szerzej:
UWAGA: Na zdjęciu brak wiadereczka kurek - z lasu przyjechałem przemoczony i byłem tak zapędzony żeby wszystko ogarnąć, że dopiero o 19.30 stwierdziłem brak kurek biegiem do samochodu, mycie suszenie i w woreczki do mrożenia OD POCZĄTKU: Otwierając bramę pomyślałem: następny wypad powiat Suski lub cieszyński /zweryfikowałem na powrocie wszędzie dobrze a u siebie najlepiej/. Na moich dołach przed zasadniczym lasem 18 borowików, drugie tyle pozostało, a i tak w niektórych musiałem ucinać pół a nieraz prawie całą nogę. Potem las zasadniczy i super brak ludzi - od wczoraj leciały na okrągło alerty i chyba to zniechęciło chętnych, jak wyjeżdżałem to zajechały 2 auta. W młodych lasach sosnowych generalnie brak wilgoci, dobrze jest tylko na brzegach lasu, w pasach pomiędzy lasami, gdzie jest sporo dołów po wydobywaniu piachu zarośniętych mchami, krzewami i utrzymującymi sporo wody od lat. W pasach tych w mchach przy krzewach sporo borowika, ze zdrowotnością niestety co 3 po lekkim okulawieniu do kosza, Między lasami mieszanymi wysoka po pas trawa a tam borowiki jak duże patelnie ale ich to nawet nie dało by się podnieść bo są w stanie agonalnym. Na wrzosowisku znalazłem prawie wszystkie małe czerwonogłowe i pomarańczowe, oraz sporo małych borowików o wyższej zdrowotności niż w innych miejscach. Kurniki, które zostawiłem w piątek z bardzo dużą ilością maluchów oczyszczone do "0". Dwukrotny powrót do samochodu - kawka, pojenie pieska i już myślałem, że czas się wycofywać, ale ruszyłem jeszcze w taki fragment lasu, do którego nie za bardzo lubię chodzić kupa krzaczorów i wszelkiego rodzaju chaszczy, a po przejściu tego dziadostwa piękne duże polany z pojedyńczymi starymi sosnami które nigdy nie miały obcinanych gałęzi - co się obłamało to spadło i się rozłożyło w lesie, brzózki też starsze i trochę kilkuletnich samosiejek sosny a także trochę młodych dębów spore przestrzenie do spacerowania: trawy, mech, wrzosy, ale żeby przejść do następnego takiego "raju" znowu długie chaszczowanie. Z uwagi na ostatnie suche tygodnie widać nikt tam nie zaglądał, a okazało się, że w wielu miejscach gdzie teren się obniżał wilgotność była bardzo dobra. i w tych obszarach znalazłem większość dzisiejszych borowików, a cmentarzysko zostało 4-5-cio krotnie większe niż mój zbiór. Dodatkowo na granicy z krzaczorami 2 miejścówki dały mi 3 litry kurek. O 11.00 zaczęło padać co mnie bardzo ucieszyło bo powoli zapominałem co to jest deszcz, dalej spokojnie zbierałem i przemakałem. Cóż z tego, że na wyposażeniu samochodu mam 2 kurtki przeciwdeszczowe, zapasowe spodnie, koszulę, drugą parę gumowców i kilka par specjalnych skarpet do gumowców a także 2 wiaderka 12 litrowe, 2 20 litrowe i kilka małych 3 l - do samochodu mam około 5 km to i tak bym przemókł. Zatem spokojnie i bez pośpiechu przemoczony łącznie z bielizną i skarpetami bo woda ze spodni spływała do gumowców ale bardzo zadowolony ze zbioru. Szybkie pojenie psa, kawka dla mnie i powolutku ruszamy do domu drogą między lasami. W pewny momencie z lewej strony 30 metrów przed sobą widzę pięknego dużego łosia jak dostojnie bez pośpiechu wychodzi mi przed samochód, hamowanie bez problemu a on tylko patrzył prosto w moje okno, zanim mokrymi rękami wyciągnąłem telefon i chciałem strzelic fotkę był już po drugiej stronie drogi i z kopyta wystrzelił łąką w kierunku lasu. W domu psisko padło i do 22.00 wstawał 3 razy: raz pojeśc i dwa razy na siku. A ja mycie, czyszczenie grzybów: większe borowiki do 3 suszarek, mniejsze z mieszanką innych grzybków zamrażarka i dodatkowo zawekowałem 7 litrów pociętych i zagotowanych z przyprawami grzybów - w dni w których brak czasu na zrobienie obiadu ugotować warzywa dodać słoik grzybów i pyszna zupa grzybowa.
I OSTATNI MÓJ DZISIEJSZY SUKCES: wyrównałem swój dzisiejszy przebieg z przebiegiem dzisiejszy Zeni ale żartując to powinienem mieć liczone podwójnie jak ktoś nie wierzy to proponuję z psem 38 kg na smyczy 5 metrowej przejśC przez młodniak sosnowy
szerzej:
W lesie robi się coraz gorzej, co prawda na drodze są jeszcze kałuże ale w lesie już susza, coraz trudniej o wilgotne miejsca, mchy zachowały sporo wilgoci i o dziwo polana wrzosowa ma się dobrze chyba nad nią lepiej popadało, bo na ogół jest to miejsce najbardziej narażone na suszę. Efektem jest to, że połowa borowików została w lesie, a z tych co zabrałem w 1/3 musiałem obciąć więcej niż pół, a nieraz całą nogę, aby można było stwierdzić, że nie ma żadnych żyjątek, w miejscach wilgotnych degustację prowadzą ślimaki. Spotkałem spore ilości babek, ale były to duże osobniki i nawet nie schylałem się aby sprawdzić stan ich zdrowotności, tak też w przypadku grabowych odpuściłem egzemplarze o główkach większych niż 5 -cio złotówka. Piesidło coraz lepiej czuje się w lesie - ma doskonale opanowane komendy w lewo, w prawo, prosto, do tyłu i już smycz nie pląta się w krzaczorach. Niestety obszczekał dwie osoby jadące rowerami - nie toleruje rowerzystów bo jak miał pół roku to wpadł na niego chłopak na rowerku, ale przy okazji jest "rasistą" nie cierpi kolorowych a najbardziej chińczyków i wietnamczyków - nie wiemy dlaczego. Po powrocie szybciutko umyłem grzybki i jak popadło z durszlaka wrzucałem do miedniczki, a po zrobieniu fotek jeszcze na ręczniki papierowe w woreczki i do zamrażarki
szerzej:
W dniu dzisiejszym już Merry się przekonała, że na grzyby chodzi się z rana - ja do chłopskiego lasu na Załuczu dotarłem po 13.00 i na swoich miejscówkach znalazłem 11 obciętych korzonków po dużych borowikach i jeszcze z 8 dużych zostawionych na swoich stanowiskach a kapelusz ich same się poruszały od wkładu, który je toczył. W 2 sąsiednich laskach 2 małe kozaczki i więcej nic bo raczej w laskach jest sucho, pomimo tego, że w nocy wg mojego pomiaru w naczyniu rano miałem 11 mm słupa wody. Zapowiadało się bardzo słabo. Ponad godzina stracona tylko 2 grzybki. Zatem tego nie wliczam do statystyki - ani zbioru, ani czasu spędzonego na spacerze. Dalszy ciąg, który mam we wpisie dotyczy tylko lasu w Babsku
szerzej:
Przyjemne grzybobranie w spokojnej mało uczęszczanej okolicy. Na deser można skosztować borówek rosnących niemal wszędzie.