szerzej:
W lesie o 7-30 w lesie dalej wilgotno i w porównaniu do poprzedniego tygodnia przyjemnie na plusie 12 stopni
Pierwsza miejscowka za Wypalankami w kierunku linii wysokiego napiecia duzo podgrzybka rosnacego wszedzie po kilkanascie sztuk kolo siebie grzyby przewaznie w jezynach i paprociach widac juz w tym miejscu efekty zbieraczy na czystym podłożu grzyby prawie wyzbierane ale i tak cale czubate wiadro 25 litrowe cale ludzi w tym miejscu bylo sporo
Druga miejscowka to za Podlesiem odkryta rok temu i tam byl szok nikogo tam nie bylo od poczatku wysypu z kolan nie można bylo wstac grzyby wszędzie i nawet trafily sie prawdziwki i kozaki majac juz 2 czybate wiadro powiedzialem dziekuje bo co z tym zrobić biore tyle ile jestem w stanie przerobic!
Tak wiec kończąc życze Wam takich zbiorow....😄
szerzej:
świetny relaks w przepięknym lesie
szerzej:
Ranek ciepluteńki, bo aż powyżej 13 stopni. Wyjazd rankiem. W lesie zbieranie dwie godzinki. Tyle wystarczyło, aby kosz napełnić po dekiel. W lesie żółwim krokiem przedeptanych 2,5 kilometra, troszkę chyba z dojściem. Do lasu wejście jakby troszkę za wcześnie. Chmurno i pięknie wietrznie. Sosny, tam do góry chwiały się i czasami skrzypiały, głośno szemrały, tak, że akompaniament lasu dawał znać o sobie. Na samym początku trzeba było ustalić, gdzie to one dziś urosły. Czy mchy sobie wybrały, czy też po igliwiu latać wzrokiem. Te rosnące na igliwiu są najbardziej pożądane- suchutkie, wypasione, poukrywane. One zawsze jakąś kryjówkę sobie znajdą. Początek zbierania- pierwsze piękne łebki. Suchutkie, pięknie okrąglutkie. Rosły raczej średniaki i większe sztuki. Maluchów we mchu prawie, że nie było. Żeby je wyłuskać z lasu, musiałam wciskać się w gęste krzaki, spódnice z liśćmi unosić im go góry. A i to nie pomagało- po twarzy delikatny masarz gałązek jeszcze z liśćmi. A pod nimi - one- pojedynczo i w rodzinach. W co niektóre po prostu sobie wdepłam. Wśród brzózek oczywiście kozaki. Dwa pierwsze- czarne kapelusze nic od otaczającego ich podłoża się nie różniące. Inne miałam podane jak na dłoni. Dziki tam kursowały, poryły, grzybów nie uszanowały. Wystarczyło pozbierać. Najtrudniej pierwszego borowika z krzaków wyciągałam. Nie dość, że na kolanach- nie pierwszy dzisiaj raz- w tym jedno chore- to jeszcze musiałam się prawie położyć. Wykręcić mi się go nie udało. Musiałam go wyrwać. I tak zbierania w szarości minęła godzinka- druga natomiast śmignęła w towarzystwie słonka. Delikatnie po lesie świeciło. Wyprawa, choć bardzo bliska, niezmiernie udana. Grzybów na wadze 2,75 kg. Ambrozja. Jesień, z cudownymi na igliwiu żółciutkimi liśćmi, szeleszczącymi przyjemnie przy stawianych krokach. Było cudnie, pięknie. Wróciłam do domu zadowolona i nasycona lasem. Wszystkich Was moi drodzy oraz Pana Marka serdecznie pozdrawiam. Ach- jeszcze jedno wrażenie- nożem ich krojenie- jak w masło. Rewelacja- serdeczności z jeszcze grzybnych nizin :)))))))))))))
szerzej:
Dużo grzybiarzy ale jak na parking podjechał autobus to zrobiło się głośno w lesie....
szerzej:
Chyba straciłem dar do szukania: (
szerzej:
Piękna pogoda, długi spacer w przecudnym lesie... to najlepszy dla mnie relaks:-)
szerzej:
Pogoda piękna, w lesie mało grzybów (i ludzi). Myślę, że następny "wysyp" dopiero za kilka dni, może bliżej wtorku-środy, jeśli prognozy (ciepło) się utrzymają. Z tego, czego nie brałam dziś do domu: sporo kani, młode i bardzo młode opieńki, sporo gołąbka wybornego.
szerzej:
Raniutko, za oknem dość wietrznie. Ale i drogi jakby podsuszone, na opady nic nie wskazywało. Nie żebym narzekała- była potworna susza- a więc niech chociaż teraz pada. Jak ktoś do lasu chce pojechać, to i tak pojedzie. W mżawce, czy w słoneczku. A dzisiaj wędrówka w lesie przy nisko świecącym po oczach słoneczku. Zawiewało, a zawiewało. Ale choć z daszka na oczy nic mi nie kapało. Najpierw las trzeba było poznać. Gdzie to one do wzrostu miejsca sobie wybrały? Czy je piękne znajdę w igliwiu, czy też dzisiaj będą długie nogi z mchu wyciągane? Dobre pytanie na początek. Zbieram grzyby od dawna i jak mi się zdaje ich numery z chowaniem mam nieco rozpracowane. Wiadomo- gałęzie się po lesie walające- obejść i popatrzyć z każdej możliwej strony. Ale one i pod najmniejszą leśną roślinką potrafią wyrosnąć. Dziś zabawa była przednia. Co prawda po wczorajszym lądowaniu lekko byłam obolała, ale jak znalazłam pierwszego, a za chwilę następnego łebka- to tak jak po błyskawicznej rehabilitacji. Las, a w nim grzyby są lekarstwem na wszystko. Powietrze w lesie cudowne, wilgocią i zapachem leśnym przesycone, między pniami drzew figlujące słoneczko, wietrzyk włosy rozwiewa- ambrozja, po prostu cudownie. Do tego wszystkiego w koszu powoli i grzybków przybywało. Były miejsca, gdzie rosły zbiorowo. Pokręcić się tylko troszkę było trzeba. Borowiczek znaleziony w kołdereczce z igliwia i szyszek, ledwo mu łebek delikatnie prześwitywał. Znowu w lesie, znowu grzybny zapaszek jest w domu. Jesień- to magiczne słowo- kocham jesień, las wygląda cudownie. Wszystkich Was z mych grzybnych nizin serdecznie pozdrawiam- choć dziś w lesie delikatne były górki---------- :)))))))))))))
szerzej:
Poznań tak uroczo jest położony, że na temat kierunków wyjazdów dalekich i bliskich można niemal fantazjować. W którą by się świata nie zwrócić stronę- na krańcach miasta, lub kawałek dalej - lasy, laski i maleńkie leśne zakątki. Dzisiaj też w granicach miasta, ale nieco inne laski. Takie w sam raz na małą eskapadę. Drzewostan- średnia i wysoka sosna, poprzeplatana z rzadka małymi roślinkami, mchami, porostami, oraz z rzadka krzaczorami. Wejście w las - jak to czasem bywa- z wielkim hukiem. Zawadziłam kaloszem o wystający konar. Lądowanie na mokrym podłożu raczej do twardych bym ja zaliczyła. W upadku ucierpiało lewe kolano, i prawy nadgarstek- tak chyba, żeby na po równo było. Pozbierałam się i kulawa w głąb lasu ruszyłam. Dam radę myślałam, gorzej za schylaniem. Po zrobieniu kilkunastu kroków z nieba zaczęło coś mokrego na mnie padać. Najpierw mżawka. Dobra niech będzie. Ale za chwil parę to już zrobił się deszczyk. Tak błąkałam się obolała i zmoknięta z godzinkę po lesie. Ale nie tak całkiem bezczynnie. Praca oczu do najbardziej ciężkiej w tej ciemnicy bym zaliczyła. Jednak rozglądanie bardzo się opłaciło. Pod sosnami w igliwiu i szyszkach te najpiękniejsze zebrałam. Pochowane były przed ciekawskim wzrokiem niemiłosiernie. Ładnie musiałam się nagimnastykować, by je wypatrzeć, a później zebrać. W mchu natomiast świecące się i malutkie i nieco większe podgrzybki rosły piękne, ale na długaśnych nogach. W igliwiu i w mchu udało mi się dopatrzeć 2 borowików- niewiele, ale cieplej będzie, to może i one w większej pojawia się ilości. Dodatkowo pod dorodną starą brzozą przytulony prawie do niej całkiem w czarnym niewidoczny podłożu rósł sobie solo młodziutki koźlaczek. Teraz, po moim jednorazowym wielkim grzybobraniu, i w domu potężnej robocie- podobają mi się takie krótkie do lasu wyskoki, gdzie i się nachodzę, popodziwiam lasy i troszkę nazbieram. Już chyba nie muszę pisać, że po kilkunastu minutach pobytu w lesie, z daszka na twarz mi kapało, a z rękawów kurtki woda spokojnie spływała. Gdy lasy opuściłam- nieświadoma faktu- odkryłam, że deszcz już nie pada. Mnie w lesie chyba najbardziej wykąpały krople wody spadające z iglaków i liści. Grzybki porobione. Satysfakcja pełna, banan na twarzy- gdyby tylko jeszcze borowych przybyło- byłoby idealnie. W tym roku taka aura jesienna się porobiła, że dalszego wyjazdu prawie nie ma co planować, bo nie powinno, a i tak popada. Serdecznie Wszystkich z mych stron pozdrawiam :)))))))))))
szerzej:
ale jeszcze więcej śmieci wszelkiego rodzaju od różnych butelek puszek itp.
Las to nie śmietnik wstydzcie się psełdo grzybiarze!!! Czy to zwierzęta mają sprzątać po ludziach? Tak samo zachowanie w lesie ma dużo do życzenia!! A pieski jak są zabierane do lasu powinne mieć kagańce założone a nie straszą ludzi i zwierzęta!! Trochę wyobrazni!! wkońcu jesteście dorośli i niepotrzeba was uczyć jak się zachowywać!!
szerzej:
W zasadzie z lasu mógłbym wyjść po półgodzinie z pelnymi wiadrami, ale co drugi podgrzybek byl robaczywy, albo przemarznięty. Po dłuższej wędrówce trafiłem na suchy, nasłoneczniony kawałek lasu i się zaczęło - od dwóch siedzuniów, a potem juz z górki- masa czarnych łebków na grubych nóżkach, maślaki sitarze malutkie i wyrośnięte w grupach po 10-20 zt, w brzózkach koźlarze, a na deser gromada sarniaków.