szerzej:
Ranek jak na cudną jesień przystało- mokrusieńki, w rosie skąpane wszystko dookoła. Temperatura wysoka, aż + 13 st. Wiatr zapomniał o moich nizinach i dzięki mu za to, bo tam gdzie grasowałam, gdyby sobie troszkę powiał, to jak zmokła kura bym całkiem wróciła. Plan był prosty jak drut. Są maślaki na bank, a więc na maślaki. W spokoju, bez konkurencji, bez dodatkowego tankowania i nadrabiania kilometrów. Na pierwszy ogień poszła sobie taka moja maleńka miejscówka. Zaglądam tam, bo borowiki jak są, to czasami je tam zbieram. Dzisiaj, jak pokonałam pierwsze krzaczaste przeszkody, jak w bajce, ukazał mi się pierwszy, dostojny, wyrośnięty, z wybarwioną pięknie główką- BOROWIK. Jak go zobaczyłam, tak się ucieszyłam, że nie mogłam fotki zrobić. Ręce z zachwytu i wrażenia drgawek jakiś dostały. Chwila minęła, a obok następny i następny. Rosły sobie prawie, że w szeregu. Tak wyzbierałam pierwszą dziesiątkę. Następne miejsca kozakowe zahaczyłam- a wszystko po drodze na maślaki. A tam moje ukochane w wielkiej obfitości. Nie powiem, że zbiory do najłatwiejszych należały. I po kolanach musiałam je wyłuskiwać, i wyszarpywać z objęć młodych sosen. Prawie kaptur od kurtki bym straciła. Oczywiście i bez wiatru po slalomie wśród tego drzewostanu calusieńka byłam mokra. Ostatnio do wilgotności odzienia w lesie zdążyłam się przyzwyczaić. W kozakowych miejscówkach to i kozaki w przeogromnej ilości maślaki. Od maleńkich mikrusów do wielkich patelni. Ponieważ obłowiona byłam w borowiki i kozaki- z żalem- ale maślaki szerokim łukiem omijałam. Mam rozum. Pozbierać to jedno, przywieźć, to drugie, ale oczyścić i przetworzyć toż to zupełnie jest inna bajka. Gdybym je zbierała, to w pół godzinki dwa czubate kosze. Ja natomiast z lasów przetaszczyłam ok 4 kg, i na to się składa 29 borowików, 39 koźlarzy, oraz ok 60 podgrzybków. Radocha na całego. W tym sezonie jeszcze tylu borowików zebrać mi się nie udało. To był ten cudowny pierwszy raz...………. Oby nie ostatni. Serdecznie Was wszystkich z grzybnych nizin pozdrawiam :)
szerzej:
Witam wszystkich pozytywnie grzyboświrniętych... 😀
To mój pierwszy wypad do lasu po zmianie województwa... Raczej forma rekonesansu...
Najgorętsze pozdrowienia dla całej braci grzyboświrków... Jeszcze się odezwę 😉
szerzej:
Trzeba się naszukać, bo najazd tłumów spowodował, że grzybki występują tu pojedyńczo, w większej ilości pochowane tam, gdzie niedzielnym grzybiarzom nie chce się zaglądać Czarne łebki bardzo jędrne i znów siedzuń, ładny, młody
szerzej:
Bardziej spacer ze schylaniem się co jakiś czas, niż wielkie grzybobranie, ale mijając olbrzymie ilości aut po drodze stwierdziliśmy, że nie będziemy pchać się w tłum.
Nie znam w pobliżu Poznania żadnych miejscówek na prawdziwki czy kozaki, a po dłuższym wyszukiwaniu w google udało mi się namierzyć las w Mosinie jako miejsce gdzie "coś" powinniśmy znaleźć. Moja dziewczyna uwielbia grzyby (nie wiem czy bardziej jeść, czy zbierać), a że oboje pracujemy, to w tygodniu raczej ciężko się wybrać na dłużej niż 1-1,5 godziny. Następnym razem spróbujemy szczęścia w okolicach Szamotuł i zapolujemy na prawdziwki!
szerzej:
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie ma grzybów szlachetniejszych, to maślaki kocham ja :)
szerzej:
Wczoraj tam, a dzisiaj tu. Wczoraj zaraz po deszczyku, a dzisiaj w rannej rosie, mgle, przy całkiem cieplutkiej aurze, bo 11 raniutko na plusie. Taka jedynie mała różnica nastała, że grzybiara już nie w adidaskach do lasu poleciała, a w kaloszkach, jak na aurę i okoliczności przystało. Tak, że po dwóch wypadach z wodą w butach, dzisiaj suchą nóżką do domciu wróciłam. Na zbiory- bo już na pewniaka wiedziałam, że będą wybrałam się do poznańskich bliskich lasów. A tu niespodzianka. Kto w granicach Poznania grzyby zbiera? Nikt, no prawie. Tak, że sama po terenach łowieckich z dobrym skutkiem buszowałam. Cel- kozaki- prze zemnie utęsknione, oraz może przy okazji maślaczki się na wynos z lasu załapią. Sama byłam ciekawa, jak tam kozakom się wiedzie. Są czy też może ich nie ma. A tu las mnie mnile zaskoczył. Wokół jednego drzewa - najpierw dojrzany jeden, a za chwilę- uwaga, jak się stopy stawia- rosły na okrągło- 7 szt. zdrowych i dorodnych. Obskoczyłam miejsc jeszcze kilka i zrobiło się w koszu tłoczno- całych 38 szt. Pomykając między sosnami znalazłam jeszcze 4 Borowiczki, takie co to dopiero swój brązowy łebek ze ściółki wystawiały. Zbiór ich długiego czasu mi nie zajął, bo uwinęłam się w ponad pół godzinki. Co tu robić dalej? Głupiutkie pytanie- ruszyłam przez miedzę na maślaki. Tych to dzisiaj nie był już wysyp, ale prawdziwe wysypisko. Dosłownie po pół godzinie miałam dość i zbierania, i ich namiętności w klejeniu się do osoby mojej, a właściwie do mych dłoni. Eko coraz cięższe, kozaki też o sobie znać dawały, myślę sobie basta. W tył zwrot i maślaki dla znajomej- więc nie załapały się na foto, a ja z kozaczkami do domciu. Uwielbiam je w lesie oglądać jak rosną, zbierać i przetwarzać, a najbardziej jak narkoman w domu nimi delektować. Aura dopisała, grzyby wymarzone również, adrenalina kipi, uśmiech z ust nie schodzi, kości bolą już po całości, ale co byłam w moim leśnym raj to moje. Serdecznie Was wszystkich z mych nizin pozdrawiam. Widzę z mapy, że wysyp idzie po mapy całości, a więc pełnych koszy moi mili, pełnych koszy!!!!!!!!!!!!
szerzej:
Było tego znacznie więcej, ale nie będę się wygłupiała i podawała 150 na h. Po godzinie zbierania, prawie pełen kosz, a że ciężkie były, bo świeżo deszczówką napojone, to decyzja- nawrotka do samochodu, i to bez rozglądania się na boki. Nie muszę na portalu dodawać, że pierwsze marsze w las najbardziej obfite w te maleństwa- i nie tylko- są. Następne nawrotki wymagają i więcej uwagi, lepiej wytrzeszczonych oczu i niestety mniej grzybne bywają. Dzisiaj tylko 2 wyjścia do lasu, bo stwierdziłam- tak na oko, że 6 kg to i tak wystarczy. To trzeba w domciu do serca przytulić i obrobić. Las- dzisiaj jak z tysiąca i jednej baśni. Świeżusieńko po deszczu, wszystko się w tym lesie mieni i błyszczy. Woda po pół godzinie chlupie przyjemnie w adidasach. Spodnie po kolana mokre. Kolana brudne jak nieboskie stworzenia- zbieram przyklękając. Jak wyjeżdżam z lasu wyglądam, jakbym była po pielgrzymce na kolanach. Dzisiaj kolejny dzień mojej najukochańszej jesieni. Uśmiech z ust nie schodził, a nos nie dawał rady z wciąganiem tego grzybnego, wilgotnego przesyconego lasem powietrza. A w tym wszystkim ONE= podgrzybKI- łebki wypucowane, błyszczące, po prostu zachwycające. Nic tylko do serducha przytulić. Miałam czas w lesie na wszystko. Wszystko widziałam i słyszałam, ale smartfon leżał sobie w plecaczku wygodnie na dowolnie wybranym boku i nawet ochoty nie miałam na jakąkolwiek cywilizację. Dzisiaj dzień spędzony w głuszy i to na zupełnie dziko. Nie muszę dodawać, że takich jak ja na pęczki dziś było, i całe dostępne miejsca parkingowe obkupione w bardzo zwartej zabudowie. Dlatego też do zbierania wpadły całkiem przypadkowe lasy. Tam, gdzie samochód zgodnie z przepisami mógł stanąć. Wrażenia nie z tej planety, jakieś wręcz kosmiczne. Są u nas grzyby i to nazbierać można ich do syta. Wszystkich portalowców, grzybiarzy, czytających, serdecznie pozdrawiam i życzę tak wspaniałych wrażeń i zbiorów jak moje :)
szerzej:
2 godziny dwa wiadra :)
szerzej:
Cudowna pora roku prze de mną- chłodne powietrze, rosa, mgły i nie zawsze świeci słoneczko. Wyżyłam się w tych młodych sosnach dzień po dniu. Jaki teraz zrobił się luksus w podpoznańskich lasach. Jadę nie tylko po grzyby, ale po gatunek na którym mi zależy. Jaki byłby to sezon, gdy ja zakończyłabym go bez tych klejąco oślizłych, ale za to jak smacznych grzybków? Wyjazd niedaleko w z góry sprawdzone maślakowe rewiry. Na miejscu wszystko ociekające rosą, do tego opadająca mgła- JESIEŃ- i to taka prawdziwa. Prawdziwa pogodowo i grzybowo. Cieszę się i na temperatury i na warunki leśne. ćo mnie troszkę martwi, to kolejki samochodów wszędzie, pod każdziutkim lase. Te dwa dni spędziłam solo. Nikt tam nie zagląda i to mnie cieszy. Grzybki rosły przepiękne, brązowe łebki na grubaśnych nogach całymi stadami. Obieranie w domu to też było wyzwanie, ale ja to po prostu uwielbiam. Obcowałam z nimi połowę dnia. Piękne są zebrane. jeszcze piękniejsze obrane, a rewelacyjne podsmażone bądź zamarynowane. Dodatkowo obłowiłam się w 6 młodziutkich kań i 6 koźlarzy i to sporych gabarytów. Wszystkie przytaszczone bractwo zdrowe, zdrowiusieńkie. Robale nie rozpoczęły jeszcze przy nich swojej obróbki. Chwile samotnie spędzone w tak cudnych warunkach - bezcenne. Adidasy do wykręcenia, spodnie mokre po kolana, a ja cała w skowronkach z ciężarem w dłoniach i uśmiechem na ustach. I u mnie są grzyby i to w wielu gatunkach. Serdecznie całe bractwo grzybowe z mych cudownych nizin pozdrawiam i pełniutkich koszy życzę tych o których zamarzycie :)
szerzej:
Dzisiejsza rozmowa z lasu. Widzę pana, mówię:
- Dzień dobry.
Cisza.
Zza zakrętu wyłania się jego połowica. Połowica do mnie:
- A grzyby to gdzie tu?
Stoimy w środku lasu. Śmiać mi się chce. Odpowiadam:
- Dzień dobry.
Cisza, więc już bez wstępów objaśniam, gdzie.
Poszli, po 15 minutach odjechali (kaszlącym motorem), a ja spokojnie i już po cichu nazbierałam koszyk i też pojechałam (rowerem).
Morał? Chocia, panie, natura, to przecia tysz kultura :)
szerzej:
Chodzę i chodz. W innych lasach grzyby są. A tu nie ma. Nawdycham się olejków eterycznych. Jest cudnie slonaczko świeci. Wracam do mojego 1 śladu. A tu co prawdziwek! I jaki duuużycia. I obok kilkoro rodzeństwa. Cudownie. Przechodzę do lasu obok a tu pod brzozkami siniaki. Razem 3 litry grzybów. Jak Niemcy mogą nie zbierać grzybów. I żadnego kleszcza nie mam.
szerzej:
Niestety sytuacja na forum trochę mnie irytuje i już nie będę podawała bliższych lokalizacji. Po pierwsze zauważyłam, że miejscówki mam zwykle obzbierane tuż po tym, jak zamieszczę zgłoszenie, co jest nie fair, gdy Ci zbierający informacje o własnych grzybobraniach zachowują dla siebie. Po drugie powtarzające się pytania: "a gdzie dokładnie zbierałaś/eś?" doprowadzają mnie do irytacji. Trzeba zaprzyjaźnić się ze swoim lasem, a wtedy on będzie do nas mówił. Ludzie pędzą po lesie, jak po supermarkecie (dzisiaj to obserwowałam w realu). No i tyle. A lasy u nas? Zaczyna się wysyp, grzyby młodziutkie. Rosa miejscami wystarcza, żeby rosły nowe. Jeśli popada, niektóre suchsze obecnie miejsca również obrodzą. Pozdrawiam ciepło tych, co chodzą pogadać z lasem, a zwłaszcza napotkanego dziś przemiłego pana z rowerem, który obzbierał moją miejscówkę przede mną, ale zrobił to tak skutecznie, jak tylko ja potrafię i mam dla niego wielki podziw :))))