szerzej:
Darz Grzyb!;-) Piątek, 30 lipca 2021 roku. Tak szybko przeszedł do historii siódmy miesiąc w roku w lesie. Dopiero czerwiec witał mnie rogalikiem Księżyca na niebie zwiastując rozpoczęcie sezonu jagodowego, a tu lotem błyskawicy księżycowy rogalik z końca lipca przypieczętował jego koniec. Magia lipca 2021 bezpowrotnie przeszła do wielkich ksiąg leśnej historii i bezkresu kniei. Cóż mi pozostało? Po raz ostatni w sezonie jagodowym 2021 postanowiłem zaszyć się w jagodowych krzaczkach, wśród tysięcy sosen, komarów, żuków, kleszczy, strzyżaków, mrówek, tudzież os lub szerszeni i wielu wielu innych leśnych stworzeń, które pilnują i starają się, abym nigdy nie czuł się w lesie osamotniony i zapomniany.;)) Wczesnym rankiem, kiedy krystaliczne biało-żółte światło słoneczne dopinguje w jaskrawy sposób magiczną odsłonę porannego lasu, aby wszelkie stworzenia zachwyciły się i pochyliły na cześć przepięknie rozpoczętego nowego dnia, wszedłem w lasy Bukowiny i w niezbyt szybkim tempie przemieszczałem się, dając się ponieść fali natchnienia, która wylewała się z obudzonego, ale jeszcze trochę zaspanego lasu. Wrzosy, mieniące się jeszcze tydzień lub dwa tygodnie temu pręcikami delikatnej zieleni, teraz nabrzmiewają przed uroczystym misterium, które wkrótce otworzy się niezliczoną ilością kwiecistego fioletu. Będzie to pierwszy klucz, który przekręci leśny zamek i uchyli wrota do nadchodzącej jesieni. Minął ponad miesiąc od kiedy rozpoczął się sezon jagodowy, a więc można go wstępnie podsumować, chociaż będzie on jeszcze trwać przez kilka tygodni. Jednak leśne wydarzenia pozwalają już na jego wstępną ocenę. Coś dziwnego zaczęło nękać krzaczki jagodowe. Pierwsze symptomy patogenu czy jakiejś choroby grzybowej były widoczne w połowie lipca. Teraz przybrały na sile, miejscami ma to masowy charakter. Liście zwinęły się, zmieniły kolor na brązowy, uschły i opadają, a wraz z nimi owoce. Te, co jeszcze wiszą są mizerne, bez jagodowego turgoru i soczystości. W takich porażonych miejscach sezon jagodowy już się zakończył. Tam, gdzie “zaraza” nie dotarła, wciąż można przyzwoicie nazbierać jagód. Ogólnie cały sezon, który miejscami kończy się gwałtownym wysychaniem borówki, oceniam maksymalnie na ocenę dobrą. Dziwny sezon, ponieważ nie było jakiejś skrajnej suszy i upałów, a mimo to, część siedlisk jagodowych wygląda tak, jak podczas szalonego pod względem temperatur i skąpstwa opadowego sierpnia 2015 roku. Na szczęście jagodowa “zaraza” ominęła kilka kultowych miejsc, w których od wielu lat zbieram jagody. W tych lasach zakończyłem sezon, ale warto tu jeszcze wspomnieć o pewnej tradycji, którą przekazali mi świętej pamięci Mistrzowie uczący mnie sztuki leśnego zbieractwa jagód i grzybów. Zawsze po zakończonym sezonie, każdy z nich dziękował przyrodzie za wszelkie zbiory, którym lasy ich obdarowały. Każdy też dziękował na swój sposób. Jeden się modlił, drugi patrzył w głębię lasu, jakby chciał wszystkim lasom w Bukowinie szepnąć “dziękuję”, jeszcze inny dotykał jagodniki i dziękował im bezpośrednio. Nieważne jest to, w jaki sposób i komu dziękujemy. To każdego indywidualna sprawa. Ale na pewno warto powiedzieć Leśnej Świątyni “dziękuję za udany sezon i zbiory”. Nie śpieszyłem się specjalnie z ostatnimi zbiorami jagód, coraz częściej odzywała się we mnie chęć włóczęgi, dlatego po kilku godzinach, schowałem koszyk głęboko w lesie i z aparatem fotograficznym wyruszyłem pobuszować trochę po kultowych, bukowińskich lasach. W zeszłym tygodniu przeszła nad lasami Bukowiny solidna burza, która przyniosła porządną dawkę opadów, jednak to i tak kropla w morzu leśnych potrzeb. Przynajmniej na kilka dni zmalało zagrożenie pożarowe. Część tej burzy objawiła się niszczycielską siłą i uderzyła w lasy wokół Sycowa, szczególnie dotkliwie ucierpiała Ostrowina. Bukowina i lasy do niej przylegające miały więcej szczęścia i nie zostały zniszczone. W ściółce wciąż króluje bezgrzybie, ale grzybowy uparciuch zawsze coś znajdzie, choćby na powalonym konarze drzewa. Kiedy postanowiłem trochę pochodzić po lasach, instynkt i natura grzybiarza szybko rozkazały mi zajrzeć w kilka miejsc. Wykonałem ten rozkaz z przyjemnością. Poszedłem też sprawdzić, jak się mają grzyby blaszkowe, które znalazłem tydzień wcześniej. Po opadach znacznie urosły, ale też wykluły się nowe, młode owocniki. Nie wiem, co to za gatunek, być może któryś z leśnych pieczarek, jednak strzelam na oślep, bo nie jestem pewien co do tego gatunku. Poza tymi grzybami znalazłem jeszcze dogorywające gołąbki i goryczaki, miejscami ponurniki aksamitne. Ogólnie to grzybowa bieda wciąż lata na golasa po lasach, nie ma się zamiaru ubrać i schować bezwstydnica jedna.;)) Oby solidne deszcze na początku września i ochłodzenie przegoniły ją daleko stąd. Jeżeli wspomniałem o wrześniu, to warto napisać, że modele numeryczne co rusz wyrzucają z siebie nowe rewelacje i prognozy dotyczące pierwszego, najważniejszego miesiąca w roku dla grzybiarzy. Teraz “wypluły” wiązki, wedle których czeka nas bardzo suchy wrzesień… Nie przejmuję się tymi prognozami, pewnie jeszcze kilka razy się zmienią. Jednak wszystko może się zdarzyć. Wrześnie bywają skrajne pod względem temperatur i opadów. Nieraz jest chłodno i deszczowo, innym razem ciepło, ale z opadami w normie, niemniej bywały też wrześnie skrajnie suche i ciepłe, co kompletnie powstrzymywało wzrost grzybów. Co w grzybowym scenariuszu szykuje wrzesień 2021, a zaraz po nim październik? Nie mam pojęcia, ale na pewno czeka nas nie do powstrzymania emocjonalny stan napięcia grzybowego. Co roku to samo, a człowiek zachowuje się tak, jakby wysyp grzybów był konieczny do zbawienia ludzkiej duszy. Po prostu szajba.;)) Rozmyślałem długo o lesie, grzybach, o Bukowinie i wszystkim tym, co widzę i słyszę, aż doszedłem na skraje lasów z polami kukurydzy, zbożem i miejscami pastuchami elektrycznymi. Dojrzała forma lata charakteryzuje się tu zielenią w ciemnych odcieniach i dojrzewającymi kłosami zbóż. Ponownie wróciłem do lasu. Wszelkie miejscówki grzybowe były puste, nawet honorowego ceglasia lub kurki nie znalazłem. Za to po raz kolejny moją uwagę przykuły leśne niuanse, które często przemykają przed oczami zamyślonego wędrowca, a przecież są widoczne i podane jak na leśnej tacy. Szumiące liście topoli na wietrze, kałuża po burzy, motyl na ziemi, skoszone zboża. Widoki znajome od lat, wciąż wspaniałe, kojące, inspirujące, wciągające, dające poczucie niezwykłego piękna, harmonii, szczęścia i chwilowego oderwania się od codzienności. Najgłębiej przemawiają najprostsze kadry. W lesie nie trzeba kombinować z aparatem fotograficznym, stosować różne zabiegi, efekty, itp., aby móc w pełni korzystać się z tego, co się widzi. Kiedyś nie było aparatów, a ludzie dostrzegali potęgę prostoty leśnego przekazu. Dzięki temu, że dusze mieli bardziej otwarte na las. Lipiec w Bukowinie był wyjątkowy! Jak każdy lipiec w Bukowinie. Te zdania są proste jak leśny przekaz, bo to jest prosta prawda, ale wielka prawda i najprawdziwsza prawda. Bukowina na zawsze!;)) Serdeczne pozdrowienia dla grzybowo/leśnego ludu na portalu z zacnym Adminem na czele!;-) Cała relacja ze zdjęciami pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/przeminelo-z-lipcem-w-bukowinie. html
szerzej:
Grzyby w zdecydowanym odwrocie, zbiór bardzo mizerny: tylko 1 usiatek, 3 ceglasie, 1 podgrzybek, 1 koźlarz babka. Jeszcze tylko w bukach i to tylko w leżących gałęziach i liściach można trafić na gołąbki. Zebrałam ok. 80 małych, kulkowatych owocników. Nieliczne muchomory czerwieniejące i rdzawobrązowe, podgrzybki złotawe bardzo zmęczone suszą.
W świerkach zupełne zero jadalnych, zauważyłam tam tylko kilka muchomorów plamistych.
Jeżeli w najbliższym czasie nie spadnie obfity deszcz nie będzie co zbierać.
Pozdrawiam :)
szerzej:
się trzymam. Przyszły weekend odpuszczam chyba że popada bo w ubiegłym tygodniu opady były bardzo mizerne. Grasują ślimaki i wszechobecne strzyżaki. Pozdrawiam 😁
szerzej:
Sprawdzone miejsca więc grzybobranie było szybkie i skuteczne.