szerzej:
Pozdrowienia dla ekipy buszującej w Bliżynie :) może w przyszłym roku odwiedzicie starachowickie lasy? Też jest się gdzie rozpędzić, też można znaleźć wyrzynające się z ziemi skały, przypominające o tym, że jesteśmy w górach... a grzyby gdy są, to są wszędzie :)
szerzej:
Najpierw potężny buszing po okolicznych lasach (20 km w nogach 🚶♀️🚶♂️), a potem fajne spotkanko całej ekipy na parkingu przy dobrym jedzonku i rozgrzewających "napojach" 🤩
Nie będę się dzisiaj rozpisywała, bo po tym lekkim spacerku i dzisiejszym dyżurze do 22.00... jestem po prostu NIEŻYWA!!! 🤣🤣🤣
Zbiory cudne i było meeega Was wszystkich zobaczyć w komplecie 😘 Mam nadzieję, że równie licznie spotkamy się na zakończeniu sezonu w listopadzie 😁
Niechaj grzyb będzie z Wami 😇😍🤪
Pozdro pięć 🖐️
Tuśka 🍄🍄🍄 PS. Zorro, Serec... szkoda, że nie dotarliście. Któryś z Was chyba do mnie dzwonił, ale brak zasięgu na tym odludziu skutecznie uniemożliwiał jakikolwiek kontakt 😏
szerzej:
Koźlarze, nie do końca wiem jakie, w sosnach, ( o pomarańczowych kapeluszach- bez falbanek 🤔) wystepują nielicznie, sporo jest natomiast różnych udawaczy podgrzybków, gołąbków i muchomorów czerwonych, o wyblakłych już kolorach... Grzyby właściwie bez robaków, za to ślimaki przypuściły atak, chcąc nabrać sił na zimę ( zimują, czy jednoroczne?)...... Pora wyjąć miotłę w kącie ukrytą - pomyślała czarownica... Dawno nie latała, bo czasy teraz takie, że nikt nie wierzy w czarownice, rusałki i leśny lud, który choć niewidoczny, istnieje...
Księżyc na diecie, wylegując się w pierzastych chmurach, ani myślał ustępować swemu bratu, słońcu... Czarownica, podziwiając gwiazdy, tak słabo widoczne w wielkim mieście, liczyła na spotkanie z Leszym i Dobrochoczym, którzy strażnikami lasu się zowią. Dochodziły ją słuchy, że leśne istoty miały ciężki żywot ostatnio... Pojawienie się wielkiej ilości grzybów, sprowadziło do lasów ludzi, którzy jak w amoku, krążyli wśród drzew... Lud leśny musiał w najgłębsze zakamarki borów i uroczyska się chować... Rusałki i nimfy, istoty niby złośliwe, ale tak naprawdę bardzo płochliwe, szaty Matki Natury wdziewaly, by jak najbardziej wtopić się w otoczenie. Zwierzęta wystraszone, grzyby skopane a w lasach zrobiło się głośno... Czarownica cieszyła się jednak, że może swobodnie, bez ograniczeń latać, bez ukrywania... Tak się zachłysnęła wolnością, że w znanym jej przecież lesie, zagubila się, w lekką panikę wpadając 😅... Bo i las zmienił się znacznie, tracąc drzewa wysokie, zastąpione mlodnikem... Tak, zmiany zachodzą, świat jaki znała, ukryty w wyobraźni, czeka aż dorośli znów odkryją w sobie dziecko i przypomną sobie bajania pokoleń... Jedyne, co się nie zmieniło, to licho, które, nic sobie nie robi z nowoczesności i kusi jak zawsze... A to prawdziwka w muchomora zamieni, a to ścieżki poplącze, a to koszyk gdzieś zawieruszy w lesie... Ale widziała też wirujące wiatrem liście, które, jak płatki złota, leniwie opadaly na ziemię... I jastrzębia, który kołując, pożywienia szukal... W sumie to zadowolona była, bo z leśnym ludem porozmawiała, jesień w nieograniczonej przestrzeni widziała, a przy tym i ona skarbów leśnych zaczerpnęła... I nożyk zgubiła, ale znalazła, ostatni przystanek pod dębem o liściach w kolorze burgunda, pamiętając ( uff, to ulubiony, podpisany nożyk jest)....
I ja tam byłam, miód i wino piłam 😉, do domu wróciłam, grzyby obrobilam 😅🥴. Miłej niedzieli i całego tygodnia... Niech się jeszcze dzieje 😊
szerzej:
… kurki i rydze (pojedynczo). W lesie już bardzo sucho, grzybki w większości lekkie jak styropian, choć jeszcze nie popękane. Cały „ubity” kosz (głównie kapelutki) ważył zaledwie 5 kg. 95% zdrowe.
🍂🍁🤎 „ Niech mówią, że to nie jest miłość. Że tak się tylko zdaje nam …” Od niebladego świtu (bo jak można nazwać coś bladym jeśli kipi od barw pastelowych jak łakomy sen dziecka, które widzi przed sobą słoje szczęścia pełne pudrowych cukierków i landryn) aż po ociekające słońcem południe, z lasem ozłoconym niczym pełna przepychu bizantyjska świątynia … wędrowaliśmy sobie jak lekko śnięta trójca, tym magicznym borem, często a nisko się kłaniając jakby w podzięce za wszystkie te małe szczęścia które szczodra natura rozrzuciła obficie i hojną ręką wokół nas … 🤎🍁🍂
Radość wielka u mnie (muszę sobie tylko zapałek dokupić 😉) już od 2.00 była 🥴 kiedy to budzik oznajmił równie radośnie co i głośno że czas najwyższy na pyszną poranną?!? kawę 🤔🤪🤣. I równie radośnie przed 4.00 powitał mnie mój pełgocik, szczęśliwy że niebawem spotka swojego większego kumpla, który szczęśliwie powiezie swoją rodzinkę i mnie na dokładkę hen daleko, w las cudny. I cały człowiek zrobił się wdzięcznie szczęśliwy 🥰😇🥰 Bo tak, tak 😆 nie dość że mnie na wyprawę cudną zabrali (a potem nie zostawili w bagażniku dla towarzystwa okratkowemu) to jeszcze nakarmili pysznie i napoili, i jeszcze się prawymi podzielili (🥰😘💕💝), a nade wszystko swoją zacną kompaniją 🤗. A i miksturami tajemnymi oprysk zrobili żeby te strzyżackie france nie zeżarły mnie doszczętnie. Ponieważ wynalazek w postaci moskitiery równie przydatny jak i uciążliwy się okazał, bo jednak i gorąco gdy jest tak upalny dzień (choć niby przewiew jest) i jednak drobiazg pod postacią brunatnych słoiczkowych mniej jakoś widoczny … zwłaszcza że brązowych innych udawaczy było wszędzie pełno. Więc po jakiejś pół godzinie, urocza woalka została „przerobiona” na coś w rodzaju szlafmycy (osłaniając czoło, włosy i kark) a na twarz spadła szałwiowa mgiełka, szczodrze i od serca pryśnięta ręką Nikuni 💕 Reasumując, szczęśliwie tylko jedno choć podwójne użarcie, które zostało potraktowane maścią przepisaną przez dermatologa, kiedy zobaczył jak wyglądają moje poprzednie ugryzienia, czyli strupy (te starsze) i sączące się bąble (te świeższe). Maść na ugryzienia, na receptę „Belogent”, wczoraj została przetestowana i pomaga! 😵💫👍 Komarów szczęśliwie było brak, a dodatkową radość sprawiły migające w oddali białe „kupry” saren i tłuściutki szarak, który chyba zbyt niefrasobliwie przysnął w kępie wysokich traw, zapewnie zwyczajnie strudzony tym nietypowym jesiennym upałem, a biedaczyna najwyraźniej pospieszył się z ubraniem zimowego futerka, więc wyprysnął nagle spod nóg i w ostatniej chwili z prędkością światła… To był cudownie piękny dzień 🥰 Dziękuję, dziękuję, dziękuję …. 🤎🍁🍂
szerzej:
porosty się nadal srebrzą, lecz trzask gałązek słychać i brak zapachu żywicy, po deszczu odczuwalnego... Grzyby rosną znów jak chcą i gdzie chcą... Czasem po kilka, czasem pojedyńczo... Ale kto szuka, ten znajdzie, bez większego wysiłku. Większość średniaków, trochę maluchów zamszowych, takich, co to wiecie, od razu głaskać się chce 😁. Prawdziwki pół na pół - trochę większych i trochę młodzieży. Maślaki pstre w gromadach, niektóre przerośnięte. Słońce, grzyby, strzyzaki i my... Dziś wypróbowywana mieszanka piorunująca - płyn odstraszjacy strzyzaki, szałwia, a dodatkowo Iwonka siatkę ochronną na głowę miała. Dość przyzwoicie to wszystko podziałało, nie wiem, czy z racji małej ilości tych drani, czy na skutek zabezpieczeń ochronnych 🤣😆. Wypad udany ( Iwonka 😘) grzyby nazbierane, kolory i widoki oszlamiajace... Szkoda, że jutro do pracy 😭, no i ta maruda Okratek jęczy:
Od wczoraj wiedzialem, że coś się święci, latała, mruczała pod nosem, że jej kwiatki jej nie lubią, kot wiecznego focha ma, a ją ciągle coś do lasu, niby wicher, ciągle gna... Wzięła mnie i owszem, do bagażnika wsadziła. Ja się pytam, czy ciągle będę tam siedział? Nic nie widać, ale słychać za to wszystko dobrze... Wczoraj mi powiedziała, że sukienkę mi kupi 😱, czaicie system? Sukienkę!!! Bo niby farbuję jej grzyby 😁... Czerwona w białe kropki miała być!!! Gdzie tu styl i dobry smak 😝. Coś jej jednak, wiedźmie jednej nie pasowało i o kwiatach zaczęła mówić, że najpiękniejszy wzór dla mnie wybierze 😱. Aż się boję... Internet jej trza odciąć, bo głupoty jakieś wyszukuje... A, i do miotły coś gadala, że następnym razem to obie polecą... A niech lecą, nawet na Łysą Górę, tam ich miejsce 😡. I wiecie co? Ja w tym bagażniku cały czas byłem!!! A po lesie z jakimś zwykłym wikilnowym ganiała... Do mnie tylko grzyby przekładała... Ale może to i dobrze, bo nie musiałem jej śpiewu słuchać. Nie dość, że do opery to się ona nie nadaje, to jeszcze repertuar smętny wybiera 😆. Dobrze, że choć do zdjęć rodzinnych ( ale co to za rodzina... bure takie, bez koloru 😆) wyjmowala. Trochę się w słońcu wygrzałem 🌞, na świat popatrzyłem... Ale i tak fajnie było, może mnie jeszcze weźmie ze sobą ( byle by nie w sukience 😁😝). No, musiałem się trochę wyżalić, bo kto mnie zrozumie, jeśli nie Wy 😉?. Życzę Wam ( i sobie), żeby sezon jeszcze trwał, bo na kołku żaden koszyk nie lubi wisieć, nawet ten najzwyklejszy, bo kazdy z nas lubi las 😊. I takim oto marzeniem kończę... Do zobaczyska na leśnych ścieżkach 😄
Koszyk zwany Okratkowym 😘