szerzej:
Polazłem w las trochę "na ślepo" bez wcześniejszego rozpoznania, więc wybrałem tylko stałe "kurnikowe" miejscówki. No i wyszło całkiem zacnie. Deszcze spowodowały, że kurki ruszyły "z kopyta" i w wielu miejscach były już całkiem wyrośnięte. Bardzo też ucieszył pojaw pieprznika bladego, który w lasach dębowo-bukowych pokazał się w dość sporej ilości i był słusznych rozmiarów. Lubię je za to, że standardowej wielkości pieprznik blady często jest większy niż wyrośnięta klasyczna kurka 🙂 Jednak największe powody do optymizmu dało stałe miejsce na "usiatki" 🙂 Wszystkie znalezione były młode, a do tego wypatrzyłem kilka zupełnie malutkich, co daje nadzieję, że za tydzień będzie ich tam więcej.
Jedyną rzeczą psującą nieco klimat były KOMARY. W ilościach przekraczających wszelkie dopuszczalne normy. Nie pomagało nic. Ani chemia, ani zioła, ani prośby, ani rzucanie klątw 😆 Skrzydlate bestie przypuszczały atak frontalny na wszystko co pojawiało się w lesie.
Więc tym razem nie było możliwości robienia zdjęć w lesie 😶
Pozdrawiam wszystkich!
szerzej:
młodym brzozom na piasku, starym brzozom przy bagienku, starym dostojnym bukom, średnim dębom, mieszance świerków z brzozą, mieszance buka z sosną etc.- każdy drzewostan pięknie pachniał wilgocią i zachwycał lipcową bujnością życia wszelakiego, ale grzybowo, pod kątem znanych i lubianych marek, totalna PUSTKA (poza naprawdę pojedynczymi psiunami)! Oczywiście wyjątkiem od reguły jest jak zwykle nieustraszony i nieugięty pieprznik jadalny, i choć trzeba się solidnie nadziobać, bo ciężko trafić na kurnik z prawdziwego zdarzenia, z reguły tam dwie/trzy kureczki i dalej, trzy/cztery i dalej, to ostatecznie można bez problemu na jajecznicę i zupę uciułać, natomiast do mrożenia raczej nic już nie zostanie! Sezon rozpoczęty, relacja zdana, tlenu nawdychany, śpiewu ptaków osłuchany, zapachami oszołomiony, poziomkami objedzony, przez komary pogryziony, kobiałka z hakiem kurek uzbierana, zupę jeszcze dziś będę chłeptał z przyjemnością- czego chcieć więcej?! Pozostaje tylko ze spokojem i optymizmem czekać na zdrowe, jędrne, grubonogie prawusy- może odwiedzą warmińskie lasy już niedługo, a może dopiero w drugiej połowie sierpnia albo we wrześniu- to pewnie będzie wiedział Hern Myśliwy, ale jakoś musiał zmienić nr telefonu, bo nie mogę się do niego dodzwonić!
szerzej:
Dziwnych historii grzybowych ciąg dalszy. Po wczorajszym finiszu grzybobrania, kiedy na sam koniec znalazłem 10 rurkowców, dziś oczywiście zacząłem od tego samego miejsca. Początek był obiecujący - już po kilku minutach wpadły 3 usiatkowane, koźlarz, kurki, pojedyncze gołąbki. Pomyślałem sobie - może będzie wreszcie "prawdziwe" grzybobranie, kiedy co chwilę pochylasz się po kolejnego grzybka albo i kilka. Nic bardziej mylnego: po wejściu głębiej w las grzyby znikły - przez 2,5-3 godz. trafiały się pojedyncze nie najciekawsze gołąbki, jakiś muchomor, malutkie podgrzybki... I na koniec, kiedy zniechęcony (najgorzej jest, kiedy grzyby na początku rozkręcą apetyt, a potem nic nie można znaleźć) wracałem do samochodu, nie poszedłem drogą tylko tuż przy niej - i... "szok i niedowierzanie", na obszarze metra kw. 4 dorodne brązowe kapelusze, w odległości 2 m. od drogi i tyleż od ściany lasu, na prawie gołej ziemi. "Jakaś podpucha" - pomyślałem. Żółtopore? nie, za ciemne kapelusze. Kiedy zajrzałem pod spód kapeluszy marzenie stało się jawą - przepiękne, w pełni zdrowe krasnoborowiki ceglastopore (te 4 na głównym zdjęciu, bo podoba mi się kolorystyka). Nieco dalej, już bliżej lasu, pokazały się następne - niektóre już wiekowe (do 15 cm), ale wciąż zdrowe :). Tylko z jednego musiałem wykroić pół trzonu, pozostałe mniej lub więcej poobgryzane przez ślimaki, ale bez czerwi.
Wracając w samochodzie śmiałem się do siebie w głos, co nie zdarza mi się na trzeźwo :). Pozdrawiam.
szerzej:
To było dziwne grzybobranie. Najpierw przez 3 godziny łażenia po miejscach, które oceniam wysoko pod względem grzybowym - prawie zupełnie nic, kilka obgryzionych gołąbków 1 muchomor czerwieniejący (też obgryziony - czarne, tłuste ślimaki są dosłownie przy każdym grzybie), kilka kurek i na pociechę 1 ładny muchomor żółtawy (były 2, ale drugi... tak, oczywiście zeżarty przez ślimaki w całości). Wkurzony wróciłem do samochodu - już szukając sobie samousprawiedliwień pt. "na Południu i w centrum grzyby są, ale u nas..." - i wtedy pomyślałem, żeby przejść na drugą stronę drogi, gdzie raczej nigdy nie znajdowałem grzybów (las praktycznie identyczny - buk z domieszkami). No i niespodzianka: już po chwili jako atrakcja trafił się rzadki (i chroniony) szyszkowiec łuskowaty, zaraz potem pierwszy koźlarz (ten nie był do zbioru), a po paru minutach - bach! - dorodny borowik usiatkowany, za chwilę następny, potem jeszcze kilka koźlarzy, podgrzybek, muchomory i gołąbki, a na koniec bonus - przyzwoite stanowisko łuszczaka zmiennego. W ok. godzinę zebrałem kilkakrotnie więcej niż przez poprzednie 3 godz... Tak więc życzę wam, żeby czasem przejść na drugą stronę drogi. Pozdrawiam :).
szerzej:
Wynik dzisiejszego pojedynku ja vs. gołąbki: 8-1 - tzn. na 9 prób smakowych jedna okazała się negatywna (piekący smak). Bez liczenia g. zielonawofioletowych, bo tych nie muszę sprawdzać. Przy czym niektórym gołąbkom nie dałem nawet szansy - staram się unikać jaskrawoczerwonych, bo z moich doświadczeń wynika, że najczęściej trafiają się wśród nich piekące (np. buczynowe lub wymiotne).
szerzej:
W lesie mimo gorąca ściółka tylko w miejscach nasłonecznionych sucha, w zacienionych jeszcze trzyma wilgoć, ale grzybów (prawie) nie ma. Gdzie znikły muchomory czerwieniejące - nie wiem. O rurkowych nawet nie myślę. Na pocieszenie znalazłem pięknoroga największego - w dopiskach.
szerzej:
To prawda, co inni pisali, że strzyżaki (a pojawia się ich coraz więcej) kompletnie ignorują wszelkie repelenty. Dzisiaj siadały mi na przedramionach obficie spryskanych środkiem z 50% DEET i wyraźnie nie robiło to na nich wrażenia. Komary inaczej - raczej unikają.