szerzej:
Po obejrzeniu doniesień postanowiłem uderzyć w rewir, może po raz ostatni w tym sezonie. Nadzieje było raczej skromne zważywszy na ostanie wyloty.
Poza tym mam uszkodzoną brykę i muszę parkować na wzniesieniu, a to nie jest łatwe na moim rewirze.
Zatem JESTEM! Pierwszy kurs na moje "prywatne mijesce" z borowikami, ale PUSTO.. Co krok jedynie mijam kępy "zombie opieniek"..
Nikt ich nie wyzbierał a już za poźno. Szkoda.
Ale walę dalej, wszędzie pusto, nie ma prawie nic! Sucho niby nie jest ale...
Las bardzo smutny i pusty, widać na wylot, brodzę w listowiu... Nie ma tu czego szukać.
Zatem kurs na stary las podstawowy!
Tam przecież rok temu jeszcze 16 listopada na ostatnim locie miałem pełny kosz. Nadzieja umiera ostatnia, zatem kierunek Delta Five!
Przedzieram się od dziesięciu minut i ani grzyba! Mam wrażenie jak by wybuchła tu "bomba antygrzybowa".
Nic nie rośnie, nawet jesienne siwuchy (gąski niekształtne) rosnące o tej porze wręcz kopami wyschły. Nie ma totalnie nic, ani jednego koźlarza!
Ku... zaklinam pod nosem!
Ostatnia nadzieja Czarci Wąwóz, jedynie tam jeszcze może coś, może choć ceglaczek?
Kolejna zmiana kursu, lecę zboczem mało piór nie pogubię....
Prawie jestem, ale wita mnie jedynie trop jelenia odciśnięty na świeżym błocie i pusta ściółka przysypana igłami sosen.
A więc to JUŻ??? Koniec?
Dlaczego tak szybko, dlaczego bez śniegu, przymrozka DLACZEGO???
WewnętrzNy wręcz RYK mojej grzybowej duszy rozdziera metafizyczną otchłań odbijając się jak rzucona piłka echem od pni ogołoconych z liści buków i szaroburych starych jodeł...
Gdyby mój wewnętrzny bunt mógł stworzyć falę uderzeniową w tym momencie
z tego lasu została by jedynie goła połać żółtej gliny zawalona pniami starodrzewu.
Chwytam swój kosz i wracam, lezę niczym ćma, której świeca opaliła skrzydła i zmuszona jest sunąć po ziemi...
I już na samym brzegu Cypla Ocalenia JESTTTTTT!!
Nie wierzę, stoi JEDEN JEDYNY, ale jest! Piękny Listopadowy Król Rewiru!!
Prawdziwek, ostatni ale jednak.
Mam wrażenie że jako jedyny chce mnie pożegnać w tym sezonie. Ale.....
Trzy metry dalej dostrzegam czapkę mikrusa, to borowiczek sosnowy, malutki, jak pół pudełka zapałek...
Czyli jest to jednak Komitet Pożegnalny tego sezonu!
Sam Król Rewiru Prawdziwek Ostatni wraz ze swoim kuzynem Księciem Sosnowym żegnają Czarnego Orła z Karpat w tym sezonie.
Jestem dumny i wzruszony.... czyli to jednak już KONIEC!
Czas odstawić kosz, złamać patyk grzybowy i dać rewirowi odpocząć do wiosny!.
Wstaję i odchodzę!
Zostawiam Jego Królewską Mość wraz z Księciem,....
Gdybym ich zabrał ze sobą czułbym się niczym wędkarz obdzierający górski potoczek z jedynego trzydziestocentymetrowego pstrąga...
Bo czym ten potoczek wtedy by był??
Trzeba mieć honor i poszanowanie dla przyrody. Tyle Ona nam daje z siebie ile możemy i chcemy wziąć.
Czas wracać, las posmutniał, i zaczynają mi się przypominać słowa pewnej piosenki "jest już ciemno....." a do auta mam jeszcze kawałek.
Ostatni raz przemykam "swoją trasą leśną",
DO WIDZENIA intonuje wiatr na fryzurach starych stuletnich jodeł targając nimi niemiłosiernie w ostatnich promieniach listopadowego słońca.
Borom Cześć!!
Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom z tego forum za współpracę, uwagi, komentarze.
Niebawem konto mi wygasa, więc to ostatnia moja okazja do podziękowań.
Czasem się pojawię bez logowania pewno w przyszłym sezonie aby Wam wrzucić informacje z mojego regionu Bieszczad.
Szczególnie dziękuję tazokowi ( Maćkowi) bo to On mi to konto zapłacił, czym mnie moralnie zobowiązał do mocniejszej aktywności, zwłaszcza informacyjnej.
Robiłem co mogłem. Pozdrawiam Wszystkich i Administratorów także.