(1/h) U mnie nie będzie podsumowania sezonu grzybowego, ale za to będą życzenia: Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia życzę wszystkim mniej lub bardziej „grzybniętym” magicznych Świąt Bożego Narodzenia, dużo zdrowia i dobrej kondycji w kolejnych wypadach do lasu, koszy pełnych grzybów nie tylko w lecie. ale również porą zimową i wszystkiego dobrego.
(0/h) Podsumowanie sezonu 2022. Moi drodzy! Przyszedł czas podsumowań, więc rozliczę się i ja🥰. To był dla mnie bardzo trudny i zupełnie nieprzewidywalny sezon🤔. Rozpoczęłam go bardzo późno, choć pierwsze podchody robiłam już od marca - niestety z marnym rezultatem😏. A miał to być przecież taki wspaniały rok! Końcem kwietnia rozstałam się z pracą i uzbrojona w niezbędnik grzybiarza ruszyłam na podbój lasów! Niestety, choć miałam mnóstwo czasu, grzybów w moich lasach nie było! Pierwsze grzybki - czernidłaki - znalazłam początkiem czerwca w Anglii, podczas spaceru z wnukami😊.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Po powrocie do domu od połowy czerwca odwiedzałam podkarpackie lasy, ale z marnym skutkiem. Rosły tylko nieliczne muchomory. Końcem czerwca znalazłam dwa małe prawdziwki, tydzień później wróciłam tylko z jednym🤭. Wielce rozczarowana w drugiej połowie lipca ruszyłam na podbój małopolskich lasów! Tam było o niebo lepiej! Pokazały się krasnoborowiki ceglastpopre, kanie, kozaki czerwone, borowiki i pojedyncze kurki. Po tygodniu wróciłam do domu, a tu dalej susza. Tymczasem przyjechała do mnie angielska wnuczka, wielka miłośniczka grzybobrań! Co było robić? Musiałam ją zabrać choć na chwilę do lasu! Na szczęście pokazały się pierwsze maślaki i podgrzybki🥰 - moja mała grzybiareczka była bardzo zadowolona😊. Po wyjeździe wnuków robiłam zwiady, z których wracałam z pojedyńczymi prawdziwkami, siedzeniami i kilkunastoma maślakami. Były też masłoborowiki żółtobrązowe, ceglasie, kanię, gołąbki. Ogólnie mizeria, więc kolejny wypad do Małopolski, a tam nieporównanie więcej grzybów☺. Oprócz borowików były ceglasie, czerwone kozaczki, siedzunie, podgrzybki. Następnie wyjazd w Bieszczady, tam susza ogromna, jezioro solińskie mocno okrojone, a w lasach nawet muchomorów nie było... Nieco zdesperowana podkarpacką suszą sierpień i wrzesień spędziłam kursując tam i z powrotem między Podkarpaciem a Małopolską. Śladowe ilości grzybów podczas penetracji podkarpackich lasów rekompensowane mi nowe, niecodzienne znaleziska. We wrześniu znalazłam stanowisko boczniaka białego, galaretka kolczastego, trzęsaka listkowatego, uszaka bzowego, rycerzyka czerwonozłotego, kępkowca ciemnoszarego, okratka austriackiego, czasznicy olbrzymiej, siatkolista maczugowatego i kilka innych, ciekawych grzybów, których rozpoznać jeszcze nie potrafię. Tymczasem bardzo tęskniłam za prawdziwkami, więc poszukiwałam miejsc, gdzie NA PEWNO je znajdę. Idąc tym tropem namówiłam siostry na rezerwację domku w Rebizantach (województwo lubelskie). Liczyłam na wypady do Suśca, Huty Różanieckiej, Józefowa itp. Tereny te, co roku grzybne jesienią, choć nie bardzo przeze mnie znane, ale co tam, znacie mnie, lubię poznawać i penetrować nowe rejony! Tymczasem końcem września na Podkarpaciu nareszcie pokazały się borowiki! I tu dylemat - odwoływać rezerwację domku i zaprosić siostry do siebie, czy jechać w ciemno? Zaryzykowałyśmy i ruszyłyśmy na podbój lubelskich lasów! To były niezapomniane chwile! Codziennie pobudka o 5:00, poranna toaleta, śniadanie, wypad do lasu potem jakiś obiadek i do wieczora obrabianie zbiorów😜. Dwie suszarki chodziły na okrągło, reszta grzybów do marynaty, a gdy brakło słoików to nawlekanie na nici i suszenie nad kominkiem lub gdzie tylko się dało 🤭. Tydzień szybko minął, pora wracać do domów, lecz nie byłabym sobą, gdybym w drodze powrotnej nie namówiła towarzystwo do zahaczenia o birczańskie lasy! I to był strzał w dziesiątkę! Tylu pięknych, zdrowych grzybów zebranych w dość krótkim czasie nie było do tej pory w żadnym penertowanym przez nas lesie! Tym sposobem prawdziwe grzywny sezon rozpoczął się dla mnie 10 października i trwał do 10 listopada 😊. 11 listopada miałam operację cieśni nadgarstka, a lasy odwiedzałam już bardzo rzadko, raczej w ramach spacerów. Niemniej jednak udało mi się znaleźć kilka nowych, ciekawych grzybów. Podczas pobytu u siostry w Sanoku znalazłam po raz pierwszy w życiu płomiennistego zimową oraz piękną wodnych modrzewiową🥰. Tak zakończył się dla mnie trudny i nieprzewidywalny sezon 2022 w Polsce😊. Piszę w Polsce, bo na święta lecę do Anglii, gdzie mieszka moja mała grzybiareczka, więc nie wykluczam jakiegoś wypadu do angielskiego lasu😜. Tymczasem korzystając z okazji składam Wam wszystkim życzenia zdrowych, pogodnych świąt oraz udanych grzybobrań w Nowym 2023 Roku! 🥰😘😍 Darz Grzyb, Darz Bór! 💖
(1/h) Ludzie w las, jest wysyp ucha. 1,5 godziny ok 0,5 kg ucha plus ok 50 sztuk płomiennicy. Jadłem płomiennice pierwszy raz i bardzo fajny smak trochę nieprzypominający grzyba
(5/h) Co ciekawe, wszystkiego po trochu po parę sztuk: zielonki mrożone, podgrzybki przesuszone i zamrożone no i płomiennica zimowa. Ale w niedzielę to jeszcze nie wiedziałem, że to jak raz płomiennica i tylko fotkę pstryknąłem, bo malownicza i twarzowa ta kępka. Innych nie fotografowałem, bo i po co..... Ale w sobotę wrócę tam, to sobie zobaczymy.....
(10/h) Siedzę w domu, szwy ściągnięte (chyba za wcześnie 🤔), rana źle się goi, rozchodzi się, stanowczy nakaz lekarza: "nic nie robić tą ręką przez dwa tygodnie! ", no to wsiadam w autobus i jadę do siostry - niech ona mnie obsługuje 😆. Tylko co tu robić, dwie książki już przeczytałam, najciekawsze filmy na Netflixie pooglądałam, nuda, nuda, nuda. No to hop do lasa! Wioska mała, las też niewielki, ale już po drodze, nad strumykiem, pierwsze stanowisko płomiennicy zimowej! Tym sposobem trójca zimową zaliczona! Wprawdzie boczniaki i ucho bzowe znalazłam latem, ale co tam, wszystko się liczy 🥰.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Potem w lasku następne stanowisko płomiennicy, jakieś grzybki podobne do gąski niekształtnej oraz - uwaga! - wodnicha modrzewiowa! Nie znałam jej wcale, a w oznaczeniu pomogła mi znawczyni, pani Beatka, (ta, która znalazła w Małopolsce stanowisko gąski sosnowej!). Grzybki pyszne, już zjedzone (oprócz gąski niekształtnej, bo nie byłam pewna).
(5/h) Znalazłem 5 prawdziwków w okolicach Dębicy choć 10 cm śniegu to prawdziwki mają się jeszcze dobrze sezon uważam że jest jeszcze otwarty ludzie w las w poszukiwanu ostatnich skarbów.
(50/h) Dużo uszaków bzowych oraz jedno stanowisko młodej płomiennicy. Wszystko na skraju zagajnika, trzeba się będzie wybrać w następny weekend na trochę dłużej. Trzeci z trójcy znalazłem w poprzednią sobotę. pozdrawiam
(0/h) Witam powoli podsumowanie sezonu
Część 1 lato Susza wielka i praktycznie do sierpnia nie chodziłem na grzyby. Wtedy na skrajach lasu i w wilgotnych miejscach przy ścieżkach zaczęły pojawiać się zajączki i borowiki ceglastopore. Pod 130 letnimi dębami sinoborowiki klinotrzonowe W połowie sierpnia pokazały się gołąbki i chętnie zbierałem je na patelnie Koniec sierpnia to piękne znalezisko dwóch stanowisk złoćca czerwonawego w modrzewiach oraz moje pierwsze pieprzniki ametystowe. Praktycznie kilkadziesiat metrów za miejscem gdzie zwykle kończyłem grzybobrania a więc warto iść dalej i dalej W kukurydzy pierwszy raz napotykam głownie guzowatą i w ten sam dzien bodajże siedzunia jodłowego 4 września znajduje dwa piękne ceglaki które ku mojej rozpaczy pod czapkami są kompletnie zjedzone i czekam na deszcz które daje efekt dopiero pod koniec września CDN
(2/h) Witajcie ludziska! Sezon zakończony na zewnątrz! Za oknem mam 10 cm śniegu i mrozik do -5 w nocy. Ale w tym roku grzyby same mi się pchają w szpony. Obok łóżka mam doniczkę z "szablami" i w niej wyrosły mi dwa grzyby kapeluszowe! Nie wiem jakie, może ktoś podpowie. Jednego owocnika pół roku temu juz tam miałem, wyrzuciłem. Teraz wyrosły dwa kolejne. Nawet nie muszę chodzić na grzyby bo mam je koło łóżka, nawet w zimie mam grzyby. Co Wy na to powiecie?Szkoda że nie mogę zamieścić więcej zdjęć bo zima za oknem urocza. Pozdrawiam Wszystkich grzybiarzy. Niżej esej na zakończenie sezonu.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
W tym roku idealnie wyczułem czas kiedy sezon zakończyć. Ostatni wypad miałem 16-tego listopada i to z fajnym efektem a już dwa dni po tym spadł u mnie śnieg. Niestety, ale obawiam się częstego scenariusza jaki występuje w mojej okolicy, czyli jak jak spadnie śnieg, nawet ten pierwszy, to już nie zejdzie do wiosny. Tym bardziej, że meteodruidzi zapowiadają mrozy do -10 w przyszłym tygodniu na pogórzu. Na całe szczęście kosztem jednego dnia pobytu na rewirze zdążyłem rozprawić się ze stertą drewna zakupioną "okazyjnie" od "nieznajomego" czyściciela lasów. Udało się dorwać cztery kubiki opału za grosze. No i stanąłem przed dylematem, albo tnę bo jest pogoda, albo w las... Dodając do tego wieczny jęk w domu jaki to ze mnie leń wybrałem opcję pierwszą. Na szczęście ten "leń" zakupił nową piłę stołową miesiąc wcześniej, pięć minut na zmianę tarczy i jazda! Gdy skończyłem już na grzyby sił brakło. No ale wiadomo, zimą w piecu grzybami palił nie będę, choć w tym roku to może by się nawet dało, gdyby tak zbierać wszystkie grzyby i suszyć na słońcu za darmo... Skoro ludzie już pokupili na opał owies, pszenicę, pestki z wiśni a inni mają pełne boksy opałowe ziaren kukurydzy, to może i grzybami można by palić. Hm... Że też o tym nie pomyślałem wcześniej! Przecież zamiast jechać samym autem mogłem dopinać przyczepkę i za każdym, razem te "lepsze grzyby" w koszyku wieźć a te "gorsze" - gołąbki, muchomory, trujaki, na przyczepkę i przed dom na trawniku suszyć! W tym roku susza była okropna, to by wszystko mi wyschło na "wiór opałowy". No ale tak to jest, Polak zawsze mądry po szkodzie. Anuluję ostatnie zdanie! W tym roku mam najtańszy węgiel w życiu. Tak, to nie pomyłka. Przypadkowo będąc na składzie węgla w maju zagadałem ze znajomym pracownikiem "co tam Pani w polityce", od kielonka do kielonka postawiliśmy zakład, że jutro przyjeżdżam po węgiel! Niby niemożliwe, bo kto na wiosnę wyskoczy a ponad 5 kafli ot tak, tym bardziej tutaj w Bieszczadach! Ale ja przegrywać nie lubię zakładów, tym bardziej że mogłem wygrać całkiem przyzwoitego "wiskacza" wprost z importu zza wschodniej granicy jeszcze z zabytkową "przedwojenną" banderolą UA. Szybka "chwilówka" po rodzinie i znajomych, mały debecik w banku i dwa dni potem mam pod chałupą ponad 4 tony "czarnego złota" i to z KWK Wesoła! No i mam "wiskacza" do tego. Musiało minąć dwa miesiące abym przebolał taki wydatek, ale warto było. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w TV ogłosili, że dadzą każdemu 3 kafle kto pali węglem. Pierwszy raz miałem ochotę ucałować mój stary telewizor, jedynie warstwa kurzu na jego szklanym ekranie skutecznie mnie do tego zniechęciła. Szybciutko sobie przeliczyłem, wychodzi po niecałe 500 zł za tonę węgla i to tego najbardziej kalorycznego z najlepszej kopalni. I kto tutaj jest niezaradnym leniem? Wszyscy płaczą, że tona węgla po prawie 4 kafle a mnie wychodzi jedno zero mniej? Szybka myśl- może by teraz opylić ten węgiel po 3 kafle?? Ale NIE, bo przecież nie będę palił w piecu pieniędzmi, mogłem palić grzybami ale tutaj zawaliłem sprawę.... No cóż, zawsze jakiś dylemat człowiek ma. A może zimy nie będzie... Będzie! Już jest, przylazła jak co roku... Za oknem biało, sypie a nic się nie topi. Gapię się przez okno... Zegar wskazuje 15:30, robi się ciemno, Halny wyje za oknem jak zmora okradając mi chałupę z resztek ciepła. Walę się na łóżko i nagle cóż widzę? Albo już przysnąłem, albo ten dżem zjedzony na kolację było zepsuty i mi zaszkodził? No chyba te jabłka zjedzone przed kolacją nie były sfermentowane żeby mi etanol takie psikusy robił? Przecieram gały ręką ze zdumienia i nadal widzę GRZYBY! Rosną DWA w doniczce z kwiatkiem. Psychoza czy co? Sezon zakończony a ONE mnie nadal prześladują! Już kilka razy w tym sezonie nie dawały mi wyjść z lasu! Po mimo pełnego kosza, wiadra, reklamówki nie mogłem wyjść, bo gdzie się nie obróciłem stał kapelusz, ciągle nie miałem do czego zbierać, nawet do czapki zbierałem, bo tyle tego było. Dwa razy chcieli na Policję dzwonić ode mnie z domu, bo ciemno a mnie nie ma. A ja walczyłem z "potworami", bo mnie nie puszczały z lasu! Dopiero jak się robiło ciemno to ich nie widziałem i mogłem wracać, choć jednego razu i po ciemku prawdziwki zbierałem, bo je jeszcze widać- wszak są białe, kozaki po konturze poznawałem na tle księżyca. I już liczyłem, że ten horror się skończył.... A tu ZNOWU???Ale już znam antidotum! Zgaszę światło, wyłączę komputer, niech nie widzę tych "sabotażystów grzybowych" w tej donicy. Pora spać. PSTRYK...... Ale wiem że one nadal tak są....
(7/h) Witajcie ludziska! Kończy się u mnie sezon, w przyszłym tygodniu zapowiadają nawet do -10 stopni u mnie w Bieszczadach. Zatem dziś postanowiłem wykonać ostatni lot nad moim rewirem. W sumie upał jak na listopad, prawie 8 stopni ciepła. Kończę sezon jako król polowania, bez porażki!! Wyjątkowo trudny ten ostatni patrol, musiałem pokonać ok10km na butach.. Oto co nazbierałem w lesie w którym grzybów już przecież nie ma. W koszu wylądowały- PRAWDZIWEK 6 szt, koźlarz pomarańczowożółty 4 szt, koźlarz babka 5 szt, borowik ceglastopory 5 szt, podgrzybek złotawy 1 szt, garstka pieprznika trąbkowego.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Tak jak wyżej, piszę DZIŚ ZAMYKAM SEZON. Miałem dziś mieszane uczucia, czy jechać na patrol grzybowy, ale rano było dość ciepło (ponad 0 stopni) a potem jeszcze pocieplało na prawie 8 stopni a do tego prognozy są marne, bo meteorolodzy zapowiadają na pogórzach nawet do 10 stopni mrozu. Zatem decyzja- jadę! Mimo, że zjechałem z nocnej zmiany, zmęczony to jednak sezon trzeba jakoś zakończyć, bo potem po mrozie będę łaził. Optymalnie ok. 13-tej w auto i jadę, nastawienie słabe, bo ostatnio nie poszalałem przecież ze zbiorem.... I już mam do mojego rewiru jakiś kilometr, gdy droga zamknieta!! Asfalt zbierają. No to po mnie. Znam drugą drogę polną, ale tam jest ciężko, bo kąt zejścia jakieś 60-70 stopni i nierówno, nawet dla mojej terenówki to jest za ostro, do tego błoto, nie zaryzykuję dachowania. Ale jeszcze jedna myśl mi przyszła do głowy. Mam do tego pasma górskiego spod domu kilometr, droga zawsze była fatalna bo same doły wypełnione wodą i błoto, nawet na reduktorze ciężko się po tym jechało, bo mam gumy zwyczajne zimowe. Ale przypomniałem sobie, że jeden sąsiad ostatnio wracał tą drogą i to zwyczajnym busem. Jakim cudem myślę?? Poza tym skoro wracał jak tam pojechał? Czyli "telefon do przyjaciela" i już wiem, ten sąsiad ma pole pod lasem i sobie tam zrobił daczę, ale aby z tego korzystać musiał drogę zrobić! No to jadę. Faktycznie, droga jak marzenie w porównaniu do tego co było. Po 10 minutach stoję pod lasem. Teraz druga część imprezy- mam jakieś 5 km do moich miejsc, zatem koszyk w łapy i do lasu! Wspinam po błocie w górę, teren znam bardzo dobrze. Jeszcze jedna zaleta to to, że od razu lecę przez miejsca na ceglaki ale cienko, jednego dobrego mam a dwa trepy. Po 20 minutach jestem już w pierwszym lesie mojego rewiru, za nadzieją na novemberusa ale nic nie ma! Lecę tam i z powrotem półkami w prawie pionowej ścianie. Bez efektu. Jestem wściekły. Nie ma totalnie nic, żadnego nawet maślaka! Za kolejnej półki wychodzę w górę i zmieniam trasę, po kolejnych minutach schodzę na miejsce gdzie spodziewam sie ceglaka, widzę jest kopiec z liści, wyciągam nożyk i cyk kijem kopczyk a tu nie do wiary PRAWDZIWEK! Robię fotkę i do koszyka go! Ale zaraz, zaraz - niżej stoi drugi z maluchem u podstawy, hehe to to mam swojego kolejnego listopadówego prawdziwka.. Dobra to teraz w stary las, może czerwonego znajdę! No i udaje się, mam dwa, do tego brązowe kozaki. Jest pięknie koszyk coraz cięższy się robi. Ale nie odpuszczam Walę zatem na zagajnik może jeszcze jakiś czerwony? Ale na zagajniku tylko brązowe kozaki znajduję, już mam wychodzić a tu kolejne dwa prawe mnie żegnają! Ale robi się późno i ciemno, jest prawie 15-ta, a do auta mam kilka km. Spinam się mocno, lecę choć nie jest łatwo bo samo błoto na drodze i omal dwa razy nie wylądowałem na plecach! Ale wiem, że o 16-tej jest noc u mnie zatem szybko.... po drodze jeszcze trafiam jakieś ceglaki.. Ufff, wreszcie jestem na dole przy aucie. Siadam i wio do chałupy przez pola. Staję pod drzwiami, głodny, bo zjadłem o 8-mej trzy kromeczki chleba z twarogiem, siły ze mnie uciekły jak powietrze z dziurawego balonu, ale jestem szczęśliwy! Koszyk jest do połowy pełen. Dałem dziś popis, jak mówiłem ostatnio w robocie, że na grzyby jadę to każdy się w głowę pukał, jakie grzyby??? Hehehe. ciekawe co by teraz powiedzieli widząc co mam. I to prawdziwki świeżutkie, z białą siateczką. Coś pięknego. Szkoda, że to już ostatni raz w tym roku! To był najlepszy sezon w moim życiu. Ale za rok znowu polecę na swoje rewiry. Do zobaczenia w przyszłym sezonie!! Czarny Orzeł z Karpat kończy obloty, czas odpocząć! Pozdrawiam Was z Bieszczadów. Czekam na zimę. Lasom Cześć!
(1/h) Korzystając z ostatniego słonecznego dnia w najbliższej perspektywie wybrałem się raczej już tylko na spacer do lasu :) Zamieszczam jedyne znalezisko.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Miałem tego nie zamieszczać, ale zrobiło mi się smutno, jak sobie przypomniałem, że tego grzyba potem zgubiłem:D Dziękuję za zabawę na stronie i do zobaczenia w kolejnym sezonie!