szerzej:
Siadł stary szlachcic na górce, wśród ulubionych buków.. Zadumał się... Świat tak ułożony jest, że po wiośnie nadchodzi lato, po lecie jesień.. Piękna ta jesień w tym roku, pomyślał... Liście jak złoto się blyszczą, to wspomnienie zachowa w swej głowie... Dlaczego ludziom tak zależy na bogactwie, które rabusiów kusi, kiedy wokół tyle piękna... Wspomniał swych druhów serdecznych, co potyczki z obcymi toczyli, ile sprytu i zaangażowania wykazali w przygotowaniu zasadzek dla najeźdzców, co tereny ich chcieli zagarnąć... Ileż to lin z kolcami porozkladali i ile zabawy mieli, gdy białogłowa plackiem padała, zaplątawszy się w nie... Czasem aż włos mu się jeżył na głowie, jakich niestosownych dla damy słów używała 🤭. A jak wesoło było, gdy giemkowie, w żółtych pludrach, spod liści nagle wyskoczywszy, zamiast się kryć nicponie, gaciami tymi swiecili, kryjówki nieopatrznie swe zdradzali... A kozacka brać, w bojach wielce zaprawiona, lud dziki, wcale w obyciu nie łatwym był - na sztuce walki jak nikt się znał... I wreszcie szlachta okoliczna, do walki zdatna, ale i okowity lubiąca zakosztować, wiele frasunku, ale i radości mu sprawiła... I lud smagły, w gromadach się trzymający, wielkie zaangażowanie w bojach wykazał, scieżki leśne jak nikt inny znając... Ech, zima idzie, pomyślał, na wspominki mnie wzięło... A przecież taka kolej rzeczy, jak świat światem... A, i dzielna dziewoja, zacna bardzo, lecz w szatach niedbałych, rozczochrana i z koltunem na łepetynie... Bardzo ona stroić się nie lubiła, ale jak równa z resztą wojów do walk stawała... Teraz pewnie na przypiecku siedzi, albo zaptrzywszy się w okno, walki wspomina... I trębacze, co ostrzegali przed najazdem... Kunszt swój pewnie doskonalą, by na przyszły rok żadnych nut fałszywych nie rozsiewać... Oj, dziwny to rok był, dziwny, ale zarazem dobry, frasunek jeno taki mam, myślał sobie, że i w borze, i w dąbrowie i w buczynach, coraz mniej drzew się ostaje... I jakże tu przed agresorami się kryć.. Nie będę się frasował na zaś, pomyślał..
Nie czuł niechęci do tych, co na jego lud polowali, serce na dłoni dla każdego miał, byle by tylko poważanie dla jego domu mieli, on i jego pobratymcy, jak feniks z popiołów się odrodzą i na następny rok do podchodów gotowi będą... Czas na odpoczynek, pomyślał, z buklaczka miód pociągając...
Tak marzył sobie, nowe pomysły rozpatrując... I tylko jakaś cząstka jego, miała wrażenie, że on zwykłym szlachcicem nie jest, jeno Duchem Gór... Bo wszakże on różne postacie przyjąć potrafi... Może być kim chce, liściem, wiatrem, salamandrą czy wędrowcem ( z koszykiem 😉)... Uważajcie!