szerzej:
Średnio w każdy dzień przynosiliśmy 200 prawych, najwięcej w środę. Rosną miejscowo ale jak już się trafi to od kilku do kilkunastu w jednym miejscu. Trzeba chodzić w ślimaczym tempie i prawie na kolanach, tak zlewają się z podłożem. Ludzi w lesie mnóstwo ale większość to biegający po lesie, hałasujący, śmiecący i niszczący niejadalne łikendowi amatorzy grzybów. Taki trend że wszyscy jadą do lasu a ja i tak między nimi zbierałam. Jeden dzień w lesie, drugi wekowanie i suszenie bo tak ich dużo. Jestem mega zachwycona i zmęczona piekielnie. Pozdrawiam 😊
szerzej:
Wraz z moją Lepszą Połową postanowiliśmy sprawdzić w terenie doniesienia o ogłoszonym w dolnośląskich lasach alarmie grzybowym. Wsiadamy wię w samochód i na początek bierzemy na celownik znane miejscówki w okolicach Międzyborza Sycowskiego. Podróż trasą S-8 nie trwa zbyt długo i po godzince meldujemy się w lesie. Na leśnym parkingu znalazło się na szczęście jeszcze miejsce. Jakoś w tą sobotę było bardzo dużo chętnych na wycieczkę do lasu. Niestety niektórzy osobnicy potrafią skutecznie zepsuć wyjazd. Już nawet nie chodzi o tradycyjne zaśmiecanie lasu ale o wrzaski na cały las typu Józek masz coś..... Nie (tutaj odpowiednia porcja łaciny) nie ma..... Las jest wprawdzie dla wszystkich ale dlaczego nie docierają do niektórych (podobno) rozumnych istot elementarne zasady kultury. Chyba nasz Kolega Paweł napisał kiedyś, że wobec takich gości las się wycofuje pozostają jedynie drzewa a ja się z tym zgadzam. Trudno trzeba było przeżyć i to. Ruszamy więc z żoną w las. Niestety nasze stare miejscówki zawodzą totalnie. Garść podgrzybków, kilka kozaków i maślaków a na okrasę dwa prawdziwe. Wracamy na parking i krótka narada "produkcyjna". Decyzja jedziemy do odległej o kilka kilometrów Bukowiny zobaczyć co tam w ściółce piszczy. To była dobra decyzja. Fakt, że ludzi było jeszcze więcej ale to w niczym nie przeszkadzało. Odwiedzamy miejsce gdzie w lipcu zbieraliśmy jagody. Po drodze do lasu spotkaliśmy starszą panią wracającą z grzybobrania. Karci nas żartobliwie za tak późne przybycie na zbiór ale i pociesza. "grzybów jest dużo tylko trzeba powoli chodzić". Maszerujemy więc dalej. Wchodzimy w naszą miejscówkę jagodową. Na początku idzie kiepsko ale im dalej w las tym więcej drzew a nie; miało być grzybów. Trafiamy na rodzinki nawet po kilkanaście sztuk. Dodatkowo trafiam na kolonię maślaków modrzewiowych liczącą kilakdziesiąt osobników a pojedyńcze trafiają się w lesie. Wędrujemy dalej i odwiedzamy wspomnianą enklawę brzozową wśród sosen. Z dość wysokiej trawy wyciągamy sporo maskujących się w niej kozaków. Te są w różnym wieku od młodzieży do pozostawianych przez nas sędziwych egzemplarzy. Ciekawostką jest to, że pośród brzóz w królestwie kozaków trafiały się nam pojedyńcze podgrzybki brunatne. Po dłuższym brodzeniu wśród traw Lepsza Połowa zarządza odwrót strategiczny w kierunku sosen celem pozyskania większej ilości podgrzybków. Nowe miejsce nie zawodzi. Znowu trafiamy na rosnące gromadkami podgrzybki. Niektóre przypominają kształtem boletusy, w ogóle owocniki są młode - słoiczkowe i prawie wszystkie zdrowe. Trudno było znaleźć większe egzemplarze typowo suszeniowe. Być może wysyp dopiero się zaczął, a być może większe zostały zebrane przez odwiedzających las. Niestety czas nieubłaganie płynął i zbliżała się godzina 17:00, o której musieliśmy wracać. Przez chwilę zastanawialiśmy się czy jednak nie zostać ale chyba nie miało to sensu. Jeszcze godzinka żeby zebrać dodatkowe sto podgrzybków? A później wracać o zmroku. Nie, aż takiej gorączki podrzybkowej to nie mamy :) Z żalem pakujemy łupy do samochodu, jeszcze na pożegnanie dla sportu pomagam gospodyni zagnać do zagrody kilka kur, które chciały wybrać wolność i pójść sobie na grzyby do lasu :) No w końcu lisy też muszą z czegoś żyć :) i odjeżdżamy czekając na możliwość następnego wyjazdu do lasu.
Serdecznie pozdrawiam Admina i Bractwo Leśne.
szerzej:
Wysypało prawdziwków. Pod bukami. Po kilkanaście sztuk. Zdrowe. Zaczynają się podgrzybki -same słoiczkowe. Grzyby są ale trzeba znać miejsca i trochę się nałazić.
szerzej:
Byłem w lesie tylko 4 godziny, przepiękna pogoda, słonecznie i bezwietrznie, mało grzybiarzy, miałem wczoraj dużo szczęścia, gdyż zmęczony zbieraniem podgrzybków przystanąłem na chwilę by posłuchać ciszy i za kilkadziesiąt sekund najpierw zobaczyłem a potem usłyszałem stadko jeleni tzn. rogacza z pięknym porożem i 4 łanie, w odległości 5-8 m ode mnie, stadko postało chwilę i ostrożnie oddaliło się by zniknąć w gęstwinie, nie byłem przygotowany by sięgnąć po aparat, tak więc chwila ta pozostanie tyko w mojej pamięci. W nagrodę za te przeżycia wyniosłem z lasu worek plastikowych i szklanych śmieci.
szerzej:
Trzeba się nachodzić ale grzyby są. Wysypało prawdziwkami. Rosną w koloniach po naście sztuk. Głównie pod bukami. Babek też pełno. Ruszają podgrzybki. W zasadzie same słoiczkowe. Ogólnie nadspodziewanie dobrze.
szerzej:
Dużo ludzi w lesie, ale dla wszystkich wystarczyło. Najmniej mieli ci którzy "biegali i robili kilometry po lesie". Grzybki w znakomitej większości malutkie więc trzeba było chodzić powoli i dobrze wpatrywać się w ściółkę
szerzej:
Witam brać grzybiarzy. Do lasu zaglądam codzennie i za każdym razem spacerowy koszyk pełny. Dzisiaj trzeba było wejść głebiej w las... cisza bez mijania się z rzeszą grzybiarzy. Sporo podgrzybków brązowych ponad 100 trafiła do koszyka. Trafiłam na ciekawe miejsce, gdzie prawdziwki jeden za drugim trafiały do koszyka w sumie 23 prawdziwki. Do koszyka trafiły także 3 kozaki i kilkanaście
maśłaków. Sitaków sporo ale tych nie zbieram. Nie jest żle tym bardzej, że w lesie jestem codziennie a koszyk do koszyka i się uzbiera. Na fotce część zbiorów.
szerzej:
Ogólnie dziwnie. Grzyby rosną na leśnych wzgórzach, skarpach, gdzie bardziej sucho zamiast w dołkach i przy wilgoci. A jeszcze dziwniejsze jest to że te rosnące na pustych suchych lasach są w większości zdrowe, a pojedyncze wyrastające w wilgotniejszych miejscach są robaczywe. Ważne że są. Na samotność w lesie też nie można narzekać, bo grzybiarze przewijają się często. Jeśli nie będzie deszczu to za 2-3 dni będzie po wysypie. Pozdrawiam
szerzej:
Darz Grzyb! 20 września 2019 roku. Bukowiński poranek, klon srebrzysty „Bukowianin” i duchy lasów, które nakazują mi wejść czym prędzej w leśną otchłań. Zaczyna się wspaniały dzień. Jaki będzie po ponad 20 kilometrach marszu, wchłanianiu lasu i zbieraniu grzybów? Taki, jak przy wejściu. Wspaniały. W lesie nie ma innej opcji.;)) Szaleństwo grzybowe rozpętało się. Ludzie tłumnie ruszyli do lasów. Pojawiły się liczne wpisy, relacje, komentarze, wśród których można przeczytać, m. in. „dwie godzinki i trzy wiadra”, „kosz w półtorej godziny”, „pół bagażnika ze szwagrem do południa”, „200 prawdziwków w nieco ponad godzinkę na sprawdzonej miejscówce”. Mało kto napisze, że poza grzybami był w pięknym lesie, który wzmocnił jego duszę i wyciszył umysł. Czyżby nie był? A może zapomniał napisać? Albo stwierdził, że to nieistotne, bo dany portal, czy grupa traktuje o grzybach, a nie o „ochach” i „achach” na punkcie lasu. Tylko, że jedno i drugie to nierozerwalna całość i umiejętność korzystania z bycia w lesie. Pojawiły się też wpisy, że nie trafiono na „wagon” grzybów i szkoda było jechać. Szkoda na paliwo, szkoda czasu, szkoda wszystkiego… Daleko odeszliśmy od lasu. Mentalnie – setki lat do przodu, nie do tyłu. Do tyłu, w czasach, kiedy człowiek mieszkał w lesie, myślenie to było dobre. Las był najważniejszym dobrem. Uwielbiamy las, gdy daje nam pełne kosze. Jednak gdy ich nie ma lub jest ich w niewystarczającej dla nas ilości, przeliczamy NIEPRZELICZALNE wartości na czas i paliwo. Nie można jednak wrzucać wszystkich do jednego worka, bo się nie zmieszczą.;)) Niektórzy grzybiarze są zbyt zapracowani, żeby mogli być często w lesie i kiedy uda im się wyłuskać jakichś wolny dzień lub kilka godzin, chcą po prostu pobuszować w lesie za grzybami. Inni, z dziesiątek innych powodów/przyczyn, po prostu nie mogą pojechać. Nie wolno i nie można krytykować wszystkich, ponieważ to głupie i nierozsądne. Dobra Paweł. Starczy tego filozofowania. Czas na grzyby.;)) Ogłosiłem alarm grzybowy, zatem należało odkryć grzybowe karty i powiedzieć „sprawdzam”. Podstawowym celem była odpowiedź na pytanie – jak zareagował król grzybów – szlachetny prawdziwek na warunki, które przyniosła pogoda. Wzgórza Twardogórskie to teren położony na styku dwóch województw – dolnośląskiego i wielkopolskiego. Po licznych relacjach grzybiarzy z całego Dolnego Śląska, nasunęła mi się konkluzja, że im bliżej Wielkopolski, tym grzybów mniej, rosnących bardziej w skupiskach niż na większości powierzchni lasów. Grzyby na Wzgórzach są. Przeważają podgrzybki, prawdziwki, koźlarze, maślaki i czubajki kanie. Sporadycznie rydze. Wysyp dopiero się zaczął, dlatego dominują grzyby młode. W dodatku są zdrowe, co jest najprzyjemniejsze w tym wszystkim, bo „co nam po grzybie, w którym robak gęsto idzie”.;)) Nie jest to jednak „hiper-wysyp”, który ma miejsce na tych terenach raz na kilka lat i który jest poprzedzony optymalnymi warunkami hydrologicznymi i termicznymi. Takie wystąpiły w ostatnich latach, np. we wrześniu 2010 roku, we wrześniu 2013 roku lub w październiku 2016 roku. Bardzo dobrze było też we wrześniu 2017 roku. Patrząc na obfite zbiory grzybiarzy z tych terenów, może ktoś pomyśleć, że chyba przesadzam. Przecież jest świetny wysyp, czego dowodem są pełne koszyki. Pełny kosz prawdziwków i podgrzybków nie świadczy o wielkim, jesiennym wysypie grzybów. Może akurat te gatunki dobrze obrodziły, ale co z pozostałymi? W piątkowy dzień przeszedłem grubo ponad 20 kilometrów. Chciałem zrobić zdjęcia nie tylko podgrzybkom, prawdziwkom czy kaniom, ale też gołąbkom, muchomorom, olszówkom, mleczajom, maślankom, łuszczakom i wielu innym gatunkom grzybów. Jednak jest ich bardzo mało, jak na ten czas, a wielu gatunków w ogóle nie spotkałem. Z jednej strony, wysyp dopiero się zaczyna i należy oczekiwać wzrostu różnorodności grzybowej w najbliższym czasie. Z drugiej strony, największe przekleństwo ostatnich lat – czyli niedobór opadów, ponownie daje o sobie znać. Przynajmniej tutaj. Na Wzgórzach Twardogórskich. Ponieważ najbardziej uprzywilejowane są pola i łąki, gdzie deszcz, nie zatrzymywany przez drzewa, dociera najgłębiej, pojawiła się okazja dla kań do urządzenia wrześniowego festiwalu czubajkowego. Poza tym, korzystają jeszcze z mgieł i rosy. Gdybym rzeczywiście chciał wyzbierać wszystkie napotkane kanie, to wpisałbym gdzieś w Internecie „200 sztuk w ciągu 60 minut” albo „taczka kotletów w 2 godzinki”.;)) Zebrałem zaledwie kilkanaście sztuk średniej wielkości i kilkadziesiąt młodych do marynowania i mrożenia. Za to nie mogłem się na nie napatrzeć. Uciekinierki z lasu. Niezależne, niepodporządkowane prawom lasu, bujające na polach i łąkach. Wtulone w trawę, jednak na tyle ciekawskie świata, że wychylają swoje kapelusze ponad nią. Usiadłem przy nich i zrozumiałem, dlaczego takie są. Chcą podziwiać krajobrazy. Chcą zobaczyć wszystko wokół. Rosnąc w lesie, widziałyby znacznie mniej. Pieczarki i łysiczki mówią na kanie „białe Guliwery”.;)) Zachwycający jest świat kani, chociaż w lesie wcale nie miałyby do bani. Jednak one wolą łąkę, a nie sosnę i szczery piach, co charakteryzuje gąskę zielonkę.;)) Za to tego gatunku to się w ogóle nie spodziewałem. Boczniak ostrygowaty na martwym konarze topoli osiki. Boczniaki znajduję zazwyczaj po połowie października i to po pierwszych przymrozkach. Jednak grzyby rządzą się swoimi prawami i mają w poważaniu oczekiwania grzybiarza.;)) Był też siedzuń sosnowy. Gatunek, który barwi las – muchomor czerwony dopiero „raczkuje”. Nawet w miejscach bardzo obfitego ich występowania, widziałem zaledwie kilka sztuk owocników. Czasami czasznice lub purchawki wyskakują tu i ówdzie. Czy to już kulminacja jesiennego wysypu grzybów na tym terenie, czy jeszcze wzrośnie grzybowe natężenie? Przydałaby się bardzo solidna porcja opadów. Poza tym, nie wystartowało jeszcze dużo gatunków, w tym opieńki. Bez solidnych opadów będą mieć pod górkę, chociaż i tak mają zawsze pod ściółkę.;)) Na koniec zostawiłem to, co zawsze najbardziej przyciąga mnie do lasu. Są nimi niepowtarzalne, magiczne widoki, którymi karmię niewidzialną część organizmu, czyli duszę. Chwile, które już się nie powtórzą, ale zostają na zawsze w środku, gdzieś w specjalnym, tajnym serwerze, którego pamięć nigdy nie przemija. Grzyby są tylko emocjonującym, chwilowym dodatkiem do leśnej oferty piękna i nieskończonej tajemnicy. Nawet obecnie, kiedy potrafimy zbadać większość procesów, które w nim zachodzą, znamy morfologię drzew, ich cykl życiowy i potrafimy odpowiedzieć na wiele pytań, nad wszystkim unosi się nutka czegoś, czego nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć. Czujemy to i widzimy, ale jak to zrozumieć, opisać i nazwać? W duszy nam gra i może o to chodzi. A nie o opisywanie i związane z tym językowe trudy. Grzybowy las uwielbiamy, jak grzyby można wynosić koszami. A gdy już ich nie ma, albo jest mało? Żałuje się, że się przyjechało i na paliwo talary wydało. To błędne myślenie, ale bliskie współczesnym ludziom. Musimy zacząć się uczyć lasu na nowo i ponownie odnaleźć sens bycia w nim. Miasta nas psują i wrażliwość przyrodniczą rujnują. Piątkowa wycieczka była dla mnie majstersztykiem ostatnich godzin letniej (astronomicznie) odsłony lasu. Kończy się panowanie ciemnozielonych barw liści. Wkrótce czeka na złota jesień i uroczystość, której na imię „babie lato”. Do kompletu przydałby się porządny deszcz, aby ugasić pragnienie lasu. Są takie miejsca na Wzgórzach Twardogórskich, w których zatracam się na dobre. Nie liczy się nic, poza chwilą i widokami podczas jej trwania. Jedyną „wadą” jest krótkość trwania tych chwil. Czas biegnie i trzeba ruszyć dalej. Genialny wynalazek, którym jest aparat fotograficzny, pozwala wracać do tych magicznych momentów.;)) Kiedy wracałem z lasu, spotkałem w pociągu Pana Mirosława, którego poznałem w zeszłym roku i który okazał się Czytelnikiem lenartowego bloga. Przemiły człowiek o dużej wrażliwości przyrodniczej, z którym można o lesie rozmawiać godzinami. Dostałem od Niego coś wyjątkowego. Kiedyś pisałem na blogu, że od 1992 roku zbieram wszystkie bilety kolejowe i PKS z moich leśnych wypraw. Pan Mirosław o tym przeczytał i podarował mi rozkład jazdy pociągów ważny od 27. V. 1990 roku do 30. V. 1992 roku. To były moje „niemowlęce” lata jako grzybiarza. Wróciły wspaniałe wspomnienia beztroskich lat i poznawania „dzikich” wtedy dla mnie lasów Bukowiny Sycowskiej i jej okolic. Panie Mirosławie – nie mogłem o tym nie napisać. Bardzo serdecznie dziękuję za wyjątkowo sentymentalny prezent. Zajął on miejsce honorowe w mojej biblioteczne, obok segregatorów z biletami. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że wkrótce ponownie się spotkamy.;))
szerzej:
Witam wszystkich😊 Ogólnie udane rozpoczęcie sezonu! Trzeba trafić na miejsce. Rośnie młodzież, a w lesie dosyć wilgotno. Powinno się coś ruszać powoli. Oby popadało no i temp. dopisała a bedzie mistrzostwo świata 😊☝
szerzej:
Pozdrowienia dla przesympatycznej Pani i Pana na parkingu w Muchowie fanów stronki grzyby. pl
szerzej:
Ludzi w lesie dużo, grzybki małe zbierane w lasach koło Batorówka (Szczytna) w górach Stołowych