szerzej:
Fantastyczna nowa miejscówka, dobrze że wybrałem rower a nie samochód. Stosunkowo blisko i jeśli nikt mnie nie ubiegnie będę miał piękny zbiór jeszcze jutro i pojutrze. Natrzaskałem zdjęć na fejsa to wrzucam szybką mozaikę. Pozdrawiam.
szerzej:
Zebrane w 4 h sama!
szerzej:
Wczorajszym sposobem wzięłam las u nasady, i po wejściu do niego. Po prostu obrzeża. Tu- nie powiem rosło zakamuflowanych podgrzybków co nieco. Maluszki już takie, że schylam się i zbieram, a w koszu ni jak nie przybiera. Myślę sobie bida z nędzą. Plecki już powyginane, a na domiar złego, co po mikrusa się schylę i ledwo w rękę złapie, ten wyskakuje z kapelusza własnego. Troszkę dalej w las, tam niewielkie wzniesienie, a u jego podnóża są piękne grzybasy, takie co to jak w koszu lądują, to i robią troszkę hałasu i objętościowo od razu przybywa. Oczywiście, gdzie w lesie najpiękniejsze rosną sztuki, ano w jeżynach. Tylko jak ja namiar na takiego biorę, to pod stopy nie patrzę. Dopiero jak jeżyny mnie przygarną i oplotą kombinuję jak się tu z nich wymiksować. Jednym słowem wróciłam lekko uszkodzona- nogi podrapane. Jak już tak na prawdę w las się zagłębiłam, i kierunek marszu miałam równo w nosie, zaczęły się pokazywać rodzinnie. Ale nie tak, że jeden przy drugim. One tak w odległości od siebie potrafiły rosnąć 20,40 cm w grupach nawet do dziesięciu. Schylam się po jednego tego wypatrzonego i już główka kontaktuje, że lekko nie będzie, bo tam rośnie następny itd, po które trzeba się ponownie schylać. Ach tych moich pokłonów w lesie tyle było, że wracając zdziwiona byłam, że jeszcze potrafię do pionu przyjąć postawę. Naprawdę to udało mi się dzisiaj spenetrować tylko połowę lasu. To wszystko niestety trzeba było z sobą dźwigać. Nie opłacało się do auta zawracać. Do początku wracając mej przygody z lasem jako pierwszy się zameldował borowik dorodny- i to on zaskarbił sobie przywilej i wylądował na foto. Później już do robienia fotek sił i zdrowia i zdrowia nie miałam. Ręce lekko trzęsące z emocji i zmęczenia- co by mi na tych fotkach wyszło- coś zabazgranego. Tak pisząc nawiasem- dla mnie fotki i zapiski są zbędne. Mam ja w główce swojej bardzo rozbudowaną przegródkę z napisem " las i grzyby" Pamiętam doskonale w którym lesie i pod którym drzewem coś z grzybów znalazłam. Choć mogę nie pamiętać co było wczoraj na obiadek. W moje koźlakowe miejsca dzisiaj niestety nie dotarłam- jest to całkiem ładny kawałek. Teraz siedzę robię wpis i przychodzę do siebie. Spacer bardzo owocny- tak, że musiałam powiedzieć "dość" w tył zwrot i do domu. Dodatkowo zebrałam kanie maślaki i zajączki. Namawiam na grzyby- robi się coraz bardziej sucho, kto wie jak długo one porosną? Wszystkich Was serdecznie pozdrawiam :))))))))
szerzej:
Cztery godziny i do kosza trafiły kozaki pomarańczowożółte, kurki, prawuski i podgrzybki poza miejscowym na skuterku nikogo więcej las dla mnie. W miejscach gdzie zbierałam we wtorek - chyba dobrze kosiłam bo po 40 minutach nawet dna koszyka nie zasłoniłam, zmiana miejscówek zaowocowała koszem podgrzybków gdzie tylko naście sztuk miało średnicę kapelutka większą jak 4 cm cała reszta to słoiczowe maleństwa. Brzózki miło zaskoczyły i w kozaczki obrodziły. Małe prawuski się pojawiły i myk do mego koszyczka wskoczyły. Kończę bo rymuję pewnie las jeszcze czuję. Pozdrawiam Grzybniętych Monika
szerzej:
daleko się fatygowała, jak w moich bliskich lasach taka dzisiaj cudowna niespodzianka mnie spotkała. Pobytu w lesie i zbierania w różnych i różnistych pozycjach było równe 2 godziny. Kilometrarz to 4 km- wolniuteńkim marszem. Właściwie kręcenie się w kółko. Jak jednego podgrzybka spotkałam, czy też wypatrzyłąm, to przechodząc trzy razy jeszcze siedem zebrać potrafiłam. Rosły solo, w duetach, zrośnięte i w większych grupach. Po wczorajszym ćwierć-maratonie w lesie to dzisiaj coś z zupełnie innej bajki. Rosły tam gdzie się ich zupełnie nie spodziewałam, bo nie u stóp lasu, a w jego centrum i po boczkach. Radość ze zbierania przeogromna. Ciężar w ręku się wzmaga, słońce prosto w oczy świeci- na wszystko się ze szczęścia dzisiaj zgadzam. Dodatkowo koźlaczków i małych i dużych po dwa, po trzy brązowych i z czarnymi prawie łebkami znalazłam 12 szt. Borowiki jeszcze na mych ścieżkach po lesie się pojawiały. A to wyskubane przez ślimaki, a to mocno zagrzebane albo pochowane- razem od wielkich po małe 14 szt. Jak to ostatnie w wysokiej sośnie bywa- przy ścieżynkach trafiają się zdrowe maślaczki- tych 17 szt. Rekordy ilości dzisiaj pobił przepiękny jesienny podgrzybek, na grubaśnych nogach od małych mikrusów, po piękne średniaczki- wsio razem bractwo typowo octowe- tych się okazało 174 szt. Razem 217 w dwie godziny. Kręgosłup na wszystkie możliwe strony pokrzywiony- buntuje się za takie traktowanie na całego. Jakoś nie mam dla niego ostatnio ni serca ni czasu. Spacer cuuuuuuuuudowny - polecam- serdecznie Wszystkich pozdrawiam :) Wczoraj na polane spłoszyłam - niechcący sarenkę z maluszkiem takim biało szarym jeszcze. Biedni- choć słupkiem stanęłam- mocno nogi za pas brali- buziaczki :)
szerzej:
W ciągu ostatniej godziny odało się uzbierać 2/3 koszyka podgrzybka, miejscami sucho i niestety zaczęło się słyszeć różne okrzyki typu: "mam prawdziwka" lub "ja pierd... tu nic nie ma" czy też "macie coś" to dla mnie info, że czas się oddalić. Niestety prawe z lokatorami ale sosnowe zdrowiutkie, naładowany akumulator a cudnie kwitnący wrzos hiptnozował mnie. Śmiało stwierdzam, że już za chwileczkę nastąpi wysyp jesienny. Pozdrawiam wszystkich Grzybniętych Monika
szerzej:
Początek mojego w lesie relaksu pokrzyżował mi drogę z potężnym dzika odyńcem. Po prostu śmignęłam mu przed samiuteńkim nosem. Idąc dróżką leśną usłyszałam trzask gałązek. Zawsze w tym momencie staję słupkiem i nasłuchuję- co też w moją podąża stronę, lub w dali się przemieszcza. Tak dzisiaj poczyniłam, i dosłownie o 5 metrów przedefilowałam dzikowi przed nosem. Nawet bym o fakcie nie wiedziała, ale ten kolos idąc łamał gałązki. Już chciałam przystanąć i strzelić mu fotkę- ale po rozum do głowy szybko poszłam, i zaraz też dałam nogę. Lepiej losu nie kusić. Dodatkowo przyznać muszę, z pewnym smutkiem, że w ogóle na mnie uwagi gbur jeden nie zwrócił. Jakoś nawet adrenalina pozostała na tym samym poziomie. Dalej w las, kierunek przeciwny niż obrał sobie dzik. I tak dzisiaj nawet ze słoneczkiem nie weszłam na wojenną ścieżkę- świeciło jakoś tak zgrabnie, że w lesie jasno było, i nić po oczach nie świeciło. Zaczęłam krążyć jak krążownik, bo z samego początku zbiory moje na pewno do optymistycznych nie należały. Najpierw pojawił się piękny borowik. Potem drugi, za czas jakiś powolutku pojedynczo, żeby się nie tłoczyć zaczęły ze ściółki podgrzybki wyskakiwać- przy mojej pomocy. Jakoś dzisiaj jakby rzadziej rosły, w pojedynkę, nie za małe i czasami nie za duże. Troszkę z początku byłam ja rozczarowana. Choć po pewnym czasie idąc z konieczności cały czas zgarbiona- zaczęłam odczuwać, że coś tam w ręku ciąży. Nie było tak źle. Co prawda czas w lesie dzisiaj się lekko przedłużył do 3 godzin i przedeptanych 4,6 km. Pod brzózkami wiadomo- moje kochane koźlaki. Najpierw jeden, a dalej tak się do 11 dozbierało. Po drodze dwa piękne zajączki i garstka maślaczków. W wysoką sosnę się one przeprowadziły- ale tak pojedynczo, na poboczach rosły. Wycieczka wspaniała, piękne rześkie powietrze, lekki wiaterek fryzurę rozwiewał, i słoneczko świeciło z umiarem. Po przyjściu do domku i dokładnym przeliczeniu- okazuje się, że tak codziennie zbieram z takim samym skutkiem. Wszystkich serdecznie pozdrawiam i zachęcam na spacer, a w perspektywie pełne kosze różnorakie :))))
szerzej:
Pierwszy w tym roku wypad do lasu i sezon zostal otw
Pierwszy wypad do lasu i dla mnie sezon grzybowy został rozpoczęty.
szerzej:
Jak już pisałam ranek cudownie - można powiedzieć, że prawie zimny. Rosa, jeszcze blasku na niebie nie było, lecz jakaś taka szarość- uwielbiam te klimaty. Po wczorajszym rejsie tak po cichu liczyłam, że zwyżkować w lesie będzie- i tu się niestety przeliczyłam. Nie żeby nic nie rosło, ale bardziej rozstrzelonym drukiem. Już tak łatwo na rodzinki nie było można się natknąć, a i suma sumarum pogłowie uzbierane tak jakby skromniejsze. Po niedługim w lesie przyjemnym pobycie, zachwycie, skłonach po pierwsze borowiki i podgrzybki, - jak mi coś z góry po oczach dało- oślepłam. Trzeba było zmienić taktykę, aby w tej gęstwinie w ogóle coś wypatrzeć. Czapka prawie na oczach wylądowała, ale i tak to wszystko za mało. Łebki mocno brązowe, szyszki i igliwie podobnie. Szukałam i tak mocno pochylona- bo krzaki chciały mi oczy wydrapać. Itak z mojej lasu obserwacji wynika, że się jakby sucho porobiło. Grzybków mniej, bardziej pochowane, do pni poprzytulane. Zdarzały się soliści rosnący na środku i w takich sobie całkiem sporych rozmiarach. Głównie jednak podgrzybki typowo na grubaśnych nóżkach jak się patrzy wprost do marynaty. Pod rosnącą samotnie brzozą 3 piękne i zdrowe koźlaki. Uwielbiam je zbierać- czarne łebki i te pstrokate grube nogi. Jak bym miała wybrać za czym ganiać wolę- miałabym dylemat- borowik czy koźlarz? W lesie raptem zrobiło się wprost gorąco- chodzenie schylanie i to słońce- wychodziłam jak z sauny. Jak nie kąpiel, to czoło pokryte potem. Spacer rewelacyjny- całe dwie godziny, przedeptanych tylko 4 km, uzbieranych 75 grzybków- sama radość. I gdyby mnie dzisiaj ktoś zapytał- co kombinuję na jutro?- to na bank nie zgadnie. Jutro z rana las i to tak na troszkę dłużej. Wszystkich cieplutko pozdrawiam i pełnych koszy- oby się te w lesie za szybko nie skończyły :))))))))))))