szerzej:
Tak jak pisałem, dziś pogoda zachęcała do patrolu na rewirze. Tylko 24 stopnie i pochmurno. Zatem nie grzeje i można wykonać pierwszy na moim stały rewirze patrol w celu rozpoznania stanu grzybni. Szybko się zapakowałem w mojego 4x4 i jazda. Pierwszy sektor, stary poczciwy zagajnik, zarzewie prawdziwka i koźlarza wszelkiej maści. Lecę nim w dół, wszystko przewrócone do góry nogami (mam na myśli liście) chyba dziki to tak rozpiep.. y, totalny wysyp gołąbka żółtego śmierdzącego. Ale szukam cierpliwie, zero prawdziwego! Ale jest pierwszy "czerwoniec" wielgachny ma z 20 dkg, szybko lecę dalej, jest drugi i trzy brzozowe grubasy, w koszu już jest co nieść, bo ten drugi "czerwoniec" też duży jak pierwszy. Wracam z powrotem zagajnikiem i jest trzeci czerwony, tym razem fajny z wielką buławą tzw. "cebula". No to jest OK. Wsiadam w auto i walę na sektor leśny. Przez chwilę mnie zatrzymuje trzęsawisko na drodze, nawet 4x4 nie pomaga, jadę w poprzek drogi, dopiero reduktor rozwiązuje problem. Ale się zakopałem uff! No ale juz jestem pod lasem. Wchodzę! Na samym WELCOME mam dwa prawdziwe i w koło pieć pokrojonych wręcz pni od prawdziwych. Ktoś tutaj nieźle poszalał bo szatkował grzyby ogromne, ale robaczywe. Moje są mniejsze, ale w miarę dobre. Lecę lasem, co kawałek jest prawdziwek, albo kozaczek brzozowy ale co 4-ty się nadaje do zabrania.
Przeskoczyłem spory kawałek lasu i fajnie, bo trafiłem na dwa miejsca z "czerwońcami" ale to mi nie wystarcza. Przelatuję przez ogromne kurniki ale nawet szkoda się schylać, kurki są świeże ale robaczywe wszystkie!
Zmieniam kierunek na moje "tajne miejsca" I tu się zaczyna!! Co ruch to grzyby, trafiam na ogromne skupisko borowika grubotrzonowego, owocniki ogromne, piękne jak z bajki! Kapeluchy ochrowe, siatki żółte, eh jest tego parę kilo ale wiadomo, nie do jedzenia. Przy okazji znajduję kilka dobrych prawusków, lecę stokiem, w dół przepaść z 50 m, i wchodzę na najważniejszy sektor, tu jest TRAGEDIA dla grzybiarza!! Same trupy prawych, większe od mojego kosza! Po 4-5 w miejscu. Gdybym tu był tydzień temu! Schodzę na początek tego "cmentarza grzybów", i tu znajduję ok. 10 prawych ale takich ekstra. To biorę. Wszędzie jest mnóstwo grzybów wyglądających jak usiatki ale to LIPA, nie ten kolor czapki!! Biorę jednego, wygląda jak hybryda" prawego" z "usiatkiem" ale NIE, ja się nie dam nabrać na to, wiem co to jest, to GORYCZAKI ŻÓŁCIOWE, robię jeszcze ot tak dla jaj próbę smakową, tfu!!! Piecze w język jak piołun! Ale jest ich, gdyby tu trafił jakiś młody grzybiarz to kosz a pięć minut pełny tylko potem wszystko na wyrzucenie.
Omijam te podróby grzybowe, w sumie kosz mam na fulla. Wracam i teraz mogę zahaczyć o jodły i ceglaki. Ale tu niespodzianka, ktoś to wykosił przed mną. Jednak nie jest tak źle, co prawda w najlepszych miejscach ceglakowych znajduję piękne trzy prawuski, ale ceglaki też trafiam i to same świeże. Wyciągam awaryjną reklamówkę bo kosz mam pełny i brak miejsca! Ładuję łupy i do auta!
Tyle mam co potrzeba. Wracam do domu. Dwie godziny mnie nie było. Wracając pomijam już moje sektory awaryjne na ceglaka, to następnym razem! Dziś wystarczy. Borom Cześć!
P. S. Moje wyjazdy mają obecnie charakter czysto informacyjny bo grzybów nie potrzebuję, robię to tylko dla Was. W sumie mam tylko potem problem co zrobić z grzybami bo mam jeszcze zapasy z zeszłego sezonu.
szerzej:
Ta jak wyżej pojechałem po ziemię do lasu, w sumie jaka to tam ziemia, ot glina ale zawsze lepsza niż moja ogrodowa... Załadowałem starą balię do jeepa i cztery wiadra aby sobie tym nosić i sypać do balii. Ledwo wszedłem w las już mnie nerwy wzięły! Patrzę po półlkach bo taki mam układ lasu i widzę ceglaka... Postawiłem wiadra, łopatę i hyc na półkę wyżej- i SIĘ ZACZĘŁO!! Co krok to grzyb aale ja uparty, z pięć poleciało w wąwóz! Nie przyjechałem na grzyby więc nie biorę! Ale nagle wlazłem w kozaki grabowe i na swoje nieszczęście jednego sprawdziłem i DOBRY! Niemożliwe! Zawsze są mocne robaczywe. Sprawdzam drugi i trzeci i dobre też! No i zaczynam myśleć- w czym ja to zabiorę! TAK znowu mnie choroba dopadła! Nie mam kosza ani nawet reklamówki! Zaraz, ale mam wiadra! Trzeba ziemi naładować i jedno wiadro wyczyszczę, jego użyję. Tak też zrobiłem. Znam miejsca trzeba wyże w las udrzyć tam są niedobitki grabów których złodzieje jeszcze nie wywieźli! Zatem sunę od górę z wiadrem bo szybko te 120 litrów ziemi napakowałem do balii, im dalej w las to mnie grzyba, co gorsza co miejsce z grabami to są grzyby ale same stare. Czyli spóźniłem się o jakiś tydzień. Kilka się nadało do zabrania, wracająca wiadro uzupełniam ceglakami, a jest tego mnóstwo. Wiadro kopiate, raptem minęła może godzina... I mam następny problem, szybko szukam w głowie kogo by "ożenić" z tymi grzybami... W domu nie mam ani miejsca, ani nikogo chętnego aby to czyścić... Raczej mam spore szanse abym razem z tym wiadrem został wyklęty. Parkuję pod domem i JEST ZBAWCA! Akurat syn sąsiada za płotem! Szybko do niego krzyczę i obdarzam go wiadrem mojego łupu. Jest bardzo zadowolony a ja jeszcze bardziej. Tym razem mi się udało, wilk syty i owca cała. Muszę znowu omijać te przeklęte lasy bo grzyby tylko na mnie czyhają, wypatrują kiedy tylko się pojawię, bo wiedzą, że ich nie zostawię na zgnicie jak już mnie dopadną. Takie mam już gołębie serce w tej orlej piersi. Borom Cześć
P. S. Tym razem nie daję zdjęcia bo n ie zdążyłem zrobić tak szybko się pozbyłem łupu.