szerzej:
Darz Grzyb! Sobota, 21 sierpnia 2021 roku. Wydaje się, że leniwie płynie letni czas w Bukowinie. Jeszcze dni długie, przyroda w zieleni tonie, Słońce grzeje, przyjemnie ciepły wiatr wieje. Jakże cudowne są te chwile, kiedy mogę przez cały dzień być w Bukowinie. Tak jak przed laty, szybkim krokiem ku leśnym bramom idę. Lato wciąż mości bory i gości się w leśnej świątyni. Przyszło w czerwcu i zapomniało trochę, że jesień – najpierw pozorna i delikatna, a za kilka tygodni złota, będzie je pomału wypraszać z leśnego gaju, zarówno w środku jak i na jego skraju. Pierwsze swe oznaki mocno akcentuje, we wrzosowym morzu fioletowe fale ukazuje. Jakie piękne te fale! Delikatne, poruszane wiatrem. Pszczoły, trzmiele i inne żyjątka często je odwiedzają, zapylają i śpieszą się by na czas wypełnić powierzone im przez mądrość przyrody zadanie. To te pierwsze, wysublimowane, piękne i doniosłe oznaki nadchodzącej jesieni. Delikatne jak poranna rosa, pełne finezji i ekspresji, które biją z tych drobnych przecież krzewinek. Jakże wspaniale przywitała mnie Bukowina! Mocą letniego czaru, który pomału gaśnie w morzu fioletowych barw wrzosu! Tak, jak od wieków, tak i teraz coś się kończy i coś się zaczyna. Dopiero co czerwcowe promienie najjaśniejszej gwiazdy ogrzewały jagody, aby te mogły dojrzeć, a tu sierpniowy wrzos zwiastuje i ogłasza ważne zmiany w leśnym świecie, że wkrótce już po lecie. Na polach sianokosy, w lesie kwitną wrzosy. Już prawie nie słychać radosnego śpiewu ptaków, nawet kosy nie świergolą w niebogłosy. Wilgi ucichły, bociany sejmikują, do dalekiej podróży się szykują. Czasami tylko dzięcioły w drzewa zastukają lub kruki – wyjątkowo specyficznie zaśpiewają. Kto przegapił lipcowego dobrodziejstwa borówki czarnej szczyt, może jeszcze nazbierać cennych owoców, ale już raczej nie w mig. Trzeba poszperać, poszukać i odnaleźć lepsze stanowiska, gdzie rosną w miarę obficie dorodne jagodziska. Żółtymi barwami oblały się nawłocie. Tak, jakby chciały odsunąć myśli o nadchodzącym, jesiennym błocie i słocie. Mądrość tradycji mówi o żółtym kolorze jako szczęśliwym, radosnym i beztroskim. Jednak żółte kwitnące nawłocie tak naprawdę ostrzegają, że letnie czasy rychło zamierają. Nie ma co płakać nad nieuchronnością letniego losu. Za 9 miesięcy przyjdzie ponownie z wielką mocą i doda lasom zielonego patosu. Czas pomyśleć o jesieni, podczas której ściółka nabrzmiewa, pęka, trzeszczy i wybrzusza, jakby Ziemia miała urodzić gigantycznego ducha. To nie duch ani duszek ani zjawa. To czas królestwa grzybów, czyli bardzo ważna dla grzybiarzy sprawa. Czas pomyśleć o tym królestwie, w którym tańczą kanie, pasą się prawdziwki, panoszą podgrzybki, zbierają we wspólnoty opieńki, zakopują w piachu zielonki, lśnią maślaki, czerwienią koźlarze, gnieżdżą siedzunie, zagrzebują się kurki i wystają rydze. Sobotnia wycieczka do lasów Bukowiny Sycowskiej, Goli Wielkiej i Drołtowic stanowiła dla mnie ważny punkt pod kątem oględzin terenów przed zbliżającym się jesiennym sezonem grzybobrań. Sierpień poczęstował nas ciepłą i w większości suchą aurą na Dolnym Śląsku, ale nie na tyle suchą, żeby grzybowe życie nie chciało zaakcentować swojej obecności. Dzień przed moją wycieczką przeszła nad lasami solidna ulewa, ale z moich oględzin wnioskuję, że padało z różną intensywnością w zależności od przemieszczania się rdzenia opadów. I tak można wyróżnić miejsca, gdzie wyraźnie widać, że polało całkiem solidnie, jak i takie, w których popadało mniej. Z królestwa grzybów prym wiodą różnokolorowe gołąbki, niektóre gatunki muchomorów (np. czerwieniejących, rdzawobrązowych), goryczaki żółciowe, czernidłaki pospolite, sporadycznie żółciaki siarkowe, ponurniki aksamitne, pieczarki, niektóre gatunki z rodziny ‘Ramaria’ i kilkanaście innych gatunków kapeluszników. Zapomniałbym – oczywiście są też “fałszywe trufle” lub – jak kto woli – “leśne niejadalne kartofle” czyli tęgoskóry cytrynowe, które miejscami mają wysyp. Będą się teraz “tarzać” w ściółce przez wiele tygodni, bo warunki mają coraz korzystniejsze. Znalazłem również pierwsze olszówki, czyli krowiaki podwinięte. Z gatunków najbardziej istotnych dla grzybiarzy było mizernie. Wprawdzie wyszukałem ponad 30 krasnoborowików ceglastoporych, ale dosłownie tylko jeden młody owocnik był zdrowy. Resztę opanowały robaki lub żuki, a część ceglasi było zbyt starych i skapcaniałych. Ceglasie pozostały jedynie na fotografiach, generalnie zauważyłem, że jakby częściej pojawiały się w ostatnich latach. Odkryłem kilka nowych stanowisk “poćcowych”, w których wcześniej ich nie znajdowałem. To dobra wiadomość, ponieważ gatunek ten często lubi wykluwać owocniki już w maju, kiedy inne rurkowce jeszcze “śpią”. Miałem wrażenie, że większość z tych ceglasi okupowała ściółkę już od 2 tygodni i stąd grzyby zestarzały się, a przy wysokich temperaturach, robaki szybko postanowiły się z nimi rozprawić. Trafił się też jedyny prawdziwek – ledwie trzymający się na trzonie. Rósł przy drodze, nawet go nie tknąłem, ponieważ jego podziurawiony kapelusz zdradzał obecność wyjątkowo tłustego towarzystwa w środku. Gdybym go wziął, mógłbym szybko palcem pojechać po “dyskotece”.;)) Postanowiłem nie przerywać imprezy. Widać, że w niektórych miejscach wychodzą młode grzyby. Oczywiście nie można jeszcze mówić o nadchodzącym wysypie, ale w ściółce wyraźnie da się wyczuć pewne ruchy i – na razie niewielkie – ale regularne wstrząsy grzybotwórcze. Kiedy piszę te słowa to dolnośląskie lasy są już po dość obfitych, ciągłych opadach deszczu, temperatury poszybowały w dół, a kolejne prognozy pogody na najbliższe półtora tygodnia przewidują kontynuację chłodnej i wilgotnej aury. Czym to się zakończy? Można się tylko domyślać. Jeśli lasy zostaną ponownie podlane, a temperatury nie wrócą do wysokich wartości to coś grzybowego musi się wydarzyć, nie ma takiej siły, która to powstrzyma. Jednak wolę spokojnie czekać i nie zapeszać, aby “dobrze nie żarło i nagle nie zdechło”. Szybko płynęły kolejne minuty wyprawy, z każdą sekundą byłem coraz bliżej bukowińskich borów i zagajników. Na Drołtowicach udało mi się odwiedzić kilka drzew, które wkrótce będę prezentować w cyklu pereł dendroflory. Z dendrologicznego punktu widzenia, nie do końca doceniałem drołtowickie lasy. Po niecałych 2 godzinach deptałem najbardziej urokliwe miejsca w Bukowinie. Było letnie, ciepłe popołudnie. Postanowiłem odwiedzić jeszcze bukowiński “trias”, bo tak określam niewielkie królestwo paproci pomieszane z młodymi bukami i jagodnikami. “Trias” rośnie w bardzo specyficznym miejscu, gdzie praktycznie przez cały dzień wszystko jest w nim podświetlone przez Słońce. Obecnie, w dojrzałej fazie lata wygląda niezwykle, stanowi miniaturkę ery mezozoicznej, w której paprocie, skrzypy i widłaki porastały bujnie pierwotne lasy. Nie wiem, skąd u mnie aż tak nieprawdopodobne porównanie do tego, co miało miejsce wiele milionów lat temu? “Odleciałem” chyba w tym wszystkim, ale w Bukowinie tak jest, że często “odlatuje” się ku myślom, marzeniom odległym i głębokim, gdzie czas lasem płynie ponad świadomością zwykłej teraźniejszości.;)) Po wielogodzinnym zalesieniu, jednak wciąż w stanie niedolesienia wyszedłem na skraje lasów. Bukowińskie sierpniowe klimaty perfekcyjne jak zawsze! Tradycyjnie żal wracać! Pomimo, że w koszyku pusto, w aparacie mnóstwo fotek, a w głowie tysiące kilogramów leśnych wrażeń. Cała relacja pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/zakwitly-wrzosy-w-bukowinskiej-krainie-wkrotce-lato-minie-nadchodzi-jesien-a-wiec-grzybowe-czasy. html