szerzej:
Pierwszy przystanek w Biskupim Lesie. Wszędzie pełno zajączków, ale każdy (nawet ten co ma zdrową nogę) jest robaczywy. I gdyby nie trafiona miejscówka byłby pusty koszyk. Dalej sławetny Złoty Stok - bardzo szeroko pojęta lokalizacja. I znowu tylko przypadek uratował przed klapą. Zwiedzających leśne ostępy mnóstwo - tuziemców i przyjezdnych. Przejeżdżając przez Topolę (most na Nysie Kłodzkiej) chyba jednak więcej jest tam wędkarzy niż grzybiarzy. Czekam tylko teraz na dobre grzybowe wieści z bolesławieckich lasów lub zielonogórskich. Skakanie po górskim lesie jak kozica to nie jest przyjemność. Pozdrawiam.
szerzej:
Piątek, 4. września 2020 roku. Po ogłoszonym alarmie grzybowym w górskich regionach Dolnego Śląska postanowiliśmy z Andrzejem sprawdzić, jak teoria ma się do praktyki, chociaż wiedzieliśmy, że niektórzy grzybiarze prezentują imponujące zbiory. Teren, po którym zaplanowaliśmy nadwyrężyć gumofilce to Góry Bystrzyckie – fantastyczne miejsce nie tylko na grzyby, ale także do uprawiania turystyki, włóczęgi, eskapad i szeroko pojętego szlajania się wte i wewte oraz tam i nazad. Równo ze świtem jako pierwsi zaparkowaliśmy auto na niewielkim, leśnym parkingu i po ceremonii przywitania lasu, wyruszyliśmy na górsko-leśno-grzybową przygodę, gdzie nogi po grzyby poniosą. Oględziny pierwszych stanowisk pozwoliły nam na filozoficzne sformułowanie grzybowej tezy, która brzmi: Coś się pokazuje, wychodzą młode prawdziwki, ale dużo jest robaczywych i pożartych przez ślimaki. Po przejściu kolejnych miejsc, rozszerzyliśmy tę tezę o zdanie – ogólnie to jest mało grzybów i nie chodzi tylko o prawdziwki, ale o wszelkie inne gatunki. A zatem co z tym alarmem? Niby wszystko gra, bo prawdziwki młode klują się ochoczo ze ściółki. No, ale nie do końca wszystko gra, ponieważ te robaki i ślimaki mocno obniżają ilość grzybów, które możne chapsnąć do koszyka. A nade wszystko, widać liczne ślady po ściętych grzybach, co oznacza, że ktoś tu zuchwale chodził i przetrzebił nam grzybaski. A niech go olszówki kopną!;)) Po chwili nerwowości, ponownie przyszło filozoficzne uspokojenie i stara jak grzybobranie prawda, że kto pierwszy, ten lepszy. Skoro my nie byliśmy pierwsi, to był ktoś inny. Poza tym to przecież początek grzybobrania i najbliższe parkingowi miejscówki, więc jak pójdziemy 10 tys. metrów dalej to się odkujemy i już!;)) Oczywiście co trochę pstrykałem fotki z grzybobrania wzięte, bo to pamiątka na całe życie i nie wyobrażam sobie obecnie pojechać do lasu bez aparatu fotograficznego. Każde grzybobranie jest inne i każde ma swoją pulę emocji, którą można częściowo oddać właśnie w formie fotograficznej. W jednym miejscu, w bardzo gęstej świerczynie wyczaiłem dwa dorodne prawdziwki, z tym, że większy owocnik miał jakichś dziwny, biały nalot na kapeluszu. Podejrzewałem pleśń, ale na szczęście to nie był “grzyb na grzybie”, za to oba owocniki okazały się zdrowe. Podczas wyprawy znaleźliśmy też całkiem sporą ilość zdechlaków, dogorywających i rozkładających się zakapiorów, które miejscami capiły na odległość. Co u licha? Ze ściółki wychodzą młode, jędrne prawdziweczki, a tu nagle spotykamy stare, prawdziwkowe pierdziele, tak, jakby to był koniec wysypu a nie początek. Zastanawialiśmy się, skąd te strupieszałe czorty się wzięły? W mózgownicach ponownie uruchomiliśmy filozoficzny nurt grzybiczny i doszliśmy do wniosku, że to echo jakiegoś tam wysypu sierpniowego, a zwłoki grzybów nie zdążyły się jeszcze rozłożyć. Wśród tych świętej pamięci sierpniowego wysypu umarlaków, znaleźliśmy równie skapcaniałą, rozwaloną i lichą ponad stan ambonę myśliwską. Można tylko się zastanawiać, czy ktoś ją przewrócił specjalnie, czy rozpadła się ze starości, czy myśliwi w niej tak pogazowali, że rąbnęli razem z nią jak dłudzy.;)) Z innych grzybów zaskoczyły nas spore ilości ponurników aksamitnych, które miejscami rosły wręcz w czarcich kręgach oraz goryczaki – błędnie, choć miliony razy nazywane “szatanami”, które kojarzone są raczej z letnimi wysypami, niż z tymi jesiennymi. Taki to ze mnie sprawozdawca, że z tego wszystkiego nie zrobiłem fotek tym goryczakom.;)) W lasach spotkaliśmy też kilka stanowisk, prawdopodobnie pięknorogów, ale nie ukrywam, że nie do końca dobrze znam i rozpoznaję “koralowo-gałęziakowate” gatunki grzybów i nie mam pojęcia, który to gatunek został obfotografowany. Za to sinizna na składzie drewna była łatwa do rozpoznania. Zapomniałem napisać coś o wilgotności w lasach. Ta jest dobra i powinna pobudzić grzyby, chociaż już pobudziła i w wielu miejscach mamy grzybowy szał. Tymczasem weszliśmy porządnie w środek leśnych czeluści Gór Bystrzyckich, a to – poza szukaniem grzybów – oznaczało jedno – łapiemy w obiektyw ducha tych lasów. Największy dylemat jaki mamy to brak odpowiedzi na pytanie, czy to zaczął się już jesienny wysyp, czy mamy jednak do czynienia ze spóźnionym, jeszcze jednym wysypem letnim? Gdyby to był początek wysypu jesiennego to razi on małą ilością wszelkich gatunków grzybów i znacznym zarobaczywieniem owocników. Jeżeli jest to spóźniony, letni wysyp, to mniej więcej jest ok., z tym, że nie wiadomo, czy przejdzie on płynnie w jesienny rzut, czy nastąpi przerwa? Dylematów mamy tyle, ile grzybów w lesie, ale jak zwykle czas wszystko pokaże i zweryfikuje nasze mądrości bądź dyrdymały.;)) Nie ulega wątpliwości, że gdyby nie robaczywe grzyby, to nasze zbiory byłyby bardzo pokaźne. Ze wszystkich znalezionych prawdziwków, około 50-60% zostało w lesie z uwagi na towarzystwo w środku, a najbardziej wpieniające było to, że nawet małe owocniki (octowe do słoika), często nie nadawały się do zbioru. Po raz kolejny powołam się na moją filozofię skromnego włóczęgi i grzybiarza poczciwego, że i tak wyszliśmy z lasu szczęśliwi i zadowoleni z każdego zdrowego grzybka, który trafił do naszych koszyków i wiaderek. W domu upichciłem z lepszą połową sos z borowików i grzybowy gulasz, którym objedliśmy się po uszy.;)) Teraz będzie trzeba dokładnie sprawdzić bukowińskie lasy, co uczynię za kilka dni, ale już nie mogę się doczekać, kiedy odpalę gumowce, wysiadając z pociągu na stacyjce z klonem srebrzystym Bukowianinem. Pozdrowienia dla ludzi lasu!;-) Cała relacja dostępna pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/gdzie-nogi-po-grzyby-poniosa. html
szerzej:
Najpierw pojechaliśmy do Lipian k/Bolesławca. Tam nawet zgniłego muchomora nie było. Potem okolice zamka Kliczków, tam też lipa. Następnie Podgórzyn i Sosnówka k/Karpacza. W większości Prawdziwki i podgrzybki, maślaków mega dużo było ale stare i wyrośnięte. Prawdziwki rosły na skarpach w trudno dostępnych miejscach. Ale były piękne, jak z atlasu. Zaczyna się...