szerzej:
Darz Grzyb!;-) 10 lipca 2021 roku. Czekałem na ten dzień. Dzień po burzach i obfitych opadach deszczu, które przetoczyły się nad bukowińskimi i okolicznymi lasami. Miejscami napadało nawet 60-70 litrów wody na metr kwadratowy, a zatem opad w tej ilości należy uznać za bardzo duży. Sobota w prognozach pogody widniała jako dzień wytchnienia od upałów i niebezpiecznych burz. Z rana nie pstrykałem żadnych fotek. Skupiłem się na jagodach, które po obfitych opadach zaczęły puchnąć i nabierać solidnych rozmiarów. Przerwę w zbieraniu zaplanowałem zrobić około południa w celu wykonania rundy zwiadowczo-grzybowo-krajobrazowej po lasach wokół Wydzierna i Międzyborza. Im bliżej wskazówki zegara zbliżały się do półmetku dnia, tym śmielej Słońce wychylało się zza chmur. Na początku tej rundy, zamiast sprawdzić co w ściółce piszczy, wypatrzyłem kącik kulinarny dla leśnych łasuchów. Piękne, dorodne maliny. W każdym sezonie planuję, że chociaż jeden wyjazd poświęcę na ich zbiór i na wielkich planach się skończy. A przecież bywały w mojej karierze grzybiarza malinowe wyprawy, gdzie potrafiłem nazbierać nawet 12 litrów tych owocowych pyszności. Teraz jakoś nie mogę się przeprogramować z jagód na maliny. Całe moje zbieranie malin kończy się na solidnej degustacji prosto z krzaka. 😉 Leśne maliny są dosyć żmudne w zbiorze z uwagi na ich mniejsze rozmiary w porównaniu z malinami ogrodowymi. Trzeba się nieźle napracować, żeby nabierać kilka litrów tych smakołyków. Na dodatek są bardzo miękkie i należy je zbierać ostrożnie, z wyczuciem. Czyli na ten rok zbiory malin zakończyłem zanim rozpocząłem. 😉 Po południu Słońce świeciło przez coraz dłuższe momenty, a ja zdałem sobie sprawę, że znalazłem się w centrum lipcowej odsłony majestatu lasu. Poszczególne zakamarki lasów odkryły i zaprezentowały mi najbogatszą ofertę letniego piękna, jaką dysponują. Runda zwiadowczo-grzybowo-krajobrazowa zamieniła się w czarującą sztukę leśnego dostojeństwa. Ja to już tak mam w tych lasach. Jadę do nich po raz tysięczny i na początku wydaje się, że szybko przejdę, sprawdzę co, gdzie i jak rośnie lub nie rośnie, zawinę na lewo, prawo, wrócę, zdam relację z wyprawy i kropka. I zawsze wychodzi inaczej. Fantastycznie inaczej. U mnie nie może być sztampowo, oschle, bez wyrazistości i kolorytu. Musi być podniośle, w zachwycie, pompatycznie z patosem. 😉 Właśnie z patosem trafiłem na stanowisko ponurnika aksamitnego. Wiadomo, że po dłuższym okresie bez opadów – a taki do niedawna panował w tych lasach – cudów nie będzie i nie znajdę kozaków, prawdziwków czy kurek. Niemniej każdy grzyb cieszy, nawet ten niejadalny, bo zawsze daje to nadzieję na “przybycie” za jakiś czas z podziemi tych jadalnych. Pojawiają się też nieliczne gołąbki i mistrzowie przetrwania w trudnych dla grzybów warunkach – czyli trujące tęgoskóry cytrynowe. Bardzo szybko zareagowały po opadach, bo od ich wystąpienia minęły przecież tylko dwie doby. Żeby też prawdziwki, podgrzybki czy kozaki były takie szybkie. Jednak na nie wciąż trzeba tu poczekać, a patrząc na rozkład temperatur to wydaje się, że poczekamy długo. Na terenach górskich notuje się pierwsze, lokalne wysypy grzybów, głownie borowików usiatkowanych, miejscami szlachetnych i kurek. Niziny jednak wciąż muszą czekać, jednak nie wszędzie lasy świecą pustkami. Punktowe wypryski grzybowe notowane są m. in. w Borach Dolnośląskich (kurki, kozaki, prawdziwki). Do prawdziwego, grzybowego szaleństwa jest jeszcze daleko, ale… każdy dzień przybliża nas do jesieni.;)) Na trasie mojej wyprawy znajdował się dąb szypułkowy Straszydło, który rośnie dyskretnie ukryty w lasach Międzyborza. Dla mnie to jedno z najważniejszych drzew tych terenów. Nie jest on jakiś szczególnie okazały na swój gatunek, odznacza się też coraz gorszą kondycją i bardzo krótkim, malowniczym pniem. Po uroczystych odwiedzinach dębu Straszydło, ponownie zaszyłem się w jagodach, pstrykając przy okazji trochę fotek. Według mnie jeszcze nie ma kulminacji sezonu jagodowego, ale jest do niej już bardzo blisko. Niezwykle istotne były ostatnie opady, które dodały owocom “turbo doładowania”. W prognozach pogody widać kolejne większe opady, a więc prawdopodobnie ten tydzień rozpocznie kulminację sezonu, która potrwa co najmniej do końca lipca. W sierpniu rozpocznie się powolny, ale systematyczny spadek ilości jagód, chyba, że przyjdą tropikalne upały bez opadów to sezon zakończy się bardzo szybko – tak – jak miało to miejsce np. w 2015 roku. Jagody zbierałem w sumie w trzech miejscach. W pobliżu Wydzierna, wokół Wzgórza Zbójnik i w lasach pod Międzyborzem. Wszędzie ich ilość była przyzwoita, ale większych owoców trzeba trochę poszukać, wciąż przeważają jagody w średnich rozmiarach. Zauważyłem też, że niektóre krzewinki mają przedwcześnie przebarwione liście na kolor brązowy. To prawdopodobnie efekt jakiejś choroby, patogenu, ponieważ nie przypuszczam, że stało się to od braku opadów i nadmiaru operacji słonecznej. Na niektórych stanowiskach przebiegała wyraźna granica między przebarwionymi, a soczyście zielonymi borówkami. Mamy pełnię meteorologicznego lata, które przypada na połowę lipca. To jeden z najbardziej zarośniętych okresów w ciągu roku. Nawet w lesie gospodarczym można odetchnąć w cieniu, skryć się przed palącym słońcem, zanurzyć w toni dna lasu, oczyścić umysł, wchłonąć nektar świeżości, poczuć zieloną moc i dostrzec jej głębię. W lesie odnajdziemy przyrodniczą otchłań czwartego wymiaru. Poza długością, szerokością i wysokością jest jeszcze coś głębszego, niby bardziej ukrytego, jednak gdy oczyścimy umysł i wyrzucimy choć na moment wszelkie troski, odkryjemy ten wymiar i poczujemy z całą mocą. To wymiar duchowy, płynący ponad zmysłami, ponad świadomością. To miejsce do którego tęsknimy, chociaż nie potrafimy go zdefiniować i do końca nie wiemy, jak w nim jest… Znajduje się jakby w lesie, ale ponad nim i w jego głębi. W przeszłości, teraźniejszości i przyszłości… Poza dębem Straszydło odwiedziłem też inną perełkę dendroflory tych lasów – dąb “Walczący z grawitacją”, który ma się dobrze i wciąż wprawia w osłupienie tych, którzy go zobaczą po raz pierwszy. Drzewo jest bardzo mocno pochylone do przodu i nie przejmuje się statyką oraz prawami fizyki.;)) Później zachciało mi się zbójowania.;)) To oznacza, że postanowiłem wejść na najwyższe wzniesienie na Wzgórzach Twardogórskich, którym jest Zbójnik. Odwiedziłem je w lipcu zeszłego roku. Od tamtego czasu nie byłem na Zbójniku, tym bardziej korciło mnie, żeby tam się wdrapać. Do Zbójnika można łatwo dojść leśnymi drogami od Międzyborza lub Wydzierna. Można też skrajami lasów dreptać od Bukowiny lub Ose. Jak ktoś zna drogą na skróty, czyli na przysłowiową szagę to też się wdrapie na Zbójnika od bardziej zdziczałej strony stoku, którą zresztą wybrałem. Za to z powrotem wracałem już wygodną, szeroką drogą. Po zbójowaniu postanowiłem przemieścić się bliżej skrajów lasów Międzyborza, aby dozbierać jagód i pomału szykować się na drogę powrotną do Wrocławia. Poza tym, miałem jeszcze kilka miejsc do sprawdzenia, chociaż i tak wiedziałem, że grzybów w nich nie znajdę. Cała relacja ze zdjęciami jest dostępna pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/esencja-lipcowego-lasu. html Pozdrawiam serdecznie!;-)
szerzej:
Sporo młodzieży grzybowej.
W lesie wilgotno, miejscami stoją jeszcze kałuże. Mam zamiar wkrótce tam wrócić.
Pozdrawiam :)
szerzej:
W poszukiwaniu lejkowca do risotto trafiłem na "brak lasu" -szkoda. Tereny grzybonośne skurczyły się bardzo. Tam gdzie występowały zastałem ogrodzenie pierwszego z nowych domów a dalej przygotowaną infrastrukturę pod budowę dalszych. Zniechęcony na skróty do domu przez kępy leśne wracałem.. i trafiłem nową miejscówkę. lejkowca" niet" ale inne wysypły.