szerzej:
Piękny udany dzień, piękne widoki, miło i przyjemnie spędzony czas a i grzybów nie brakowało 😁👍. Pozdrawiamy serdecznie Wszystkich i życzymy pełnych koszy grzybków 😁👍🖐
szerzej:
Zaprosimy Was do miejsca, o którym nawet wujek goggle i ciocia wiki milczą, bo nie mają bladego pojęcia o jego istnieniu. Zresztą o tych miejscach, nawet miejscowi nie słyszeli. Jeśli zapytacie np. w Brennej czy Wiśle o torfowiska, każdy zrobi wielkie oczy. Więc zabieram Was do unikatowego w śląskich górach ( zresztą w ogóle w górach ) rzadkiego obszaru torfowisk z licznymi oczkami wodnymi i zielonymi wyspami. U nas, w cieszyńskim na takie miejsca mówi się „młaki” ale mają jeszcze dwie zagadkowe nazwy. Pierwsza to „mszary” a druga to „rojsty”. Żeby do nich dotrzeć, trzeba się troszkę postarać, znajdują się wg mojego osobistego altimetru na wysokości od 780 do 880 mnpm. Otacza je górnoreglowy bór świerkowo-jodłowy, to ostatni w śląskim fragment prastarej puszczy karpackiej - będących ostoją rzadkich gatunków roślin i zwierząt. Naszych beskidzkich mszar/rojstów/młak, są trzy. Wielkości od ( tak na moje oko ) od ok. 10 arów do max pól hektara. Niesamowita jest flora beskidzkich rojstów bo to w w większości rośliny zagrożone: wiele gatunków ujętych jest w czerwonej księdze, głównie roślin torfowiskowych i mszaków. Bardzo bogata jest fauna torfowiskowa. W przeciętnym takim mokradle żyje kilkaset, a czasem ponad 1000 gatunków zwierząt. Szczególnie licznie reprezentowane są owady, ale prawdziwy raj mają tam płazy no i Rubik rzecz jasna. Beskidzkie młaki to wypłaszczenia w bardzo stromych górskich zboczach, takie niecki jakby wykopane łopatką w piasku, zasilane wodą z krystalicznych strumieni, czasem kilku, czasem jednego. Ruchome zielone wysepki jak na biebrzańskiach bagnach, ale przy odrobinie szczęścia są do przejścia niemal suchą nogą. Mają własny mikroklimat, wilgotny i chłodny, w upalne dni są idealnym miejscem na spacer, tym bardziej że otaczają je bardzo grzybne i przepiękne lasy. Żeby do nich dotrzeć trzeba liczyć się odrapanymi łydkami i z kolcami jeżyn wbitych w ręce. Ale zapewniam Was, że warto. Pozdrowienia Tazok, Sznupok & Rubik
szerzej:
z tego 9 pod 1 drzewem, 20 kozaków babka, 3 kozaki czerwone (ulubione ołówki), 7 podgrzybków brunatnych, 4 maślaki modrzewiowe, 1 suchogrzybek złotawy na pokaz, 1 dorodna kurka. Zostało 5 kani w młodniku. Braliśmy tylko zdrowe a maleństwa zostawialiśmy na zaś. Nogi mi do tyłka włażą, broń nas Boże przed nienasyconymi kobietami 😁. Noo, jakby amok.. bez czerwonego ołówka nie ma co marzyć o powrocie. Dobrze, że psa tropiącego mieliśmy i kompot na obiad był. Pozdrawiamy i życzymy ochłody, najlepiej lekkiego deszczyku a teraz już musimy iść spać, by jutro przed wschodem słońca obwęszyc inne tereny. Powiem tak: można, lecz trzeba się nachodzić, bowiem nie każdy teren i zagajnik nadaje się do chodzenia. Wycinki, gałęzie, paprocie.. czasami 1-2 a czasami same wskakiwały do koszyczka, prosząc aby je zabrać.. M&M.
szerzej:
Grzyby tylko w liściach, czas zbierania przeplatany spacerkiem po łąkach, bo kalorie gdzieś trzeba zrzucić 😁
Później szybki wypad w chaszcze ołówkowe i null 😭
Jutro też jest dzień więc poszukamy tych ukochanych 🙂
Pozdrawiamy wszystkich W@V
szerzej:
Zdrowotność grzyba 98%
szerzej:
.... Muchomory czerwieniejące nieliczone do bilansu.... czyli to, co "tazoki" lubią najbardziej. Już się smażą na patelni. Żałujcie, że ich nie znacie, weźcie, znajdźcie jakiegoś ogarniętego w temacie grzybowym przewodnika, niech Wam pokaże ich cechy, niech Wam pokaże jak i gdzie rosną. Niech Wam odkryje ich walory. Tak po prostu. Pozdrawiamy Tazok, Sznupok&Rubik
szerzej:
Dzisiaj Biskupice okazały się przyjaźnie nastawione dla mnie i kolegi. Ja osobiście nazbieralem 5 kg po kilku godzinach buszowania 😄Niestety jak już pisałem dla mnie lepiej gdyby wysypu nie było a las został by czysty a grzyby niejadalne nadal by rosły. A tymczasem pseudo grzybierze śmiecą, targają
i depczą wszystko co rosnie My prawdziwi zwolennicy lasu mamy swoje miejsca i zawsze nazbieramy 😉
szerzej:
W planie miałem dziś odwiedzić moją górkę od drugiej strony niż zwykle i postanowiłem wybrać w tym celu Ślemień, z którego były ostatnio ciekawe doniesienia, a który to las też znam też dość dobrze, więc budzik nastawiłem na 4.30, bo to kawałek drogi ode mnie i….. zaspałem - wstałem o 6, na miejscu byłem po 7, a parking już pękał w szwach🤦🏻♂️ To było oczywiste, że w tej sytuacji dzisiaj trzeba się będzie nachodzić. A więc pośród krzyków rozbawionych dzieci „mam znalazłem!”, pośród trzasku łamanych wszędzie gałęzi, pośród świstu i błysku stali kozików grzybiarskich obrałem jedyny słuszny kierunek…. wierch😂…. oby jak najdalej stąd i to z pełną premedytacją, bo strome miejscówki na szycie wymagają samozaparcia i odrobiny kondycji - liczyłem że dziś i w miniony weekend nikomu się tam zaglądać nie chciało, skoro grzybów wokoło w bród. Pnąc się dzielnie w górę mijałem co chwilę znane mi miejscówki, w których ktoś już był zanurzony i coś tam dłubał…serce mi krwawiło ale szedłem niewzruszony i pewny swego dalej (choć z tylu głowy cały czas słyszałem ….”trzeba było jełopie wstać jak budzik dzwonił”…) Mimo wszystko idąc w górę sporym zygzakiem, zaglądając mimochodem tu i ówdzie co jakąś chwilkę coś do kosza wpadało, głównie małe i średnie prawdziwki jakimś cudem przez kogoś przeoczone. Dopiero w 2/3 wzniesienia zrobiło się jakby luźniej, a i grzybków coraz więcej, a na samym podejściu na szczyt nie spotkałem już nikogo…Wybrałem najbardziej nieatrakcyjne podejście jakie było chyba w okolicy, strome, bagniste, zryte przez świeżą zwózkę drewna. I to był strzał w dziesiątkę…podchodząc te około 100 m do szczytu po prostu szedłem i zbierałem, zbierałem i zbierałem, a tam grzyb na grzybie grzyba poganiał, 🍄🍄🍄, sporo oczywiście zostało z powodu słusznej już starości, w tym On…. Król tego grzybobrania- Boletus Maximus Wielgus😉, który nawet gdyby nadawał się do wzięcia (do kosza sporego jednak) nie wlazłby w całości. Niestety stan jego był już na tyle wątpliwy, że lepiej go było zostawić jako ozdobę tego lasu, niż próbować o zgrozo coś z niego jeszcze wykrawać. Ja już na tym etapie i tak byłem przeszczęśliwy…. na oko 7 kg świeżego grzyba w koszu, więc będzie co w domu robić, a jeszcze trzeba to znieść na dół😂 Swoją drogą podziwiam zwłaszcza te starsze Panie, które niestrudzenie targały te wcale niemniejsze kosze i równie zapakowane przez te karkołomne podejścia i zejścia. Tak czy siak las był dziś z pewnością hojny dla każdego kto go odwiedził, cudny dzień, endorfiny znów naładowane, choć ciało wykończone😂 Na grzyby!….. póki som😉
szerzej:
To grzybobranie dedykuję mojej Mamie która dziś nie mogła iść ze mną.
Mamo, wracaj do zdrowia!
Las, grzyby i góry też na Ciebie czekają!