szerzej:
Połowa grzybków wysuszona na tyle ze kapelusze popękane z góry. Druga połowa to znów małe młode octowe czarne lepki. Jest szansa ze nocna wilgoć, mgła utrzyma grzybnie w ruchu bo jednak tych małych podgrzybków, było dość dużo i to w rożnych miejscach lasu. Jechaliśmy nastawieni na spacer i bardzo mała ilośc grzybów, bo z autostrady słyszeliśmy o nędznych wynikach, ale jednak coś tam sie znajdzie i nie tak w całe mało.
szerzej:
Zachęcony wpisami z fb, gdzie "lokalesi" haraczą po 500 prawdziwków dziennie spróbowałem dziś swoich sił w okolicach Kłodzka. Ogólnie koszyk grzybów nazbierany, ale zajeło to ponad 5 h i przeszło (nomen omen) 10 km w nogach. Nie polecam w te tereny zabierać dzieci, a i sami się zastanówcie czy taki "spacer" Wam się przyda-no chyba, że planujecie wstąpić do legii cudzoziemskiej. :)
Jeśli tych terenów nie znacie, to czeka Was niezły wycisk oraz zbiory na poziome 1/10 tego, co opisują miejscowi.
szerzej:
Dziś pod dużą presją bo skoro są grzyby to rodzina sobie zażyczyła żebym im je na tacy podał. A najlepiej prawdziwki. Zaczęliśmy o 9 kiedy inni schodzili i szału w koszach nie było widać. Ale od czego są moje niezawodne buki. Wystarczy trafić i prawdziwe partiami po 5-10 sztuk rosną. Do tego w sośnie i świerku zaczął się wysyp słoiczkowych podgrzybków. Piękny dzień. Rodzina zadowolona A moja rodzinna sława grzybiarza nie ucierpiała. Darz bór.
szerzej:
Piątek, 11 września 2020 roku. A zatem nastał dzień, w którym równo ze świtem powitałem, jeszcze w mroku odchodzącej nocy, klona srebrzystego Bukowianina. Z pociągu wysiadła garstka grzybiarzy, a ja poczekałem kilka minut przy klonie i pomału wyruszyłem napoić się bukowińskim klimatem, ile tylko płuca i rozum są w stanie wchłonąć. :)) Ciekawość rozpierała mnie od wewnątrz, ponieważ chciałem dokładnie sprawdzić sytuację grzybową w mojej bukowińskiej Mekce. Wiedziałem od znajomych, że grzyby są, ale pytań rodziło się mnóstwo, typu – jakie gatunki przeważają, jak jest z ich zdrowotnością i jakie są perspektywy na dalszy potencjał wysypu. Już na pierwszych, znanych mi miejscówkach prawdziwkowych, ujrzałem kilka pięknych, młodych borowików szlachetnych i wówczas stało się jasne, że grzyby rzeczywiście są. Po euforii związanej ze znalezieniem prawdziwków i pstryknięciu kilku powitalnych zdjęć, przyszedł czas na ich zebranie. Niestety, rozpoczęło się rozczarowanie związane z ogromnym zarobaczywieniem szlachciców lasu. Nawet młode, dopiero co wykluwające się owocniki, zostały już w znacznej części zaatakowane przez larwy. Czasami jednak same kapelusze były jeszcze do uratowania. Nie zmienia to faktu, że na 10 znalezionych prawdziwków, zaledwie jeden lub dwa były zdrowe albo dało się z nich wziąć sam kapelusz. W związku z tym zaczęła się ostra selekcja znajdowanych prawdziwków, z których prawie każdego od razu przecinałem na pół, żeby nie mieć wątpliwości, co do jego stanu zdrowotnego. W wyniku przyjętej taktyki, do kosza trafiały wyłącznie zdrowe grzyby. Za to poświęciłem trochę czasu na ich fotografowanie, ponieważ bez względu na ich robaczywość (której na zdjęciach nie widać), mogłem się nimi zachwycać, oglądać i pstrykać zdjęcia. Z uwagi na fakt, że wrześniowe grzyby bywają zazwyczaj znacznie zdrowsze od tych lipcowych lub sierpniowych, zacząłem się zastanawiać, co jest przyczyną takiego mocnego ich zarobaczywienia? Winę zrzucam na przebieg pogody, gdyż po chłodnym i mokrym początku września, wróciły letnie temperatury a wraz z nimi okazja dla muchówek i innych owadów do intensywnego złożenia jaj. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Grzyby zostały masowo zaatakowane przez żarłoczne larwy, które dziesiątkami, a nawet setkami potrafią siedzieć tylko w jednym grzybie. Czasami dało się coś wykroić, jakąś ćwiartkę kapelusza, ale przeważająca ilość znalezionych prawdziwków była kompletnie nie do wzięcia. Zatem wciąż musiałem ostro i zdecydowanie selekcjonować znalezione szlachcice i zbierać tylko zdrowe grzyby lub ich części. Postanowiłem sobie zapisywać mniej więcej ilość znalezionych prawdziwków. Dzięki temu, końcowa statystyka uświadomiła mi skalę ich zarobaczywienia. Otóż na ponad 270 znalezionych okazów, do domu przywiozłem około 50 sztuk, w tym część w postaci samych kapeluszy lub ich skrawków. Wychodzi, że ponad 200 borowików nie nadawało się na nic, nawet do częściowego wykrojenia. Pomału zbliżałem się do starego, sosnowego lasu, w którym rosną podgrzybki. Stare lasy, piaskowe górki i wrzosowe dołki. Samosiejki wśród starodrzewia przeplatane barwnymi mchami i mięciutkim podłożem. Ależ to są klimaty! Jak ja lubię dreptać kilometrami po pozornej monotonii starych, bukowińskich lasów! Jak wszedłem na dobre w sosnowe bory, szczęście i radość weszły razem ze mną. Zacząłem znajdować sporo młodych podgrzybków, ale tu cieszy człowieka wszystko. Każdy badyl, drzewo, mech, szyszka oraz cała gama dźwięków i zapachy lasu. Robaczywość podgrzybków była mniejsza niż prawdziwków. W zależności od miejsc, wahała się w przedziale 30-50%. Zatem większość znalezionych podgrzybków lądowała w koszu. Po 2-godzinnym wywłóczeniu się sosnowym borem, przyszedł czas na lustrację miejsc kozakowych. Tym razem wśliznąłem się w brzozowe gęstwiny i osikowe zarośla. Tam buszują przeważnie trzy gatunki zwierząt. Dziki, sarny i Paweł Lenart.;)) W brzozach znalazłem kilka koźlarzy babek, część zdrowych, część robaczywych, za to nie spotkałem ani jednego koźlarza pomarańczowożółtego. W osikach natomiast przywitały mnie uroczyście przepiękne, młode, jędrne i w 95% zdrowe koźlarze topolowe i czerwone. Efektem dużego skupienia i mocnego wytrzeszczania oczu było zebranie kilku czapek z młodymi koźlarzami, w znacznej mierze topolowymi, które należą do jednych z moich ulubionych gatunków koźlarzy. Niemniej, dwie, może trzy czapki bardziej się zaczerwieniły niż zbrązowiały. Czyli koźlarze czerwone także dopisały. Najważniejsze było to, że przeważały grzyby młode, jędrne i zdrowe. Następnie postanowiłem odwiedzić miejscówki rydzowe i tu także się nie zawiodłem, ponieważ grzyby w najlepsze na mnie czekały. Gorzej z ich zdrowotnością, którą oceniłem na około 40, miejscami 50%. Czyli i tak lepiej niż z prawdziwkami. Z rydzów uratowałem sporo kapeluszy, gdyż często trafiałem na takie owocniki, gdzie tylko trzony miały towarzystwo, a kapelusze okazywały się zdrowe. Nadszedł czas wyjścia z lasu na kaniowe łąki. Kanie rosły na nich w wielkiej ilości. Większa część zostaje na łące, zabieram kilkanaście, czasem kilkadziesiąt sztuk, resztę pozostawiam innym grzybiarzom lub mieszkańcom lasu. Za to wszystkie staram się dostrzec, obejrzeć, większość z nich sfotografować. Po kilku godzinach spędzonych w bukowińskiej Mekce, grzyby zapełniły wolną przestrzeń w moich koszykach, które stały się ciężkie, zwłaszcza ten większy kosz. Jednak niosłem jest euforią grzybiarza, wciąż wylewającą się ze mnie spontanicznością i magnetyzmem bukowińskiej ziemi, które wprowadzają mnie w stan natchnienia. A w natchnieniu można i góry przenieść.;)) Radość nie do opisania, tym bardziej, że prawdopodobnie było to najpiękniejsze w tym roku grzybobranie w Bukowinie, ponieważ warunki pogodowe stały się dla grzybów bardzo niekorzystne i w najbliższy weekend nie spodziewam się już takiego zbioru i takiej różnorodności gatunkowej. Z innych gatunków grzybów coś się wykluwa, ale raczej w skupiskach, dość niepewnie i jeszcze nie jesiennie. Trafiłem też singla w mchu reprezentującego goryczaka żółciowego. Jednak znalazłem też inne, ciekawe grzyby. Wśród nich na pewno należy wyróżnić muchomora zielonawego vel. sromotnikowego – leśny symbol śmiertelnych zatruć. Gdybym schrupał go wczesnym rankiem, pozostałbym w lesie już na zawsze i nawet nie zdołałbym zrobić tej relacji… Bez względu na rozwój sytuacji grzybowej, która na razie jawi się kiepsko z powodu mocnego uderzenia letnich temperatur i braku opadów, wiem, że w najbliższym czasie ponownie tu przyjadę i ponownie będę w stanie leśnej i bukowińskiej euforii, gdyż Bukowina to MAGNES, a ja jestem metalem, którego ten magnes przyciąga nawet z 500 i więcej kilometrów. Pozdrowienia dla Admina i grzybiarzy.;-) Cała relacja ze zdjęciami dostępna pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/magnetyzm-bukowinskiego-grzybobrania. html
szerzej:
miejscami. Długo nic i nagle 3,4 a nawet 7-8. Taktyka to nasze miejscówki, w których nie ms jeszcze szału. Patrząc jednak na prognozę może go już nie być. W wielu miejscach już sucho a będzie tylko gorzej. Robaczywych ok. 15%, im większy tym gorzej. Mimo zmęczenia trzeba korzystać póki można bo jak będzie 28 stopni po niedzieli to sezon skończy się zanim się zaczął. Pozdrawiam grzybiarzy którzy wiedzą po co się idzie do lasu, którzy nie śmiecą, nie kopią niejadalnych i nie drą się w niebogłosy. Darz grzyb 😁
szerzej:
Borowiki, ale prawie wszystkie nóżki robaczywe. Malo młodych, pojawiaja sie małe, sloiczkowe podgrzybki. W lesie bardzo dużo ludzi
szerzej:
podgrzybki, zające, maślaki i jedna kurka;)
szerzej:
W tym tygodniu był wysyp prawdziwków w tej okolicy, rozmawiałem z miejscowymi potwierdzili. Szukając grzybów, trafiłem na zbocze góry, gdzie co kilka metrów widziałem ślady po wycięciu grzybów, prawdziwków, o średnicy ogonków ok. 4-5 cm, czyli grzyby musiały być duże.
szerzej:
Zdjęcie to zbiór połączony z foniesieniem z lubuskiego
szerzej:
Zostały dla innych. Ważne - tam gdzie zbieraliśmy w sobotę strasznie słabo wręcz bezgrzybie. Dzisiaj rosły w innych miejscach. Teraz trwa obróbka, suszenie, mrożenie i wekowanie. Przerwę poświęciłam by tu wejść. Mimo że ledwo nogami przebieram był to przecudny dzień. Pozdrawiam gorąco 😊
szerzej:
Pogoda wspaniała, trzeba jeszcze chyba poczekać na trochę deszczu
szerzej:
Więcej grzybiarzy niż grzybów. Nawet napotkana żmija wyglądała na nieco oszołomioną ilością gości. Dodatkowo ślimaki zaatakowały, a i robaki nie próżnują. W drodze powrotnej na niziny zajrzałem na swoje miejscówki w okolicach Lubina. Tam również znalazłem prawdziwki z czego każdy nadjedzony lub poorany dziurami. Obserwacje z terenów górskich oraz nizinnych pozwoliły mi postawić hipotezę, że mamy do czynienia ze spóźnionym wysypem letnim lub ewentualnie wczesno-jesiennym. Kolor grzybów, ich zaczerwienie i miejsca występowania przemawiają za wysypem letnim. Grzyby dodatkowo występują miejscami nie zaś na całym obszarze lasu, co też jest typowe dla wysypów lipcowo-sierpniowych. Jeśli macie zatem miejscówkę na prawdziwki w tym okresie - sprawdźcie. Jeśli nie też pojedźcie, bo po lesie zawsze przejść się warto.
A co dalej? Spodziewam się dość szybkiego wygaśnięcia tego wysypu. Przed nami dłuższy okres suchy na dolnośląskim obszarze. Jeśli pogoda dopisze prawdziwy wysyp jesienny ruszy pod koniec miesiąca lub z początkiem października. Bardziej niż o opady martwię się przebiegiem temperatury. Mimo zapowiadanych fal ciepła w okolicach połowy miesiąca, nie mogę oprzeć się przeczuciu, że czekają nas w tym roku w październiku dość szybkie i poważne przymrozki. Jak będzie naprawdę czas pokaże. Pozdrawiam wszystkich forumowiczów.