szerzej:
Ogólnie mam mieszane uczucia. Zeszły tydzień dawał nadzieję, że grzyby ruszyły, przynajmniej lokalnie. Tymczasem szybki piątkowy rekonesans po stałych miejscach nie był już optymistyczny - zamiast być więcej, było mniej, prawie żadnych młodych i brak śladów, żeby ktoś wcześniej wyzbierał. Stąd pomysł na sprawdzenie większej połaci lasu żeby wybadać ogólne nastroje grzybowe. Przez pierwsze trzy godziny trafiłem tylko jedno miejsce "z potencjałem" na przyszłość - ciekawy młodnik brzozowy - i tam trafiłem kilka prawdziwków. Jednak bez rewelacji jak na możliwości młodników. Cóż, poczekam na prawdziwy wysyp to sprawdzę jeszcze raz. Dalej już były tylko starodrzewy bukowe czasem z domieszką sosny, czasem z domieszką dębu. Kompletna pustynia 🙁 Wypatrzyłem może z 7 - 10 podgrzybków, z częstotliwością jeden grzyb na pół kilometra marszu. Coś stare lasy bukowe mocno strzegą swoich tajemnic... To w takim razie skąd taki wynik w podsumowaniu? Ano wracając, po drodze przejeżdżałem koło "podgrzybkowej" miejscówki, którą odkryłem w zeszłym roku. Las iglasty porośnięty pięknym grubym mchem - w moich stronach rzadki widok. A że jest przy samej drodze wystarczyło skręcić w prawo i już jestem. I jakbym w inny rejon kraju trafił - gdzie nie spojrzeć wystają z mchu łebki młodych podgrzybków 😍 Kolejne dwie godziny to było może nie "koszenie" ale jednak konkretne grzybobranie. Kosz w zasadzie zapełnił się sam. Może znalazłbym więcej ale ciemno się robiło a ja latarki zapomniałem 😉
Wnioski takie, że na stałych "bankowych" miejscówkach da się nazbierać. Ale idąc przez las "na azymut" można nie trafić kompletnie nic. Ściółka wydaje się przysychać, ale pod nią wilgoć się trzyma. A w mchach tym bardziej jest jej więcej. I chyba w lasach z mchem cała nadzieja na najbliższe dni. Tylko żeby te prawdziwki coś więcej pokazały...
Pozdrawiam wszystkich Wytrwałych, którzy wciąż szukają! 🙂
szerzej:
I tak wiedziony tą słuszną i starą maksymą, skoro świt przed robotą, dałem się pochłonąć na 2 h znowu bez reszty zielonej gęstwinie. Od ostatniego buszingu zdecydowanie przybyło różnych surojadek, muchomorów, gołąbków, psiunów etc., ale w temacie Prawusowych Dożynek nadal raczej bez zmian- niby znalazłem ze 30-40 szlachciców, ale co z tego, skoro najmniej 90% to tradycyjne sita od korzenia po czubek kapelutka albo wiekowe rozmoknięte kapcie- w koszu ostało się może ze trzech farciarzy, którzy jakimś cudem uniknęli czerwiowej szarańczy! Toż to jakiś istny ślimorowo-robalowy armagedon, jakiś cholerny grzybowy Ribbentrop-Mołotow nad osamotnionymi prawusami!!! (m. in. trzej mocarni jegomoście ze zdjęcia głównego podzielili ten smutny los...)
Klnąc pod nosem niemiłosiernie i nie mogąc nic poradzić na ten parchaty układ, przeczesywałem dalej miejscówki i podobnie jak ostatnio, dodatkowo napotkałem: kilkanaście namokniętych kapci podgrzybka, kilka zrobaczywiałych zajączków, kilka młodych ceglasi, kilkanaście zaczerwionych maślaków modrzewiowych, parę garści wyrośnietych kur i 2 ogromniaste siedzunie sosnowe (nie zbieram i nie zbierałem nigdy, w sumie nie wiem dlaczego- podobno smaczny grzyb?). Z nowości to pojawiły się pojedyńcze moje ulubione, zaraz po borowikach i czerwonołepkach, mochowiki (maślaki pstre), ale tylko przypadkowe, no i całe polany kołpaka-płachetki (też nie zbieram, a podobno pychota w occie)- generalnie grzybobranie uratowała 1 rodzinka piaskowca modrzaka pod starymi bukami i tak na zupkę, dzięki ich uprzejmości, akurat w koszyku było!
Wiem, że to ostatnio wyświechtane mocno słowo, ale trza czekać... Najwyraźniej organizatorzy przełożyli znowu Wielki Maraton na kolejny tydzień albo nawet 2 tygodnie, ale zapewniają na każdym kroku, że na pewno się odbędzie, i tego się trzymam i tą nadzieją żyję!!!🥳