szerzej:
Darz Grzyb! Bardzo szybko udało mi się znaleźć pierwszego prawdziwka, na widok którego podskoczyłem z radości. W znanej mi miejscówce, rósł jednak tylko on jeden, chociaż myślałem, że znajdę więcej sztuk szlachciców. Niestety, był zbyt mocno opanowany przez robale i pozostał w lesie. Postanowiłem sprawdzić stanowiska na koźlarze topolowe i koźlarze czerwone. Za źdźbłami traw, pękami nawłoci i gęstwinami młodników, zmierzałem pewnym krokiem… Sierpień rozpanoszył się po lasach, zieleń mocno pociemniała, na większości pól jest już po żniwach. Do tego nadeszły upały, które kocham jak diabeł święconą wodę.;)) Miejsce na koźlarze czerwone przywitało mnie uroczą rodzinką koźlarzową. Na jednym kapeluszu widać ślady degustacji po ślimakach, a tak poza tym to piękne i zdrowe grzyby. W pobliżu znalazłem jeszcze kilka młodych koźlarzy i trio podgrzybków złotoporych, które obecnie figurują pod nazwą suchogrzybków złotoporych. Oprócz nich rosło jeszcze więcej owocników tego gatunku, w większości robaczywych. Następnie spotkałem koźlarze topolowe, prawie wszystkie były zdrowe, nawet te w dość dużych rozmiarach. Gdyby nie upały, to miejscówka ta obrodziłaby obficie. Prezentowały się pięknie. Rosły w mocno zacienionych miejscach, napite opadami sprzed tygodnia. Nie dopadły ich jeszcze upały, ale z każdym dniem będzie tu coraz bardziej sucho i gorąco. Znalazłem kilka baryłeczek oraz owocników średnich i większych. W sumie to ta miejscówka wyrobiła przeważającą część mojego skromnego zbioru. Następnie udałem się w miejsce kompletnie dla mnie kultowe, które w zeszłym roku podarowało mi kilkaset borowików. To Borowikowy Bór. Znalazłem w nim 25 prawdziwków, tylko 3 nadawały się do wzięcia, reszta była posiatkowana wzdłuż i wszerz przez robale. Przy drodze w piachu zakopał się piaskowiec modrzak, inne gatunki napotkanych grzybów to przede wszystkim tęgoskóry cytrynowe, różne gatunki gołąbków, muchomory czerwieniejące i ponurniki aksamitne. W południe zrobiło się bardzo gorąco, wręcz upalnie. Zapanowała duchota i “parówa”. Dopadło mnie zniechęcenie do włóczenia się za grzybami. Na jagodach upał mniej męczy, ponieważ siedzę w miejscu, graty mam położone obok i spokojnie skubię leśne skarby. Chodzenie z ekwipunkiem w plecaku na plecach w taki upał za grzybami, to trochę niekomfortowa sytuacja. Decyzja była szybka. Pomimo bólu w sercu, że dokonałem spontanicznej dezercji z lasu, rozsądek podpowiadał mi, że czasami warto odpuścić, zwłaszcza kiedy plecy są całkowicie mokre, a z czoła spadają krople potu. Poza tym na pewno zabrakłoby mi picia, ponieważ zaledwie przez 3 godziny wychłeptałem około 50% zapasów, które miałem w plecaku, a przecież planowałem chodzić jeszcze przez sześć godzin, w tym przez czas najwyższych temperatur w ciągu dnia. Grzybobranie w “tropikach” to nie dla mnie. Nie uznaję reguły, że jak są grzyby to trzeba ich nachapać ile się da i do oporu. Grzybobranie ma być frajdą i przyjemnością a nie spływem powierzchniowo-gruntowym grzybiarza.;)) Ważne, że coś się pokazało, pierwsza świeża zupa grzybowa i sos zjedzony, a na prawdziwe, jesienne grzybobrania, przy bardziej ludzkich temperaturach i w normalnych warunkach, również przyjdzie czas. Istotne jest dla mnie również to, że byłem w Bukowinie. grzyby to tylko dodatek, wisienka na torcie. Najważniejsze to być w Bukowinie i “zjeść” ją zmysłami, ze wszystkimi lasami dookoła.;))
szerzej:
Wycinka lasu idzie w najlepsze... Zniknęła połać lasu przy jezdni, są puste place głębiej, to pewnie nie koniec. Poszerzyli drogę leśną i wysypali kamieniami, czyli będą robić wycinkę lasu od środka. Przy okazji zdewastowali też parking leśny... W mojej drugiej miejscówce na OPO (Bory Stobrawskie) identycznie. Lasy państwowe...
szerzej:
Nie było borowików, choć to borowikowe miejsce, ani maślaków, choć te są w Górach Izerskich, czyli niedaleko i w środkowych Karkonoszach. Lasocki Grzbiet to wschodnia część Karkonoszy. W lesie wreszcie jest wilgotno. Grzyby to tylko kwestia czasu