szerzej:
No więc stan spraw leśno-grzybowych na pograniczu Mazowsza i Podlasia jest dziś taki. Wysyp koźlaków, głównie brzozowych, rzadziej grabowych jest niesamowity, ale dobiega do przewidywalnego końca. Rosną po kilka, kilkanaście w jednym miejscu, ale tylko w niektórych typach lasu, chyba tylko w młodych brzezinachz dodatkiem sosny i grabu. Kań sporo i jeszcze porosną, ale raczej małe egzemplarze. Sporo ładnych opieniek, grube, solidne, giganty. Największa dorodna, zdrowa i soczysta po zważeniu miała prawie 150 gram, sam kapelusz. Maślaki mają swój schyłek, tysiące i przerośnięte, oczywiście są w młodnikach sosnowych i na obrzeżach. Szczęśliwie sporo dużych i bez lokatorów. Wciąż jednak nie ma podgrzybków w stałych miejscach. I najważniejszy grzyb, borowik, wciąż się nie wychyla. Dzisiaj zaledwie trzy sztuki. Generalnie, tutaj wciąż bardzo ciężki sezon, dla koneserów wiedzących nie tylko, gdzie dokładnie jechać, ale także iść. Liczba grzybów na godzinę wysoka, ale tylko dzięki dobremu od lat rozpoznaniu miejsc. Liczba na godzinę tylko dzięki jednemu lasowi o powierzchni kilku hektarów (młodnik brzozowo-sosnowy). W innych ok. 10 miejscówkach, też tego typu dobrze znanych młodnikach, zero grzybów jadalnych. Być może grzybnię prawdziwków i innych wypiera muchomor czerwony i olszówka, których tysiące.