szerzej:
Ciężko podać jakiś obiektywny przelicznik grzybów na godzinę. Przez 6 godzin chodzenia zbierałem pojedyncze grzyby w tempie 15-20 na godzinę, aż trafiła się miejscówka, gdzie podgrzybków była cała masa i w 30-40 minut uzbierałem ze znajomym dwa kosze. W lesie niestety jest strasznie sucho, grzyby w większości miejsc są małe i podsuszone. Trafiają się pojedynczo borowiki, zdecydowanie potrzeba deszczu, bo inaczej będzie klops😂
szerzej:
Byłem pewien, że jedziemy poprawić sobie humory, a nie na obfite zbiory. Jednak się pomyliłem, było nas czworo. Zanurzylismy się w leśne postępy i o dziwo Las nasze poszukiwania wynagrodzi. Sporo maślankę ostrego, u mnie to bagienniak, prawdziwej w sladowej ilości, no i podrzybek, tego było sporo, płachetka kolpakowata, o której nie wszyscy wiedzą, jest dopuszczona do obrotu. Spacer przedni, pogoda wyśmienita, akumulatory naladowane, i zapomniałem, sporo kani, tylko w takim ustrponnym miejscu. na załączonym zdjęciu zbiory moje, pozostali też pełne kosze, jest sucho i to nie jest wysyp, bo jeśli by był to już by kilka wycieczek brakowało w Stanowiskach. Bylo super, pozdrawiam Ewcie, które dzielnie mi sekundowala, Sławka i Adama. juz nie mogę się doczekać następnego wyjazdu.
szerzej:
Bajeczna pogoda, cudowne 6 godzin spędzone w lesie. Zebrane w większości średnie, kilkadziesiąt mniejszych. Nóżki w większości robaczywe, kilka dużych w dobrym stanie, dokładnie sprawdzanych. Większość dużych zostało w lesie na rozsiew. Trafiłem zagajnik w którym było około 100-150 prawdziwków z czego może zabrałem 15 sztuk. Gdybym tam trafił tydzień temu to chyba bym oszalał 🙃. Może i dobrze że nie trafiłem. Z resztą takich „cmentarzysk” grzybowych zostawiłem kilka a w nich w sumie setki słaniających się borowików. Młode grzyby raczej pojedyńczo, maksymalnie 2-3 w jednym miejscu. Sporo radości sprawiły mi czerwone kozaczki, niektóre ślicznie rosły w gęstym poszyciu. Mleczaja jodłowego jeszcze nie ma.
szerzej:
Po sosnowym lesie licho babę niesie, goni ja pogania i do skłonów skłania 🤣. Do ucha jej szepcze - tam są grzyby lepsze, prawdziwka wskazuje, co już lewituje 😆. Bierze ja pod włos - będzie pełny kosz. podgrzybki w mchu schowane, prawie zakopane. Borowiki śpiące w trawie, jak po hucznej zabawie 😏, śpią jeszcze w pierzynie, jak po mocnym winie 🍷 🙃. Pstre maślaki, ubrane w żółte kubraki, bez śladu ślimaka, zgrywają chojraka. Czerwone muchomory 🍄 gdzieś się pochowały, i do zdjęć wcale nie zapozowały ☹️. Baba z lichem razem cicho podśpiewują i Matce Naturze za grzyby dziękują 🙏. W taki oto sposób, baba oraz licho, nazbierali grzybów, będąc w lesie cicho 🤫. Bo w tym cały urok - cieszyć się zbieraniem - nie śmiecić, nie krzyczeć, nie być chuliganem 🤬. Baba oraz licho pełne kosze mieli, bez robali 🐛, trawy - bo wszystkich nie cięli. Ślimaki i robale swą dolę dostaną, bo przecież grzyby wolą, a nie suche siano. Spotkana sarenka i na łące żurawie, to wiśnia na torcie w tej leśnej wyprawie 😉 Hej!
szerzej:
Dumna jestem z grzybka wypatrzonego z jadącego samochodu. Nareszcie to nie było przywidzenie! Zdjęć znów brak, trzeba użyć wyobraźni 🤩
szerzej:
Napatrzyłem się na zdjęcia tych „czerwonych” borowików i postanowiłem za nimi poganiać. Teoretycznie las sprzyjał, momentami. Zamiast sosnowych były szlachetne. Te z sosny robaczywe w 95% i młodych praktycznie brak. Przy okazji znalazłem kosz podgrzybków które występowały miejscowo, najchętniej w miejscu sosnowo-świerkowym. Jako że podgrzybki suszone uwielbiam (w pierogach) to jakiś wielce zmartwiony nie byłem. Drugi etap wycieczki to prawdziwki w jodle, buku itd. To już koniec wysypu, młodych grzybôw na lekarstwo, głównie wyrośnięte grzyby które w połowie zostawiłem na rozsiew. Kilkanaście dużych wziąłem a przy obróbce standard tegoroczny. Korzeń zdrowy a łepek często robaczywy. Ogólnie w lesie zostało jakieś 50% z tych teoretycznie nadających się do zbioru. Temperatury zrobiły swoje. Zaczęły za to pojawiać się kozaki dębowe, zdrowe co w tych terenach nie jest oczywiste. Sama wycieczka cudowna, Przez te 7,5 godziny spotkany jeden grzybiarz, cisza w lesie. Szkoda że ten turbo wysyp już się skończył, rzeczywiście bardziej on przypominał mi ten letni niż rozciągnięty, mniej robaczywy jesienny. Acha, to taki środek geometryczny z dwóch, oddalonych od siebie o godzinę miejsc.