szerzej:
Piękny, słoneczny dzień wręcz zapraszał do lasu. Dawno nie odwiedzałam swoich bukowych górek rozczarowana brakiem wyraźnego jesiennego wysypu borowików. Trafiały się pojedyncze sztuki, trochę podgrzybków i borowików oprószonych, ale nie na tyle, by nęciło wspinanie się po górkach i nabijanie kilometrów, kiedy noga nie chce współpracować, a szansa na przyzwoity zbiór jest większa w lasach sosnowych. Dzisiaj postanowiłam powiedzieć bukom: pa, pa i trochę się po nich poszwędać, poszurać opadłymi liśćmi i pomodlić o jakiegoś listopadowca 😂 Pierwsza miejscówka, tuż przy szosie - dwa przyzwoite oprószone, jeden zadeptany na śmierć prawy ( jest nadzieja!) i sterty drewna opałowego. Druga miejscówka, też blisko głównej drogi, trochę spleśniałych aksamitek i jest! Pierwszy, maleńki prawdziwek! Na szczęście rósł na skarpie, inaczej nie zauważyłabym go pewnie w grubej warstwie liści. Ach, serce śpiewa, nadzieja rośnie. Skoro w niedzielę, w tak wydeptanym miejscu, znalazł się jeden, to może moja tajna miejscówka coś urodziła? Drałuję więc w głąb lasu. Po drodze widzę sromotniki w zejsciowej formie, swiezutkie muchomory czerwone i jakieś bardzo ciemnobrązowe, też nakrapiane, trochę przerośniętych opieniek ciemnobrązowych. W punkcie kontrolnym, przed właściwym miejscem tańczę i śpiewam 😂 Niemal go nadepnęłam! Ciemnobrązowy, z tak grubym korzeniem, że nie mieści się w ręce. Piękny, jesienny prawdziweczek😄Skoro tu jest, to tylko może być lepiej! Przeciskam się przez gęste samosiejki brzozowe, które koniecznie chcą mnie policzkować i wybijać oczy, pełznę z ochronnie spuszczoną głową i tylko pewnie dlatego udaje mi się dostrzec plamę nieco innego koloru. Odgarniam liście i oto jest następny. Trochę podgryziony z boku, ale nic to! Wylazłszy wreszcie na polanę, podnoszę głowę i... schodzi ze mnie powietrze, euforia, nadzieja. Na mojej pewniaczce trwa właśnie przecinka. Młode drągowiny leżą tak, jakby szalał tam pijany drwal. W prawo, lewo, na skos, na krzyż. Jedne cięte nisko, inne metr nad ziemią... Podchodziłam trochę, tam gdzie się dało, ale niestety... Albo nie było, albo wyzbierane ☹️ Ponieważ czas mnie nie gonił, postanowiłam jeszcze zajrzeć w jedno miejsce. Nie byłam tam już 2-3 lata, kiedy po wycinkach droga zarosła wysoką trawą, a po obu stronach pojawiły się "szkółki" czyli zarośnięte chaszczami ogrodzone tereny. Samotna wyprawa przez taki teren nie bardzo mi się uśmiechała. Teraz jednak droga znowu jest rozjeżdżona, a prowadziła na cudną górkę z grzybami jak marzenie. Tak więc taplając się w błocie, miejscami przeciskając się przydrożne chaszcze mozolnie brnęłam przed siebie. Gdybym zdecydowała się tydzień wcześniej na taką wyprawę nacięłabym trochę podgrzybków i suchogrzybków oproszonych, których teraz spleśniałe trupki świeciły wśród liści i gałęzi ☹️ W końcu udało mi się dotrzeć w zaplanowane miejsce. Tak myślę. Bo trudno rozpoznać las, którego już nie ma. Kolejne kilkanaście hektarów starodrzewu bukowego zniknęło, zostawiając gołe górki. Iński Park Krajobrazowy przypomina w tej chwili chorego z łysieniem plackowatym. Teoretycznie drzewa są... Na pocieszenie pod jednym przydrożnym bukiem znalazłam kilka prawdziwków. Dwa, sterane wiekiem, zostały, młodsze powędrowały do kosza. Poszurałam trochę w liściach tam i ówdzie z nadzieją na lejkowce, ale niestety ☹️
Może wybiorę się tam jeszcze za tydzień, jeśli pogoda i zdrowie pozwoli, ale serce boli, kiedy widzi taką rzeź w majestacie prawa.
szerzej:
Dzisiaj pojechałam do Klinisk pospacerować. podgrzybki się kończą. Można znaleźć pojedyńcze, nawet małe ale powyjadane przez ślimaki. Kanie w dobrym stanie. Poza tym zaobserwowałam łuszczaka zmiennego i opieńkę ciemną, wielką, starą i z dziurami 😂
No cóż.. grzyby się kończą, te jesienne przynajmniej, ja mam chore kolano i prędko pewnie nie będę chodziła po górkach 😂 ale cała nadzieja w kumplu, może ten jeszcze coś uzbiera. Pozdrawiam Wszystkich grzybiarzy!