szerzej:
Skoro jestem jeszcze w rozrachunkowym transie, film pamięci się kręci, pozwólcie, że pokontynuuję sobie przegląd wydarzeń z akcji " Grzyby 2017", w której to, z racji swojego "kota na tym punkcie", uczestniczyłam namiętnie. Na tapetę pójdą teraz podgrzybki i inne gatunki "szampinionów". Na chwilę wrócę jednak jeszcze do borowików ceglastoporych, uważam bowiem, że zasługują one na poświęcenie im choćby minimum uwagi. Ach te ceglasie, czarujące, piękne i smaczne, niezawodne i wytrwałe, forpoczta innych borowików. Z nich to zawsze pierwszy sosik na moim stole gości, z wielkim namaszczeniem, radością i apetytem pałaszowany. Dlaczego tak okrutnie "z buta" czasami traktowane? Bo ktoś kiedyś gdzieś "puścił bąka", że szkodliwe, wręcz trujące ? Ot i ciemnota! Nawet jeżeli "światło zapalisz", większości cymbałów i tak nie "oświecisz", "bąk" fruwa se po pustych łbach dalej, a ceglasie jak były, tak i będą po pięknych główkach kopane: ( Czas na podgrzybki. Sezon na nie rozpoczęłam 10 października. Było już po wysypie. Dlaczego tak późno? Po pierwsze wcześniej zaabsorbowana prawdziwkami byłam, po drugie nie miałam zbytniej ochoty "przytulać się" do innych grzybiarzy, ocierać się jeden o drugiego i chodzić po lesie ramię w ramię, bo żadni to kumple dla mnie byli, a w razie nagłej potrzeby, na publiczny widok mojego zadka z przymusu nie udostępniać. Za pierwszym razem byłam zmuszona drzeć kilometry jak najdalej od parkingu, po rowach skakać, gęstwiny leśne penetrować, żeby jakiegoś grzyba znaleźć i przede wszystkim poczuć, że w lesie jestem, a nie w parku miejskim, na dokładkę na rodzinnym pikniku z okazji, dajmy na to, "dnia kiełbasy z grilla". Na szczęście za każdym następnym razem ludzi ubywało. Jak wyglądał las nie będę nawet wspominać. Gdyby nie czapka na głowie, wszystkie włosy by mi wypadły z wrażenia na ten smutny widok. Do końca listopada sukcesywnie, obładowana za każdym razem jak juczny osioł, wyniosłam z lasu mnóstwo śmieci. A podgrzybki co? A podgrzybki owszem były, z początku nie za piękne, większość przez ślimaczych rzeźbiarzy spartaczona, koronki, ażurki, same skórki i wiórki,.... nie, no tak obżartych grzybów jeszcze nie widziałam. Marne, lipne, jednym słowem nędza. Im chłodniej się robiło, tym bardziej nabierały one kształtów, kolorów, krasy i urody, by w końcu odzyskać zaszczytne miano podgrzybka brunatnego. Kapryśne jednak były, nie każde miejsce im pasowało. Trzeba się było nachodzić, wściubiać nos w gęste świerki, czołgać się pod nimi na brzuchu. Ale jak już miejsce się trafiło, od razu kumulacja, po kilkanaście, a nawet kiladziesiąt sztuk. O rany, wtedy to dopiero "motylki w brzuchu latały";-) Piękne, czarne, spaśne i grubaśne. Te z mchów, trawy i paproci też niczego sobie, jedynie jaśniejsze łebki miały. 26 listopad ostatni znaleziony podgrzybek. Co do innych gatunków grzybów, no cóż, na tym polu mogę powiedzieć, że kiepsko u mnie było. Żadnych oszałamiających wyników. Raz kilkanaście sztuk kozaka czerwonego, dwa razy po dwa pełne kosze kozaków grabowych, kilkanaście maślaków i rydzy plus pojedyncze sztuki ww w międzyczasie, aaa, i kanie jeszcze - tych sporo. O zieleniatkach nie ma co gadać, niepocieszona jestem - brak miejscówki,.... chociaż?... paralitykiem nie będę! co nie Vincent?!:- DDD Nadmienię tylko, że to co widać na zdjęciach tu i w poprzednim wpisie plus jeszcze co najmniej dziesięć razy tyle, wyniosłam z lasu sama. Ale żeby za różowo nie było, bez skutków ubocznych tych wariacji leśnych się nie obyło - 14 kleszczy, rumień pod kolanem i seria antybiotyków. Za darmo umarło, nawet w lesie;-) Rozliczona jestem:-) Teraz nadszedł czas oczekiwania na nowy sezon. A jaki ci on będzie?! Jeszcze raz Do Siego!!!!🙌
szerzej:
Myślę że dzięki temu portalowi ( tu podziękowania dla p. Marka), który zgromadził tylu wspaniałych ludzi którzy kochają przyrodę i są zakochani w lasach, wszyscy możemy się dzielić bardzo ciekawymi i przydatnymi informacjami na temat naszej pasji (nie mówiąc o barwnych opowiadaniach o grzybobraniach i chwaleniu się znalezionymi zdobyczami). Fajnie było się spotkać w realu (nawet dwa razy, nie licząc spontanicznego grzybobrania w górach - :)) z grupą wspaniałych" leśnych ludzi ". Jestem pewna, że nasze następne spotkania już w nowym roku będą równie udane i odbędą się w dużo większym gronie. Życzę WSZYSTKIM CUDOWNEGO GRZYBOWEGO 2018 ROKU!!!!
Lawendowa Iwona
szerzej:
Witam wszystkich grzybniętych.
Pisząc że zbieram w wolnych chwilach to chciałbym się usprawiedliwić że moje wypady do lasu trwały po 50 minut w porywach do 2 godzin ze względu na ograniczony czas (córkę trzeba zawozić do przedszkola i przywozić na przemian z żoną która również pracuje). Mój sezon był naprawdę udany biorąc pod uwagę że miałem niewiele czasu na zbiory. Na zdjęciu przedstawiam jeden ze zbiorów który trwał mniej więcej 1 godzinę. Podczas zbiorów zdarzały się okazy zdrowe które ważyły od 500 gram do nawet 774 gramy. Wszystkim wam życzę do siego roku i tego aby przyszły sezon był jeszcze lepszy. Pozdrowiam
szerzej:
Gdy zobaczyłem rano, że troszkę wody w proszku spadło, to odrazu przyszedł pomysł żeby do lasu skoczyć na chwilkę chociaż☺ najpierw trzeba było załatwić parę spraw, ale zaraz po tym, skok do auta i po 20 minutach już w zupełnie innym niż miejskim klimacie😊 później się przeniosłem 3 km dalej, i zdziwienie, bo w pierwszym lesie troszkę śniegu było, a w drugim zupełnie nic, różnica dosłownie 3 km, tu zimowo, a tu jesiennie :) nic spektakularnego nie znalazłem, także pozostał spacer ☺ ale w sumie o to chodziło też, żeby choć trochę świeżego luftu wciągnąć☺ pozdrawiam :)
szerzej:
Dla mnie zaczął się On, ten ROK znaczy się, dnia 21 maja 2017. Wtedy to o godz. 13.24 w lasach powiatu tarnogórskiego moim oczom ukazał się pierwszy borowik ceglastopory, zwany ceglasiem. Cóż za radość to była, taniec szamana, okrzyki Tarzana i takie tam celebry, bo przecież trzeba było odtrąbić początek sezonu;-) Machina ruszyła. Z początku na rozgrzewce, kilka sztuk ceglasi, za tydzień dołączyły pierwsze borowiki usiatkowane "bawiące się " w piaskownicy. Następny tydzień i kolejne już na pełnej prędkości i tak aż do 21 czerwca. Był to czas panowania usiatków, kurki i ceglasie w niewielkich ilościach. borowiki usiatkowane na miejsce swojego wzrostu najbardziej upodobały sobie piachy.? Zabawa z nimi w piaskownicy była przednia. Te cudowne chwile, te widoki powykręcanych, wykluwających się z piasku jeden obok drugiego, brązowych, jasnobrązowch, czasami wręcz beżowych kapeluszy, te grubaśne nogi.... ach, no mówię Wam, na samo wspomnienie gęba mi się śmieje. Bite trzy tygodnie na boletusowym rauszu:- D Na grzyboświrkowy zlot w Dzierżnie 24 czerwca przywiozłam już tylko resztki po wielkiej uczcie. Szczęście mnie jednak w tym dniu nie opuściło, bo miałam ogromny zaszczyt poznać wspaniałych ludzi, ludzi otwartych, kulturalnych, inteligentnych, wesołych, ludzi z którymi poczułam silną więź poprzez wspólną pasję i wspólną miłość, miłość do przyrody. Przez kolejne trzy tygodnie las zrobił sobie wakacje, na posterunku pozostawiając sporadyczne ilości kurek, ale na sosik dla trzech osób zawsze było. I....... 15 lipca "pociąg" znowu ruszył, powoli?, ależ skąd, w ciągu czterech dni gnał już jak Pendolino, ponad 230 sztuk borowika szlachetnego 19 lipca! Tak, tak, znów gęba mi się śmieje;-) "Podróż za jeden uśmiech", a właściwie "za kilkaset prawdziwków", a może i ponad tysiąc (nie liczyłam) trwała do 6 sierpnia. Potem grzyby pojechały na wakacje, o ile dobrze pamiętam w góry. "Do pracy" w moich lasach borowiki wróciły 23 sierpnia i solidnie, ale to naprawdę solidnie "harowały jak wół" do 15 października. Wtedy mniej więcej zaczęłam jeździć na podgrzybki, o czym będzie w następnym wpisie (jak będzie czas). Na wszelki wypadek Do Siego Roku Wam życzę, Wam Grzybowym Ludkom!;-))))) oraz Adminowi Panu Markowi:-)
szerzej:
Planowałem za przykładem Sznupoka i Tazoka przywitać świt w terenie, ale pogoda spłatała mi porządnego figla, nad ranem oferując jednostajny mleczny widok. Skorzystał na tym mój leń, dostając gratis dwie godziny. Wreszcie około 8:30, już w drodze do Świbia, zobaczyłem świat. Mgła powoli uciekała w górę, a pola i łąki wyzłociły się słońcem, nawet chwilami prześwitywało błękitne niebo. Na dzisiejszą wycieczkę wybrałem rejon położony na południe od gór, w zasadzie to bliżej Dąbrówki, niż Świbia. Nigdy tam nie byłem, zawsze było nie po drodze, ale tym razem nie miałem celu grzybiarskiego, tylko krajoznawczy, więc nowe tereny jak najbardziej sobie poznam. Las wygląda czasem tajemniczo, a czasem tak zwyczajnie, po prostu jak las. Ale w większości jest jesienny, niekiedy można spotkać grzybki, nad którymi się w sezonie nie zatrzymuję, a teraz cieszą oczy swoim niespodziewanie odkrytym pięknem. Albo borówki brusznice, które cieszą oczy swoją intensywną czerwienią. Największe wrażenie zrobił na mnie pewien świerkowy wykrot, z daleka wyglądał jak leśny potwór. Widziałem też zajączka, ale pokicał na łąkę, nie ryzykując pozowania nieznajomemu. Ze zwierzęcych śladów znalazłem jeszcze świeżo wykopaną norę i zwierzęce błotne kąpielisko. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie przytargał do samochodu dwóch toreb ze śmieciami, nowe tereny obfitują w te "trofea", szczególnie w pobliżu myśliwskich ambon i świeżych zrębów. Rozwaliły mnie pojemniki po środku do ochrony sadzonek przed obgryzaniem przez zwierzęta. Ktoś chroni drzewka, a następnie wyrzuca baniak koło tych drzewek, geniusz! Nadmiar odpadów, które się nie zmieściły w moich torbach, zostawiam przy drodze, może ktoś ze "śmieciowników" dozna olśnienia, zanim je zabiorę innym razem. Na koniec odwiedziłem starą oczyszczalnię, gdzie nareszcie ktoś chciał mi pozować. Trzy godziny szczęścia dobiegły końca, ale wrócę tam niedługo.
szerzej:
.... i do tego nasze ze Sznupokiem gody, czyli rocznica dnia, w ktorym powiedzieliśmy sobie sakramentalne TAK. Też wstaliśmy wtedy, piekni i młodzi, podekscytowani wyjatkowością dnia przed świtem, i tak już zostało. Witamy drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia przed wschodem słońca. I mimo, że nie ma szans na borowiki, oglądać cudną naturę przed świtem to przeżycie nie lada :). Czy warto było wstać ciemną nocą ? sami możecie odpowiedzieć sobie na to pytanie - więcej w linku: https://beskidzkasalamandra. wordpress. com/2017/12/26/beskidzkie-switanie/
szerzej:
Po dwóch dniach nicnierobienia i pojawienia się pewnych symptomów przejedzenia postanowiłem iść do mojego pobliskiego lasu żeby zaczerpnąć, świeżego jak na śląskie warunki, powietrza i spalić trochę kalorii. Pogoda mi sprzyjała bo na termometrze było 0 ale było słonecznie. A oszronione drzewa, krzewy i ściółka w blaskach wschodzącego słońca wyglądały przepięknie. Zresztą ten mój lasek jest zawsze piękny chociaż to tylko postindustrialny las wokół hałdy. A w lesie cisza i spokój ale jakieś takie rozdwojenie jaźni bo z jednej strony przyroda przygotowana na zimę a z drugiej bazie na drzewach przypominające wiosnę. I te bazie w promieniach słońca mocno podniosły mi poziom endorfiny i dały nadzieję na rychły koniec zimy. A co do grzybów to trafiłem kilka stanowisk płommiennicy. Jedno z nich na martwym pniu gdzie małe grzybki rosły od ziemi do około dwóch metrów. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkim dalszego, wesołego świętowania Bożego narodzenia a w Nowym Roku szybkiej wiosny, sezonu co najmniej tak udanego jak w tym roku, pięknych lasów i grzybów i spełnienia marzeń 🙂
szerzej:
Żal było nie chodzić do lasu przy takim urodzaju
szerzej:
Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w rodzinnym gronie oraz wszystkiego co najlepsze aby się Wam darzyło w Nowym Roku.
Wiadomo, pełnych koszy grzybów, przepięknych zdjęć, spacerów z wrażeniami w lesie i jeszcze co marzycie aby się spełniło.
szerzej:
Zdobyczą była garść uszaków☺👂👂 wyjście do lasu było też pretekstem by zrobić kilka fotek w jesiennej scenerii, mimo iż jutro Wigilia :) No i co najważniejsze, złożyć wszystkim życzenia😊 Jeszcze tydzień temu miałem plan żeby ulepić bałwanka do zdjęcia, no ale cóż :) żeby nadać choć trochę klimatu zimy Bałwanek pojechał ze mną😊⛄ także korzystając z okazji chciałbym dosłownie wszystkim, i tym z którymi się spotkałem i poznałem, tym których jeszcze nie znam, ale mam nadzieję poznać, tym którzy jedynie czytają, tym wszystkim których nie wymieniłem, Panu Markowi Adminowi, złożyć życzenia Cudownych, Radosnych, Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, niech to będzie dla Was czas Miłości i Radości😊 oraz życzę aby ten nadchodzący Nowy Rok 2018 przyniósł Wam wiele szczęścia, przygód, zadowolenia, i spełnienia wszelkich marzeń 😀 oczywiście życzę też pełnych koszy grzybów i obcowania z naszymi ukochanymi lasami :)☺ Wesołych Świąt Kochani🎄🎁⛄🌲
szerzej:
I drzewa mają swą wigilię...
W najkrótszy dzień Bożego roku,
Gdy błękitnieje śnieg o zmroku:
W okiściach, jak olbrzymie lilie,
Białe smereczki, sosny, jodły,
Z zapartym tchem wsłuchane w ciszę,
Snują zadumy jakieś mnisze
Rozpamiętując święte modły.
Las niemy jest jak tajemnica,
Milczący jak oczekiwanie,
Bo coś się dzieje, coś się stanie,
Coś wyśni się, wyjawi lica.
Chat izbom posłał las choinki,
Któż jemu w darze dziw przyniesie?
Śnieg jeno spadł na drzewa w lesie,
Dłoniom gałęzi w upominki.
Las drży w napięciu i nadziei,
Niekiedy srebrne sfruną puchy
I polatują jak snu duchy...
Wtem bić przestało serce kniei,
Bo z pierwszą gwiazdą niebo rozłogów,
A z gęstwiny, rozgarniając zieleń,
Wynurza głowę pyszny jeleń
Z świeczkami na rosochach rogów...
Leopold Staff "Wigilia w lesie"
szerzej:
Odnośnie liczby grzybów na godzinę wybrałem 2, bo dwa gatunki znaleźliśmy😊 chcieliśmy jeszcze znaleźć boczniaki, ale niestety się nie udało..
Jeszcze tydzień temu nie bardzo wiedziałem, gdzie i jak szukać tych naszych zimowych grzybków, dzięki Dzidkowi wiem chociaż mniej więcej na jakich terenach szukać, a że się coś znalazło to już pełne zadowolenie :) nie jadłem jeszcze nigdy tych grzybków, więc jeśli ktoś ma jakiś dobry przepis, to jak najbardziej pisać☺ będę wdzięczny☺ pozdrawiam wszystkich 😊
szerzej:
Wczoraj grzybowe sprawy nabrały przyspieszenia za sprawą spontanicznego spotkania w Gliwicach zorganizowanego przez Emila. Na spotkaniu tym miałem przyjemność poznać się z Arturo. Szybko dogadaliśmy się na wspólny wypad w sobotę rano. Wybraliśmy las koło kąpieliska w Zabrzu Maciejowie. Trudno ten teren nazwać lasem z prawdziwego zdarzenia ale naszym zamiarem było znalezienie uszaków bzowych a tam takich krzaków na których mogą one rosnąć nie brakuje. I chyba mieliśmy dobrego nosa bo trafiliśmy na uszaki, chociaż nie za bardzo one przypominają te ze zdjęć młodego Wertera. Były takie cienkie, jakby wysuszone - nie takie mięsiste jak na zdjęciach wspomnianego kolegi. Oprócz tego trafiły się też płomiennice zimowe. Pod koniec spaceru spotkaliśmy też duży dąb szypułkowy, który okazał się pomnikiem przyrody. Spacer krótki ale udany. Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂
szerzej:
szkoda bo jak wyjeżdżałam to było pięknie, biało, magicznie. Cóż może jeszcze przed świętami spadnie trochę tej wody w proszku jak pisał duet Sz&T;-) Podsumowanie sezonu będzie trochę inne, bo wiadomo, że grzyby rosły na potęgę i kto chodził do lasu miał pełne kosze:- D Zresztą dla mnie każdy sezon grzybowy jest super. Od kwietnia do grudnia chodzę po cudownych lasach, obserwuję przyrodę a grzyby są wspaniałym dodatkiem do pełni szczęścia jakie przeżywam na łonie natury. Z tego roku oprócz nowych miejscówek a szczególnie jednej gdzie prawdziwki i kozaki czerwone rosły nawet w okresie suszy najmilej wspominam dwa spotkania "Grzyboświrków" na Dzierżnie i w Chudobie. Poznałam Was osobiście moi kochani i bardzo się z tego cieszę:- D Jesteście wspaniali, tacy normalni, fajni ludzie w tych zakręconych, smutnych czasach. Mam nadzieję, że w przyszłym roku spotkamy się ponownie w jeszcze większym gronie :) Pozdrawiam wszystkich odwiedzających to forum życząc zdrowych, spokojnych, radosnych Świąt spędzonych wśród najbliższych przy wigilijnym stole pełnym smacznych potraw nie tylko grzybowych. Trzymajcie się ciepło i byle do wiosny...;-)
szerzej:
Wybrałem się do pobliskiego rezerwatu przyrody "Las Dąbrowa" ☺ w końcu mieszkam od tego miejsca z 2 km :) Człowiek im starszy tym poglądy o przyrodzie inne :) albo to może przez to, że zauważamy że nie zawsze dobrze się dzieje, jeśli chodzi o nasze lasy... wchodząc do lasu pierwszą rzeczą da się zauważyć dzikość i to, że nasze rządy nie macały chociaż tam rąk :) fakt zdarza się zobaczyć jakieś drzewo potraktowane piłą, ale nie po to żeby ściąć, ale gdzieś przewróciło się na ścieżkę to jest przecięte, ale druga część leży po drugiej stronie ścieżki i sobie gnije :) wiadomo, że o tej porze roku wygląda to inaczej, a inaczej będzie jak wszystko się zazieleni, ale jedno mogę powiedzieć, to miejsce ma swój urok :) no i co mnie zdziwiło najbardziej, to ilość osób tam spacerujących, od razu przyszło na myśl to, ile ludzi zaczyna doceniać dzikość przyrody, a to cieszy☺ jak i to, że nie było tam ani jednej puszki, butelki, worka, czy innych dziwnych rzeczy :) dziś pozdrawiam wszystkich z taką nutą refleksji ☺
szerzej:
W lesie dzisiaj jakby wiosennie bo ostatnie śniegi stopniały. Oprócz wspomnianych płomiennic i maślanki spotkałem piestrzycę, tęgoskury, zieleniatkę i jakieś inne blaszkowate których nie znam. Rozglądałem się za uszakami i boczniakami ale bez efektu. Może w innych miejscach będę miał więcej szczęścia. Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂.
szerzej:
Wybrałem się pochodzić i coś poszukać, tyle że na zimowych grzybach to raczej się nie znam, może ktoś kiedyś się wybierze pokazać te grzybki😃 pierwsze zdjęcie to kolaż tych samych miejsc lecz już bez białego😃 a kolejne to różne grzybki, ale nie znam niestety ani nazw ani czy są to jakieś okazy ha ha :) także jeśli ktoś coś tam rozpozna to każda rada będzie cenna☺ za późno przeczytałem właśnie o tym doniesieniu Młodego Wertera bo bym chociaż bzu poszukał :) ja mapki niestety nie pokolorowałem, ale cieszę się ze spaceru i pierwszych "zimowych" poszukiwań :) pozdrawiam Was wszystkich😊
szerzej:
Uszaki były i młode i stare, dużo wysuszonych, ale tych nie brałem, małe, duże, pojedyncze i w kępach. Słońce nawet przeświecało przez chmury i wydawało mi się, że jest jakieś 10 stopni ciepła, ale jak sprawdziłem na termometrze było +1. Nie wiedziałem, że tak fajnie może się szukać grzybów w zimę. Teraz tylko muszę znaleźć jakiś fajny przepis na uszaczki:- D. Następne na celowniku mam zimówki, dzisiaj chyba kilka znalazłem, ale były tak małe, że ciężko było rozpoznać. Na pierwszy raz muszę zebrać jakiegoś pewniaka. Pozdrawiam wszystkich i do usłyszenia:- D
szerzej:
Na zdjęciu moje gąski ziemiste które rosną na podwórku co roku w dużych ilościach no i rzodkiewki które nie boją się zimy i sobie rosną. A ja zasypiam i się od czasu do czasu budzę jak czytam fajne wpisy na portalu. Pozdrawiam wszystkich buszujących w lasach.
szerzej:
Zima. Szara, bura, nijaka, chmurna, nieprzyjemna, w mieście. Biała, cicha, tajemnicza w lesie. To tylko kilka z określeń jakie wyłapałem na naszym ulubionym portalu w ciągu ostatnich kilku dni. Dla wielu z Was chyba najbardziej dołująca pora roku. Tym czasem nawet nie trzeba wybierać się w głębokie lasy, wystarczy porozglądać się po bezlistnych drzewach żeby nacieszyć oko wszystkimi kolorami. Ptasimi kolorami. Teraz, jak rzadko kiedy można obserwować fruwających mieszkańców lasu. Do niektórych szczęśliwców nawet przylatują w gości - zwabieni smakołykami w karmnikach. Na zdjęciach: kopciuszek na ośnieżonej gałęzi, nawet zwykłe wróble też wyglądaja uroczo. A co powiecie o jemiołuszce w pieknej, łososiowej kreacji ?, to przecież arystokracja wśród zimowych ptaków, a na deser, w prawym dole mój nowy kumpel - rudy krzyżodziób, którego w końcu udało mi się „upolować” choć to nie lada wyzwanie. Zachęcam, patrzcie teraz w niebo, zamiast pod nogi – bo prawdziwki już nie rosną. Nie, no pod nogi też patrzcie bo fiknąć kozła – to zimą jakby łatwiej. Pozdrowienia dla Was wszystkich ze Sznuplandii przesyłają Tazok & Sznupok
szerzej:
Witam wszystkich😊 dziś po zakupach nie mogłem odmówić sobie wyskoku do jakiegokolwiek lasu☺ fakt, że bardziej rekreacyjnie, dreptałem sobie leśnymi dróżkami, by zrelaksować się, nabrać trochę energii😊 pomyśleć, że tydzień temu jeszcze było tak zielono🌳🌲 czasem bardziej kolorowo🍃🍂🍁 a teraz wszędzie biało ❄❄❄ naprawdę taka godzina w samotności w lesie, a człowiek wraca z humorem do domu😃 w tym tygodniu się wybiorę bardziej szczegółowo zajrzeć w te zimowe leśne klimaty, a tym czasem pozdrawiam wszystkich 😊
szerzej:
Przywitał mnie las w kolejnej odsłonie. Zimowej. Monochromatyczny, pełen spokoju, ciszy i powagi. Zadumany i skupiony w sobie. Na pozór zaspany i bez humoru. Pusty jak bezzębne szczęki;-) Nic bardziej mylnego! Tylko na tzw pokaz, na zewnątrz, dla tych, co nie przestąpią jego progu, co go nie znają. Tuż przy wejściu już widać, że las żyje. Pojedyńcze ślady zwierząt, a im głębiej tym tropów więcej. Dla mnie to w "deseń"!;-), nadzieja na pomyślne obserwacje. "Uzbrojona " w lornetkę, starając się nie "trzeszczeć butami", idę "czytając księgę lasu". Rozglądam się wokół, patrzę na drzewa, wyłapuję te martwe, szukając na nich grzybów. Najwięcej oczywiście hub wszelkiej maści. Dwie z nich przykuwają moją uwagę na dłużej, bo młode, bo jasne, jedna z nich, ta w zasięgu rąk, jeszcze mięciuśka. Idąc dalej widzę powalonych kilka świeżych, młodych sosen. Wokół nich stratowany śnieg, a one ( te sosny) całe spałowane (obgryzione z kory znaczy się) przez jeleniowate. To jeszcze bardziej podsysa moją ciekawość i nadzieję na bliższe ( lub dalsze) spotkanie z sarną czy jeleniem. Nagle jak mi coś nie wyskoczy spod samych nóg! Serce też o mało mi nie wyskoczyło. Tak się przestraszyłam, że w podskoku cofnęłam się tyłem do tyłu, o coś się potknęłam i wylądowałam na tyłku. Najpierw siedziałam jak wryta. A potem... jak zaczęłam się śmiać! Wielki zając, olbrzymi jak kangur, czmychał wielkimi susami przez las. A ja siedząc na tyłku na śniegu, śmiałam się do rozpuku. Śmiałam się i śmiałam, a śmiech mój niósł się po lesie jak kościelne dzwony. Taki figiel spłatał mi mój "poważny" las;-) Wygrzebawszy się ze śniegu ruszyłam dalej. Pomyślałam tylko, że z obserwacji to już nici będą. Później się okazało, że jednak się myliłam. Idąc leśną drogą, pod szpalerem nagiętych od ciężaru śniegu brzóz, wyskoczyły dwie sarny. Nim zorientowałam co to, zobaczyłam tylko ich lustra (zadki). Były tak blisko, że gdyby te lustra były lustrami, ujrzałabym w nich swoje odbicie. Ale frajda! Mój kochany las! I W międzyczasie, zanim do owego spotkania doszło, na pniu po jakimś drzewie, myślę, że liściastym, dojrzałam grzyby. Pierwsze skojarzenie - żólłciaki, ale nie w grudniu przecież - to następna myśl była. Zerwałam jednego małego, a on ci blaszki ma pod spodem. I znowu po domowych oględzinach, przewertowniu kilku atlasów, pasuje mi, że to łycznik późny. Strzelam, bo się nie znam i proszę po raz kolejny o pomoc w rozwiązaniu zagadki. Gdy pełna wrażeń wracałam do samochodu, las zaskoczył mnie jeszcze raz. Daleko, na końcu drogi, zauważyłam, że coś tam się rusza. Lornetka i..... stado siedmiu łań dostojnym, powolnym krokiem, po kolei, gęsiego, przechodzi z lasku do lasku. Cudowne zwieńczenie mojej pierwszej, zimowej leśnej eskapady. Pierwszy rozdział "księgi lasu" przeczytany. Za tydzień kolej na drugi. Już się nie mogę doczekać co w nim jest "zapisane";-) Dla pustych umysłów las jest księgą zamkniętą.
szerzej:
A teraz - co mi w duszy gra. Grać to mi nie gra, tylko wyje. Bo tak, nie dość że skręciłem nogę, połamałem okulary, to na dodatek zachciało mi się jechać na skróty i wczoraj pierwszy raz w życiu wylądowałem w rowie. A ślizgawica była jak cholera. Na szczęście ani mnie ani autku nic się nie stało, tylko moja duma ucierpiała. Ba ale i to nie wszystko. Wracam do domu a tu zimno, ciemno, sztrumu brak. ZE wyłączyło bo drzewa zerwały linie. Rano wstaję a tu w kuchni powódź. Nie, nie, to nie znaczy że mi się powodzi. Lodówka puściła, zamrażarka też. Czarna rozpacz. To że coś tam się rozmroziło to pryszcz. Ale rozmroziły się jagody które leżały na grzybach. I teraz mam wszystko granatowe. I jak tu nie wyć. Część muszę wyrzucić. A to co zostało, musi starczyć do nowego roku. I tu mam pytanie. Wiem że na kogo jak na kogo ale na przyjaciół można liczyć, więc gdybym tak potrzebował coś do kotleta to POMOŻECIE?:-)
szerzej:
Miałam dzisiaj sen, piękny sen... cudny las i ja w tym lesie - grzybów nie pamietam. Pobudka 5,13 i... ciemność widzę, gdzie to słońce, gdzie las, okno zawalone śniegiem, wypuszczam psa a tu nie ma jak wyjść z chałupy, śnieg z dachu zjechał na dwie strony. Acha - śniło mi się... to teraz kawa i analiza, kiego licho chce ode mnie?, jakie znaki mi daje?. Czy już las nie dla mnie? Sen mara bóg wiara - w życiu nie!!! Wyszło mi tak -to żem zarobiona "po kokardki", dni tygodnia różnią się od siebie tylko tym, że w soboty i niedzielę nie wyjeżdżam do biura a zasuwam "firmowo" w domu i w lesie nie pamiętam kiedy byłam- ja bym takiego tłumaczenia nie przyjęła. Ale... melduję się.
szerzej:
Po drugie. Pogłoski o zapadnięciu S&T w sen zimowy są grubo przesadzone. Po trzecie. Straszenie „nadchodzącą zimą” w naszym przypadku jest nieskuteczne. Po czwarte. Proszę wszystkich, Was piszących o listopadówych grzybobraniach o rozgrzeszenie nas za brak komentarzy do Waszych dokonań. No bo i co mamy napisać w komentarzu ? Że nam żal sezonu, że u nas termin „grzybobranie” przeszedł dawno temu, jeszcze z trzecim jesiennym śniegiem do historii, że koszyk zamieniliśmy na szufle do śniegu, że zimno jak w kieleckim? ( sorry Fijajum ). Panta rei. Nasze lasy mimo przebłyskującej jeszcze momentami jesieni już nie wydadzą na świat żadnego zimowego aksamitka. Za to bałwana - a i owszem, o czym z pewnością Was poinformujemy. Wracamy po krótkiej przerwie na forum, nadrobimy dopiski – przynajmniej te najświeższe - weekendowe Podziwiając Wasze późnojesienne dokonania ślemy pozdrowienia S&T. A jak się mają zimowe Beskidy – przeczytacie tutaj - https://beskidzkasalamandra. wordpress. com/2017/11/27/korona-beskidu-slaskiego-stary-gron-horzelica/
szerzej:
Istnieje duże prawdopodobieństwo, ze szczególnym naciskiem na duże, że było to ostatnie moje spotkanie w z grzybem rurkowym w lesie w tym roku. Jędza zima zbliża się wielkimi krokami, jesień mierzy się z nią na siły, tanio skóry nie chce sprzedać, tronu oddać mroźnej pani jeszcze nie zamierza, jeszcze chce trochę porządzić. Teortycznie do 22 grudnia ma do tego prawo. Zawsze jednak jakieś przychylne zimie siły natury, jacyś jej poplecznicy, mogą zwołać referendum i przed końcem kadencji ją odwołać. Wtedy chce czy nie musi ustąpić. Na razie walka trwa. Wszyscy wiemy jaki będzie finał tej walki, prawo natury jest nieubłagane, jedyne prawo, w którym nikt nie zamiesza i nowego pod siebie nie ustanowi. W ostatecznym rozrachunku biała królowa rozpłaszczy się na biało, mrozem przyklei się do tronu i zaczną się rządy twardej, "zimnej ręki". Las widać, że jest już zmęczony, resztką sił wydaje z magazynu ostatnie swoje dary, chce odpocząć. Zasłużył na to w tym roku po stokroć. 12 sztuk podgrzybka - to mój przydział na pożegnanie. Ogromnie mnie to ucieszyło. Nie odesłał mnie do domu z pustymi rękami i pustym koszykiem. Las dał mi możliwość ostatni raz w tym roku radować się widokiem czarnych łepetynek wystających z igliwia czy trawy, ostatni raz je dotknąć, pogłaskać, poczuć ich zapach. Moje zmysły muszą to zapamiętać na co najmniej pół roku, kiedy to na tronie zasiądzie pani wiosna, kochana przez wszystkich królowa wiosna. Do koszyczka załadowałam kilka szyszek, które jak sopelki wisiały na powalonym przez Ksawerego czy Grześka świerku. Zadowolona i szczęśliwa powolutku wracałam na parking, było po15. Tak dobrze mi było, że posiedziałam jeszcze na parkingu, w głowie snując plany na następne, być może już zimowe spotkania z lasem. Wtedy po drugiej stronie szosy w moje oczy wpadł widok pnia drzewa, zamszonego, obrośnietego zielskiem i grzybami jakimiś. Podeszłam, poogladałam, jednego grzyba do identyfikacji zerwałam, kilka zdjęć zrobiłam. Wstawię je w osobnym wpisie. Wracając do auta spojrzałam na niebo i aż dech mi zaparło. Coś pięknego na niebie zobaczyłam. Zjawisko, krótkotrwały, przecudowny spektakl na niebie. Poświata. Tylko natura może być autorem takiego obrazu. Spojrzałam na zegarek, była 15.55 Czy to zapowiedź nadchodzącej wielkimi krokami mroźnej zimy, która ma być rzekomo zimą stulecia?
szerzej:
Hej, nie było mnie na portalu prawie tydzień... wróciłam i z przyjemnością przeczytałam Wasze relacje. Fajnie, że cały czas coś się dzieje i najwytrwalsi dalej chodzą do lasu i nawet zbierają grzyby... Super :) Dzisiaj pogoda była cudna, więc spacer z mężem i pieskiem po lesie, bardziej po ścieżkach i rekreacyjnie niż grzybowo. Było pięknie... cisza, spokój i 4 podgrzybki, które o tej porze cieszą bardziej niż cały koszyk prawdziwków w sezonie. Smakują też o niebo lepiej jako rarytas na grzance z serem do zupy krem z pomidorów ze świeżą bazylią;-) A radość ze znalezienia tych maluchów nie do opisania:- D Pozdrawiam wszystkich bardzo ciepło z nadzieją, że jeszcze wyrwę się do moich kochanych buków... może jakiś ceglaczek-zmarzlaczek się trafi;-)
szerzej:
Ponieważ właściwy sezon już się zakończył, a ja nie należę do zimowych grzybiarzy, którzy zbierają na drzewach to myślę, że już pora na podsumowanie ostatniego sezonu. Jakby jakimś cudem coś istotnego wydarzyło się w grudniu (jakiś boletusik:-)) to się napisze post scriptum do podsumowania. A sezon był wspaniały i wyjątkowy. Jak wszystkim grzybiarzom wiadomo był on przede wszystkim obfity w grzyby różnego rodzaju w najbardziej oczekiwanym okresie i jednocześnie w najbardziej naturalnym dla wysypu bo późnym latem i jesienią. Wszystkim wiadomo, że był to rok prawdziwka których wielkie ilości ku jeszcze większej uciesze znajdowałem. Usłyszałem nawet taki tekst, że w tym roku prawdziwki rosną jak chwasty:-). Ale może wrócę się do wiosny.
A była to pierwsza wiosna w moim życiu kiedy tak wcześnie zacząłem chodzić po lesie. Efektem tego były znalezione po raz pierwszy: smardzówki czeskie, smardze stożkowate, jakieś czarki i liczne smardze jadalne, które w mojej jedynej miejscówce licznie obrodziły. Ale były to tylko łowy fotograficzne. Pierwsze grzybki do pozyskania trafiły się chyba w kwietniu w postaci maślaków. A w maju znalazłem las w którym znalazłem swojego pierwszego w okolicach Gliwic ceglastoporego. Jak się okazało jesienią było to bardzo wydajne miejsce ale tym jeszcze napiszę. Lato było nieciekawe ze względu na pogodę dla grzybiarzy, brak opadów skutkował tym, że grzybów było mało a jak były to najczęściej robaczywe. Do ciekawszych zdarzeń w tym okresie mogę zaliczyć spotkanie pierwszych borowików ponurych na wakacjach nad morzem i znalezienie rzadkiego borowika żonkilowego w okolicach Gliwic.
I nastała wspaniała jesień obfitująca w przeróżne gatunki. Dominował prawdziwek, nie brakowało kozaków czerwonych, zieleniatek i podgrzybków niemniej jednak dla mnie grzybem roku będzie borowik ceglastopory. Praktycznie od maja do 8 listopada rosły cały czas nawet jak już przyszły jesienne chłody. Nazbierałem ich w tym roku mnóstwo, we wszelkich możliwych postaciach.
W bieżącym roku poszerzyłem też obszar poszukiwań o kilka nowych lokalizacji. Jedne się już doskonale sprawdziły w tym roku inne miejscówki czekają na weryfikację roku przyszłym.
W tym roku posmakowałem też kilku nowych gatunków: borowik ceglastopory w różnych daniach, zółciak siarkowy i rydze. Przy okazji podziękowania dla Tazoka za pokazanie mi jak sprawdzić pomarańczowe mleczko.
No i na koniec wymiar ludzki nowego sezonu. I tu też rewelacja - kilkanaście osób poznanych bezpośrednio na zlocie na Dzierżnie i w innych okolicznościach. Fajnie jest się przekonać, że takich grzybowych wariatów jest więcej na tym świecie i że to tacy wspaniali ludzie. Są też nowe znajomości wirtualne: Paweł Lenart, Mi-1, Młody Werter, GrzybiaraW, Pieprznik, Vincent, Dodi, Arturo, Fijajum i pewnie kilka innych osób które teraz pominąłem ale których pozdrawiam na równi z tymi których wymieniłem. Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich miłujących grzyby, las i przyrodę. Darz Grzyb!
szerzej:
Melduję posłusznie, że w górach są grzyby. W Łysych Górach, koło Świbia. W końcu się wyrwałem z różnych obowiązków do lasu, kombinując, gdzie by tu najlepiej posznupać za grzybami. Parę lat temu pisałem w tym miejscu o tym, jak grzybki w listopadzie pojawiały się na południowo-zachodnich stokach pagórków, gdzie w miarę swoich możliwości jeszcze operowało słońce. Skorzystałem z tej wiedzy dzisiaj i okazało się to jak najbardziej słuszne. Po godzinie miałem 10 podgrzybków i byłem prawie wniebowzięty. Prawie, bo równocześnie miałem pełną torbę śmieci. Nie dość, że kretynom się nie chce zrobić kilku kroków do śmietnika przy parkingu, wsadzić papierka po cukierku do kieszeni, to jeszcze wieszają puszki na gałęziach, jak tazok stare prawdziwki. Ale z tego przecież nic się nie wysieje, najwyżej jakiś lasoświrek się zlituje i weźmie w końcu na osiedlowy hasiok. Wracając do grzybobrania, sprawdziłem na północnych i wschodnich stokach górek, nic tam nie rosło, więc wróciłem na stronę przeciwpołożną i odnotowałem następne sukcesy. Po 1,5 godziny miałem 15 podgrzybków, co zaspokoiło moją grzyboświrkową chuć, więc następnie oddałem się lasoświrzeniu. To polegało na osobistym przeglądnięciu i ocenie wcześniej namierzonych miejscówek i przedzieraniu się przez różne fajne i gęste chaszcze. Miejscówki były w okolicy stawu Poręba i wyglądały naprawdę obiecująco, buczyny, dąbrowy, mieszane, w sezonie będą mnie jarały nadzieją na piękne i liczne Boletuski. A staw Poręba to inna historia, w dawnych czasach był dla mnie dostępny w celach wędkarskich, karpie i szczupaki brały niemiłosiernie. Teraz jest przebudowany przez LP na zbiornik retencyjny, zresztą całkiem ładny, korzystają z niego głównie zwierzęta (ślady na fotce) kopytne i psowate i także kłusownicy, co stwierdziłem po resztkach patroszonych ryb. W miarę upływu dnia zaczęło się robić w moich oczach trochę niewyraźnie, więc postanowiłem wracać, zbierając tu i ówdzie zapomnianego śmiecia. I znowu las mi się za to odwdzięczył, bo widząc z daleka śmiecia szedłem do niego i znajdowałem widocznego tylko z bliska grzyba. Na koniec w ten sposób znalazłem około 10 m2 porośniętych kolczakami, przy drodze i blisko parkingu. Ten fakt podniósł radykalnie wynik mojego grzybobrania, po namyśle postanowiłem zostawić to tak, żeby było kolorowo i optymistycznie: 2 godziny zbierania, 68 sztuk, reszta czasu zaliczona do rozpoznania terenu.
szerzej:
W końcu udało się znaleźć odrobinę czasu by ruszyć tyłek do lasu. Dzieciaki sąsiadów widząc mnie z koszykiem patrzyły na mnie jakoś tak dziwnie, Novemberus Idiotus, jakoś tak patrzyło im z oczu. Mam nadzieję, że nie stracę dobrej reputacji, jeżeli jeszcze ją posiadam, u dorosłej części sąsiadów. Zawsze mogę powiedzieć, że zabieram koszyk, bo idę po szyszki. Smolić to. W lasie, lekko zamglonym skąpanym w słońcu, panował jakby angielski klimat. Ciszę tylko nieco zakłócał szum z pobliskiej A-4-ki. Mimo to, każde chwila pobytu w lesie relaksowała jak masaż stóp, przez sympatyczne Tajeki w Bangkoku. Miło było ale się skończyło gdy pani Vincentowa przez telefon kategorycznie wydała rozkaz powrotu. Warto było, zieleniatki duże, piękne, jędrne, jutro upieczone na zbyt drogim masłem, polskim czosnkiem (mam nadzieję, że nie azjatyckim), i cebulką będą masowały moje podniebienie. Ciąg dalszy może jeszcze w tym roku nastąpi..., oby. Pozdrawiam Grzybniętych.
szerzej:
Co do grzybów z górnego lewego rogu i dolnego prawego, to nie byłem pewien czy to aby na pewno boczniaki. Poza nimi znalazłem całą masę grzybów nadrzewnych, niektóre bardzo przypominały boczniaki, ale chyba nimi nie były. Trafiły się całe kolonie soplówki bukowej już w większości wysuszonej i starej, na ziemię praktycznie nie spoglądałem, choć pod koniec dostrzegłem wspomnianego podgrzybka i ceglaka. Trafiło się kilka wysuszonych kani pozostawionych w lesie, kolczaków znalazłem około 30, ale wziąłem tylko kilka na próbę. A teraz to co najważniejsze:- D, pogoda piękna, było tak ciepło, że najpierw zdjąłem czapkę, potem rozpiąłem kurtkę, a na koniec jeszcze bluzę, słońce delikatnie przeświecało przez chmury, wymarzony czas na spacer po lesie. Szkoda tylko, że wszystkie te kępy boczniaków były stare, nie wiem co powoduje wzrost nowych więc nie wiem kiedy najlepiej ich szukać. Te co znalazłem musiały wyrosnąć 2 tygodnie temu, albo i wcześniej. Nie było mnie długo i nawet za bardzo nie miałem czasu wejść na stronkę, ale generalnie stwierdziłem, że sezon przedłużam do 30 kwietnia, a następny rozpoczynam 1 maja. Pozdrawiam!:-)
szerzej:
Zgodnie z planem pojechałam na spacer. Bo to był spacer po słonecznym lesie w którym pozowały siwe gąski do foto.
Tych które były jak z pokazu mody takie " wybiegowe" było malutko. To były te ładne!!! A te brzydkie nie dostały szansy na zdjęcie, ale to tak jak w życiu jak coś jest ładne to wszyscy łauuuuu!!! i kipią z zachwytu a nie kiedy to brzydkie też jest ładne przynajmniej dla mnie.. Po prawie trzech godzinach zebrałam do koszyka około 20 grzybków. Widziałam jeszcze 5 maślaków sitarzy 6 podgrzybków i dużo młodych gołąbków wymiotnych i kilka małych muchomorów plamistych. Las jeszcze jesienny, nie idzie spać, można spotkać dużo różnych grzybów których nie znam. Piękny spacer w lesie było słychać tylko ptaki...... żadnej piły a to rzadkość. Pozdrawiam i zapraszam na spacery po pięknych jesiennych lasach.
szerzej:
Mówiłam w sobotę że pojadę sprawdzić czy coś zostało w lesie gąski siwej. No i zostało. Byliśmy sami, ale widać w lesie, że nie tylko ja sprawdzam czy coś rośnie. W dwie godziny w samo południe około 30 grzybków wpadło do składanego koszyka, czyli reklamówki. Chociaż miałam w samochodzie mój lawendowy koszyk to jakoś bez wiary że coś będzie jeszcze w lesie go nie zabrałam. Początek bardzo słaby godzina chodzenia i dwie średnio- ładne siwki, no to jeszcze ciągnę męża trochę za bunkry (takie miejsce w lesie gdzie są pozostałości po wojnie) odbijamy na prawo, trochę w inne poszycie i się zaczęło dopiero szukanie bo do tej pory był spacer. Gęba mi się śmiała na widok czterech sztuk w jednym miejscu, a potem poleciało..... Mój foliowy koszyk był prawie pełny. No a dziś zalewajka z gąskami i suszonymi grzybkami których jest dużo i trzeba je jeść żeby zrobić miejsce na grzybki które już widzę jak rosną w 2018. Pozdrawiam Wszystkich serdecznie. Następna kontrola czy coś jeszcze zostało środa lub czwartek myślę, że to co leży takie białe to jeszcze zniknie.
szerzej:
Jak dobrze spać skoro świt... 😴 Lubię przygnieść poduszkę do dziewiątej, a czasami to i do dziesiątej! 😱 listopadówe grzybobrania mają jeden plus - nie trzeba zrywać się o bladym świcie, w pośpiechu myć, ubierać się, jeść, szykować do wyjazdu idt., a po drodze ni z tego nie z owego wypalić.... o kurde, zapomniałam wziąć...! Zawsze o czymś zapomnę, gdy się śpieszę. Teraz jest luuzik;-) Konkurencja zapadła już w sen zimowy, wspomina wrześniowe, grzybowe szaleństwo i wertuje "kartki" swojego "pamiętnika" wskrzeszając "do życia" obrazy najpiękniejszych swoich zdobyczy :) Ja tymczasem robię obchód lasu. Zaglądam we wszystkie kąty mojego leśnego rewiru szukając grzybowego szczęścia. Do szczęścia trzeba mieć szczęście, a z tym bywa różnie. W jednych miejscówkach pokłady jego się wyczerpały, w innych go nie brakuje. Dzisiejsze moje "szczęścia" miały oblicza różne, można rzec "kwadratowe i podłużne". Były duże, były średnie, małe też się przytrafiły - te na piątkę z plusem zasłużyły. Były twarde, były jędrne, krzywe, proste i wygięte. Chuderlawych i cherlawych nie było. Był młodzieńczy tercet, był też seniorski duet, większość solo stała, choć nie powiem... w niedalekiej bliskości sąsiadów miała. Okrąglutkie jak od cyrkla, parę sztuk się tylko lekko spod niego wywinęło i od normy trochę odskoczyło. Mój koszyczek z radości aż mruczał, przyjaciół swych niosąc wesoło się huśtał. Zdjęcie mu zrobiłam, gdy jasno jeszcze było. Wracając na parking, w półmroku 4 osobniki dojrzałam. Fotkę z fleszem pstryknęłam - najgorzej nie wyszła 📷 Egipskie ciemności las już spowiły gdy do auta dotarłam 🌚 Na niebie czerwona poświata widowisko dała. Las do snu się ułożył. " Przygniecie poduszkę" do siódmej dnia następnego 🕖 Dobranoc - szepnęłam - śpij spokojnie :)
szerzej:
w Istebnej śnieg widziałam zdjęcia, ale sporo grzybów jest. Pojechałam do znajomego aby zobaczyć z bliska. Takie lejkowate na ciękich nózkach. Obierał je tzn. ucinał tylko kawałek nóżki. Robi z nich na masełku i celulce jajecznicę oraz kisi. Próbowałam z poprzedniego zbioru nawet lepsze od opieńki.
Sprawdzałam w atlasie są! jadalne. Jutro robię jajecznice na śniadanie.
Ciekawe czy ktoś z "naszych" je zna.
szerzej:
Wczoraj nie udało mi się wyrwać z domu na spotkanie w Chudobie ale dzisiaj rano udało mi się iść do lasu. Po kilku dniach spędzonych w przytłaczającej stolicy spacer po lesie był dla mnie taką przyjemnością jak wyjście chorego że szpitala. A las przyjemny, jeszcze jesienny. Grzybów już mało ale jeszcze są. Pierwszą spotkałem piestrzycę. A później spotkałem moje zielonkawe koleżanki. Chociaż zziębnięte to w całkiem dobrej kondycji. No to przytuliłem bo jak paniom zimno to je trzeba rozgrzać 😉 Trafiły się też dwa rurkowe z których zajączek że względu na lokatorów został na miejscu a maślaczek potowarzyszył zieleniatkom. Trochę się rozglądałem za tymi osobnikami co rosną na drzewach ( boczniaki i uszaki) ale ich nie wypatrzyłem. Pozdrowienia i do usłyszenia 🙂
szerzej:
A było to po 13,00 a przed 15,00 Gdzieś między Lublińcem a Herbami. Ale bliżej Herb. Trzeba mieć sporą determinację i wyobraźnię żeby liczyć na coś konkretnego. Z tym pierwszy to u mnie różnie, natomiast z tym drugim - oj czasami takie rzeczy sobie wyobrażam że aż mi wstyd przed samym sobą. Kilka podgrzybków które zapewne spóźniły się na główne danie i bardziej nadawały się na odział geriatryczny niż stołowy. Wodnicha nie jest moim ulubieńcem, a jest jej sporo. Zostały mi jeszcze dwa słoiczki z ubiegłego roku to będzie na prezent. W sobotę 18 listopada spotykamy się w Chudobie Sobiszu. Twardziele wiadomo, a mięczaki jak nie chcą być mięczakami to też niech przyjadą. W kupie raźniej, kupy nikt nie ruszy.:-)
szerzej:
Dzisiaj pożegnałam kolejny las... Pogoda cudowna, ciepło, słonecznie tylko chodzic, chodzić i podziwiać jesienną przyrodę. Mchy są tak soczyście zielone jak nigdy w sezonie-przepiękne :) Cisza, spokój tylko ja i moje ukochane buki, dęby, sosny-magia. Na grzyby nie liczyłam, miał to być tylko spacer bez koszyka, ale las pożegnał mnie pięknie... ceglasie średnie i małe, podgrzybki z najwyższej półki i na koniec duży prawdziwek w całkiem niezłej formie. Pozdrawiam :)
szerzej:
Pogoda nie bardzo sprzyjała mojemu optymizmowi, ale cóż, wolnego od pracy dnia nie mogłem tak po prostu spędzić w mieście. Na szczęście przestało padać prawie natychmiast po wejściu do lasu, to znaczy, że chyba mam znajomości w niebie. Postanowiłem rozsądnie nie napalać się na żadne grzyby, tylko trochę powałęsać się po rzadziej odwiedzanych rewirach położonych w pobliżu rzeczki Świbskiej Wody. Jednak po drodze i tak musiałem przejść przez świbskie góry, gdzie zawsze wpadną jakieś podgrzybki. I tym razem się udało, po godzinie miałem w koszu 6 podgrzybków i maślaka. Resztę czasu tzn. 3 godziny, poświęciłem na spacer i rozpoznanie. Znalazłem fajną miejscówkę buczynową, jest na jednym ze zdjęć, ale dopiero za kilka miesięcy dowiem się, czy jest coś warta. Poza tym leży przy drodze, pewnie wielu ludzi ją odwiedza, to jednak mi nie przeszkadza. Ważne, że jest. W lesie znalazłem to, czego tam zawsze szukam: piękno i spokój, a oprócz tego niestety, cały czas śmieci. I, niestety, zostawiają je przede wszystkim pracownicy LP. Przy każdej wycince i nowych nasadzeniach zostawione flaszki, puszki po piwie, worki, puszki po zagrysze. Masakra! Przytargałem następne dwie torby, a końca nie widać.
szerzej:
Rano się obudziłem, patrzę za okno a tu deszcz🌧. No nic, trzeba wypić kawę i pozałatwiać kilka spraw, później szybkie zakupy... patrzę na czas a tu 12:30 już, myślę sobie co robić, przecież obiecałem panience kani że ją dziś zabiorę do siebie☺ a więc w drogę 🚘
Pierwsze co to poszedłem do niej, patrzę a Ona dalej malusia, zamknięta w sobie... Pewnie biedna zmarzła przez te 2 dni, tak więc powiedziałem - chodź, wezmę Cię do ciepłego domu☺ idąc dalej znalazłem torbę "EKO", zabrałem ją, zbiorę troszkę śmieci :) pewnie ten co ją wyrzucił to myśląc że pisze że jest biodegradowalna to pewnie tydzień i zniknie :) No ale to tak nie działa, choć pewnie jak ten ktoś będzie w tym miejscu za rok to powie -mówiłem?rozłożyła się bo była Eko... lecz niestety będzie w błędzie bo to ja ją zabrałem :) po chwili a to Żubr wisi sobie na drzewie, a to Kasztelan też na drzewo wskoczył żeby pooglądać jak ma się Tatra, nie trzeba wiele szukać by napełnić torbę :) idę dalej a tu pewnie ktoś w pobliskiej miejscowości renomont robił to podrzucił parę kg kafli i gruzu żeby każdy mógł pooglądać sobie relaksując się w lesie, a to wspomniane opony do ciągnika, żeby można było podziwiać jak są duże☺ ja to wszystko piszę z humorem bo nie wypada mi pisać tego jakich słów używałem odnajdując te znaleziska☺ czasem miałbym ochotę podać w doniesieniach ilość 500 na godzinę ☺☺☺ różne, i starsze i młode i duże i małe, szklane i plastikowe, aluminiowe i gumowe, każdy może przyjechać i zbierać do woli, śmiało można ciężarówką przyjechać ha ha, tylko że nikt z tych którzy to w lesie zostawiają nie są tu z nami ☺ także musicie mi uwierzyć że te dwa podgrzybki i moją panienkę małą znalazłem bo tym razem fotka dotyczy tych właśnie których teraz zbiera się najwięcej ☺ pozdrawiam wszystkich ☺
szerzej:
Jeszcze nie śpisz ? Słońce Ty moje – spytałem JĄ – ślamazarnie wypełzającą z norki salamandrę. No co Ty …. Jeszcze nie, dopóki śnieg całkiem nie przykryje mojego podwórka albo mróz nie skuje ziemi, będę buszowała po okolicy, zwłaszcza w taki wilgotny i rześki dzień jak dzisiaj. „A gdzie idziesz duży ?” Spytały jej wielkie błyszczące oczy. Daleko, przez Jawierzny, aż do Wisły. O mamusiu wszystkich salamander toż to za górami za lasami, nigdy tam nie byłam, jak się znowu spotkamy koniecznie opowiedz mi co widziałeś.... A co widziałem dzisiaj oprócz czarno-żółtej księżniczki przeczytacie tutaj: https://beskidzkasalamandra. wordpress. com/2017/11/12/korona-beskidu-slaskiego-czupel/
szerzej:
Czas spojrzeć prawdzie w oczy. Praw natury nie da się oszukać. Ale kto zabroni mieć nadzieję - nikt. Coś się kończy, aby wkrótce powstało nowe. Tak było, jest i będzie. Z takim "filozoficznym" nastawieniem wyruszyłem na spacer po moich Herbskich lasokrzaczkach. A przecież...
rok temu, w drugiej połowie listopada cieszyłem się jeszcze ze znalezionych kozaczych babek. Dzisiaj już nic nie znalazłem, poza tą jedyną zmęczoną życiem Kanią. A jeszcze nie tak dawno wyglądała jak super modelka na wybiegu w paryskich salonach mody. I patrząc tak na nią, do głowy przyszła mi taka o to " rymowanka" - Stoi w lesie smutna kania. Nikt nie miał ochoty na nią. Myśli sobie sezon mija, nikt mnie nie chciał, ja niczyja. Już nie bzyknie mnie robaczek, nie przeleci też ślimaczek. Wkrótce umrę niespełniona, żółtym liściem otulona. - Okryłem ją liśćmi, niech spoczywa w spokoju. W lesie cisza, co jakiś czas przerywana stukaniem dzięcioła w drzewo, choć może lepiej by było gdyby popukał mnie w głowę. Wychodząc z lasu, obejrzałem się za siebie i w duszy zaśpiewałem... do laaata, do laaata, do laaata, piechotą będę szedł-a aaaa jee jee.
szerzej:
W poszukiwaniu Świętego Graala, niekoniecznie Prawdziwkusa Listopadusa :)
Nie mogłem pojechać do swojego ulubionego lasu, tego samego gdzie Vincent spotyka panienki w zielonych sukienkach bo tylna szyba w aucie rozpadła się na kawałki ze złości, że niechybny koniec sezonu grzybowego blisko.
Tym razem poszedłem do lasu w pobliżu swego domu, z jasnym celem – zostać milionerem!!!
Wiśta wio łatwo powiedzieć, zrobić już nie tak łatwo.
Odbyłem długą, męską rozmowę ze swym najlepszym przyjacielem, nazywanym pieszczotliwie kudłatym synem. Wytłumaczyłem mu, że ojciec gotuje rosołki, wychodzi z nim na spacery, kopie piłkę i czyni to z bezwarunkowej miłości. Wszystko fajnie, ale byłoby miło gdybyśmy byli bogaci. Wtedy czas poświęcony na wąchanie, spacery i wspólne przeglądanie rozbieranych stron ładnych suczek w necie liczylibyśmy w godzinach, a nie w minutach. Nawijałem mu, że skoro dziki, świnie i jakieś francuskie pieski potrafią, to właściwie dlaczego miałby nie umieć wspaniały, polski kundel o dumnym imieniu Puszek.
Tak Szanowni Państwo, chodzi o trufle!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ustaliliśmy, że jeśli znajdzie coś o nieziemskim zapachu ma ojcu od razu zasygnalizować.
Robił wrażenie, że wszystko zakumał, jeśli wierzyć w zapewnienia maksymalnie podjaranego psa po usłyszeniu magicznego słowa SPACER.
Nie będę owijał w bawełnę – daliśmy z siebie wszystko. Puszek biegał jak szalony. W miejscach, które go wyjątkowo zafascynowały bo długo węszył lub szczekał, jego ojciec próbował wykopać skarb. Trochę dziwne mi się zdawało, że wybierał miejsca gdzie na powierzchni leżała jakaś szmata, kupa leśnego ? stworzenia czy podejrzana chusteczka. Wierzyłem, że on wie najlepiej gdzie szukać.
Niestety, tym razem się nie udało. Pies widząc moją smutną minę był z lekka skonfundowany. W drodze powrotnej starał się mnie zachęcić do wspólnego niuchania, dziwiąc się, że nie kręcą mnie świeże zapachy przechodzących tamtędy niedawno napalonych psich dziewczynek. Nie martwił się, że mój/nasz pomysł na biznes czyli dostarczanie trufli do najlepszych restauracji na świecie na razie nie wypalił. Zdawał się zagadywać – łysy nie bój żaby, będziesz mnie zabierał 17 razy dziennie na spacer, to w końcu znajdziemy, cieszmy się chwilą. Coś w tym jest.... Spacer po uśpionym lesie był fajny i o to jesteśmy bogatsi. Na luksusy czyli własny las, własna sala kinowa, książki i dużo wolnego czasu dla mnie oraz niewielki harem psich ślicznotek dla niego przyjdzie jeszcze czas :)
Miał ktoś z Was, Artystów Grzybowego Szaleństwa styczność z truflami ?
Podobno Jura Krakowsko-Częstochowska jest potencjalnie dobrym miejscem ich występowania.
Poniżej link do filmu o truflach: https://www. youtube. com/watch?v=sGVQEkaWRjs
Pozdrowienia dla Pozytywnie Zakręconych :)
szerzej:
Niech żyje wolność, wolność i swoboda, niech żyje zabawa i..... dalej mnie już nie dotyczy. No właśnie, gdzie można bardziej czuć się wolnym i swobodnym jak nie w lesie. A w dodatku być niepodległą, no bo nikomu w tym czasie nie podlegam, nawet sobie. Postanowiłam, że dzisiejsze święto spędzę na wesoło, postanowiłam, że rozbawię las, że razem będziemy się cieszyć, ja nim, a On mną. Jak koło gospodyń wiejskich śpiewałam, tańczyłam i recytowałam, z wyłączeniem pozostałych usług - jest nam wszystkim wiadomo, że las takowych potrzeb nie ma;-) "Drogi lesie, kręta drogo i ty piękna górska wodo, jak daleko w kilometrach, a tak blisko mego serca..." - zaczęłam śpiewać. Nie zdążyłam skończyć refrenu, a tu pierwszy podgrzybek wyskoczył przede mną:-) Ooo, musiało mu się podobać! Śpiewając dalej, czasami gwiżdżąc rozglądałam się wokół czy mam jeszcze jakichś "słuchaczy". Byli, a jakże, i starsze pokolenie i młodsze też. Wychylały ciekawskie łebki z trawy, mchu, igliwia. Inne z daleka były widoczne. Stały i słuchały. Publiczność nie zawiodła. Wyśpiewałam chyba pół repertuaru "Śląska", łącznie z Karolinką, Karlikiem, dzieweczką, studzienką, Starzykiem, wozem z Siewierza itd.. Byli szewcy, rudy rydz, biedroneczki i różne biesiadne. Między śpiewami były wierszyki. Przeważnie Brzechwy, o grzybach, kaczce, lokomotywie, leniu... Co mi ślina na język przyniosła, to poszło w las. Czasami improwizowałam, ale też musiało się podobać, skoro nawet słoneczko od czasu do czasu wychylało się zza chmur, a i dzięcioł zrobił sobie przerwę w pracy. Kilka razy w podzięce za grzyba zatańczyłam dla lasu oberka, walca czy breakdanca.;-) Mąż skorzystał dzisiaj na moim występie, bo jak nigdy, grzyby mu same wyskakiwały pod nogami i to po 3,4 naraz. PIERWSZY RAZ OD NIGDY BYŁ REMIS! Udało mu się i tyle;-) Mnie też się udało. Udało mi się rozbawić las, przegnać listopadówą szarość, burość, melancholię i smutek. Rozweseliłam drzewa, które się rozkołysały i rozszumiały, tak jakby śpiewały ze mną. " Już zachodzi czerwone słoneczko..." - tak zakończyłam mój dzisiejszy występ w lesie. Dzień chylił się ku upadkowi. Noc kawałkami zaczęła się wkradać między gałęzie drzew, krzaki, trawy. Robiła to powolutku, nienachalnie. Mierzyła się na siły z odchodzącym dniem. W końcu wygrała. " Niech żyje wolność, wolność i...... la, la, la, la, la, la.....;-))))
szerzej:
Ranek dość obiecujący, zdołałem namówić moją połowicę na spacer po lesie. W zamian musiałem odwalić ze dwie prace domowe typu czyszczenie butów czy wieszanie prania, ale warto było. Las piękny o każdej porze roku, a teraz nie molestuje obfitością grzybów, więc można podziwiać jego uroki bez zakłóceń. Miejscówki w Świbiu puste, jednak przeszukaliśmy je z odrobiną adrenaliny, a nóż coś wpadnie. Wpadł tylko jeden Boletusik, mało fotogeniczny, bo zeżarty i trochę wiekowy. Został za karę w lesie. Poza tym spotkaliśmy parę podgrzybków i czubajek, z których po 3 sztuki wpadły do koszyka. Jednak głównie zbieraliśmy śmieci, co obecnie przychodzi najłatwiej, bo kosz z grzybami nie ciąży, jak w sezonie. W nagrodę podziwialiśmy rodzinkę 2+1 jeleni (są na zdjęciu "tłowym"), zająca i gila. Pozdrowienia dla świrków.
szerzej:
Nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności, sezon musiałem zamknąć. Las mieszany,"starszawe" podgrzybki, jeden kozak kilka maślaków. Tych dzisiejszych nie zamieniłbym za 120 prawdziwków z połowy października. Dzisiaj zamknąłem sezon a już tęsknię.
szerzej:
Rano wybrałem się w okolice Mikołeski nie daleko Tworogu, przez pierwsze pół godz zupełnie nic... później jeden podgrzybek ale nie nadający się do zabrania, więc został sobie w lesie, później długo długo nich, zmieniałem miejsca na różnorakie by sprawdzić czy coś jest, niestety zupełne zero😔 więc postanowiłem wrócić do samochodu. Gdy byłem przy aucie to zauważyłem że koło mnie też ktoś stoi, więc myślę sobie - może po drugiej stronie drogi by pochodzić, tak też zrobiłem, lecz i tam zero😔 wróciłem do auta, towarzysza już też nie było. Głupio tak z zupełnie pustym koszykiem wrócić, więc wybrałem się jeszcze do Dąbrówki☺ za wiele czasu nie miałem ale już na wejściu przy młodniku dwa ładne maślaczki, także pomyślałem, że las przyjął mnie ochoczo☺ za młodnikien wszedłem w zagajnik i znalazłem pierwszego podgrzybka :) nie daleko kolejny ale został na miejscu ponieważ ktoś już się w nim zadomowił, kilka minut później kolejny... I jeszcze jeden☺ po kilku minutach w bardzo nie typowym miejscu, bo na zupełnie suchym igliwiu pod gałązką kania, ale jeszcze malutka i zamknięta w sobie, jeśli zechce się przede mną otworzyć to pojadę po nią jutro lub w poniedziałek☺ w drodze do samochodu na chwilkę znowu pięknie słońce zaświeciło, las zaszumiał jakby zapraszając jeszcze mimo wszystko, choćby na spacer ale aby przyjechać☺ pozdrawiam wszystkich gorąco
Zdjęcie będzie inne niż wszystkie bo jadąc do domu te dwa grzybki jak się przytuliły to tak całą drogę zostały wtulone, także to na pamiątkę dla nich ha ha
szerzej:
Magia jedenastek, 11.11, 11 /h i 11 sitaków. Flaga zawieszona, odśpiewane na baczność dwie zwrotki mazurka dąbrowskiego, w tył zwrot, bagnet na broń. No może nie bagnet, bagnecik, nóż. No dobra scyzoryk, aczkolwiek się nie przydał, grzybki zostały w lesie. Postanowiłem poszwędać się po lesie by sprawdzić jak rozwija się akcja w leśnym teatrze. Miałem nadzieję spotkać pełną scenę "panien w zielonych sukienkach" i jeszcze szerszą widownię. Niestety, po dotarciu na miejsce zastałem puste deski, a na widowni wisiał tylko lekko podchmielony Harnaś. Dlaczego uważam, że był na bani, wisiał jakiś taki przekrzywiony na drzewie, jakiś taki pusty. Mówił jakoś tak bez sensu, że jakaś Córka leśnika, znajoma jakiejś Szyszki, kazała zdjąć spektakl z afisza. Że niby polecenie przyszło z samej góry. Ponoć szaraki przez spektakl zaczęły za bardzo się rozmnażać, podkopywały siatkę i zagrażały bezpieczeństwu na pobliskiej autostradzie. Że deportowano wszystkie "gąski", dlatego tak tu pusto. A już tak na poważnie w lesie można jeszcze coś znaleźć, lecz mając takie zapasy w lodówkach, każde wyjście do lasu, będę traktował raczej jako relaks. Jednak na odchodne, już na obrzeżu lasu dwie "zielone młode Panny" puściły do mnie oko, więc kto wie?
szerzej:
Dzisiaj doszło do długo odkładanego wyjazdu do rodziców. W aucie nagle 14 letni syn pyta: Tato będziesz szedł do lasu ? Raczej tak odpowiadam. A on - to idę z Tobą. Mówię ok myśląc w duchu o co gimbusów chodzi. Ostatni raz był jak miał 7 lat a później nie chciał słyszeć o lesie. No i pojechaliśmy. Zaczęło się dobrze od szybko znalezionego podgrzybka. Młody znalazł kurkę. Później trafiły nam się podgrzybki. W pewnym momencie słyszę- Tato mam coś wielkiego. Przychodzę a on niesie pięknego prawego. Jak mi powiedziałem, że to najlepszy grzyb to dumny był i blady. A ja się przez kolejną godzinę zastanawiałem czy ten Novembrus zostanie mi zaliczony przez szanowne jury pod przewodnictwem Tazoka, który wymyślił te zawody. Nasza wyprawa zbliżała się powoli do końca. Młody już chciał do samochodu ale usłyszał- muszę zajrzeć pod jeszcze jedno drzewo. I poszedłem i zacząłem je obchodzić do koła no i jest!!!. Chociaż obgryziony, trochę zmarznięty ale jest - mój Boletus Novembrus 2017 ☺. Pozdrawiam i do usłyszenia.
szerzej:
Dzisiaj pojechałam na chwilkę pożegnać się z moim ukochanym lasem w którym w tym sezonie byłam najczęściej. Chodziłam trzy godziny wspominając wszystkie magiczne momenty i oczami wyobraźni widziałam rodzinki kozaków czerwonych, prawdziwków, ceglasi, które znajdowałam pod tą topolą, dębem czy bukiem... wpadłam trochę w melancholijny nastrój i ciężko mi było opuścić to miejsce: ( Po raz pierwszy w tym sezonie wróciłam do domu z pustym koszykiem, wszystkie znalezione grzybki zostały w lesie. Żegnając moje ukochane buki zanuciłam... Ja tu jeszcze wrócę... jak nie w tym roku to w przyszłym i poczułam się lepiej...
szerzej:
Zmobilizowany recenzją (doniesieniem) Vincenta z Jego Mysłowickiego grzybobrania wybrałem się na popołudniowy spacer do Mysłowickiego lasu 15 minut pieszo od miejsca zamieszkania. I co, nasz Cenzor się postarał nie dość że usunął doniesienie to jeszcze zdjął spektakl ze sceny lasu. Żadnych tancerek z teatru Balszoj, kozaki tylko brzozowe i smutne choć zdrowe maślaki.
szerzej:
w młodości eksperymentowałem podświadomość. Przynajmniej tak mi się wydawało. A że uczniem "w szkole" zbyt pilnym nie byłem więc skończyło się na" efektach ubocznych". Zresztą, kto w młodości nie eksperymentował niech PIERWSZY rzuci we mnie Boletusem................ Dobrze, dobrze. Wystarczy. Cały ekran mi zapaćkaliście. Ale wracając do dnia dzisiejszego. Mózg sobie przewietrzyłem, płuca też i takie fajne drzewko z dziurkami znalazłem. Palca tam nie wkładałem na wszelki wypadek. Po trzech godzinach łazęgowania po lesie, czuję się tak jak bym się naćpał psychodelicznych grzybków. Tak mi się humor poprawił. A rano miałem takiego doła że nic tylko w las iść. E. P. S. Następny wypad do lasu, to razem z Wami 18 11 2017 w Chudobie Sobiszu.!!! KTO JEST Z NAMI, NIE JEST PRZECIW NAM.:D
szerzej:
Czekała na mnie w trochę smutnym już lesie, chociaż trawa na łąkach całkiem zielona jak na tę porę roku. Nie mogłem sobie tak po prostu nie przyjść-po całym sezonie wypadało przecież pożegnać las, a tu na odchodne taka niespodzianka.
Trochę muszę zainwestować w masło, ale dla takiej piękności warto. Przełknę to gładko, dosłownie.
Pocieszam się obietnicą zakupu nowych kaloszy w dobrej cenie na przyszły sezon. Pozdrawiam wszystkich zapaleńców i polecam jeszcze wybrać się do lasu...
szerzej:
Umówiłem się z nim na 15, lecz niestety Boletus Novemberus wystawił mnie do wiatru, miał tam czekać, ale chyba nie będzie mi dane spotkać tego typa. Po około 1,5 godz poszukiwania zapanowała ciemność i musiałem wracać. Las zmieniony pokazał mi swoje inne oblicze bardziej przejrzyste. Szukałem też boczniaków, ale nie miałem czasu żeby dotrzeć do miejsc, w których prawdopodobieństwo ich znalezienia byłoby większe. Znalazłem jednego prawdziwka już spleśniałego i to jedyny ślad po Boletusach na jaki trafiłem, było kilka miejsc gdzie 2,3 tygodnie temu widziałem boczniaki, ale teraz pozostało po nich tylko to co odpadło od drzewa i się wysuszyło. Może spróbuję jeszcze raz poszwędać się po tych lasach. Do usłyszenia. Pozdrawiam:-)
szerzej:
Zachęcony doniesieniami Grazki i Bazyli pojechałem rano szukać swego Novembrusa. Wielkich nadziei nie miałem ale liczyłem, że może chociaż ceglaki jeszcze spotkam. Po godzinie łażenia pomyślałem sobie, że to może być relacja, w której trzeba będzie użyć cyfry 0. Ale trafił się maślak żółty który trochę poprawił mój humor. A za jakieś 5 minut trafiło mi się dość ciekawe znalezisko. Zobaczyłem z odległości 20 metrów ciało jakiegoś zwierzaka leżące na boku, grzbietem do mnie. Niestety nie było widać głowy. Pierwsza myśl to martwy jeleń albo łoś. Ale za kilka sekund przyszła myśl, że to może jakiś wielki stary odyniec śpi sobie w najlepsze. I czmychnąłem stamtąd natychmiast. W pewnym momencie, ponieważ grzybów dalej nie było wyjąłem worek i zacząłem zbierać śmieci. I jak już byłem kilkaset metrów od samochodu las to docenił i dał mi na pożegnanie ostatniego ceglasia w 2017 roku. Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂
szerzej:
W sobotę nie zdążyłam do mojej miejscówki czerwonych łebków, więc dzisiaj swoją wędrówkę zaczęłam z drugiej strony lasu. Ciekawa byłam jak się mają i czy jeszcze rosną moje ulubione kozaczki. Przez pierwsze 40 minut -zero, potem pod topolą 2 średniaki i... co kilka kroków w trawach kolejne ślicznoty :) Małe, srednie, duże i bardzo duże (zostały w lesie)... bardzo ładne i mniej ładne, ale wszystkie w całkiem niezłej kondycji. Chodziłam, podziwiałam, pstrykałam fotki i nawet nie wiem kiedy minęły 2 godziny i tym razem nie wystarczyło czasu na buki. Przyspieszyłam, żeby zobaczyć tylko jedno miejsce gdzie zostawiłam ostatnio małe ceglaczki. Przez 3 noce niewiele urosły a będzie przymrozek, więc żeby maluchy nie marzły zabrałam je do domu;-) Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam też mój nożyk zgubiony miesiąc temu... już nie będzie wymówek, że jadę do lasu szukać mojego Opinela:- P Pozdrawiam :)
szerzej:
Jeżeli nie dziś, to już wcale (w tym roku) nie załapiesz się na Boletusa Novembrusa. Tak pomyślałam wczoraj rano, kiedy słoneczko dźwignęło mi powieki i wygoniło z ciepłego łóżka. Posiadanie w grzybowej kolekcji tegorocznych zbiorów i okazów Boletusa Novembrusa uznałam za punkt honoru i zachowania dobrego imienia. Szykując się na tę wyprawę, już od tygodnia w mojej diecie prym wiodła marchewka. Soki, surówki i w całości jako przekąski;-) Ponoć na wzrok pomaga, a w lesie, wiedziałam, ciężka przeprawa mnie czeka i walka z dywanem kolorowych liści. Z "podkreconymi" oczami, z koszykiem w dłoni dziarsko wkroczyłam w mieszany las z przewagą dębów, miejscami same sosny z pojedyńczymi świerkami. Oj, łatwo nie było. Przy takiej ilości i różnobarwności liści zmysł postrzegania ma nie lada kłopot. Do tego silna chęć znalezienia prawdziwka sprawiła, że mój mózg większość obrazu interpretował jako grzyby. Wszędzie widziałam grzyby. Mało tego, mózg przedstawiał te artefakty jako piękne, dorodne prawdziwki. Schylałam się co chwila po borowika, którego de facto nie było. Krótko mówiąc las bawił się ze mną w ciuciubabkę. Nie poddawałam się, licząc na to, że przyjdzie moment, kiedy dotknę rzeczywistego grzyba. W końcu jest, pierwszy autentyczny ceglaś. Duży, masywny, ciężki, wystaje ponad liśćmi. Za chwilę mąż dzwoni z któregoś tam kąta lasu - znalazłem ceglasia i.... prawdziwka!:-) No nie! Oznajmiłam mu, że choćbym w całym lesie na kolanach rękami przegrabić wszystkie liście miała, nie ruszę się stąd póki nie znajdę "Novembrusa". Jakby mi ktoś soli pod ogon nasypał, zaczęłam "latać" po lesie, myśląc, że przyspieszy to mój sukces. Opamiętałam się jednak szybko i zluzowałam tempo. Już opanowana, spokojnie rozglądałam się wokół, "zapuszczałam żurawia" pod i w krzaczki, połamane gałęzie, wszędzie gdzie mogłam głowę wsadzić. Na mojej drodze pojawiały się autentyczne i nieautentyczne ceglasie, kurki, podgrzybki pod sosenkami, czy samotnym świerczkiem. Ale Jego nie było. Nagle z daleka.... Jest!... Jest!... Widzę cię!... Mam cię! Bez jakiejkolwiek kontroli biegnę do niego, mało nóg nie pogubiłam, jakbym bała się, że ktoś mi go zabierze, że zaraz zniknie, że to znowu fatamorgana. Ale nie. Stał. Najprawdziwszy z prawdziwych, taki rzeczywisty, taki z krwi i kości borowik szlachetny, mój "Boletus Novembrus", do kolekcji, jakże cenny, bo ostatni. Okaz królewskiego majestatu. Zdrowy jak koń. Nie abdykował, nie ścięli ani nie obżarli mu głowy, wprawdzie miał nieliczne ślady pogryzienia, ale z tronu nie dał się wygryźć;-) Kamień spadł mi z serca, aż zadudniło. Zmora klęski rozgoniona na cztery wiatry, "śmiechu na sali" nie będzie. Zwyciężyłam!;-) Dumna włożyłam go do koszyka, a koszyk dumnie poniósł go do "grzybowozu". Gdy wsiadłam do samochodu, ostatnimi liśćmi, które jeszcze kurczowo trzymały się gałązek, lekko zaszumiał las, a na mojej głowie ułożył się listek dębu..... Też Cię kocham - odpowiedziałam - do zobaczenia za pół roku :) Kolejny "worek wspomnień" zabrałam ze sobą, by umieścić go w czekającej na niego "szufladce" z napisem - Grzyby 2017:-) A słoneczko?... Tym razem to ono przymykało już "powieki" :)
szerzej:
Celem nie były grzyby, raczej naładowanie akumulatorów na następny ciężki tydzień. Na szlaku z Węgierskiej Górki na Glinne, jednego ze szczytów Korony Beskidu Żywieckiego, mój wzrok rejestrował wszelkie formy z rodziny Fungi. Większość blaszkowców i rurkowców niestety była nierozpoznawalna. Do ustalenia ich tożsamości prawdopodobnie potrzebne byłby badania DNA. W drodze powrotnej, tuż przed mostem na Sole mały chłopczyk niósł trzy, może cztery podgrzybki w całkiem niezłej kondycji. Pozdrawiam wytrwałych.
szerzej:
Wreszcie mogłem się oderwać od codziennych obowiązków i spędzić parę godzin w lesie i samotności. Już w drodze zaczęło się nieźle, bo aut mało, przelatywały dzikie gęsi, na łące w Pyskowicach pasły się (prawie) razem sarna i bażant, więc do Świbia dotarłem całkiem zadowolony. Zwiedziwszy parę hektarów, do których nigdy nie zaglądałem, poszedłem w stronę "gór". Przy drodze rosło trochę buków i dębów, a między nimi ogromny prawdziwek. To jednak nie Boletus Novembrus, bo stary był i na bank październikowy, w dodatku jakiś żarłoczny ślimak tak go podgryzł, że kapelusz odpadł od trzonu i wyglądał trochę, jak Danton po zgilotynowaniu. I tak idąc sobie przez las, zająłem się tym, co ostatnio mi wychodzi najlepiej, czyli napełnianiem worków śmieciami, nie przejmując się wcale brakiem grzybów. Na świbskich nizinach i w górach zasadniczo pusto, ale w tym samym miejscu, co tydzień temu, znowu znalazłem cztery podgrzybki. Przypadek? Na zachodnich stokach pagórków nic, za to na wschodnich jeszcze kilka znalazłem. Ciekawe, bo parę lat temu też w listopadzie było odwrotnie. A w ogóle to myślę, że las potrafi się odwdzięczyć za okazany mu szacunek, czego dzisiaj doświadczyłem kilkakrotnie. Albo zbieranie śmieci, albo podziwianie różnych leśnych okazów (buk bonsai na zdjęciu) naprowadzało mnie na grzyby, których normalnie nie było siły dojrzeć. Niestety, starsza buczyna, gdzie tydzień temu jakimś cudem nie rozdeptałem przystojnego ceglaczka, tym razem okazała się pusta, mimo dokładnego przeszukania przy dobrym świetle. Na koniec dotarłem do drugich "gór", w których znalazłem wreszcie porządne podgrzybki, młode i jędrne. Zgadnijcie, na jakim rosły stoku? Na zachodnim! I bądź tu mądry. W południe zdecydowałem się wracać, lepiej mieć lekki niedosyt, niż przesyt, poza tym czekały na mnie po drodze odkładane worki z flaszkami, puszkami itp. Cztery ważyły tyle, co dwa kosze grzybów, dlatego nie narzekałem targając je do auta, w końcu w pełni sezonu miałem siłę nosić grzyby, to czemu teraz nie miałbym siły na śmieci? Dzisiejsze grzybobranie wyglądało, jakby miało być ostatnie w tym roku, ale przecież do lasu nie trzeba iść tylko na grzyby, on tam jest, ten las w tym lesie, cały czas i czeka.
szerzej:
Gdzie diabeł nie może tam babę pośle. Wczorajsza wyprawa Tazoka zakończyła się grzybową porażką, zarządziłam więc niedzielną wycieczkę, żeby jako ta "niewierna Tomaszowa" sprawdzić naocznie, czy to faktycznie koniec grzybów w Beskidach. Oczywiście Brenna, oczywiście Leśnica, oczywiście do ławeczki przy trzech strumykach. Wybraliśmy okrężną nieco trasę, wzdłuż potoków i wodospadów przy dującym od południa wietrze, który postrącał niemal wszystkie liście w bukowym lesie, zaglądałam w dziesiatki możliwych zakamarków żeby zostać królową grzybobrania. Po godzinie grzybowej nicości do kwadratu stało się to czego przyszłe królowe bardzo nie lubią. Usłyszałam wesołe wołanie Tazoka. No zgroza, znowu on pierwszy. Udając wrażliwość, dyplomatycznie zamaskowałam chęć królowania i pochwaliłam wyjatkowo ładne trzy ceglasie. Czyli są!, czułam to przez skórę. Przecież nie zostawię tego tak bez odpowiedzi. Ha! Jest! Jeden, drugi - też ceglasie śliczne jak zawsze. Poczułam się spełniona, wzięłam głeboki oddech i wtedy, jeszcze na wdechu zobaczyłam moją koronę, gronostajową etolę, berło i jabłko pod postacią prawdziwka. Cudeńko. Zdrowy grubasek, zupełnie nie przejmujący się listopadówymi kaprysami pogody. Usiedliśmy na naszej ławeczce, która dzisiaj pełniła funkcję tronu, poczęstowano mnie herbatą z sokiem malinowym i domowym, śliwkowym ciastem. Poczułam się jak królowa. A może nią byłam przez krótką chwilę ? Kto wie.
szerzej:
Wystrzeliłem dzisiaj jak oparzony raniutko do lasu. Powodów by opuścić ciepłe pielesze było z tysiąc, a jeszcze więcej powodów było by w nich pozostać :). Najważniejszym, uznałem poranną jutrzenkę, tuż zaraz potem, szansę na obejrzenie ostatnich złotych liści na bukach w Pogórzu. Być również po mojej głowie kołatało się marzenie o „novembrusie”. Nieważne. Szósta piętnaście dla Tazoka – to środek nocy, i idealny czas na przekulanie się na trzeci bok. A Ty Tazoku w chłodny poranek wyłazisz gdzieś w nieznane ?? Słoneczko tymczasem wdrapało się na pobliską górkę, wystawiło ciekawskie ślepka i przyglądało się co tam słychać w dolinie. Pstryk. Pierwszy zdjęciowy kadr był dobry, drugi lepszy, trzeci powalił mnie na kolana. Czwarty – załączony w raporcie - usadził mnie na „zolu” na dobry kwadrans. Jakiś sympatyczny diabełek oglądał wraz ze mną efekty zabawy z Aurorą i chyba też mu się spodobała zabawa ze „słoneczkiem” bo nagle postawił przed moimi zmysłami nieodżałowanego Zbigniewa Wodeckiego i jego genialne wykonanie utworu „Opowiadaj mi tak”. A co autor miał na myśli wspominając genialnego piosenkarza: posłuchajcie sami w poniższym linku. PS Pozdrowienia, wybaczcie mocno symboliczną obecność na forum. https://www. youtube. com/watch?v=LUsgWa_lEBs
szerzej:
Las jeszcze nie zasypia... Piękny dzień był dzisiaj, wymarzona pogoda na spacer. Jadąc do lasu nie spodziewałam się cudów, ale jak zwykle moje kochane buki nie zawiodły :) Przecierałam oczy ze zdziwienia znajdując małe ceglasie i podgrzybki rosnące po kilka sztuk w jednym miejscu. Duzo maluszków przykryłam liśćmi i zostawiłam na kolejną wizytację;-) Szmaciak rósł sobie w srodku lasu, bardzo ładny, młody i nie zmarznięty-szok. Na miejscówkę kozaków czerwonych nie dotarłam, bo zaczęło się robić ciemno... szkoda, że dzień taki krótki. Pozdrawiam wszystkich cieplutko i mam nadzieję... do zobaczenia za tydzień w Chatce Baby Jagi i Emila:- D
szerzej:
już będąc w pracy "podniecenie do lasu" po dwutygodniowym poście od grzybów narosło do granic możliwości. Niestety sobota pracująca do 14:45. Zostaje godzina w lesie, może się uda. W domu szybka zmiana "podkucia" na trekkingi, aparat naładowany i w "przydomowy"las, ten sam od zieleniatek. A tam magia... na pięknej polanie swoje wdzięki prezentowały cztery "gąski", bezwstydne z wysoko zadartymi zielonymi spódniczkami, pokazywały swe wdzięki, zachęcały: weź mnie, weź. Trochę jak baletnice z Teatru Bolszoj, jak wirujące solistki w rewii lodowej. Poczułem się trochę zawstydzony, trochę jak ich koleżanka, piąta, która stojąc niejako trochę z boku, ściągała zieloną spódnicę do kolan, tak jakby wstydziła się za swoje starsze koleżanki. To zrozumiałe, była bardzo młoda. Rozejrzałem się dookoła czy to dla mnie ten spektakl? Nic bardziej mylnego. Po prawej stronie nieco schowany za kamieniem przypatrywał się młody Zajączek, taki wysportowany, stały bywalec leśnej siłowni. Musiało mu się bardzo podobać, dlaczego? Z daleka było widać jego twardy ogonek =)) Po drugiej strony sceny zauważyłem schowanego we mchu Maślaka. Był zdecydowanie za młody by doświadczyć coś takiego. Stał trochę pomarszczony, pokryty delikatnym śluzem, chyba nie wytrzymał napięcia =) Zaczęło już zmierzchać, zrobiłem kilka cichych kroków w tył, nie będę przeszkadzał. Może się rozsieją, a raczej na pewno =)) Ten z twardym ogonkiem nie odpuści =)) Wrócę w przyszłym sezonie.
szerzej:
Czy na zdjęciu to na pewno są gąski??, Nigdy wcześniej nie zbierałem zieleniatek, nie wyczuwam zapachu mąki, ale na pewno nie pachną jak gąski siarkowe, bo zapach tamtych jest mi dobrze znany. Chcę spróbować jak smakują i właśnie zastanawiam się co z nich zrobić:-). Młode podgrzybki trafiałem bardzo rzadko, niestety większość to stare kapciochy. Na sam koniec postanowiłem sprawdzić czy coś rośnie w młodych posadzonych w rządkach sosenkach i tam znalazłem kurki, ale zaczęło się ściemniać i musiałem wracać. Chętnie siedziałbym w lesie dłużej bo pogoda do chodzenia wymarzona:-), wyjątkowo ciepło i słonecznie cisza spokój, w lesie byłem prawie sam. Widziałem stado pięknych sarenek i podczas zbierania kurek towarzyszyło mi chrumkanie dzików, musiały być gdzieś blisko, ale nie widziałem ani jednego, może były z drugiej strony kopca. Chciałem dzisiaj zwiedzić dużo więcej miejsc, ale niestety brakło dnia, cóż może następnym razem:-). Pozdrawiam!
szerzej:
Dopaść łobuza. Taki cel sobie postawiłem na dzisiaj. Wiedziałem że gdzieś jest i że się będzie ukrywał przede mną stosując sztuczki poniżej pasa. Pościg za nim rozpocząłem ok. 9 tej rano. W pierwszej godzinie poszukiwania w buczynie, bez rezultatu. Dalej młodnik sosnowy, i tu drań zastawił na mnie pułapkę. Czterech drabów opryszczków podgrzybkowych otoczyło mnie i wyskoczyło z takim tekstem. Teeee. Chcesz oberwać? O rzesz ty! To wy do mnie pryszczate gemby? Zaraz wam łby po ucinam. Wyskoczyłem z kozikiem i po dwóch minutach miałem ich z głowy. Przez następną godzinę przeszukiwałem młodnik, ale jego w nim nie było. Zdołał uciec gdzieś dalej. Ale czułem jego zapach i wiedziałem że gdzieś się ukrył. Jak pies ogrodnika poszedłem za zapachem w wysoki las sosnowy, podszyty jeżynami i paprocią. Czułem że jestem blisko, gdy nagle przede mną stanęły dwie młode kanie. Cwaniaczek pewnie myślał że uda im się zbałamucić moje serce i rozum. Nic z tego. Byłem zimny jak lód na ich powabne kształty. Na wszelki wypadek jednak wtuliłem je na dno koszyka. Jeszcze podłożył mi parę maślaków, myśląc zapewne że wywrócę się na nich jak na skórce od banana. I tu wyczerpał całą swoją amunicję. Byłem tuż za nim. Wiedziałem że jeszcze chwila i go dopadnę. Zobaczyłem go na leśnej polance. Z wyczerpania nie miał sił już dalej uciekać. Leżał na boku z podwiniętym ogonem niczym moja kotka po walce z kundlami sąsiadki. Nawet przez chwilę zrobiło mi się go żal. Bo cóż on jest winien że takie jest prawo buszu. Tak wyglądało moje dzisiejsze polowanie na czerwony listopad. I na koniec jeszcze dwa zdania. Moja małżowinka ubzdurała sobie że ma za mało opieniek w słoikach. Jeżeli ktoś posiada wiarygodne informacje gdzie jeszcze można nazbierać ładnych opieniek, to proszę o cynk. E.
szerzej:
Ten lasek towarzyszy mi od bardzo dawna, wyrósł na terenie nigdy nie dokończonego i parę lat temu wyburzonego szpitala koło centrum handlowego M1. Pamiętam czasy, kiedy były tam pola uprawne, a pośrodku nich droga obsadzona topolami. Potem zaczęła się budowa szpitala, prowadziłem tam swoje pierwsze roboty jako mistrz budowy. Potem wyrosły zagajniki i laski, wprowadziły się zwierzęta, pokazały się grzyby. Wpadałem tam, gdy chciałem sprawdzić poziom grzybności, lub gdy tęskniłem za lasem, a nie miałem czasu. Wreszcie nadszedł ten rok, gdy zapadła decyzja o budowie wielkiego centrum logistycznego i trzeba było się pożegnać. Zrobiłem to w czasie, gdy jeszcze lasek rodził kozaki czerwone, ale teraz złamałem się i z ciekawości zajrzałem jeszcze raz. Grzyby się wyniosły, nie ma już kozaków, ani zieleniatek. Za to pojawiły się jakieś białe dziwaczki z pofałdowanym hymenoforem i pierwsze zimówki. Jeszcze widać ślady obecności zwierzaków, ślady na ziemi i obtarte drzewo wymazane błotem, to dziki i sarny. Niestety, drzewa naznaczone już piętnem śmierci, to koniec.... W niedzielę pewnie pojadę do Świbia, pochodzić i pomyśleć w samotności, może się nie rozkleję.