szerzej:
Witajcie. Po wczorajszym rekonesansie dzisiaj już wiedziałem jak ułożyć trasę i od pierwszych minut regularna barbarzyńska rzeź białych grzybków. A wszystko to tylko w trzech borowikowych miejscówkach z czego dwie na magicznych dróżkach. Oczywiście przed rzezią tradycyjna uroczysta sesja zdjęciowa. Niestety kolor czerwony był dzisiaj tylko wisienka na torcie, a szkoda, wolałbym odwrotne proporcje. Pozdrawiam.
szerzej:
Mój ulubiony las. Niestety miejscami bardzo gęsty. Komarów, gzów, strzyżaków, kleszczy, zero, aż się zdziwiłem bo jeszcze niedawno wszyscy narzekali. W lesie bardzo wilgotno. Pachnie grzybnią. Las bardzo różnorodny. Co sto, dwieście metrów inny. WAŻNE: często totalny brak zasięgu i aplikacje typu gdzie zaparkowałem, czy google meldują SORRY:-)
szerzej:
Pojechałem na zwiady. Niezbyt optymistycznie nastawiony. Na początku wyglądało że będzie kicha. Zero jakichkolwiek grzybów. Nawet trujących. Poszedlem w miejsca gdzie kiedyś spotykałem borowiki i koźlaki. Zero. Jedynie jakieś małe białe blaszkowce i małe tęgoskóry.
W młodych dębinach znalazłem 3 duże kanie. Tydzień temu widziałem jedną z tych co dzisiaj zebrałem, ale była i myślałem że to muchomor.
Miałem już jechać do domu ale pomyślałem, że dla zasady pojadę jeszcze w miejsce gdzie kiedyś było dużo maślaków. Okazało się że są choć tylko w określonych miejscach. W trawie między młodymi sosnami. Poszedłem do samochodu coś zjeść i się napić. Porem poszedłem do młodnika jakiś 100 m. od samochodu. Tam rosły młode sosny, dęby i brzozy. W sosnach znalazłem jeszcze trochę maślaków. I to był koniec. Było to najlepsze grzybobranie ew tym roku. Dawno nie cieszyłem się widząc maślaki. Kiedyś gdy były lepsze grzyby nie chciałem ich zbierać.
szerzej:
Witajcie. W tygodniu przez 3 dni coś tam pokropiło, chłonne poranki dają trochę rosy, tak więc z mieszanymi uczuciami ruszyłem do lasu. Przez pierwszą godzinę masakra, czyżby bez zmian czyli bezgrzybie. Kilka kurek ale przecież nie o to chodzi we wrześniu. I tak z każdym krokiem rozpadałem się na części, z każdym krokiem zostawiałem za sobą cząstkę wiary w lepszy świat. Aż tu nagle na skarpie ujrzałem jego, najdostojniejszego dzisiaj rozmiarem, wiekiem i urodą, Pana Czerwonego. Nie macie pojęcia jakie to uczucie po 3 tygodniach bezgrzybia móc usiąść znów koło niego na skarpie i pogawędzić, móc zdradzić mu najskrytsze tajemnice i pragnienia, móc go pogłaskać po aksamitnej główce. Własnie tak, po raz kolejny Pan Czerwony pomógł mi się pozbierać do kupy, wlał mi do serca potężną dawkę wiary i nadziei, świat znów się zrobił kolorowy. Skoro jest jeden to na pewno są i inne, być może nawet innego koloru "skóry". Z radością ruszyłem dalej i już wiedziałem gdzie skierować swe kroki. A na czerwonych dróżkach znów czerwone maleństwa, szaleństwo. W miarę jedzenia apetyt rośnie, właśnie tak, własnie tak było i tak się zakończyło. Powrót do domu obrałem przez prawdziwkowe dwie dróżki a tam? Tam z kolei białe szaleństwo, dziesiątki białych łepków przebijających się przez ściółkę i mchy. A że mam miękkie serce do domu zabrałem tylko te największe, jak można odbierać tym maluszkom uroki beztroskiego dzieciństwa. Pozdrawiam.
szerzej:
Super, jestem bardzo zadowolony. 4 godziny zbierania. Myślę że o 6 rano byliśmy pierwsze, i byłem bardzo zaskoczony, że po pierwszych 10 minutach zebraliśmy 30 maslaczkow, i bardzo dużo kanji, i ok 20 pieczarek