szerzej:
Wejście do lasu około 13:00. Bez konkurencji, nie licząc wspólnika w grzybach.
Co tam będę pisał: zobaczcie.
Foto 1: moje.
Foto 2: nasze 1
Foto 3: nasze 2.
Foto 4: wielki łoś!!!
szerzej:
Tym razem pierwszy raz nie zdążyłem przed zmierzchem zebrać kurek, a rozterka była: co brać? Krótki wypad popołudniowy na grzyby stał się kilkugodzinną wyprawą. Część kurek i wszystkie płachetki ofiarowałem, chociaż obdarowany nie był zachwycony, bo było to około godz. 20:00 ( dwie kopiate łubianki małych płachetek ).
Ha, obstawiłem dwie miejscówy i obie się sprawdziły. A konkurencja była, tylko też nie dała rady wyzbierać wszystkiego, bo możliwości ludzkie są jednak ograniczone.
szerzej:
Mam nadzieję, że jeszcze w czasie pełni coś się wykluje 😆. Pozdrawiam serdecznie Leśną Brać 😘.
szerzej:
No niestety ale z nadmiaru zajęcia postanowiłem iść na grzyby. Tak to jest, jak macie za dużo roboty, to trzeba to rzucić w kąt i iść się odstresować. Jak mawiają górale "robota nie zając, nie ucieknie".. Zatem po przymusowym kursie rano do szkoły pojechałem w swoje stałe grzybowe ostępy. Już jadąc miałem złe przeczucie, ale na miejscu były tylko dwa pojazdy. W moje rewiry zero dzisiejszych śladów po błocie. Myślę, jest nieźle bo wczoraj lało jak ch.... i raczej nikt nie był chyba (choć ślady są z wczoraj rozmyte, ale może to moje sprzed wczoraj). Hm...
Wchodzę w las i QR..... już widzę obierki tam gdzie powinny rosnąć prawe. Niech to.... ale może tylko trafił przypadkiem, lecz im dalej w las tym/ (tak więcej drzew też) gorzej to wygląda! Na każdym miejscu gdzie ostatnio kosiłem grzyby nic nie ma, albo same grube korzenie pocięte. Ale szukam uważnie, czasem jakiś prawy łeb wystawia to go hyc do kosza. Przemierzam las, na szczęście znajduję kilka czerwonych, fajnych, nie takie konusy jak ostatnio... Z nadzieją walę na "Czarci Wąwóz"- ostatnio jakiś cwaniak mi tam wyzbierał sośniaki, może dziś coś jest? I ZNOWU TO SAMO same obierki. Już widzę że mam do czynienia z kimś, kto wie gdzie "jest Józef Tkaczuk..." nie ma per... a, wręcz jestem prawie pewien kto mi to tak wygolił. To dwie osoby na raz, taki mój wioskowy znajomek z żoną, chodzą razem zawsze i po woli, wiedzą jak szukać i gdzie jest grzybnia. Po nich w sumie prawie nie ma co zbierać....
Dobrze, że byli wczoraj, zatem są szanse na minimalny zysk. Klnę po nosem, bo strasznie lubię sosnowe zbierać, one są chyba najpiękniejszymi grzybami z wyglądu! Ale na razie nic, i ostatnim rzutem na taśmę zauważam coś białego przy pniaku wysoko! Spinam się tam, bo ściana prawie pionowa, i TO KAPELUSZ SOSNOWEGO!! Na samym środku wiewiórka zjadła meszek a reszta tkwi pod liściami, wyciagam tego sośniaka, jest okazały! No chociaż jest ten jeden jedyny! Dzięki wiewiórce Oni go nie zauważyli, albo zignorowali bo biały, a ja go mam!
Zataczam koło, co jakis czas wpada mi mały prawusek do kosza, wracam po miejscach z ceglasiem, i tu jest marnie też, ktoś kto tu był wyzbierał i ceglasie. Na pewno to Oni. Wiem już, że dopóki się nie najedzą to będzie ciężko nam na tym lesie razem. Mam akurat urlop, ale wiem, że nie nastąpi to w tym czasie. Dopiero może w październiku im się lodówki i zamrażarki zapchają, to odpuszczą. No nie mam szans sam na dwoje takich wariatów! Oni wstają do dnia i od razu w las! Jak doliczyć do tego całą rzeszę Ochotniczego Hufca Grzybiarzy z mojej i okolicznych wiosek, to jak śpiewa jedna kapela "anatomiczna" "Będzie, będzie zabawa, będzie się działo"...... i tylko grzybów będzie mało.... można sobie dośpiewać...
Wracam do auta. Jadę na drugi rewir na ceglaki, tam to samo, też ktoś był słabo zbierał, są nowe i bardzo ładne, tłuściutkie. Szybko dobijam do pełnego kosza i nawet do reklamóweczki zbieram. Ale mnie już nogi bolą, trzeba się zwijać, bo jestem na godzinę umówiony! Ech, gdybym, wiedział, że taki nalot będzie na te miejsca, to bym wieczorem dziś pojechał, więcej może bym znalazł, choć są tacy co po prac jadą na grzyby, więc też nie jest to pewna metoda. Jedyne wyjście to "wbić" się pomiędzy jednych a drugich, ale przypadkiem. Na razie odpuszczam. Wczoraj na obiad ziemniaki z sosem prawdziwkowym, dziś barszcz z uszkami z grzybów, kuźwa niedługo chyba zapomnę jak mięso smakuje. A tu koszyk znowu stoi wypchany z kopcem. Pozdrawiam, szczególnie tazoka, Gucia, Wita, PUCKA, Tomka G, Chytrą Merry i wszystkich raczących dopisać komentarz do mojego posta. Borom Cześć!!
szerzej:
Dziś rano po kursie przymusowym do szkoły przemyślałem sprawę.... Ponieważ w piątek cały rewir przeleciałem z niezłym skutkiem, to juz wiedziałem co "w trawie piszczy". Dziś poniedziałek, po dwóch dniach weekendu, las został na bank zadeptany przez "niedzielnych grzybiarzy", a taki stary "kwas" jak ja potrafi to wykorzystać. Po tylu latach patrolowania lasu, po takich "grzybowych studiach" wiem dobrze czym różni się zbieranie w czasie wysypu a w czasie bez wysypu. To nie to samo, zwłaszcza w górach.
Zwyczajny "grzybiarz" od razu powie "kto normalny idzie na grzyby w poniedziałek rano na mocno uczęszczany las", a ja mu odpowiem "normalny nikt ale Czarny Orzeł z Karpat tak"... Hehehe. Bo widzicie tu trzeba mieć nosa i myśleć logicznie. Ludziom się wydaje, że grzyby rosną a Oni je zbierają raz na dobę. Jak wyzbierają to koniec! A to NIE JEST TAK. Grzyby rosną CAŁY CZAS!!!
Wy je zbierać a one non stop rosną, obok Was, przed Wami pod Wami... To jest nieustanny proces podczas wysypu. I tu liczy się też prędkość danego gatunku grzyba. Prawdziwek potrafi za 3 godziny wyrosnąć od zera. Kozak tak samo. Kania rośnie wolniej...
Możecie mi wierzyć, albo nie, ale dziś dwa raz zbierałem w tych samych miejscach grzyby. Pozbierałem prawuski poszedłem dalej, po 2 godzinach wracałem i były następne w TYCH SAMYCH MIEJSCACH ale nowe grzyby, wręcz wypychały podłoże. I nie jest to pierwszy mój taki raz. Rok temu gdy w pracy trafiłem na wysyp kozaka pod brzozami (6 dużych brzóz i trawa na 3 cm pod nimi) to 3 razy podczas dnia zbierałem grzyby i one ciągle rosły, wręcz nie dawały mi odejść. Co się odwróciłem to za plecami mi nowe rosły, takie malutkie na 3-4 cm ale grube. Dlatego wiem już o co tutaj chodzi.
Tym razem pozwoliłem w weekend innym wyzbierać wszystko aby mieć samego świeżego grzyba. Od niedzieli wieczorem do poniedziałku rano jest wiele godzin, przez ten czas grzybów urosło mnóstwo na moim rewirze. Tylko szedłem i zbierałem, coś wspaniałego. To samo z ceglasiami. Same piękne bombki. Ani jednego starego grzyba. Jedyne co mnie wyprzedzało to ślimaki bo czasem zjadły trochę trzonu. Ale i tak kapelusze są najważniejsze. Wiedziałem też gdzie grzybnia ruszyła po piątkowym patrolu.
Nie znalazłem ani jednego sosnowego borowika, niestety nie ma wysypu już. Na razie jest wysyp prawdziwka i ceglasia plus kozaki, naprawdę jest nieźle, pamiętajcie GRZYBY ROSNĄ CAŁY CZAS NIEUSTANNIE, głowę daję, że gdybym pojechał jeszcze dziś wieczorem na te same miejsca co byłem rano, to bym nazbierał kolejne grzyby. Całe życie tak robiłem, że chodziłem na grzyby na ten rewir po południu, po 13-tej a wracałem czasem po ciemku i miałem zawsze spory łup. Zawsze ze mnie się śmiali inni że na grzyby sie chodzi rano a ja się w duchu z nich śmiałem, bo moje zapasy grzybowe na zimę rosły jak szalone. i co szli rano to im to do głowy nie przyszło że ja po południu nakoszę tyle i to lepiej wtedy widzę, bo nie jestem zaspany. Poza tym oni rano wydarli wszystko a ja po kilku godzinach miałem świeżutkie i nierobaczywe grzybki. Taki jestem "cwaniaczek grzybowy". Nie wiem kiedy znowu mnie najdzie na patrol bo nikt nie chce w domu grzybów widzieć, dałbym komuś ale nie dam takiemu co sam może sobie nazbierać. No zwyczajnie nie mam potem co zrobić z "urobkiem". A tak lubię zbierać te piękne plony leśne, choć ostatno jest coraz bardziej niebezpiecznie bo niedźwiedzie łażą coraz bliżej nas, ostatnio jakieś 300 m od mojego domu wlazł pod jabłonkę gościowi w nocy taki "śmierdziuch", wcześnie rozwalił ogrodzenie, nawet słupki betonowe go nie zatrzymały. Nie wiem jak to dalej będzie bo wilki to już ganiają wokół nas prawie. Rząd ma to w du... e i zamiast zdjąć ochronę i odstrzelić z połowę tego syfu to nic nie robi. Wszystkie kraje wokół jak Słowacja czy Ukraina to tłucze te drapieżniki a u Nas się je hołubi i pozwala populacji się rozrastać. Mam nadzieję że pierwszy człowiek jakiego zabije niedźwiedź w Bieszczadach to będzie jakiś synalek ministra, albo innego ważniaka z Warszawy. No nic, pozdrawiam, w szczególności tazoka, Gucia, Wit-a, PUCKA i wszystkich komentujących moje marne wpisy.