szerzej:
zdrowotność bardzo dobra, mają wygryzienia od ślimaków i żuczków, ale bez żadnego życia wewnętrznego, wszystkie dziś znalezione grzyby droga, pobocze i max 1,5 metra od drogi. Mimo to widać, że grzyby są w odwrocie. Spotkałem 2 tubylców którzy przez 3 dni buszowali w brzezinach i krzaczorach i mieli fajne zbiory, a w dniu dzisiejszym prawie wszystkie grzyby które wcześniej opuścili dość duże, ale tylko do suszenia i tylko kilka młodych i całkowity brak kozaków czerwonych i pomarańczowych. Wrócił też kolega z wypadu po chłopskich lasach, był też na miejscówce na której ostatnio ja pięknie nazbierałem i zmieniając laski przez 4 godziny zebrał 3 babki pomimo tego, że jak mówił lasy po ostatnim deszczu wilgoć mają o. k. Tak, że pewnie szykuje się przerwa na odpoczynek lasów, Jeszcze pewnie jutro wpadnę na godzinny spacer z pieskiem i zobaczę co się dzieje
szerzej:
babki nie zabierałem z lasu, grabowych też było więcej ale średnie i duże, a ja biorę tylko małe, maślak pstry był w potężnej ilości, a zabrałem tylko troszkę jako dodatek do sosów i tak wykorzystałem tylko 1/3. Na zdjęciu głównym brakuje 4 - rech największych borowików, które bardzo szybko oczyściłem i do suszarki - zajęły 1 pełną i 3 sita w drugiej. Z planowaniem ostatnio coś i mnie nie najlepiej pomimo tego, że w lesie stały już 2 samochody, a przy dróżce i we wrzosach już zdążyli wszystko wyczyścić to zbiór uważam, że wyszedł super, a grzyby w dalszym ciągu 99% zdrowe a w lesie zostały tylko 3 przerośnięte borowiki do których się nie dotykałem i 1 którego wyjąłem z podłoża i zostawiłem bo był robaczywy. Cel główny niezrealizowany - kijka chwilowo nie odnalazłem, a miejscówka za dołkami oczyszczona dokładnie do 0 - na dobry humor ktoś mi zostawił 11 obciętych korzeni borowików. W lesie pięknie, powietrze czyściutkie, czuć wilgoć, na drodze duże kałuże, w powietrzu nic nie lata, a grzyby pojawiają się już na większej ilości miejsc typowych dla wysypów jesiennych. Lepsza sytuacja w młodnikach i młodych lasach sosnowych, a i w ciut starszych zaczynają pojawiać się na swoich miejscach. Miejscówki na których zbierałem młode na wyschniętym piachu dziś wyglądały dużo lepiej i też tam dozbierałem parę młodych sosnowych, które zresztą były większością w moim dzisiejszym zbiorze. Moja miejscówka w lesie brzozowym też była trochę przetrzebiona, ale 2 miejsca dały mi trochę pomarańczowych i kilka borowików. Natomiast jestem bardzo zadowolony bo mój kochany przyjaciel, który nie lubi wąchać grzybów i szukać ich po lesie w dniu dzisiejszym naprowadził mnie na kilkanaście miejcs w których występowały wykiwty na grzybniach - stał, wąchał i od nich nie odchodził - a ja tylko przenosiłem to do swojego RAMU, na którym się nigdy nie zawiodłem. Myślę, że robi się coraz lepiej i niedługo trzeba wybierać się w lasy sosnowickie na moje ulubione miejsca, ale już bez przyjaciela bo całego dnia ze mną nie wytrzyma /a ja też chyba z nim nie dałbym rady.
szerzej:
krzaczory, mchy, wrzosy wpadło z 8 borowików, 12 podgrzybków, 6 grabowych i około 20 pomarańczowych, pomaszerowałem w brzozy, ale wczorajsze słońce jeszcze bardziej wysmażyło lasek, mimo to 3 pomarańczowe i 1 borowik, na miejscówce na której stwierdziłem, że w suchym piachu zaczęły się jesienne jeszcze 2 borowiki i zaczynało mi braknąć pomysłów i wtedy zadzwonił kolega, że zauważył mój samochód i gdzie tu się grzyby zbiera, kazałem mu iść drogą i obserwować brzeg lasu a ja będę za 15 min przy samochodzie. Kumpel znalazł 2 piękne sosnowe a ja mu podpowiedziałem, gdzie coś może rosnąć, nawet pokazałem w rogu lasku, że tu na ogół jest grzybek i o dziwo tam był, a koleś był tak nieuważny, że parkując potrącił borowika na poboczu - kapelusz odzyskany, a z korzenia miazga. Kumpel został a ja chciałem pojechać na dołki odzyskać swój kijaszek, który wczoraj tam zostawiłem, a tu nie można skręcić w lewo bo polewają jeszcze asfaltem warstwę końcową. Długim objazdem w prawo wracałem do chaty, ale, że nie było za bardzo z czym wracać podjechałem w chłopskie lasy. Na najlepszą jesienną miejscówkę na której często się zatrzymuję jadąc do chaty, albo z chaty do Lublina. Sosny rzadko nasadzone nigdy nie podcinane gałęzie, ale na ogół susza, ale jest jeden kawałek lekko obniżony i dobrze zacieniony i masakra 23 piękne borowiki w przeciągu 10 min na kawałku 8 x 6 metrów, a dwa oprócz tego już przeterminowane pozostały w lesie i jeszcze 20 minut sprawdzania czy coś nie zostawiłem, potem przejście na drugą stronę dróżki i jeszcze 8. Przejazd samochodem pod następny lasek i reszsta ponad 10 prawych 2 kanie i jeden pomarańczowy - wracam do samochodu, a tu nie mam kluczyków a samochód zamknięty. Piesiowi nie chce się już spacerować. Bardzo dobrze wiem, jak się w tym lesie poruszać - wiem, że znajdę tylko od której strony zacząć i szczęście mi dopisało po 10 minutach są i powrót do chaty, a tam sprawdziłem w ogrodniczkach na naszywanej kieszeni poszedł szew i klucze się wyślizgnęły. Po przyjeżdzie szybko grzyby największe na 2 suszarki, a reszta do mrożenia, na sosy do słoików i troszkę do marynaty. A w trakcie obróbki grzybków zaczęło coś nieśmiało kapać z nieba - fakt, że miało to być około 9 mm, ale jak spadło połowa tego to wszystko, ale coś tam gdzie zaczęły rosnąc to i to pomoże
szerzej:
liczony jak kurka - bo był malutki. w drugim lesie we wrzosach mnóstwo maślaczków - można było naciąć i wiadro, ale nie miałem pomysłu jak tyle zagospodarować, a poza tym zajmowało to wiele czasu, tam też we wrzosach i przy wrzosach większość pomarańczowego i grabowego, oraz co ciekawe pojawiły się fajne borowiki, potem przejście na typowo jesienną miejscówkę, która jest mocno wyschnięta - o dziwo w suchutkim piachu powyrastały piękne borowiki, a tam nikt nie chodzi bo do tej pory nie było po co, zachęcony tym nstępne miejsce też typowe na jesienne i też wysuszone a tam jeszcze jeden prawy na swoim miejscu i stary las jodłowy- w samym lesie niestety nic, ale w przyległym młodym lesie liściastym kolejne 7. Przebuszowaliśmy młodniki brzozowe a tam bida kilka większych babek- nie brałem 1 piękny pomarańczowe, w starym wyschniętym lesie sosnowym jeszcze 3 prawuski i w liściastym bardzo ładny boczniak ostrygowaty. Zaczęło robić się jak dla mnie za ciepło - wracamy na kawkę i większe pojenie przyjaciela i jak zobaczyłem kolejne 2 auta stwierdziłem, że nie idę w inne swoje miejsca, bo nie lubię być obserwowany. Po cichutku opuściliśmy las i pojechałem na swoje ulubione dołki - zajechałem od tyłu, jest to miejszce które znam ja i kilku tubylców, a od piątku tam nie byłem, powolny spacer po krzaczorach i wpadło 5 dużych pięknych borowików i wtedy postanowiłem przejść po wszystkich dołach- i bingo pomimo suszy jeszcze 7 prawych i 4 po dgrzybki. Niestety znowu zostawiłem swój 35-letni szczęśliwy kijek / mam za mało rąk do trzymania koszyka, kijka i piesia na smyczy/ -myślę, że jutro go odnajdę bo bez niego to bida a nie grzybobranie. Razem przeszliśmy koło 10 km /ale przebieg powinien być mnożony przez 2 bo z 38-mio kilogramowym pieskiem chodzenie po krzaczorach, gęstych lasach jest na prawdę wyczerpujące