(0/h) Ostatnia zapisana karta upływającego roku dziś zostanie do końca zapisana, pozostaną po tym czasie fotki i nasze wspomnienia. A jest co wspominać w te zimowe długie już wieczory. Było cudnie, uroczo, lasy powitały i ugościły nas na bardzo bogato. Może u mnie i mniejsze ilości borowików, ale podgrzybki, koźlarze i kurki na złoty medal pozasługiwały. Nazbierałam ich w kończącym się roku ilości nieprzebrane,- szczególnie w kurki był on wyjątkowo bogaty. Po kurkach to się dosłownie chodziło. Gdzieby nie postawić stopy- żółciutko i wśród mchu i wśród liści..............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Szczególnie w mijającym roku za Wasze towarzystwo dziękuję wszystkim, za aktywność, wpisy fotki i dopiski. Za możliwość po zupełnie innych Waszych poruszać się lasach, podglądanie grzybobrań, grzybów obfitości i piękna naszych jakże różnych lasów. Ciekawostki z fauny i flory. Znalazło się na tym portalu po prostu wszystko. Panie Marku niskie pokłony i podziękowania za to co Pan stworzył, za tych wszystkich grzybiarzy w jednym miejscu zebranych. Za Pana pasję i pracę nad tym wszystkim poświęconą. W tym Nowym Nadchodzącym Roku 2018 życzę Panu wszystkiego czego Pan sobie tylko zamarzy. Zdrowia, czasu, zapału, szczęścia i radości oraz spełnienia swych marzeń. Dzisiejszy piękny dzień kończący rok już mijający niech upłynie z pysznym szampanem i szaleńczą zabawą do białego rana. A Nowa Czysta Kalendarza karta rozpoczęta na wesoło i w przemiłych kręgach zaprzyjaźnionych osób przyniesie Wam Wszystkim Grzyboświrkom jeszcze więcej radości z obcowania z lasami i jeszcze większych w tych lasach wysypów grzybów wszelkich- najlepiej borowików. Życzę Wszystkim, po całości miłości i szczęścia w rodzinach i wśród bliskich, a także powodzenia służbowo, awansów i z pracy zadowolenia. Miejcie kochani MARZENIA- bo one się spełniają. Mnie już się dzisiaj spełniły- Lasy piękną daczę mi wysmażyły na swoich pięknych terenach. Będę miała gdzie ja przed głośnym miastem uciekać, a tam w ciszy i spokoju oddawać się swojej pasji. SPEŁNIENIA WSZYSTKICH MARZEŃ WSZYSTKIM Z SERCA w tym NOWY 2018 ROKU ŻYCZY GRZYBIARA W> Do siego Nowego Roku :)))))))))))))))))))
(0/h) Wielkopolska, miasto Poznań, co prawda późny już poranek, ale ja po świątecznym czasie, który powolutku ku końcowi ma się jedno jeszcze zrobić muszę.............. mianowicie życzenia szczere i serdeczne zawieźć moim lasom.............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Najpiękniejsze, rodzinne, cudowne w klimaty Święta Bożego Narodzenia pomaleńku dobiegają końca. Tak cudownie czas spędzony w rodzinnym gronie musiał w jakiś sposób zostać przemile zakończony. Jakże czułabym wielki Świąt niedostatek i niedosyt, gdybym rankiem nie postanowiła odwiedzić moich sosen. ZIMA. Powinna wedle kalendarza dawno się rozpocząć, ale ona jakoś o moich nizinach jak na razie zapomniała. Cisza, miasto śpi sobie jeszcze, za oknami słoneczko mnie wita, a na termometrze ponad 3 już na plusie stopnie. I tak w tym klimacie ja postanowiłam dłuższą leśną, ZIMOWĄ zafundować sobie wyprawę......................... Moje ukochane lasy- co tam u nich słychać, czy w porządku wszystko? Już nawet złudzeń żadnych co do panującego w nich klimatu nie miałam. Tak bliziutko miasta na spacer się wybrałam. Jak tylko bym się za siebie obejrzała, z daleka widać pasma szosy- jeszcze pustej szosy. Las powitał mnie bardzo świątecznie- bez zbędnych ozdób i ceregieli, ale za to naturalnym pięknym słonecznym blaskiem rozświetlony. Najpiękniejsze ozdoby nijak się mają w porównaniu z jego naturalnym pięknem w tym grudniowym słońcu. Dłuższą chwilkę mi zajęło jego podziwianie. Stanęłam oparta o pień dorodnej sosny, pod stopami pokłady brązowego już igliwia, wzrok a to po wierzchołkach, a to po mchach pokrytych opadłymi brązowymi liśćmi błądził, a to po szyszkach. Odwiedziłam tu i ówdzie rosnące golusieńkie brzózki. Jako, że gwiazdor dla mnie był łaskawy- chyba nic wielkiego nie przeskrobałam w mijającym roku- rózga w wigilię nie była w użyciu, - to postanowiłam na policzkach poczuć razy zadawane podczas przeciskania się w niewielkich młodnikach. Muszę przyznać ze skruchą, że najpierw ja po same uszy lasem się nacieszyłam, a dopiero w drugiej kolejności IM, moim ukochanym życzenia po kolei złożyłam. Drzewa w lesie nieruchome, słońcem rozweselone, uważnie słuchały. Główne moje życzenia dotyczyły ludzi z nimi obchodzenia- oby wszyscy je odwiedzali, ale z szacunkiem, i miłością. Śmieci po sobie z nich wynosili, oraz grzybków bez potrzeby nie kopali i nie niszczyli. Także drwale i myśliwi, oby je szerokim omijali łukiem. Dwie godziny w lesie przedeptanych 7 km. Radość i zadowolenie jakbym z kosz dorodnych z nich wynosiła grzybów. Co do tych ostatnich, to coś tam oko moje wypatrzyło- zimowo?- zimóweczki młodziutkie, oraz ucho bzowe. Wypatrzone, sfocone i w lesie zostawione. A na sam deser po tym spacerze uroczym, nieopodal lasu, na rowie, całe stada pięknych wiosennych stokrotek. I tak śmiało ja powiedzieć mogę, że ten cudowny Świąteczny czas teraz dopiero mija dla mnie z sensem i pełnym dosytem. Serdecznie i Świątecznie Was wszystkich pozdrawiam :)
(0/h) Serdecznie dziękuję za wpisy i życzenia. Jeszcze raz, miłośnikom leśnych wędrówek, życzę obcowania z naszymi ukochanymi lasami, wyciszenia, odreagowania miejskiego gwaru oraz obfitych zbiorów, aby ROK 2018 był równie magiczny jak tegoroczny. Pozdrawiam N&Z
(0/h) Dzbanek miodu, litr wódeczki, by odrzucić Wasze smuteczki i sto latek na dodatek, by smaczniejszy był opłatek. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku życzy Monika
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Pożegnałam las jak i podziękowałam za zbiory. Spacer bezcenny a i trochę kalorii ubyło. Plus 10 stopni jak na koniec grudnia, wspaniała pogoda. Jeszcze raz wszystkim Grzyboświrkom Wesołych Świąt!!! Monika
(0/h) Dla wszystkich miłośnków leśnych przygód, z okazji Świąt Bożego Narodzenia składam serdeczne życzenia, wielu radosnych doznań, oraz wszystkiego co najlepsze w każdym dniu nadchodzącego Nowego 2018 Roku.
(0/h) Pobyt w lasach tak na pożegnania, te wszystkie z możliwych: to jest pożegnania zbierania, jesieni w moich lasach, sezonu grzybowego, roku już się powolutku kończącego............ zwieńczone one wszystkie jednym celem- pobytem raz jeszcze w jesiennych klimatach. Jak już się na wycieczkę wybrałam, to taką z zadumą jesienną, co choć nie przypuszczałam, ale jak z ciekawości i nałogu jakiegoś i tak pod spódnice sosen pozaglądałam udało się wypatrzeć jednego- takiego w sile wieku, ale jeszcze nie starego i zgnitego- grzybka o wiośnie i jesieni i lecie wiele mówiącego,- a była to kania-..........
... szerzej o tym grzybobraniu ...
W dniach ostatnio minionych, a konkretnie jednego wieczoru i w nocy troszkę u nas wodą w proszku posypało. Żeby to niebo mocniej się wysiliło, to i w lasach biało by się zrobiło, ale no niestety, lasy, jak to lasy, na takie mało co z nieba odporne są i z tym pogodzić się trzeba. Gdy do lasu się wybrałam, to tylko od czasu do czasu między zwartą lasu zabudową pojawiało się coś jaśniejszego, białawego. Zawiedziona wypad bardzo skróciłam. Dzisiaj natomiast, taką dłłłłłłłłłłłłłłłłłłłluższą w lesie chhhhhhhhhhhhhhwilkę spędziłam. Jak się żegnać to z rozmachem i podwójnym przytupem. Przytupy w lesie nie z zimna robiłam, bo na termometrze całkiem ładnie było ponad zero stopni. Tupaniem swoim chciałam lasom me pokazać niezadowolenie z tego, że one do snu ułożone, ciche, spokojne, nagie i poprzykrywane, a ja sierota w tym wszystkim troszkę z moim impetem tam już nie pasuję. Nic to myślę sobie,- i tak głowy drzewiaste bez przerwy im zawracam- muszę i ja wyluzować i w pomału zimowego, po - jak będzie- skrzypiącym śniegu wędrującego przemienić się spacerowicza. Aby wczuć się w lesie sosnowym w panującą ciszę, obrałam kierunek tak na wprost siebie, daleko, duktami leśnymi prosto w serce lasu. Zamiar dobry był na samym początku, jakieś kilkanaście minut,- dalej sama nie wiem jak z duktu w las zboczyłam. Jak długo można chodzić drogą? Musiałam poszwędać się po mchu pięknym i zielonym, takim przy tupnięciu tryskającym wodą. Oby one tak wodą w sezonie były napite. Uwielbiam późną jesienią, na progu już zimy, gdy drzewa golusieńkie po sosnowych miejscach sobie powędrować. Zawsze oczy można nacieszyć jeszcze zielenią - co prawda głowa zadarta w te wysokie partie, ale jak by nie powiedzieć jest w dalszym ciągu zielono. Tak idąc przez lasy się zastanawiałam, gdzie to wszystko - znaczy się robactwo- czyli komary, meszki, ślimaki- tam się pochowało. Ślady po ich upierdliwym brzęczeniu i kąsaniu całkowicie wyparowały. Dzisiaj najwięcej czasu sosnom poświęciłam. I tym wysokim, smukłym, wyniosłym, co rzędami uporządkowanymi lasy porastają, i tym niższym karłowatym rosnącym na polanach obrzeżach, całkowicie nieuporządkowanym. Nikt im dokładnie gałęzi z dołu nie poskracał, nikt na zbędne zagęszczenia uwagi nie zwracał. I tak im się upiekło. Rosną jak chcą i gdzie chcą, a raczej, gdzie warunki leśne na taką ich dzikość pozwalają. Niby zwykłe sosny, a ile w nich uroku. Z daleka wyglądają jak przepiękne zielenią okryte od stóp do głów leśne cudeńka. Dla ich ozdoby, nic im nie potrzeba- przepiękne długie igliwie, piękne brązowe szyszki, zwisające do ziemi gałęzie- i dla mnie cud natury w kłębie, Mogę tak stać i je podziwiać. U stóp swoich całe pokłady opadłego, im niepotrzebnego już igliwia, grzeją teraz sosnowe stopy. A w tym igliwiu - aż nieraz dech w piersi zapiera- rośnie wszystko. Dzisiaj pod spódnicą przepięknej karłowatej sosny znów coś wypatrzyłam- piękna kania czerwieniejąca wyrosła. kania w igliwiu pochowana, do jakiejś gałęzi poprzytulana- widok iście z bajki. Dodatkowo, niedaleko ptasi świergot usłyszałam. Podeszłam bliżej- dwa maleńkie wróbelki koncert taki cichutki dawały. Nawet na myśl mi nie przyszło zdjęć pstrykanie. Stałam, słuchałam, i na nie spoglądałam, jak zmieniają w szybkim tempie gałązki sosny. Dzisiaj taki w lesie całkiem nieruchomy klimat, nawet wiewiórki gdzieś się skrycie pochowały. Lasy jesienne jak tylko najszczerzej mogłam tak dzisiaj pożegnałam, z grzybowymi wariacjami, też spokój sobie dałam. Sezon ten jesienny, jaki on by nie był też z żalem w lesie dziś żegnałam. Jeśli tak szybciutko bym go podsumowała, to obfitość nieprzebrana zagościła w mym koszyku koźlaków pomarańczowych, kolorowych i podgrzybków. Borowiki były, ale ich ilość z nóg nie zwalała. Natomiast kurek takich ilości i w tak długim czasie nie pamiętam. Teraz to co tak pracowicie pozbierałam wydam w pysznych potrawach na święta. Życzę Wszystkim najmilszych, cieplutkich, smacznych, w rodzinnych zaciszach Świąt Bożego Narodzenia. Pragnę także serdecznie Panu Markowi za wszystko, tak po całości podziękować. Za poświęcenie, unowocześnianie portalu, za inwencję, za pasję. Tak u schyłku jesieni, a na progu zimy Wszystkich Was serdecznie z moich nizin pozdrawiam i na niekończące się zimowe już spacery namawiam :) Jak zwykle w naturze piękniej niż na moim kolażu :)
(0/h) Witam serdecznie wszystkich Grzyboświrków. Dzisiaj spacer tą samą trasą co tydzień temu. Chciałam sprawdzić, czy zostawione grzybki urosły? Otóż urosły, wprawdzie niewiele ale urosły. Pragnę podziękować za wpisy: arturo, baci i piotrowi_krzysko. Tym razem zdjęcie z jednym grzybkiem z widocznymi blaszkami i trzonem. Czy tym razem lepiej rozpoznać co to za grzybki? Proszę o podpowiedź. Pozdrawiam serdecznie z jesiennego jeszcze Poznania. ENZET
(0/h) Tak na czysto ze znalezisk rurkowych to się trafił 1 maślak. A że w lesie ponad trzy godziny spędzone, nijak nie dało się nieboraka podzielić. Nie o to w tych jesiennych spacerach już mi chodzi, choć jak się poczyta portal, to w niektórych regionach mapa pięknie jest pokolorowana.............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Spacer może nie tak z samiutkiego rana, ale wydawało mi się na jego początku, że tak został przeze mnie dobrze przemyślany i zaplanowany. Nie powiem, że na zupełnym byłam już od lasów odwyku, ale te króciutkie wypadziki, to nie takie dogłębne i zadawalające było w nich przebywanie. Już tak mam zakodowane, że choć nie wiem ile w lesie spędzę czasu, to po wyjściu i powrocie w objęcia miasta zaraz po kwadransie odczuwam jego niedosyt i już za dłuższym pobytem znów tęsknię. Cała eskapada miała miejsce wczoraj. Pogoda sprzyjała, a tylko sprzyjać by nie zechciała, to i tak nic nie stanęło by mi na przeszkodzie. Takie sobie zachmurzenie było i całkowite, i troszkę słoneczko, od czasu do czasu promyczkiem rzuciło światełko w głąb lasu. Na obrzeżach miasta postanowiłam zobaczyć, poszwędać się i w mieszanych, i w sosnowych i w dębowych lasach. Początek przypadł na piękną, dorodną starą i młodą dębinę. Drzewa, co tu dużo pisać, golusieńkie całkowicie. Liście pod tymi dostojnymi drzewami tworzą szczelną i brązową już okrywę. Młodzież i samosiejki dębowe jakby na siłę swoimi gałązkami na koronach zatrzymują brązowe też liście. Tutaj między nimi dużą frajdę sobie sprawiłam szalejąc wśród opadłych liści. Niektóre z nich przez wilgotną pogodę prawie przezroczyste. Z grzybków coś tam zauważyłam. Jakieś czarki w listowiu pochowane, czasami jakieś gąski, lub kępki maślanek. Pobyt pięknie umiliły skaczące, i niedoścignione wzrokiem małe, rude zwinne- wiewiórki. Raz po raz dzięcioła gdzieś w dali usłyszałam, jak zmaga się z plagą drzewnych robali. Ptactwo jakoś koncertów nie dawało. Przy okazji mojego włóczenia odkryłam nowy- mam nadzieję- na następny sezon grzybowy teren- mianowicie młodziutką buczynę. Choć po twarzy mocno mnie wysmagały gołe ich gałązki, to i tak musiałam w nie wejść i pomiędzy nimi trochę się poprzeciskać. Następnie kroki moje skierowałam w ukochane sosny, te dostojnie rosnące - jakby samodzielnie- jak i w niedaleki kwartał lasu, gdzie wszystko z sobą rośnie w wielkiej zgodzie. Iglaste i liściaste, dorodne, i krzaczaste. Tutaj z kolei na mchu coraz mniej też kolorów. Listki poopadały, mech poprzykrywały, ale gdy pokazało się słonko, to już takiej pięknej jesiennej palety kolorów nie dało. Usilnie wypatrywałam śladów lub widoków zwierzyny jakiejkolwiek. I na wypatrywaniu zakończyłam. Żadnych saren, jeleni czy dzików. Choć te ostatnie w lesie tropy i ślady po sobie zostawiły i to nie małe. Spore obszary i w dębach i w sosnach przez nie rozbuchtowanych. W tych ich buchtach uwielbiam w sezonie podgrzybków wypatrywać. Ale to tak na przyszłość sobie pomyślałam, choć przecież do następnego sezonu nie tak znowu daleko. Na deser, tak na koniec, jak to w moich wędrówkach bywa zostało to co najlepsze- wszelkie pobocza i obrzeża lasów. A tam samosiejki małych i dorodnych sosen. Uwielbiam im pod spódnice zaglądać i szukać- czasami z pozytywnym skutkiem. I wczoraj też mi się udało. Wypatrzyłam pięknego maślaczka- nie brałam, niech rośnie. Kawałek spory dalej- a jakże było by inaczej- zaczekał na mnie wyrośnięty piękny muchomorek. Pokolorował swoimi barwami cały mój fantastyczny leśny pobyt. Już nie będę zanudzać o cudownym jesiennym wilgotnym powietrzu- tego się do płuc nałapałam ile tylko zdołałam. Tak to ten cudowny dzień w lasach zakończyłam, i z ukłonami w Waszą stronę pozdrawia Was wszystkich niepoprawna maniaczka muchomorowa. Jeszcze jedna prośba - może ktoś zna do ściągnięcia z netu jakiś dobry program do robienia kolaży? Serdeczności z moich nizin :)
(0/h) Z racji że mieszkamy w Poznaniu na Sołaczu, więc gdzie na spacer? Oczywiście do parku sołackiego. Pogoda zachęcała, piękne słoneczko, smog jakby niewyczuwalny, lekki wiaterek. Moje oczy rozbiegane po sciółce, po drzewach... jednak coś dostrzegły. Czy to jest zimówka aksamitnotrzonowa? Proszę o podpowiedź lepiej zorientowanych, niż ja. Tymczasem pozdrawim wszystkich Grzyboświrków. ENZET
(0/h) Trzy godzinki dla słoninki 😁 Liczba zero bo wszystkie jadalne zostały w lesie.
A trafiły się podgrzybki całe sztuk 5, kilka kurek, 3 gąski zielonki i kilka ziemistoblaszkowych. Dzisiaj zakończyłam sezon grzybowy 2017 A kolejny raz będę w lesie nie z koszykiem lecz z aparatem. Pozdrawiam wszystkich Grzyboświrów!!! Do następnego poczytania 🍄
(15/h) Niedzielny, późny spacer, dotarliśmy do lasu o 14.00, zakończył się 3 zgrabnymi sloiczkami octowek-podgrzybków oraz niezłą porcją grzybków do poniedziałkowej jajecznicy. W niecale 1,5 godz. zabrałam z 6 letnim synem 29 podgrzybków, 30 kurek, których nie liczyłam do statystyki oraz kilka maślaków i zajączkow. Przywiezlismy tez reklamowke smieci. Las klimatyczny, coraz bardziej czuć zbliżającą się zimę, żałuję bardzo, ze tak szybko robi się ciemno-zmierzch wygonil nas z Puszczy ok. 15.30. pozdrawiam cieplutko innych grudniowych grzybo-swirkow :)
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Jezuuuu! Jak ja potrzebowałam obcowania z naturą. Kolejny wypad może w grudniową niedzielę. Sam na sam z naturą, pogoda dopisała cieplutko i słonecznie i nikogo nie widać i nie słychać. Pozdrawiam Grzyboświrów. Monika
(1/h) Spacer z mężem po WPN. Las dębowo-bukowy jakby uśpiony. Gruba pierzynka z suchych liści, gdzie niegdzie zielony mech. Widzieliśmy piękne dzieżki pomarańczowe. Pogoda dopisała, myślę, że jeszcze wybierzemy się na pożegnanie z lasem. Tymczasem pozdrawiam wszystkich kochających las.
(5/h) Maślaczki w ilości 7 sztuk, dodatkowo rydze, tych sobie 2 sztuki urosły, a pod spódnicami sosny 1 podgrzybek, drugi na mchu i w listowiu. Dodatkiem wszystkiego muchomor.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
No właśnie- dobrego nigdy nie za wiele. Maksyma memu sercu droga, dzisiaj została ponownie użyta. Jeśli tak piękna za oknem pogoda, to żebym nie wiem co miała zrobić, musiałam do lasu pojechać. Już wczoraj po powrocie wiedziałam, ze tak się stanie....... Z grzybków, coś dziś poszukałam. A było to tak: na miejscu zameldowały się maślaczki w ilości 7 sztuk, dodatkowo rydze, tych sobie 2 sztuki urosły, a pod spódnicami sosny 1 podgrzybek, drugi na mchu i w listowiu. Dodatkiem wszystkiego muchomor oczywiście.............
Jak wyżej szczerze już wyznałam, wczoraj tak było w lesie cudownie, że aby widoki dobrze w mej pamięci się poukładały to dzisiaj dla dobrego zapamiętania całość musiałam przerobić powtórnie. Dzisiaj to aura sama siebie tej jesieni pobiła. Ciepełko w lesie, dodatkiem przepiękne słoneczko. Cisza spokój, do domu daleko........... Nic tylko połazić między tymi sosnami, po tych już w większości na mchu leżących liściach. Dzisiaj nie od tak sobie do lasu pojechałam. Cel ja miałam szczytny. Będąc ostatnio już tak troszkę jakieś tam butelki posprzątałam, ale dzisiaj po z lasem się powitaniu, zaraz zabrałam się za śmieci zbieranie. Niestety było tego troszkę. Częściowo butelki w kilka miejsc sobie poznosiłam, i tutaj mam pretekst do następnej wizyty w tym lesie. Wiadomo, że jak za śmieciami się rozglądałam, to wzrok skupiony na ściółce. To się całkiem opłaciło. Za podniesienie butelki, zjawił się podgrzybek. Może on i nie najpiękniejszy, ale taki cudownie jesienny. Później obrzeżami troszkę połaziłam, i tam na maślaczki się napatoczyłam. Całkiem zgrabne, dość młode jak na czas ten późny. Znalazłam je - nie powiem - na szukaniu się skupiając całą okrągłą siódemeczkę. Całkiem z innej strony lasu, prawie, że na drodze rosło małe i pomarańczowe- jeden, a kawałek dalej, drugi rydzyk. Tak się podczas tego sprzątania w grzybki "obłowiłam". Nie tak dawno temu - 7 sztuk, toż to była by żenada, a teraz pod koniec jesieni- banan na buzi i zadowolenie. Oczywiście tak długo chodziłam, szukałam, rozglądałam się w około, aż pięknego muchomorka następnego nie wypatrzyłam. Teraz fotka, worek ze śmieciami w dłonie i mogę już ze spokojem kończyć piękny spacer. Ostatnio pisałam, że lasy już pomalutku do zimy się szykują - i to prawda szczera. Czyli jest jesień, za pasem zima, ale jeszcze coś ja wam napiszę. Jak tak oglądałam gołe- bezlistne - gałązki, to na nich krzewy i drzewa mają na WIOSNĘ zawiązane liści pączki. Czyli tak optymistycznie mogę się pożegnać. Tylko zima przeminie, a na liściastych już szykuje się wiosna. Serdeczności dla całej portalowej Braci :)
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Nie nastawiałem się specjalnie na zbieranie grzybków, więc zabrałem ze sobą maluteńkie 5-cio litrowe wiadereczko, termos kawy i drugi z herbatą... Chciałem po dość długiej przerwie znów poobcować z naturą. W lesie byłem około godziny ósmej (zacząłem w miejscowości Ładza w województwie Opolskim) pokręciłem się po dobrze mi znanych miejscach, zapoznałem się też z nowymi częściami lasu. Napotkałem 3 kanie (wylądowały w koszyku) w dobrej formie, 1 dorodnego rydza który jednak rozpadł się przy kontakcie z dłonią i małego prawdziwka - ale był w takim stanie że nie chciałem go nawet dotykać, a niech sobie rozsiewa zarodniki. Po około dwóch godzinach spaceru zmieniłem rejon, udałem się pod Syców do miejscowości Chojnik. Las piękny ale obrazy w nim straszne... Drzewostan - aż płakać się chciało - po (najwyraźniej) bardzo mocnych wichurach: połamane drzewa, poprzewracane razem z korzeniami - coś strasznego. Ale wśród tych wiatrołomów trafiło się kilkanaście podgrzybków, kilkanaście maślaków i chyba setka (jak domniemam) koziej brody w różnym stadium. Niektóre podgrzybki zdrowe i młode inne nadgryzione zębem czasu a inne przez ślimaki. Niby pożegnałem się z lasem (zarówno w Ładzy jak i w Chojniku) ale są też inne do których jeżdżę i z którymi się jeszcze w tym roku nie pożegnałem więc całkiem możliwe że uda mi się pstryknąć jeszcze kilka ładnych portrecików... Z domowego zacisza gorącą pozdrawiam Wszystkich TU bywalskich i życzę udanych zbiorów jeszcze w tym roku. Darz Grzyb!
(3/h) Wiele w lesie już się nie spotyka, ale coś tam jeszcze rośnie. Dzisiaj w bardzo sprzyjającej pogodzie, gdy już wzeszło słońce, na malutki rekonesans wypaś mi wypadało. Coś tam w lesie sobie, skromniutko urosło- młode, maślaczki w ilości skromniutkiej- 5 szt, a do tego piękna młoda kania czerwieniejąca w zawrotnej liczbie- bo w pojedynkę.............., a tak na deser od lasu dostałam piękny widok, młodziutki muchomorek
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Jak w tak przepiękny poranek nie pójść do tych czekających z otwartymi wierzejami lasów? Gdybym im się oparła, to przez tydzień nic bym nie robiła, tylko żałowała. Już wczoraj wieczorem pięknie się zapowiadało, bo temperatura zaczęła sobie rosnąć, aż osiągnęła całe 7 + stopni. Rankiem, za oknami wszystko spowite rannymi rosami. Już w mieście wszystko błyszczy, a co dopiero jak pomyśli się o lesie? Co miałam za bardzo fantazję wysilać. Trzeba własnoocznie na lasy popatrzeć. Na wejściu, aż w nozdrza uderza jesienne cudowne i leśne powietrze. Dzisiaj - wchodzę - i nie jak ostatnio- cisza- ale słabiutkie, cichutkie ptasie trele mnie powitały. Chyba skargę jakąś te zawodzenia wyrażały, albo zachwyt z powrotu przepięknej jesieni. Las co tu wiele pisać. Cały promykami niskiego słoneczka rozświetlony. Mech- a któż by się go w ściółce dopatrzył? Cały pozakrywany tabunami igliwia i liści. Te ostatnie jeszcze różnobarwne- głównie jeszcze żółte- a po skosie słońce na nie padające. Że rosa wszystko w lesie skrzętnie poprzykrywała, wszystko napoiła, to i widok sam w sobie był przepiękny. Najcudowniej się czułam, gdy w cieniu stanęłam i nie oślepiana, wszystko podziwiałam. Tak po maleńku las obeszłam cały. Nie powiem, że nie, bo i za czymś grzybowym też się rozglądałam. Szukałam podgrzybków oraz borowików. Wszystkie jakie udało mi się ich kryjówki przejrzałam- i z zerowym- niestety- skutkiem. Ale grzyby grzybami, a widoki lasu, powietrze, słoneczko, błękit nieba nad lasem- musiało niedostatki w grzybach mi zrekompensować. Nie tak żeby nic tam nie urosło- na obrzeżach lasu- powiem, że na rowie- znalazłam 5 średnich młodziutkich maślaczków. Kawałeczek dalej kania czerwieniejąca mi się pokazała. I z jadalnych, przeze mnie zbieranych to by wszystko było. A na deser las obdarował mnie najpiękniejszym widokiem- W pobliżu sędziwej już sosny wyrósł sobie przepiękny młody muchomorek. Miał w zamyśle lasu niedobór rurkowców mi zrekompensować. I wszystko w temacie grzybków to by było. U kochanej Grazki w lesie są podusie, w moim lesie do snu puchata kołderka z liści i igliwia. Tak jak idę do lasu i ten kolorowy kobierzec obserwuję, to widzę, że las naprawdę do odpoczynku zimowego się szykuje. Liściowa kołderka coraz bardziej i dokładniej i ściółkę i grzybnię przykrywa. Wyszłam z tego cudownego miejsca po cichutku, aby spokoju i ptasich treli nie zakłócać. I tak dzionek minął w pięknym leśnym towarzystwie i choć się nie za bardzo chciało, do rzeczywistości powrócić wypadało. Z serdecznościami z jesiennych nizin :)
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Musiałam sprawdzić swoją miejscówkę. Po 4 godzinach snu i ponad 400 kilometrach (Wrocław-Łódź-Wrocław) i trzech duuużych kawach zjechałam do lasu. Godzinny spacer i sama młodzież, mroźny, porywisty wiatr orzeźwił mnie i tego mi było trzeba. Pozdrawiam cieplutko Monika
(11/h) W las jak pisałam, tak raniutko pojechałam. Nie na jakieś grzybobranie, ale na muchomorów wyszukiwanie. Ten ostatnio wypatrzony dał mi tyle radości, co w sezonie koszyk grzybków cały. Pogoda- wprost marzenie. Cieplutki poranek, na plusie 6 stopni. Troszkę chmur na niebie- niby ono zachmurzone, ale tak jakby i troszkę rozświetlone. Pognałam. A rezultat jak zwykle zaskoczył mnie i oczarował........... bo i muchomorka świeżutkiego wypatrzałam i.... stado RYDZY przepięknych znalazłam. Wielkie, wyrośnięte, przepięknie pomarańczowo wybarwione i do tego wszystkiego rosły sobie stadnie........
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Wczoraj Grazka wspaniała koronę mi przekazała. Najpierw w tą koronę muchomora mojego leśnego ubrać chciałam. Ale on w lesie, ja w domu, pomyślałam sobie: a co szkodzi kawusię przygotować, w koronę i berło się wystroić, otworzyć moje fotki grzybowe i troszkę pokontemplować. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Chwila koronacji za długa nie była, bo z tego co przeczytałam - Bazyli korona teraz przysługuje. Dzisiaj raniutko, jak na dworze pojaśniało, stawiłam się u wrót lasów, z myślą jedną: czy znajdę to po co tu się wstawiłam? Nie wypadało tak od razu przejść do rzeczy. Lasy pięknie mnie powitały, trzeba odbyć jakiś spacerek po nich mały. Wszystko było na swoim miejscu, nic nie ubyło i nic nie przybyło. Przechadzając się między dorodnymi sosnami, po mchach pokrytych igliwiem i listkami nic nowego oko moje nie wypatrzyło. Żadnych podgrzybków. A w myślach tak mnie korciło, jak muchomorki urosły, borowik, to i może podgrzybki? Ale nic z tego. Na włóczędze i leśnym dumaniu, takim typowo jesiennym jakiś czas zamarudziłam. Nawet nie zauważyłam, jak nogi same mnie poniosły na obrzeża, w karłowate sosny. Tutaj zaraz jaśniej się zrobiło. Chodząc poboczami, pod jednej ze spódnic sosny- mam- znalazłam- następny piękny i młody muchomorek listopadówy. Przytulony urósł do gałązki sosny. Jak i jeden urósł, mój apetyt rośnie. Zaczęłam się przyglądać spódnicom każdej tam rosnącej sosny. I Wam powiem jedno- to się opłaciło. Co prawda nie tym o czym ja myślałam. Znalazłam grzybka, jakiś dziwnie znany, ale coś bladawy. Schylam się po niego i oczy przecieram- toż to cudny RYDZYK z igliwia na mnie spoziera. Po tym znalezisku, i fotek zrobieniu, zaczęłam krążyć w kółko. Po chwili nie długiej - piękne znalezisko- placyk igliwia upstrzony SZEŚCIOMA, wysokimi, okazałymi RYDZAMI listopadówymi. Taniec sama nie wiem- wojownika, czy odkrywcy nad nimi odtańczyłam, obfotografowałam, z namaszczeniem pościnałam i do torby je schowałam. Radość moją potęgowały całe pomarańczowe dłonie. Następne po dwa - kawałek dalej sobie rosły. I tak dozbierałam ich do sztuk dwunastu. Idąc lasu opłotkami znajdowałam też maślaczki. Pojedynczo i w duecie. Tych dało się dzisiaj uzbierać 10. Zmysły zadowoliłam, grzybki - rydze 0,5 kg- ważyły- istynkty grzybowariata i grzybozdobywcy też zaspokojone. Dzień spędzony w sposób prze zemnie najbardziej wymarzony. A tu jeszcze będą rydze na masełku klarowanym i maślaki w śmietanie. Serdeczności z nizin Wszystkim Wam przesyłam, ja cała w skowronkach nizinna grzybiara :)))))))))))
(20/h) Niedzielne grzybobranie zakończone 80 podgrzybkami, w tym ok. 60 octowek, kilkoma zajączkami oraz odnalezionym w ostatnich minutach grzybobrania prawdziwkiem-calkowicie zdrowym :) Kurek zatrzesienie ale nie zbieralusmy. Bilans grzybobrania:zebranych ok. 90 grzybkow w 2,5 godz. W lesie czuc juz pozno jesienny chlod ale zapach lasu i walory wizualne poznej jesieni nie pozwolily mi zostac w domu. Zreszta oprocz nas bylo wiecej takich maniakow-napotkalismy na parkingach przylesnych ok. 10 samochodowSerdeczne pozdrowienia dla GrzybiaryW -piszesz przepieknie :) Czekam z resztą grzboswirnietych na kolejny sezon!
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Witam wszystkich Grzyboświrów. Korzystając z chwilki wolnego wyskoczyłam do "moego lasu" by w spokoju bez tego dzikiego tłumu pseudo grzybiarzy móc nacieszyć się z bycia w lesie nie słysząc co chwilę "Zenek, masz coś" lub " O k... wa znalazłem prawdziwka " lub " masz papier" czy też "eee Kazik daj fajkę" błoga cisza. Ja las ptaki pajęczyny. Lasy przede wszystkim iglaste o miękkim podłożu omijałam paprocie i wysokie trawy i tak sobie przespacerowałam ponad dwie i pół godzinki a trafiły się podgrzybki, gąski niekształtne, wodnicha późna i trzy kurki. Jeszcze nie kończę sezonu. Pozdrawiam Monika
Właśnie dlatego lubię wybrać się do lasu nie jak jest wysyp i w ciągu godziny można kosz zapełnić, lecz teraz gdy trzeba się nachodzić ale jaka frajda jest jak się znajdzie - mi się bardziej micha cieszy od tego pełnego kosza w sezonie.
(6/h) Lasy- wysoka sosna z krzewami. Obrzeża porośnięte sosnami samosiejkami. A pod nimi i na skrajach coś nowego znów urosło. Tak z suchych faktów, to następny borowik listopadówy, dwie kanie czerwieniejące, jeden podgrzybek, oraz 9 średnich zdrowych maślaczków. Wisienką na grzybowym torcie dzisiaj się okazały młode pięknej urody muchomory czerwone. Wielkie talerze z niezliczonymi ilościami ujmujących kropek. Widok tak z początków jesieni, a nie z jej schyłku...............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Wczoraj wiadomo co było, ano święto i to nie byle jakie. Godnie je uczciliśmy, przy obiadku z rodzinką się spotkaliśmy, posiedzieliśmy........ i tak cudownie było, ale dla lasów w tym wszystkim czasu nie starczyło. Już tak z wieczorka dusznica jakaś mnie opanowała i za lasami tęsknota nie mała. Ranek miłe sprawił powitanie, niebo lekko zasnute gdzieniegdzie chmurami, jeszcze na plusie +3 stopnie, troszkę rosy. Rewelacyjnie myślę sobie w takich klimatach w lesie być musi. Pojechałam- blisko, bliziutko. Na taki jesienny spacerek. Zza chmur słoneczko poranne się wyłoniło i pięknie cały las rozświetliło. Na mchu coraz grubsze pokłady z żółtych jeszcze liści. Cicho, spokojnie i bezwietrznie. Powietrze cudowne, z ranka takie rześkie. Na wejściu wiewiórka skacząca po sosnach mnie powitała,- raptem zeskoczyła na mech, stanęła w słupek, kiteczkę zadarła i chwilkę tak mi się przypatrywał cała osłupiała, później, ogonkiem puszystym esy floresy wywijając pognała z powrotem. I tyle później ją widziałam. Taka troszkę w lesie pogodowa karuzela była. Raz świeciło słońce i taki spokój i radość wprowadzało. Za chwilę za chmury zachodziło i w lesie tak bardziej smutno i szaro się robiło. Spacerek raczej duktami i obrzeżami dzisiaj mój przebiegał. Na zbieranie grzybków się nie nastawiałam. W ręku reklamówka- a nuż znajdę śmieci. Tych troszeczkę było- butelki, i puszki. W pewnym momencie jak wzrok gdzieś padł na pobocze- patrzę a tam podgrzybek - taki do zabrania. Zaczęłam ściółce lepiej się przypatrywać, ale bez efektów. Zmieniłam kierunek na obrzeża z samosiejką sosny- taka małą i starszą. Tam to właśnie natknęłam się na młodego muchomora. Jeden, za chwileczkę następny. Ten drugi jak talerz. Zawsze je podziwiam. No to myślę sobie zrobię im po kolei foto. Tak wkoło nich się kręciłam, a dosłownie dwa metry dalej spod igliwia wystaje beżowa czapeczka. BOROWIK listopadówy, taki z wyglądu jak elegant wczesno-jesienny. Te młode piękne muchomory i ten BOROWIK. Stałam, podziwiałam i z radością do nich się uśmiechałam. Tak sobie pomyślałam- czyżby następny wysyp?- o tej porze młode muchomory? Na tychże obrzeżach znalazłam jeszcze dwie kanie czerwieniejące. Jedna parasolka rosła na środku leśnej przestrzeni, druga skrzętnie ukryta pod dorodną sosną. Miał być tylko spacer, dotlenianie, akumulatorów ładowanie, widokami sycenie,- a co wyszło,- jak zwykle za grzybkami węszenie. Bo wracając powoli tak noga za nogą znalazłam maślaczka najpierw jednego, później drugiego, i tak idąc po drodze doszłam do dziewiątego. Tak sobie myślę, że pomimo, że one urosły i to w dobrym stanie, to już bezsensowne staje się ich szukanie. Sezon był przepiękny, długi i owocny. Lasy i ich odwiedzanie, a teraz i sprzątanie na resztę jesieni chyba mi zostanie. Spacerek przy zmiennym słońca oświetleniu był taki refleksyjny, choć mają jeszcze być i dni przyjemne -to co mi zostaje- rzucić wszystko i za niedługo znów pognać do lasu. Bo dziś ledwie z nich wróciłam, już za nimi się stęskniłam.............. serdeczności Wszystkim :)
(10/h) Myślę, że było to pożegnanie z lasem (zobaczymy jaka będzie pogoda, możliwe że znów pojedziemy). Trochę byliśmy zawiedzeni brakiem zielonek - tylko 3 szt. podgrzybków około 30 szt. 1 sowa, około 40 dag kurek i 1 prawdziwka. Las sosnowy. Pozdrawiam Admina i wszystkich Grzyboświrków - do przyszłego roku ENZET
(20/h) Tak zahipnotyzowana z grzybobrania wczoraj wróciłam, zmęczona, zauroczona lasem, zapachami i grzybami, że dopiero dzisiaj donoszę o tym fakcie. Wczoraj byliśmy z bratem w lasach sosnowych o każdym możliwym przekroju. Od młodych, przez średnie, do wysokich sosen. Spacer z założenia to miał być. Koszyki w samochodzie, a my z ekollogicznymi pod pachami wyruszamy. Okazało się, że mniej niż ostatnio, ale nazbieraliśmy. Upolowałam BOLETUSA NOVEMBERUSA szt 1 oraz do tego podgrzybka pięknego - grubo nożnego 60 szt, dodatkowo 3 maślaki pstre, jednego pięknego dorodnego aksamitka i 0,6 kg Kurek.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Jak w bajce. A było to tak. Brat wyniki badań odebrał, konsylium lekarskie się zebrało i termin kolejnej operacji wyznaczyło. Nie muszę nic dalej wyjaśniać. Co prawda " na kłopoty Bednarski", ale w tym wypadku jakoś to nie działa. Brat już sprawę przedstawiając tak z dnia na dzień wypad antydepresyjny do lasu zaproponował. Godzina prawie nocna była. Wiele nie dyskutując - jedziemy- jasne, że jedziemy. Dzień miał być urokliwy, ranek ciepły, troszkę rosy i promyki słoneczka zapowiadali. Już sama jazda do lasu, mijane po drodze różnorodne drzewostany powodowały chętkę na zatrzymanie się byle gdzie, byle szybciej w tych klimatach po przebywać. Jakoś do końca trasy wytrwaliśmy i zaraz na wstępie przed spacerową przebieżkę zrobiliśmy. A to tu się zajrzało, a to w zagajnik zagłębiło, ale z grzybkami to to wesoło nie było. Najpierw więc auto na parkingu wylądowało, a na nim 6 podgrzybków mnie powitało. Zabraliśmy torby eko, sądząc, że za wiele z lasu nie wyniesiemy. Idąc spokojnie obrzeżami, skrajami zagajniczków znalazłam podgrzybka jednego- na foto- jak foto zrobiłam, okazało się, że tam nie on samotniczek, ale w rozproszeniu rodzinkę ma całą. Do tego a co rusz to kureczka pomarańczową czapeczką pomachała. Następne wzgórze - też przy zagajniku, a tam a to dorodny podgrzybek grubo- nogi, jesienny, a to kurki na zboczu- na foto- rosnące po dwie, trzy. Wielkie młodziutkie, w grubym miękkim mchu pochowane. Po wyjęciu nóżki wysokie na 8 cm- jak jakieś parasolki pięknie do drinków by się nadawały. I tak okalając spacerowym wolnym krokiem czuję, że torba nieco ciężkawa zaczyna się robić. Uzbierałam ładniutkie co nieco. Zmiana parkingu, na - ostatnio było- lepsze naszym skromnym zdaniem grzybo-nośne miejsce. Spacer spacerem, ale widząc efekty schylania, postanowiliśmy torby na kosze wymienić. Nie wiedzieliśmy dlaczego- bezwietrznie było- sosny aż koronami zamachały jak to zobaczyły. Idziemy dalej w trochę młodszym lesie z tymi naszymi jak na razie pustymi koszami. A tu grzybów brak. Ani kurki, ani podgrzybka - nic. No może blaszkowców w różnych stadiach sporo było. Piękne jeszcze młode sarniaki jak też ich wcześniejsi kuzyni w stanie totalnego rozkładu. Po drodze kilka zielonek było- u brata wylądowały. Trochę inny las i można powiedzieć od czasu do czasu coś się pojawiało. Kurki już znacznie mniejsze po kilka i solo. Trzy maślaki pstre się trafiły- zabrałam. Aż tu patrzę- las dorodna sosna, na obrzeżu, blisko gałęzi ktoś na mnie czeka. Szatyn, w średnim wieku, dostojny, w barach szeroki, a w biodrach wąski- podchodzę- nie mogę uwierzyć- B OL E T U S N O V E M B U S we własnej osobie. Widywałam piękniejsze- nie powiem, ale ON urósł i czekał na moją skromną osobę. Czekał wiernie jak pies- byłam pierwsza- przed ślimakami i wszelkimi innymi robalami. ZDROWIUTNKI był cały. Cała szczęśliwa ruszyłam opłotkami lasu dalej. Mchy takie na obrzeżach jakieś były posrebrzone i one powodowały, że po postawieniu nóg, te nogi w różne strony się rozjeżdżały. Szpagata można było zrobić zupełnie bez potrzebnego przygotowania. Czułam się na ich terenie jak na jakiś piaskach ruchomych. Nie powiem, spacer dość długi był i w koszyku troszkę poprzybywało. Widziałam w lesie podgrzybki- te z gatunku duża głowa, chuda noga- z całkowicie gołymi głowami- ślimaki tak pracowicie skórkę z nich pozjadały. Oczywiście te w lesie zostały. Powolutku spacer dobiegł końca Całe błogie 4 godziny i przedeptanych ponad 8 km. Po dotarciu do auta i pozostałych dosypaniu okazało się, że ja 3/4 kosza, a brat ponad połowę kosza mieliśmy uzbierane. Wagowo po oczyszczeniu i w domu przebraniu- 5 robaczywych i to tych najbardziej dorodnych się okazało- wyszło tego 2,2 kg. Wypad cudowny- przy zmiennym zachmurzeniu, z niesamowitym aromatem lasu- najintensywniejszy- koło - niestety - ściętych sosen. W samochodzie podczas długiego 1 i 1/2 godzinnego powrotu - znowu las- w postaci aromatu kurek niesamowitego nam towarzyszył. Wyciszeni, usatysfakcjonowani z pięknymi wrażeniami z lasów pięknych do domów wróciliśmy. Wypad skończony, ale czy sezon grzybowy i leśny? Coś tam jeszcze w lasach rośnie pewnie i w dębinie, bukach oraz sośnie. I tego nie rozstrzygniecie jak sami się nie przekonacie- z serdecznościami :)
(15/h) Wybraliśmy się z mężem do Puszczy Noteckiej. Pogodę mieliśmy super, cichutko, (bez nawoływań jak często bywa), ludzi znacznie mniej. Las jakby zwolnił, zaczął odpoczywać. W końcu to listopad. A mimo to udało się nazbierać około 60 podgrzybków, pół kg kurek, 2 zielonki, 1 siedzunia, 1 sarniaka oraz nie znanego nam grzyba. Proszę jak ktoś zna - co to za grzyb? Pozdrawiam całą Brać Grzyboświrków.
(4/h) Raniutko, za oknem przywitała mnie okrąglutka tarcza srebrzystego księżyca. Czyli bezchmurnie i bezwietrznie na dodatek. Za tym samym oknem termometr wskazuje przyjemne +6. Czyli decyzja szybka. Lasy. Lasy na które padł wybór to przekrój wszystkiego- wysoka i średnia sosna, mech i igliwie, okolone dorodnymi dębami. Lasy "czyste" i poprzetykane krzewami, jak i mieszane. W tej różnorodności nazbierane podgrzybki jesienne na grubych nóżkach w ilości 9 szt, dodatkowo, na obrzeżach 4 szt kani czerwieniejącej i 1 rydz.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Jak dodałam wszystkie dane wizualne- co za oknem -i ruszyła moja wyobraźnia jak to po wzejściu słoneczka może wyglądać, to tylko jedno mi zostało. Laaaaassssssssssss. I to taki gdzie poszaleją moje zmysły. Poranna rosa nawilżyła ściółkę na maksa. Wszystko przy ukośnie padających promykach jesiennego słoneczka lśniło i błyszczało. W lasach cisza- tak cichutko, że było słychać pojedyncze spadające z drzew listki. Te spadając, podświetlone słońcem jak jakieś kolorowe konfetti wyglądały. Już samo wejście w las zapierało oddech. Powietrze rześkie, aromatyczne, leśne, takie odurzające wprost. Czułam się momentami jak narkoman jakiś wdychając coraz większe jego hausty. Nie można było nasycić się nim. Ponieważ jednak na grzybki pojechałam, to głowa nie koniecznie w górę cały czas była skierowana. Penetracja poboczy, mchu, niższych krzewów- a jak była. I tam znalazło się parę przewrotnie poukrywanych średniaków jeszcze ciepłych- świeżutkich. Pochowały się, że zabawa w "ciepło- zimno" bardzo by pomocna była. Podpowiedzi nie było- sama musiałam główkować gdzie ich szukać. I tak 6 znalazłam pochowanych w igliwiu, a 3 pozostałe we mchu sobie urosły. Po znalezieniu ich odpuściłam sobie zbieractwo i skupiłam się na tym co te piękne jesienne lasy mają innego do zaoferowania. A było tego sporo. Mech jak dywan luksusowy w przepiękne esy floresy z opadłych liści w kolorach brązów i żółci. Taki więcej gobelin- puszysty, wzorzysty. Jak wspomniałam w lesie cisza jak makiem zasiał- jedynie dzięcioł skutecznie starał się wybić mi z głowy grzybki. żadnego ptactwa, żadnych treli. Przepychając się w jego głębiny smagana bezlitośnie byłam gołymi krzewów wszelakich gałązkami. Listki jednak na nich jak jakieś amortyzatory działają i razy nie tak dokuczliwe są A to gałązka we włosach się zaplątała, a to oka chciała mnie pozbawić. Powolutku zmieniłam las taki troszkę zakrzewiony i zadrzewiony na wysoką, raczej przejrzystą sosnę. Poszwędałam się obrzeżami i środeczkiem po mięciutkim mchu w stronę obrzeży. A tam piękne stadko dorodnych dębów i na poboczach troszkę ich samosiejek. Zaraz stopy zanurzyłam w pięknych liściach, bez szelestu, ale zawsze samemu można w tym podłożu poszaleć. Tu na skraju wypatrzyłam kani -4 szt. Kawałek dalej rydz się pojawił. I to z grzybków wszystko. Po dębach przyszła kolej na drugą stronę lasu z dorodnymi sosnami. Sosnami, pod którymi nie ma ani mchu, ani trawki- przepastne tereny pokryte samym igliwiem. W tym miejscu jak bym klimat zmieniła. Podłoże suchuteńkie, igliwie zapada się po postawieniu stopy. Pobrykałam w tym polu igliwia. Sosny rozpostarte, zagarniające w swoje władanie całą przestrzeń- nie dopuszczając w pobliże żadnych roślinek, porostów- nic kompletnie. W przebłyskach słońca ich majestatyczne korony wyglądały przepięknie. Tak oto minął pomału mój czas w lasie. Całe ponad 2,5 godziny leśnej, jesiennej przepięknej włóczęgi. Przedeptanych co nieco ponad 4,5 km. Co wyniosłam z lasu? Garść grzybów, by się wydawało. Doznania- oszalałe od natłoku barw, widoków, leśnej ciszy, leśnych aromatów. A co najcenniejsze - te widoki pojawiający się po zamknięciu oczu. Muszę przyznać, że po dość sporym przymusowym poście- ten wypad był jednym z najcudowniejszych. Spieszę i śpieszcie zaglądać do lasów- jesiennych lasów- warto naprawdę warto- serdeczności z pięknych nizin :)
(30/h) Pojawiliśmy wypad weekendowy na grzybki. Początkowo szukaliśmy innej miejscówki ale rozczarowani wróciliśmy na sprawdzone miejsce tak więc wystartowalismy ok. 15 i przez 1,5 godz. zebraliśmy ok. 70 szt, w tym 50 octowek podgrzybka, kilka maślaków zwyczajnych i pstrych oraz jednego prawdziwka.
(50/h) podgrzybki brunatne, zjedzone trochę przez ślimaki, ale bez innych lokatorów. No i pierwsze moje w życiu pieprzniki trąbkowe. Normalnie znalazłam taką miejscówkę, że wzięłam tylko 1/100 trąbek.
(15/h) Las sosnowy z rozmaitym podszytem. Zbiór: pół na pół podgrzybki brunatne i maślaki, garść kurek, 1 kania, 1 rydz, 1 prawy. Do podanej liczby nie wliczam grzybów robaczywych ani mocno wyżartych przez ślimaki, całkiem skapciałych też nie ruszałem. Młodych grzybów prawie nie ma, ale cóż - listopad.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Wielkość zbioru nie powala, niemniej przy tak pięknej pogodzie warto jechać dla samej przyjemności - zresztą komu jak komu ale Kolegom i Koleżankom z grzybiarskiego towarzystwa takich oczywistości tłumaczyć nie trzeba. Kto wie, może nie była to jeszcze ostatnia wyprawa w tym roku, ale na pewno jedna z piękniejszych kolorystycznie. A, byłbym zapomniał: szczaw ma się nadal znakomicie. Na zdjęciu: popas w Rzecinie, 64-510. (Sklep w niedzielę do 14-tej:^) [foto: Przemek Nowak]
(15/h) Witam, w dzisiejszy piękny, jakby nie listopadówy, dzien wybralismy sie do Puszczy Noteckiej. Wynik: pół kosza grzybow. Głównie maleńkie octowki podgrzybka (ok. 60 szt.) kilka sztuk nieco większych pogryzionych przez ślimaki, 4 prawdziwki w tym jeden nierobaczywy, jeden malenki siudzien sosnowy (szmaciak/kozia broda) i trzy sowy ale tez tylko jedna nierobaczywa. Sezon już chyba dobiega końca, z niecierpliwością czekam na kolejny;)
(50/h) podgrzybki, maślaki pstre, zielonki, kurki. Zebrane 2 kosze. podgrzybki nadjedzone przez ślimaki ale bez robaków. Rosły w gromadach, dużo wyrośniętych i sporo małych, słoikowych.
(40/h) 100% podgrzybki. 20 procent robak, 15 procent ślimak, no i z 15 procent nadchodzącą pleśń. Także razem było ok 80 sztuk. Z czy go 40 do koszyka. Większość starszych grzybów. Kilka młodych. Ale twarde grube nogi.
(1/h) Miejscówka obiecująca, entuzjazm ogromny, a efekty... kompletna katastrofa. Wpisuję 1 na godzinę, gdyż obawiam się że system nie przyjmie wartości ułamkowych. Objechałem rowerem lasy wokół Grzybna wykonując kilkanaście zarówno głębszych jak i bardziej pobieżnych penetracji, głównie w sosnę z różnorodnym podszytem (mchy, trawy, igliwie, jagody, paprocie). Przez kilka godzin znalazłem JEDNEGO podgrzybka. To jak gol honorowy w sromotnie przegranym meczu. Moje złamane serce uratował niezawodny szczaw, którego całą torbę nazbierałem czekając na pociąg powrotny w Drużynie. Zimno, pochmurno, dżdżysto. Listopad...
(30/h) W lesie już nikogo nie ma, ale za to czarne łebki zwane podgrzybkiem jeszcze się trafiają i to w całkiem niezłych ilościach, ale trzeba trafić na zapomniane i mało odwiedzane miejscówki. Ogólnie grzybki zdrowe, twarde i typowe na koniec października. Zebrało się dziś kilkadziesiąt ładnych kapeluszy w tym większość zdrowa. Poza podgrzybem innych gatunków nie było. Osobiście jeszcze nastawiam się na zielonki i pyszne szarówki, które idą ramię w ramię z klasyczną wodnichą.
(50/h) Lokalni zawodowi grzybiarze z Puszczy Noteskiej wiedzieli co mówią: tydzień temu prognozowali że jeszcze pojawi się sporo podgrzybków. Prawda! 3 i pół godziny w lesie = 3 i pół kilo "czarnych łebków", starych i młodych, dużych i małych, w ogromnej większości zdrowych, co najwyżej nadjedzonych przez ślimaki. Zdarzały się wręcz całe gromadki. Plus spora garść kurek, trochę maślaków i jeden rydz na okrasę. W odmalowaniu kolorów jesiennego lasu i tak nie dorównam Grzybiarze więc nawet nie próbuję. Ale z pewnością nie był to jeszcze ostatni wypad w tym roku! Na zdjęciu: prezentuję część zbiorów podczas przerwy w Rzecinie (foto: Przemek Nowak, mój kompan grzybowy).
(30/h) Godzinka w lesie -trochę wiatru i deszczu i trochę grzybów - 15 sów, 1 gąska, 15 maślaków i prawdziwy prawdziwek Jednak to chyba zakończenie sezonu w tym rejonie. pozdr
(30/h) Tak żeby nie popsuć panującej ostatnio u mnie dobrej grzybowej passy, powolutku - stwierdziłam- dzisiaj także w lasy. Wybrałam bliziutko i na naprawdę króciutko po lasach pochodzić, płuca tlenem dotlenić oczy urokiem lasu upoić. Od wczoraj wiele zapomniałam i taka małą powtórkę sobie zafundowałam. To nie to samo, co grzybki z suszarki wyjmować i je podziwiać- re w lesie świeżutkie - to dopiero doznanie. Pooglądać, potrzymać, popatrzeć, wzrok tymi świeżakami nacieszyć............ To frajda i gratka. Ponieważ na krótko, to obrzeża lasu na celownik wzięłam. Tam w piątek troszkę grubasków nacięłam. Las przywitał mnie - po porannej wichurze pomieszanej z deszczem- lekkimi rozpogodzeniami i wietrzyskiem strasznym. Wiatr w sosnach i krzewach buszował. Zrzucał z krzewów resztki jesiennych liści. Las jakby oddech drugi złapał. Cały żył, listki pod wpływem wiatru gdzieniegdzie tańczyły. Szyszki z sosen a co rusz to spadały. Później słonko na chwilkę wszystko rozświetliło. Zrobiło się przyjemnie jasno no i miło. Idąc skrajem, powoli, i bardzo schylona, grzybków wypatrywałam. Już na samym wejściu do lasu jednym się nacieszyłam. Przez godzinkę jedną jedyną nazbierałam ich trochę. Urosły w tych samych miejscach co ostatnio. Urosły, ale tak skrzętnie zakamuflowane, że w pewnym momencie stopą rozgniotłam trzy-osobową rodzinkę. Na miazgę- zbierać nie było co. Tak pokonują skrajem lasu - raz do przodu, a później powtórka z powrotem 30 sztuk dziś uzbierałam. Rosły po dwa, trzy, małe i bardziej wyrośnięte. Cudowne czarne łebki. Żeby zrobić zdjęcie musiałam każdorazowo z kryjówki je odkrywać, zdejmować z kapeluszy gałązki, szyszki oraz liście. Las- dość dorodna wysoka sosna poprzetykana niższymi krzewami liściastymi. Podłoże- igliwie, dwuosobowa rodzinka na skraju trawy zamieszkiwała- te wyrośnięte. I tak cudowna idylla z las do końca dobiegła. Dodam tylko, że na obrzeżach też 5 kań czerwieniejących znalazłam i 3 maślaczki. Z grzybkami jeszcze nic nie zrobiłam, są tak urocze, że i w domu choć trochę muszę nimi nacieszyć oko. Serdecznie pozdrawiam, i pragnę dodać, że jeśli macie miejsca, w których do niedawna rosły to radzę sprawdzić- one dalej rosną........... :)