szerzej:
Życzę by ten Nowy Rok był dla Was pomyślny, by szczęście Was nie omijało, a zdrowie zawsze dopisywało. Uśmiechajcie się często i serdecznie, używajcie leśnego życia do woli. Obyście szczególnych leśnych przygód doznali, w sezonie co kilka sekund po grzyba się schylali, kosze, wiadra połamali, na nowe często wymieniali. A w nich niech prym wiodą prawdziwki pękate, dalej podgrzybki pyzate, kozaki czerwone, ślimate maślaki. Życzę Wam tego, co tam sobie zaplanowaliście, oby się Wam udało. Wszystkim nieustającej miłości do Przyrody i niech w 2019 Roku Las będzie z Wami! Do Siego Roku! 😊😊
szerzej:
Wyjście głównie w celach spacerowych i fotograficznych😀. Choć zebrałem trochę płomiennicy, chcę zrobić zapiekankę z grzybami, zobaczymy jak wyjdzie. Dzidku myślałem też dzisiaj, żeby jechać na boczniaki ale późno się zebrałem i nie było już czasu. Mam takie miejsce do sprawdzenia dość blisko, a pogoda sprzyja zimówkom i uszakom, może też boczniaki mają się dobrze. Na pieńku przed domem cały czas rosną boczniaki, a nawet obok nich wyrosły zimówki😀 także jest to dobry zwiastun. Pozdrawiam!
szerzej:
Być może to ostatnie grzybobranie w tym roku. Niestety grzyby zimowe już mi się znudziły i nie czuję już satysfakcji ze znalezienia kolejnego stanowiska zimówki. Nawet nie chce mi się już ich jeść. Dzisiaj wziąłem sobie tylko kilka a kilkadziesiąt zostawiłem. Co innego z boczniakami. Marzy mi się pożądana kępka albo kilka kępek młodych, grubych, owocników. Znalazłem coś takiego ale na drzewie przy ulicy w Gliwicach. Szkoda że nie w lesie. No dobra. Koniec marudzenia. Idę czytać "Tajemnicze życie grzybów" znalezione pod choinką 😀
szerzej:
Oprócz czarek widziane i sfotografowane płomiennice, również zostały. Jeszcze niedawno pisałem w podsumowaniu, że w tamtym roku za diabła nie mogłem znaleźć czarek i, że będzie cel poszukiwań na nowy rok, a tu trafiłem jeszcze przed końcem 2018😃😃. 2019 już się dobrze zaczyna choć jeszcze się nie zaczął😃 Teraz jest nowy cel-smardz jadalny, którego jeszcze nigdy nie znalazłem. Pozdrawiam!😃
szerzej:
Leopold Staff „Wigilia w lesie”
I drzewa mają swą wigilię...
W najkrótszy dzień Bożego roku,
Gdy błękitnieje śnieg o zmroku:
W okiściach, jak olbrzymie lilie,
Białe smereczki, sosny, jodły,
Z zapartym tchem wsłuchane w ciszę,
Snują zadumy jakieś mnisze
Rozpamiętując święte modły.
Las niemy jest jak tajemnica,
Milczący jak oczekiwanie,
Bo coś się dzieje, coś się stanie,
Coś wyśni się, wyjawi lica.
Chat izbom posłał las choinki,
Któż jemu w darze dziw przyniesie?
Śnieg jeno spadł na drzewa w lesie,
Dłoniom gałęzi w upominki.
Las drży w napięciu i nadziei,
Niekiedy srebrne sfruną puchy
I polatują jak snu duchy...
Wtem bić przestało serce kniei,
Bo z pierwszą gwiazdą niebo rozłogów,
A z gęstwiny, rozgarniając zieleń,
Wynurza głowę pyszny jeleń
Z świeczkami na rosochach rogów...
szerzej:
W lesie zostawiłem znacznie więcej, miałem sprawdzać jeszcze dwa miejsca, ale po dwóch tygodniach choroby trochę kondyja mi siadła, a na koniec przypomniałem sobie, że glina to świetny środek smarujący i poślizgowy i zjechałem z góry na siedzeniu przeturlałem się raz i to już była kropka nad i, czas wracać.. 😃 Wesołych już, życzyłem to teraz smacznego karpika😃😃
szerzej:
Początek lata w tym roku był niezwykle upalny i słoneczny🌞🌞🌞, zawsze cieszyła mnie taka pogoda, ale nie tym razem, wszak zbierałem grzyby już od samej zimy i nie zamierzałem poprzestawać w poznawaniu nowych gatunków. Po grzybach zimowych i wiosennych, przyszła kolej na te letnie, a tu temperatury sięgające 30 stopni i brak deszczu. Nie przeszkodziło to jednak borowikom usiatkowanym w mojej nowo odkrytej miejscówce. Nie był to wysyp, ale za każdym razem znajdowałem kilka do kilkunastu pięknych owocników😄. Oprócz nich znalazłem w Jaworznie mały skrawek lasu obfitujący w kurki🐔, kilka wypadów zakończyło się zbiorem w pokaźnych ilościach, a sos ze świeżych kurek smakował niesamowicie😋. Odkryłem jednak choć dalej nie jestem pewien w stu procentach co jest główną przyczyną??, że kurki dłużej przechowywane lub mrożone robią się czasem strasznie gorzkie. Widok stada kurek zawsze cieszył niezmiernie, ale pamiętam jak ciężko się zbierało w tym lesie, ulubionym nie tylko przez kurki, ale też natrętne muchy i strzyżaki, a do tego żar lejący się z nieba🌞. Na celowniku miałem również muchomory, bardzo chciałem spróbować muchomora czerwieniejącego i żółtawego, o których słyszałem, że rosną w Jaworznie obficie i faktycznie były dokładnie tam gdzie powiedział znajomy. Pierwszego zjadłem żółtawego i raczej mnie nie zachwycił, ale byłem trochę zestresowany😂😂. Natomiast czerwieniejący smakował od razu i z każdym kolejnym smażeniem wydawał się jeszcze lepszy. Jest to dobry grzyb na dni ogólnej grzybowej posuch, bo często jedyny pozostaje na placu boju, mimo, że faktycznie lubią go czerwie, to jak znajdę 150 sztuk zawsze trafi się kilkanaście zdrowych co w zupełności wystarcza na niezłą wyżerkę 😂. Przy okazji poszukiwania nowych miejscówek, znalazłem kolejną krainę usiatków, która była równie dobra jak ta pierwsza, choć zupełnie inna jeśli chodzi o drzewostan. Susza jednak dawała się coraz bardziej we znaki, pamiętam jeden bezgrzybny wypad masą gołąbków, których wtedy jeszcze trochę się obawiałem. Wtedy do gry wkroczyły okolice Wadowic i Andrychowa, to był mój pierwszy dalszy wypad w tym roku i nie zawiodłem się. W górach życie grzybowe tętniło, rosły prawdziwki, koźlarze grabowe, ceglastopore w wielkich ilościach, mnóstwo różnorakich gołąbków, muchomorów czerwieniejących od groma, bardzo dużo mleczajów smacznych, na które nie zdecydowałem się i do tej pory żałuję, bo były wtedy w pełnym rozkwicie🤩. Potem była pamiętna impreza w Piłce i wypad z Grażką do jej niesamowitego lasu. Susza jak w mordę strzelił, usycha wszystko i trzeszczy pod nogami a tam dalej rosną prawdziwki. Czasem jednak dzieją się rzeczy niewytłumaczalne i zadziwiające, świat grzybów szykował już następne niespodzianki.... ale o tym w kolejnym odcinku przygód leśnych młodego W.😀 Do usłyszenia!!
szerzej:
Sezon 2018 właśnie dobiega końca. Najdłuższy w mojej historii. Nigdy wcześniej nie zbierałem grzybów od początku stycznia do końca grudnia. Przez większość grzybomaniaków rok 2018 uznany został za słaby. Trwające od wczesnej wiosny upały i susza nie sprzyjały wysypowi naszych ukochanych kapeluszników. Dla mnie osobiście był udany bo nie rozpatruję go tylko pod kątem zgromadzonych zapasów. Ważne jest dla mnie poznawanie i znajdywanie nowych gatunków, poznawanie nowych miejsc i ludzi. To wszystko miało miejsce w tym sezonie i dlatego jestem z niego zadowolony. Ale po kolei. Już na początku stycznia zacząłem chodzić po lesie w poszukiwaniu grzybów zimowych. Znajdywałem zimówki i uszaki bzowe. Te pierwsze na początku nauczyłem się rozpoznawać a później za namową kilku osób zacząłem też jeść. I chyba to było kulinarne odkrycie roku bo naprawdę mi zasmakowały. I pojawiło się przedwiośnie a z nim wyczekiwanie na pierwsze nowe grzybki po zimie. To dziwne ile radości może wywołać mały niepozorny grzybek – trąbka otrębiasta. I pojawiła się ciepła i sucha wiosna a z nią pierwsze smardzowate. Moje miejsca nie zawiodły i mogłem cieszyć się ze smardzy stożkowatych i smardzówek czeskich. Znalazłem też swoją pierwszą piestrzenicę kasztanowatą. Niestety w tym roku nie pojawiły się w mojej miejscówce smardze jadalne. Mam nadzieję, że już za kilka miesięcy znowu będę je mógł spotkać w swoich krzakach. Smardze skończyły się w kwietniu. I przyszedł maj – dla wielu najpiękniejszy miesiąc w r roku. Dla mnie również był wyjątkowy. To że znalazłem szybko maślaki i koźlarze babki to może nie jest nic wyjątkowego. Ale 19 dnia tego miesiąca znalazłem pierwsze dwa borowiki szlachetne i borowika ceglastoporego. Ponieważ śledzę doniesienia grzybiarzy nie tylko na tym portalu ale też w kilku innych miejscach to wiem że było to jedne z pierwszych doniesień o szlachetnych w tym czasie. Wcześniej znajdowano już usiatkowane ale one zawsze pojawiają się najwcześniej. I pojawiła się euforia i częstotliwość wyjazdów do lasu wzrosła. Ale wysyp nie trwał długo i później w okresie wakacyjnym zaczęła się grzybowa posucha. Grzybów było jak na lekarstwo i jeszcze najczęściej robaczywe. Do tego upały i kleszcze. Nie będę ukrywał, że w tym okresie czasem odczuwałem już zmęczenie chodzeniem do lasu. Sytuacja zmieniła się podczas wyjazdu na wakacje w Pieniny. Poznałem wtedy przyjemność zbierania w jodłowym lesie. W przeciwieństwie do wysuszonej reszty kraju życie grzybowe w górach było w rozkwicie. Spotkałem wiele wcześniej nie widzianych gatunków takich jak borowiki żółtopore i górskie, siedzunia jodłowego, kilka gatunków pieprzników, kolczaki i innych. Po powrocie z wakacji oczekiwanie na właściwy jesienny sezon w sierpniu i wrześniu, spędzone często na oglądanie prognozy pogody i radarze opadów. Niestety nie było ani opadów ani wysypu. Zawodziły mnie moje miejsca w Gliwicach i w okolicach Częstochowy. Gdyby nie dwa wypady w Małopolskę i Beskid Żywiecki to z uzupełnieniem zapasu suszonych prawdziwków byłby problem. Trochę lepiej było w październiku – zbierałem podgrzybki, kozaki, kanie, maślaki. Prawdziwki znajdywane w drugiej połowie miesiąca dawały nadzieję na szybkiego novembrusa. Niestety moje miejscówki zawodziły i trzeba było uruchomić koło ratunkowe . Zawiodły też inne grzyby typowe dla późnej jesieni czyli zieleniatki. Było ich zdecydowanie mniej niż w ostatnich dwóch latach i jeszcze często z lokatorami. Ale kilka słoików udało się zamarynować. Końcówka roku to już zbieranie głównie zimowych grzybów czyli płomiennicy zimowej i boczniaków. Te ostatnie po raz pierwszy znalazłem i jadłem. Rok 2018 to także wiele poznanych nowych miejsc. Od początku roku odbywałem wspólne wyprawy w nieznane najczęściej z Arturo i Młodym Werterem. To były jedne z kilku nowych znajomości w tym roku. Odbywała się też dalsza integracja Grzyboświrków poprzez kilka spotkań. Najmilej wspominam to w Zwardoniu ze względu na okoliczności i niezłą zabawę. Serdecznie pozdrawiam wszystkich znajomych z tego portalu i admina.
Podsumowując, muszę stwierdzić, że sezon pomimo tego, że chimeryczny to jednak udany. Żal mi, że nie znalazłem ani jednego koźlarza pomarańczowożółtego, piaskowca modrzaka, maślaka pstrego nie mówiąc już o borowiku sosnowym. Ale znalazłem inne wymienione już gatunki i nie wymienione takie jak: piaskowiec kasztanowaty (dzięki uprzejmości MW) czy maślak szary. Nie można mieć wszystkiego na raz. Będzie co szukać w roku 2019 i kolejnych. Oby były co najmniej tak udane jak rok 2017.
szerzej:
Działo się jednak tyle, że ciężko streścić to w jednym raporcie, dlatego na te zimowe dni dla przeciwwagi załączam część wiosenną i wczesnoletnią, a konkretnie od kwietnia do początku czerwca😁. Sezon rozpocząłem tak naprawdę kończąc jesienny sezon 2017. Pierwszy raz w życiu szukałem grzybów również w zimę i na wiosnę. Pamiętam, że zaskoczyło mnie jak przyjemnie jest o tej porze roku w lesie, przy -5 czułem się świetnie, co dziwne ciepło i rześko😎. W wielu wyprawach towarzyszył mi Arturo i nie tylko. Znalazłem swoje pierwsze uszaki bzowe, zimówki oraz boczniaki, a także kilka innych wynalazków. Wiosna była naprawdę cudowna i niezapomniana😍😍, bardzo wcześnie zrobiło się naprawdę ciepło. Od kilku lat jest taka tendencja, że zima przechodzi prawie od razu w lato. Odkryłem i co gorsza, albo lepsza zjadłem😜, szyszkówki świerkowe, żagiew łuskowatą, gęśnice wiosenne, zwane wcześniej majówkami oraz piękne żółciaki siarkowe. Podziwiałem piękne smardze stożkowe, naparstniczki czeskie, które rosły głównie w miejskich chaszczach i parkach. Długo polowałem na piestrzenice, a jak już wiedziałem gdzie rosną znajdowałem je prawie podczas każdej wyprawy. Jedynie niewdzięczna, ale jakże piękna i pożądana czarka szkarłatna, opierała się i nie chciała zostać znaleziona. Jest więc cel na wiosnę 2019 -odnaleźć czarki😍. Rok temu takim celem było odnalezienie miejsca na usiatki w Jaworznie. Wiedziałem, że te bestie gdzieś tam się kryją😁, oj nie było łatwo. Trafiały się już liczne relacje o usiatkach, a ja ciągle i ciągle szukałem. Podczas jednej wyprawy znalazłem lasek, o którym pomyślałem TO JEST TO MIEJSCE tu muszą być usiatki i co... i jeździłem tam 4 razy znajdowałem drobne kurki i nic. Za piątym razem w końcu moim oczom ukazał się pierwszy usiatek😁😁, radość niesamowita, takie znaleziska smakują najbardziej!! Od tego momentu zaczęło się na dobre😁... ale o tym napiszę w następnej części podsumowania. Do usłyszenia!!!
szerzej:
Parking w dolinie ? Pusty. Możesz zaparkować nawet Airbusem i to w poprzek. Zielony szlaban zamknięty na głucho od dobrego tygodnia, więc myk pod zaporą i już jestem na leśnej dróżce. Zupełnie sam. Nikt od tygodnia tędy nie przechodził. Wyobrażacie sobie ? Nikt. Zero cywilizacji. Ośnieżone jodły, położone śniegiem trawy, potok i tylko tropy zwierząt. Ten malutkie na śnieżnym puchu zostawiły wiewiórki, te większe i głębokie, aż do ziemi to co ślady najmniej pary jeleni, może nawet trzech. Wyraźne, duże kopyta wielkości filiżanki, z pewnością nie sarnie. Wiewiórka szła po górkę – chyba do nieodległego buka po orzeszki, jelenie schodziły w dół do szumiącego strumienia. Jest i zajęczy ślad. Żadnych odcisków butów. Wiem teraz co czuł Robinson. Absolutnie nie czuł się władcą „swojej” wyspy. Tak jak on, wtapiam się w bezludną przyrodę, i choć jestem jedynym człowiekiem na kilku kilometrach kwadratowych wcale nie czuję tu obcy, ani tym bardziej panem. Czuję się jak w domu. Wokół mnie kojące oczy obrazy tylko - biel śniegu i odcienie popieli, szarości i czerni. Nawet krążący nade mną, i uparcie gadający nad głową kruk dopasował się kolorem do dzisiejszego monochromatycznego dnia. Dźwięków jest więcej. Ten najbardziej oczywisty, głośny i wyraźny – to dźwięk śniegu udeptywanego moimi butami. Chrum, chrum, chrum … równie podobne jest trzeszczenie śniegu ubijanego w trakcie tworzenia śnieżnej kulki, która rzucona, z chrzęstem rozbija się na drzewie. Te dźwięki zna chyba każdy, jednak czy wsłuchiwaliście się kiedyś w dźwięk świeżego śniegu strącanego z drzew ? Albo dźwięk śniegu podrzucanego przed buty przy każdym kroku do przodu ? Zagłusza je często skrzypienie spod butów, więc dla próby zatrzymajcie się, i zamachnijcie w kopę nieubitego śniegu. Setki drobnych płatków zamienia się w miniaturowe dzwoneczki, dźwięczące zanim z powrotem spadną na białą ziemię… balsam dla uszu. Tak, wiem gadam jak potłuczony, ale idę zupełnie sam, to i rozmyślam o niebieskich migdałach, zauważam i słyszę rzeczy, których normalnie nie dostrzegłbym. Więc jestem rozgrzeszony. Głęboki śnieg nie ułatwia wędrówki. Zwykle takie kółko jak dzisiaj zamykam w trzech godzinach. Mija właśnie ta trzecia, a ja dopiero wdrapałem się na szczyt. Jest – pierwszy ślad Piętaszka. Pierwszy ślad człowieka. Dopiero na znakowanym szlaku. Do tego ślady quadów, i dźwięk czynnego gdzieś daleko, w oddali wyciągu. Czar magicznej doliny jakby chciał prysnąć. Nie, to jednak nie moje klimaty. Wiem jak stąd „uciec” z powrotem w dziki wąwóz. Tuż za kapliczką, gdzie mieszka znajomy beskidzki anioł, skręcam w lewo i znów podążam tylko za drobnymi zwierzęcymi tropami. Tym razem stadko saren zburzyło śniegową gładkość. Zaczyna prószyć. Drobne, ostre jak igły, śniegowe płatki zawiewa zimny, północny wiatr. Za godzinę, w tej głuszy nie będzie po sarnich tropach ani po mnie najmniejszego śladu. Takie niezwykłe są grudniowe śląskie góry. Skryte, puste i tajemnicze. I niech tak zostanie. Mogę nieświadomie, zachwycony beskidzką naturą – zadeptać te cuda. Zupełnie niechcący. Dzielić się dobrem – to wielka przyjemność. Tylko muszę to robić rozważnie, odpowiedzialnie i z umiarem. Więcej w pierwszym tazokowym dopisku.
szerzej:
Dzisiaj poszedłem w inną część mojego osiedlowego lasu. Ostatnio chodziłem tam wiosną w poszukiwaniu smardzy i żagwi ale bez rezultatu. Jest to las w którym pełno jest zwalonych, pruchniejących pni czyli idealny teren na zimowe grzyby. I nie zawiodłem się. Znalazłem trzy stanowiska zimówki z dość dużymi owocnikami. Trafiły się też uszaki bzowe i boczniaki. Te ostatnie niestety stare i zmarznięte więc zostały na miejscu. Pod jednym z pni, w towarzystwie purchawek wypatrzyłem też trzy czarne pałeczki. Są to owocniki jednego z pruchnilców. Gatunek podobno pospolity ale dla mnie był to debiut i powód do radości. Później poszedłem na miejscówki zimówek, którym we wtorek robiłem zdjęcia. Okazało się, że nie urosły za bardzo i znowu zostawiłem je sobie na później. W drodze powrotnej znalazłem jeszcze nowe stanowisko boczniaka. Był tylko jeden większy i kilka małych więc też go zostawiłem bo co będę z jednym robił. Za tydzień powtórka. Myślę też już o podsumowaniu sezonu. Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂
szerzej:
Zacznę od strat, żeby potem było już tylko optymistycznie. Z taką wycinką lasów na taką skalę spotkałam się po raz pierwszy a chodzę po lasach już nawet nie pamiętam od kiedy. Praktycznie każdemu mojemu spacerowi towarzyszył jazgot pił a drzewa w lesie znikały z dnia na dzień. Nawet 10.12. 18 roku też trwała wycinka. Aż się boję co zastanę w przyszłym roku! Mam tylko nadzieję, że wszystkiego nie wytną... Dziwię się, że zdrowe, piękne buki są uśmiercane jak mamy takie zanieczyszczone powietrze i smog. No dobra teraz na wesoło... strata 3 kilo wagi i jednej pary butów to same superlatywy :) Mój stary koszyk a mam do niego ogromny sentyment też wytrzymał kolejny sezon. Do meritum... Sezon rozpoczęłam 18.04 pierwszymi smardzami w niewielkiej ilości w lesie (tylko zdjęcia) i u sąsiada w ogródku-mnóstwo. Był deal proszona kolacja i suszone grzyby na Święta. Pierwszego rurkowca-borowik ceglastopory znalazłam 05.05, czerwonego kozaka 14.05 a 01.06 prawdziwka :) Potem przez sześć tygodni byłam babcią na dwa etaty u córki w Holandii i o grzybach mogłam zapomnieć... Po powrocie 25.07 sprawdziłam brzozy samosiejki tzw. chaszcze blisko domu (teraz trwa wycinka) i trafiłam na wysyp kozaków różnej maści i pełny pierwszy koszyk :) Po takim poście grzybowym to była ambrozja na moją spragnioną widoku rosnących grzybów duszę;-) A potem się zaczęło... Ceglasie, które rosły wszędzie mimo suszy. kozaki Czerwone w rowach i na polankach w niesamowitej ilości i prawdziwki w dębach trochę zaczerwione ale tak piękne, że dech zapiera :) I tak kilka razy w tygodniu chodziłam po moich miejscówkach i podziwiałam dary lasu;-) Pełny koszyk i zapasowa torba eko były tylko kilka razy zapełnione na maksa, ale dla mnie wystarczy :) I nadszedł listopad a z nim przepiękne prawdziwki, które rosły w bukach rodzinkami i czasami doprowadzały mnie do ataku serca, szczególnie na początku grudnia;-). Może jeszcze rosną, ale już nie sprawdzę bo w poniedziałek melduje się pierwsza tura dzieci i aniołków...:- D Podsumowując tegoroczny sezon leśno-grzybowy był The Best. Jest to moja subiektywna ocena bo cieszę się z każdego grzybka i stawiam na jakość nie na ilość;-) Życzę wam moi kochani Szczęśliwych Świąt w gronie najbliższych, zero stresu i dużo prezentów pod choinką a w przyszłym sezonie niezapomnianych chwil w naszych pięknych lasach i oczywiście pełnych koszy... Wesołych Swiąt:- D
szerzej:
Hej, pojechałam dzisiaj ostatecznie i definitywnie pożegnać się z moimi pięknymi bukami... Święta za pasem i trzeba zacząć piec pierniki jak Hanyska a lasom dać odpocząć.;-) Na tej najlepszej listopadówo-grudniowej miejscówce ślicznoty dalej są... bidulki trochę zmarznięte nasączone wodą, ale to niesamowity widok jak na 10.12 :) Ponieważ Marek-Wimar ogłosił moje buki rezerwatem biosfery to wszystkie przykryłam liśćmi i zostawiałam;-) Pozdrawiam:- D
szerzej:
Zastanawiałem się czy w ogóle pisać, bo to tylko tak droga okrężna z pracy do domu, jak na moje standardy to można powiedzieć, że prawie nie wysiadłem z auta, dodatkowo jak już ileś godzin nie padało, to jak wyszedłem z tego auta to jakieś deszczo-śnieżne tornado się przetoczyło. Zaraz Bazylia nakryje moje doniesienie maluchami zmarzluchami, bo już widziałem wersję beta😀😀. Także marność nad marnościami przejdzie bez echa😀, ale właściwie to lepiej teraz nie mieć czasu na grzyby, niż w typowym sezonie, wtedy miałem to szczęście, że trochę mogłem sobie pochodzić 😀. Pozdrawiam!
szerzej:
Bardzo udane grzybobranie. Pomimo pory roku i pogody w lesie całkiem kolorowo. Ostatnie opady spowodowały, że ożyły zimówki. Znalazłem kilka nowych miejsc, w których się pojawiły a w miejscach wcześniej znanych urosło pełno nowych owocników. Brałem tylko takie o średnicy podobnej do monety 5 zł i dlatego kilkadziesiąt młodziaków zostało na miejscu. Pędzie co zbierać przez następne tygodnie. Ale koloryt dają nie tylko zimówki. Za trzęsienie było trzęsaka pomarańczowo żółtego, którego można znaleźć na leżących na ziemi gałęziach oraz na wiszących nad głową. Spotkałem też zielone grzybki w postaci tęgoskórów i gąsek zielonych. Kolor brązowy zapewniły maślaki. Nie one sprawiły mi największą radość a boczniaki znalezione w drodze powrotnej. Znalezione dlatego że postanowiłem iść ścieżką inną niż zwykle. Także mam miejscówkę w swoim osiedlowym lesie. A na koniec ucho bzowe - pierwsze tej jesieni. Jak na tą porę roku czego chcieć więcej ? Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂
szerzej:
... ten grzybek w prawym dolnym rogu? Przerośnięta sławetna wodnicha? Jakieś sugestie? 🤔
szerzej:
Zapowiedziana ostatnio przez Tazoka wyprawa na półroczne rendez-vous z górską biosferą nie oznaczała mojego rozstania z najgrzybniejszym forum pod słońcem, zwłaszcza, że jego „animowanie” sprawia dużo frajdy. Zabieram Was na wycieczkę po podgórskich łęgach. Grudniowy, podmokły las w widłach Wisły i Brennicy wyglądał na pierwszy rzut oka smutno i biednie jak skromna fawela w Rio. Od razu skojarzyło mi się, że to Idealne miejsce na spotkanie „Jożina z barzin” Ale, chyba jestem jakiś inny bo postrzegam świat nie takim jaki jest „ na pierwszy rzut oka „ lecz jakim jest naprawdę. Na przedzimiu, przyroda potrafi urzekać nie mniej niż wiosną. I wcale nie jest tak buro jak może się wydawać. Fakt, trochę trzeba się przyjrzeć, zogniskować oko na mikro świat natury, i jak to na grzybobraniu – wypatrzyć tego pierwszego, potem już idzie z górki. Pierwsze w oko wpadły zimówki. Sporo zimowek. Co pieniek to kilka – kilkanaście sztuk. Moi Dziadkowie nazywali te kępki aksamitnych nóżek w kapeluszach „opieńkami zimowymi” albo „pieniążkami”. Zbieracze – amatorzy płomiennic, i ci, niedogrzybieni pewnie uzbieraliby niewielki koszyk. Tymczasem skupiłem coraz bardziej wzrok na grzybowych miniaturkach. A tam w mikroskopowym świecie wielkości dwóch do pięciu milimetrów – ruch jak Rzymie. Galaretki wiśniowe, ośle uszka, żółte koralowce wielkości jednego – dosłownie JEDNEGO milimetra - podobne do pięknorogów. Raj dla oka i obiektywu. Ten stwór na zdjęciu - rodem z Jurassic Parku ma nie więcej jak cztery milimetry, znacie go, to taka niebieskawa „paskuda” która zjada Wasze borowiki. To „coś”, błękitno- fioletowe i podobne do pancernika nazywa się pchliczka wodna. W zamian „za pchliczkę” proszę fachowców o nazwanie tej uroczej galaretki wiśniowej i żółtych koralowców. A dzień ? Jak zawsze w objęciach pustego lasu cudny. Dwóch tak energetyzujących godzin w łęgach wiślanych nie kupi się za piataka - jak puszki redbula na stacji benzynowej. O czym - po dłuższych wagarach zapewnia i pozdrawia Tazok.
szerzej:
Trochę czekałam na takie okienko pogodowe, ale było warto:- D Słońce, zero wiatru i deszczu, lekki mrozik i trochę oszroniony las bukowy... Po prostu bajka :) Spacer rozpoczął się i zakończył boczniakami w dopiskach dam fotki i proszę o potwierdzenie ekspertów;-) Idąc na moją listopadówą prawdziwkową miejscówkę mignęły mi 3 sarny za szybko, żeby zrobić zdjęcie, ale na tyle wolno żeby wprowadzić mnie w doskonały humor :) Na skraju lasu bukowego znalazłam 10 prawdziwków ładnych i mniej ładnych :) Jak odgarniałam liście do zdjęć widziałam dużo maluszków, ale już nie urosną za zimno... Trzy hardcorowe ślicznoty rosły na gołej ziemi, gdzie liści praktycznie nie ma... Szok! Ta miejscówka jest niesamowita, jak była susza rosły gdy jest mróz też dają radę! Wszystkie zmarzluchy otuliłam liśćmi i zostawiłam. Pozdrawiam :)