szerzej:
Najpierw zahaczyliśmy o las w okolicach Runowa (na wschód od Kuźnicy Czarnkowskiej) - śladu grzyba jadalnego nie było. Po godzinnym spacerze decyzja - jedziemy bliżej Trzcianki. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy zjeździe do Teresina. Dość przypadkowo weszliśmy w ponurą i wilgotną część lasu tuż przy samej szosie i pierwsza niespodzianka: "-dzieścia" sów, zabraliśmy z sobą około 15-tu rozwiniętych. Niedziela g. 13:00 nie rokowała najlepiej, szczególnie że zaparkowanych samochodów na dojazdówce do Teresina było kilkanaście. A jednak, marsz w głąb lasu i po pewnym czasie zaczęły pojawiać się grzybki. Same maluchy, może z 10 szt. miało więcej niż 5 cm. Ostatecznie do koszyka trafiło kilkaset podgrzybków, były miejsca, gdzie z jednego "kucnięcia" udało się zebrać ponad 20 szt.
szerzej:
Trzeba się nachodzić, bo rosną ukryte w mchu w grupach po 1-3 szt, w partiach lasu, gdzie nie ma krzakow.
Robi się znów sucho. Bardzo dużo ludzi, ciężko zaparkować, nie ma co tu liczyć w najbliższym czasie na lepsze zbiory. Chwilami czułem się jak na spacerze w parku :)
szerzej:
Krótki rekonesans w ostatniej godzinie dnia. Wniosek - to jeszcze nie czas dla tego lasu.
szerzej:
Ach co to było za grzybobranie!!!!!!!!!!!!!!!!! Kości bolą wszystkie, barki, kolana, kręgosłup- totalna rozsypka, ale czego nie robi się dla nich- królów lasów. Może to tylko podgrzybki, ale za to jak cudne- octóweczki jak malowane. Tych maluszków na samym początku tyle się nazbieraliśmy, że dosłownie z kolan się nie wstawało, a ich gzubów w koszu i tak nie przybywało. Pojechaliśmy dzisiaj w miejscówki mojego Braciszka kochanego, bo to jego tereny łowieckie. Samochodów po drodze jak na parkingach przed Tesco. W lesie też próżno było szukać samotności. Przed nami, zbieracze dwójkami i trójkami szli w las. Za nami następni. Bałam się, że nawet kosza do połowy nie uda się zapełnić, ale co w praniu się okazało, ilu ludzi by nie zbierało, to one i tak na nas czekały. Całkowicie niewidoczne, w mchu, igliwiu, na łebkach, pod listkami pochowane. A pochowane one dzisiaj były na medal. Las cudowny- zapach w nozdrza lekko grzybnia ich łaskocze. Już powietrze leśne przy wejściu podpowiadało, co nas w głębi czeka. Słoneczko, a to było, a to się ukryło. Taki dzisiaj kaprys miało. Raniutko ziąb był na dworze, a więc i przyodziewek stosowny do okoliczności, ale jak się w zbieraniu, pokłonach, klękaniu rozpędziliśmy, to kolejne warstwy odzieży w plecakach lądowały. Grzybki rosły różnie i różniście, w rodzinach wielodzietnych, solo, dwa, trzy i większymi kilkudziesięcioosobowymi stadami. W niektórych miejscach było ich po trzydzieści. Ale, jak zawsze jest pewne ale- nie w każdym kwartale lasu tak wesoło było. Były lasy, przez drogę, gdzie szkoda było czas marnować- warunki niby takie same, piękny mech, ale grzybków brak. Odwiedziliśmy także piękne górki, na których grzybów być powinno sporo, bo i mech cudny, i daleko od konkurencji, ale jak się okazało- rosły mikrusy i to w pojedynkę, co pewien odcinek. Po zważeniu w domciu okazało się, że tych leśnych cudeniek przywiozłam ponad 6 kg. Teraz, gdy wstępnie z częścią się uporałam - siedzę, piszę, a przed oczyma, nie laptop, ale leśne grzyby. Pragnę podziękować Panu Markowi za cały nasz portal, a w szczególności, że tak żółto-brązowym kolorem ciągnie po mapie z południa w centrum Polski. Wszystkim pięknie się kłaniam i serdecznie grzybowo pozdrawiam. A tak na marginesie, ciekawi mnie, kiedy ruszą grzyby w okolicach Nowego Tomyśla? Darz grzyb Wam Wszystkim :))))))))))))))))) I oczywiście zapomniała bym dodać, że przepięknych młodziutkich zajączków były całe polanki, rodzinki. Gdybym je zbierała, to chyba co pół godziny do samochodu z koszem bym latała. A kosz jak na złość zabrałam tylko jeden, bo kto by się takiej gratki w lesie spodziewał. Ach- znalazłam w lesie "kurkę" szt jeden- rosołową. Tak w tych naszych lasach czasami też bywa. Kurka- w dopisku- serdeczności- bo to już jest wszystko :)
szerzej:
Ludzi dziś niewiele, cisza, spokój - można było się wyciszyć - cudnie.