tym po raz pierwszy płomiennica zimowa. 3 raporty w marcu i trzy nowe dla mnie gatunki grzybów. Po raz pierwszy trafiłem na czarki astriackie, nie było ich przesadnie dużo, ale pięknie się prezentowały. Pozostałe dwa wypatrzyłem na swoim podwórku: piestrzenice oraz smardze. smardze mnie bardzo ucieszyły. Zebrałem je dopiero w kwietniu i muszę powiedzieć, że smakowały wybornie. Kwiecień, to poszukiwania smardzowatych. Raporty były 2, choć wizyt w lesie było na pewno więcej. Na smardze trafiłem zarówno w swoich okolicznych lasach jak i w Częstochowie. W Częstochowie, w nadwarciańskich krzaczorach, znalazłem także kilka smardzy półwolnych, pięknie się prezentowały, choć zdjęcia wyszły mi nieostre… chyba z emocji. Znalazłem także po raz pierwszy gęśnicę wiosenną (na 90% to majówki, choć nie miałem 100% pewności, dlatego nie spróbowałem ich). Był też pniarek brzozowy, łuskwiak zmienny (tego spróbowałem dopiero dalszej części sezonu) i kilka nierozpoznanych grzybków. Przyszła pora na maj. Czytałem w kilku raportach, że maj był nienajgorszy. Niestety u mnie jeden ze słabszych miesięcy, jeśli nie najsłabszy. 2 raporty z końca miesiąca i pierwsze rurkowce: dwa ceglastopore + maślak żółty. Był też muchomor (chyba plamisty), murszak rdzawy i rulik nadrzewny. To tyle w maju. Czerwiec był najbardziej płodnym miesiącem pod względem pisanych przeze mnie raportów. Średnio raport co 3 dni. Zaczęło się od usiatkowanych. Nie miałem pojęcia, że te grzyby i u mnie mogą występować hurtowo. Wiadomo jak jest z tymi grzybami, ponad 90% zaczerwione… ale oko można było nacieszyć. W czerwcu trafiłem także na fajną ceglasiową rodzinkę (do końca roku już nic nie rosło w tym miejscu, a sprawdzałem wiele razy) i wydawało mi się, że jak na moje okoliczne lasy to niezły cegiełkowy wynik. Jakże się myliłem… przełom lipca i sierpnia to zweryfikował i pokazał, że za ceglastoporymi nie muszę się wcale rozglądać w innych powiatach;) W czerwcu były jeszcze maślaki, kurki (w tym po raz pierwszy pieprznik blady), gołąbki, łuszczaki, pojedyncze podgrzybki, grabowe, mleczajowce smaczne i oczywiście borowiki. Acha i jeszcze pierwsze w tym roku czerwone i po raz pierwszy w życiu borowik sosnowy (niestety nie nadawał się do zbioru ). A najgorsze w czerwcu, to były fruwające paskudy, w szczególności gzy. 8 raportów z lipca, w tym ten pierwszy, to sprawozdanie z krótkich rodzinnych wakacji w Brennej. Cudowne miejsce na wypoczynek oraz na grzybowe wyprawy. Dzięki wspomnianej na początku raportu ekipie poznałem fajne górskie lasy, w których może zbyt wielu grzybów nie było, ale jak już się trafiły to cieszyły oko. Były ceglastopore, po raz pierwszy spotkane gorzkowborowiki żółtopore oraz pieprzniki pomarańczowe i ametystowe. No i oczywiście świetne towarzystwo. Jednak największym zaskoczeniem było, to co mnie spotkało podczas rodzinnej wyprawy na Równicę. Przy szlaku, którym spacerowaliśmy rosło pełno piaskowców modrzaków (głównie młodzież). Na początku miałem wątpliwości czy to one, ale jak się zaczęły przebarwiać… Ostatecznie do podręcznej torby siatkowej, którą przypadkiem miałem ze sobą, trafiło około 100 owocników. Po powrocie do domu, przeżyliśmy niezłą nawałnicę. Wiało tak mocno, że deszcz padał niemal poziomo. Późniejsza wizyta w lesie pokazała, że żywioł powalił sporo dorodnych drzew. Las został także porządnie podany. Ładnie zaczęły rosnąć pieprzniki (w tym ponownie blade) i mleczajowce smaczne. Pokazały się pojedyncze usiatki, trochę gołąbków, kolczaki oraz kolejne czerwone. Pod koniec lipca usiatków było ponownie więcej, ale jak zwykle w większości zaczerwione. Był także konkretny rzut grabowych, pojedyncze szlachetne i chyba pierwsze w sezonie boczniaki łyżkowate. 27 lipca, podczas obiadu, małżonka zauważyła, że jakiś niespokojny jestem i zasugerowała żebym się przejechał rowerkiem po lesie. To pojechałem w nieznane… Jadąc skrajem lasu wypatrzyłem sporo dojrzałych usiatkowanych, ale zauważyłem także piękne jodły i polanki między nimi. Pomyślałem, że sprawdzę czy nie rosną tam jakieś ceglastopore. No i rosły, około 50 sztuk. W jakim ja byłem szoku, bo myślałem że w tych moich lasach o ceglastopore ciężko. Sie jednak człowiek nie zna… 7 raportów w sierpniu. Ten miesiąc można chyba u mnie nazwać miesiącem ceglasi. Te wypatrzone w lipcu jodły zaczęły pięknie darzyć w sierpniu, nie tylko ceglastoporymi, których co kilka dni przywoziłem po kilkadziesiąt sztuk, a w najlepszym momencie nawet około setki. Było też trochę więcej szlachetnych, pojedyncze kanie, gołąbki, maślaki i siedzunie (chyba pierwsze w sezonie). Trafił się też pokaźny żółciak siarkowy, któremu dałem drugą szansę. Zeszłoroczne nuggetsy z żółciaka mi nie podeszły, dlatego w tym roku zrobiłem mielone i były całkiem smaczne. W towarzystwie osik zaczęły pojawiać się śmielej koźlarze czerwone, zdarzało się przywieźć nawet kilkadziesiąt sztuk jednorazowo. Oj jaki byłem szczęśliwy, bo uwielbiam czerwone. Odkryłem także nowe miejscówki na te ślicznoty. We wrześniu okazało się, że te sierpniowe czerwone to dopiero preludium. Co prawda pierwsza połowa września była fatalna, w połowie miesiąca byłem tak zdesperowany, że postanowiłem zebrać i zjeść purchawki, które rosły na moim podwórku (nie były takie złe;) ). Końcówka września wynagrodziła nieudaną większą część miesiąca. Raportów było 6. Najpierw ruszyły kanie, byłe wszędzie. Tym razem zbierałem głównie młode, nierozwinięte do marynaty. Później nastąpił wysyp borowików. Niestety, to był okres sporych zmian u mnie w pracy i nie mogłem być w lesie tak często jakbym chciał. Myślę, że w lesie pojawiłem się tak dzień może dwa za późno. Lasy po których się szwendam nie są zbyt rozległe, dlatego dość szybko zapełniły się dziesiątkami grzybiarzy, a ja w takich warunkach nie umiem się odnaleźć… Ale nie było tak źle, bo kilka setek borowików wpadło w przeciągu kilku dni. No i czerwone, te akurat rosły w takich miejscach, gdzie nikt poza mną nie chodził. Nigdy tylu na oczy nie widziałem. Raz, nawet trafiła do koszyka ponad setka czerwonych kapelutków… Skoro sierpień to miesiąc ceglastoporych, to wrzesień zdecydowanie czerwonym blaskiem świecił. Były też pierwsze opieńki, które zbierałem także w październiku, w którym raportów sporządziłem 8. W tym miesiącu dalej dominowały szlachetne, było także trochę ceglastoporych, kanie, pierwsze oprószone (mało w tym roku), trochę podgrzybków, maślaki, gołąbki, łuskwiaki, końcówka czerwonych i sporo czerwieniejących. Postanowiłem wówczas spróbować czerwieniejących (przygotowywałem się do tego ponad rok, podobnie jak w przypadku łuskwiaka zmiennego, którego spróbowałem chyba w czerwcu), smaczne były;) W listopadzie 4 raporty, w których na początku dominowały opieńki i resztki prawdziwków i ceglastoporych. Później trafiłem na boczniaki ostrygowate, łuskwiaki zmienne i pieprzniki trąbkowe (wyjątkowo mało w tym roku). Na koniec listopada płomiennica zimowa. W grudniu 1 raport i spora ilość płomiennicy zimowej i trochę uszaka bzowego. Na tym koniec, bo grudzień był ciężki w pracy i zbyt wielu okazji aby wyskoczyć do lasu nie było. Na koniec dodam jeszcze, że chyba największym rozczarowaniem dla mnie były śladowe ilości koźlarzy pomoarańczowożółtych, znalazłem chyba tylko jeden lub dwa owocniki w stanie raczej kiepskim. Szczęśliwego Nowego 2025 Roku!
szerzej:
Zdecydowanie rok prawych, kilka wypadów w różnej konfiguracji, dwu, trzy i czteroosobowej zaowocowało pokaźnymi ilościami borowikowatych. Najwięcej podczas jednego wypadu w deszczu 398 szt. Łącznie na pewno ponad 1000 prawdziwków (noo, może 1200 😉), rozmaitych podgrzybków ponad 600, siedzuniów sosnowych kilkadziesiąt (w tym jeden gigant kilkukilogramowy). Kozaki słabiej w tym roku, najwięcej bruzdkowanych, ponad 200, czerwonych i dębowych koło setki. Pierwsze masłoborowiki, jeden w małopolskim, pozostałe cztery w dolnośląskim - tutaj akurat masłoborowiki przyczepkowe. kurek jak na lekarstwo, najwięcej zebrane w dolnośląskim w lipcu, były także w Międzyrzeczu. Maślaki różnej maści, brane tylko młode dla urozmaicenia zbioru. Najwcześniej zebrany rurkowiec to ceglaś 25.05, a najpóźniej prawy z 16.11. Obydwa w śląskim 🙂, czyli w tym roku Śląsk wygrywa pod względem długości sezonu. Pod względem ilości i różnorodności - dolnośląskie. Małopolskie, pierwsze duże ilości prawych, masakrycznie obgryzione przez ślimaki, ładne borowiki ceglastopore. Lubuskie grzybowo całkowita klapa, po kilka garści kurek, kozie brody, raz Maślaki, 1 prawdziwek - wybraliśmy nie ten termin co trzeba. Odbijemy sobie w przyszłym 🙂
Rok grzybobrań rozpoczynanych w ciemności 😅.. było ich kilkanaście 😄 w rodzinie wszyscy zostali zaopatrzeni w odpowiedni sprzęt oświetleniowy 🙂. Grzyby znalezione po ciemku lub na granicy nocy i świtu to całkiem inny rodzaj adrenaliny.. nigdy nie wiesz, czy obok nie czai się jakiś dzik albo jeleń 😉.
W tym roku poza halogenem nowe atrybuty grzybiarskie pomagały w precyzyjnym cięciu 😅 - oprócz Opinelów, misternie wykonane koziki przez Zapaleńca 🙂 małe nawiązanie do "kozikowej koterii" 😉. Dziękujemy wszystkim spotkanym na leśnej drodze dobrym ludkom, Adminowi za użeranie się z nami heh i za naukę płynącą z Waszych wpisów - można się sporo dowiedzieć.. Darz Bór i do zobaczenia w Nowym Roku 2025 😀!
szerzej:
Tak więc życzę nam wszystkim gorszych zbiorów w 2025, bo teraz nazbieraliśmy tyle, że starczy do 2026, a ludzkie dramaty nie są tego warte...
A jeszcze kończąc - wysyp opieńki w lesie tuż obok, nie trzeba nigdzie było jeździć. To pod koniec paździenika.
To jeszcze anegnota - zamrażarka pełna grzybów, po ok. 20 latach suszarka do grzybów od moich teściów została użyta, bo nie było co robić z tymi grzybami. Rozdałem sporo rodzinie, m. in. mojej siostrze. I.... Kilka dni temu mi daje mnóstwo pierogów z nazbieranymi przeze mnie grzybami - musisz zamrozić - tylko gdzie mam to zamrozić, gdy wszystkie zamrażarki pełne????? :):) :):)
Jak żyć premierze, jak żyć :):)