(8/h) witam wszystkich weteranów i miłośników grzybobrania - miałem już sobie odpuścić ale ten kto upaja się pięknem i spokojem lasu wie że to nie zawsze jest możliwe - napiszę tak - 2 godziny w lesie i 16 dorodnych ceglastych - sorki ale tym razem zdjęć nie robiłem - pozdrawiam raz jeszcze wytrwałych.
(10/h) Planowałem odwiedzić las po drodze, przy okazji wyjazdu do Opola. Ale żona rano opuściła szlaban na wyjazd, w obliczu szalejących gwałtownych zjawisk pogodowych. Dopiero przed południem dotarłem przez wichry i burze do Opola, a tam... normalnie nienormalne słońce! Dzięki temu uwinąłem się Migiem-21 przy grobie babci i czym prędzej do lasu. W drodze oczywiście zaraz za Opolem znowu pogodowa ekstrema, szaro, ciemno, narywa drzewami, leje. Modliłem się o cud i ten się zdarzył, przed samym Świbiem czary-mary i przestało wiać i padać. Dałem sobie 1,5 godziny, czyli nie ma co liczyć na spektakularne zbiory, tylko rekonesans. W lesie oczywiście tylko ja, reszta znormalniała i spokojnie jadła w tym czasie niedzielny obiad. Starając się nie myśleć o jedzeniu, najpierw sprawdziłem najbliższe młodniki różnogatunkowe, gdzie jeszcze niedawno "kosiłem" podgrzybki, ale tym razem totalne zero, pół godziny w plecy. Zdecydowałem się więc na szybki marsz przez "góry" (mniejsze niż Beskidy) do moich niedalekich prawdziwkowych miejscówek. W górach zaczęło mocno narywać lasem, sosny gięły się jak trzciny. Powiem, że trochę byłem niespokojny, na szczęście to było tylko kilka podmuchów, które poleciały straszyć kogoś innego, a ja wreszcie znalazłem pierwsze podgrzybki. W jednym miejscu wyrosły 4 sztuki, co dało mi nadzieję, ale to była tylko podpucha. Potem już tylko pojedyncze sztuki. Wszedłem w starą buczynę i zrobiło się ciemno, mój okularniczy wzrok przestał widzieć cokolwiek na rudo-żółtym dywanie z liści. Nie wiem jak, ale chyba moim radarowym nosem wykryłem obecność czegoś w pobliżu, co okazało się grubaśnym małym ceglasiem. Ten przystojniak, jak się później okazało, uratował mój honor, więc umieściłem go centralnie na zdjęciu. Potem musiałem skakać przez Świbską Wodę, która w lecie jest całkiem sucha, a w porze deszczowej przypomina małą rzeczkę, na szczęście znalazłem wąskie miejsce i zgrabnie pokonałem przeszkodę. Niestety, na drugim brzegu w prawdziwkowych miejscówkach zero. A na horyzoncie zaczęło prześwitywać złoto, tak właśnie z kierunku Gór Złotych i od razu zrobiło mi się dużo przyjemniej, zima jeszcze chyba nie zaatakuje. Zdjęcia musiałem robić z fleszem, bo mój telefon nie dawał rady w tej szarudze. Oprócz ceglasia i podgrzybków znalazłem przerośnięte kanie, których nie zbierałem i nie liczyłem, oraz jakiegoś włochatego białego stwora na powalonym drzewie. W sumie jestem zadowolony, może wytrzymam do pełnowymiarowego grzybobrania. Pozdrawiam "zboczonych" i tych, którzy dzisiaj odpuścili. Nie poddawajcie się, las jest na swoim miejscu.
(25/h) Wszyscy wiedzą, że miałem niezałatwione porachunki z bandą czarnego łepka:-), obiecałem mu, że prędzej czy później się spotkamy, nie mogłem więc stchórzyć. Wiedziałem, że dziś ostatni dzień, aby zmierzyć się z tymi zawadiakami w czarnych czapeczkach, jutro pojawi się mróz i przepędzi wszystkich, na arenie pozostaną tylko boczniaki, opieńki i zimówki z uszakami. Ale gdzie są ci rozbójnicy?? I wtedy z pomocą przyszła wróżka Grażka:- D i powiedziała: tam oni są, tam się chowaj, cała banda widziałam jak się naradzali, pędź póki nie będzie za późno:- D. Pognałem więc w bór sosnowy na spotkanie z przeznaczeniem, ale wszędzie przeciwności losu, las pływa, drzewa szumią i kołyszą się jakby chciały mnie przepędzić. Po drodze stary dziadek w brązowym kapeluszu, bez nogi i z wyłupionym okiem przez żarłoczną leśną bestię ociekającą śluzem, powiedział nie znajdziesz ich, tu tylko samotni starzy pustelnicy chowają się w najmroczniejszych zakamarkach lasu. Kilku z tych pustelników znalazłem, ale nie był to powód do przedwczesnej radości, nie mieli też dla mnie żadnych wskazówek. Zrezygnowany i mokry od wody lecącej z nieba przeprawiając się przez kolejne podtopione rowy i doły, nagle usłyszałem głośny śmiech dobiegający od gościńca. Skradam się cichutko i widzę trzech rubasznych pękatych jegomości: jak nie skoczyłem na nich, przyparłem do ściółki i mówię gadajcie gdzie jest reszta bany, twardzi byli, nie chcieli puścić pary z pyska, ale po krótkiej próbie sił wszystko mi wyśpiewali:-). Ruszyłem więc szybko sprawdzić, czy nie chcą mnie przypadkiem zmylić, pognałem przez młodnik minąłem skarpę i podchodzę do kopczyków ziemi, a tam kapitan bandy i cała zgraja, niczego się nie spodziewali. Razem było ich 76, zmagaliśmy się przez 1,5 h, aż w końcu zwyciężyłem i powiedziałem, a teraz pójdziecie ze mną:- D, kilku jednak uciekło w głąb lasu odgrażając się, że wrócą tu za rok jeszcze silniejsi i jeszcze liczniejsi, ukłoniłem się i powiedziałem na to liczę do następnego spotkania, a potem sam pognałem prawie nie oglądając się za siebie. Orkan postanowił wygnać mnie z lasu ryknął straszliwie, złamał kilka drzew, a niektóre powalił z korzeniami. Pomyślałem sobie, że zaraz znajdę swój powóz przywalony sędziwą sosną, na szczęście stał nienaruszony i gotowy do szybkiej ewakuacji, a ja razem ze swoimi łupami pojechałem się wysuszyć, żeby nie dorwała mnie znowu leśna gorączka:- D
(3/h) Witajcie :) Mieliśmy ze sznupką już nie żegnać się kolejny raz z lasem i grzybami, ale od rana coś chodziła tak niepewnie i z pewną taką nieśmiałością rzuciła: "może zobaczymy jaki jest las jeszcze ładny, mimo, że zimno, mokro, ciemno, wieje....."Hm, no oki jedziemy do tradycyjnie do Lipnika. W lesie mokro, kolorowo od liści mieniących się całą paletą barw, wzmocnioną kropelkami deszczu. Żadnych koszyków tylko tak na wszelki wypadek przewiewne siateczki, sznupka hop w zarośla i niucha jak dzik za żołędziami. Miało nie być grzybów a tu okrzyk radochy i sznupka targa coś wielkiego w ręce (to ten gość na zdjęciu;) ) W sumie jeszcze grzyby rosną, mokre ale o dziwo zdrowe. Znaleźliśmy parę pięknych dużych ceglasi, parę maślaków, parę różnego rodzaju sporych podgrzybków... normalnie anomalie jakieś. Tym razem darami lasu obdarowaliśmy sąsiadkę, niech ma :). Strach się bać co będzie za tydzień zaś.... czy ja się wreszcie odeśpię ?;) Pozdrawiamy grzybową brać :)
(6/h) Od ostatniej niedzieli chciałem sobie zrobić dłuższą przerwę i wybrać się do lasu dopiero 2 listopada w moich rodzinnych stronach. Ale po pierwsze nastąpiła zmiana planów o po drugie ostatnie doniesienia naszych wspaniałych Pań mocno wpłynęły mi na ambicje. Pojechałem dzisiaj. Na początek do lasu gdzie miały być podgrzybki. Niestety tego lasu nie znalazłem a wpakowałem się w wertepy po wycince gdzie błoto wymieszane było z korzeniami i gałęziami. A do tego jeszcze zaczęło padać. Postanowiłem dać sobie spokój i za pół godziny byłem w mojej ceglakowo_prawdziwkowej miejscówce z którą się ostatnio żegnałem. No i znowu były ceglaki co prawda już mniej niż ostatnio i nie takie ładne. I były też prawdziwki z których większość została w lesie ze względu na stan zdrowia. Najgorsze jest to że najładniejszy jaki znalazłem leżał na ściółce podgryziony przez jakąś myszkę. A myszka urządziła sobie z kapelusza jednocześnie kuchnię i toaletę. Podsumowując do domu zawiozłem 13 ceglaków, 4 podgrzybki, 2 prawdziwki i kozaka babkę. Na razie nic nie planuję. Zbieranie w lesie mieszanym dalej sprawia mi frajdę. A to że grzybów jest mało powoduje wielką radość z każdego napotkanego niezależnie od gatunku i wielkości i wyglądu. Pozdrawiam i do usłyszenia.
(10/h) Zimno, leje, wieje. Musiałem jednak tam jechać. 40 km by pożegnać się, spojrzeć jeszcze raz na te drzewa, zaciągnąć sie mocno tym wilgotnym górskim powietrzem... W lesie mgła, cisza, spokój. Żadnych ludzi, 0 aut pod lasem... Janusze grzybobrania już dawno siedzą w ciepłych kapciach przed telewizorem, a nam co z tego że leje na głowe jest radość przeplatana ze smutkiem bo wiemy, że to już ostatni raz tam w tym roku... Cel był jasny wrzucić grosza do potoku z życzeniem by zdrowo wrócić tam w przyszłym i żeby chociaż w 1/4 był tak owocny w zbiory jak ten kończący się. Drugi znaleźć jakiegos prawdziwka na pożegnanie. Trzeba było godzine od wejścia do lasu, gdy już schodziliśmy lekko zrezygnowani, że już nie uda się go znaleźć w ten słyszę jak moja Luba podskakuje i radośnie krzyczy mam prawdziwka :) Piękny na grubej nodze bezczelnie stał i czekał na nas. Potem ja następnego wielkiego takiego co widzisz go z odległości 10 metrów i gdy jest środek sezonu nie masz prawa znaleźć bo poprostu ktoś Cie uprzedzi. Oj nakręciło nas to oj nakręciło;) Tak z godzinki w lesie zrobiły się trzy podczas których nazbierało się 10 prawdziwków, około 20 gniewusów, 5 podgrzybków i ze 20 ładnych rydzów z których dalszej obecności w lesie jestem mocno zdziwiony bo już 2 tygodnie temu była ich koncówka. Na koniec powiedzieliśmy głośne do zobaczenia w przyszłym roku napotkanej też jedynej i chyba ostatniej w tym roku salamandrze. Pozdrawiam wszystkich tak samo mocno grzybniętych;)
(14/h) Witam wszystkich🙂 w szczególności tych którym dzisiaj pogoda nie przeszkodziła by wybrać się do lasu :) ja dziś powtórzyłem lasy okolicy Bruśka, dziś w towarzystwie ale i spotykałem innych grzybiarzy, bo wczoraj byłem totalnie sam :) Dziś troszkę więcej trzeba było się nachodzić, ale i tak jestem bardzo zadowolony, czasem jakiś jasny podgrzybek w jagodzinach, czasem ciemny schowany pod drzewkiem jakby chronił się przed deszczem, a to maluch który podtrzymywał całe drzewo, zaś w roślinności przy rzece " schabowe " ☺ choć w paśniku pusto, to wszystkie zwierzątka było widać jednak za rzeką :) podsumowując około 80 podgrzybków i 20 "schabowych" które właśnie są konsumowane :) pozdrawiam wszystkich wytrwałych i tych którzy zaglądają tu z ciepłego zakątka swojego domu😃🙄
(1/h) Witam wszystkich. Wczoraj, w pracy, poznałem osobę która urodziła się w lesie i cały czas w nim zamieszkuje. Ojciec jego jest leśnikiem. Dom w którym mieszkają znajduje się w głębi lasu w odległości ok. 2 km. od najbliższych zabudowań. Choć on sam nie przejął zawodu po ojcu, to zostało mu w duszy zamiłowanie do lasu i myślistwa. I właśnie dla tego że znaleźliźmy wspólny temat, zaprosił mnie do odwiedzenia lasu w którym mieszka, a szczególnie do jednego miejsca. Zaproszenie przyjąłem z radością i dziś pojechałem do niego. 8,00 samochód zostawiłem pod domem i poszedłem w las. Pierwsze co dało się zauważyć to staranność w utrzymaniu porządku. Las zadbany, widać że ma dobrego gospodarza. Choć nie jest to puszcza, tylko typowy las uprawowy to jednak może się podobać. Pierwsza niespodzianka to dziki. Choć starałem się zachowywać jak najciszej to te france wyczuły moją obecność i zanim wyciągnąłem komórkę to pokazały mi tylko swoje tyłki. Świnie jedne. A było ich chyba z dziesięć. Pewnie dzisiaj było polowanie, bo słyszałem też wystrzały. I tak chodząc po lesie, zaglądając a to pod brzózki, a to pod sosenki udało się wypatrzyć tylko kilka podgrzybków które i tak zostały na swoim miejscu. W pewnym momencie poczułem zapach palonego drewna. Skierowałem się w stronę skąd ten zapach dolatywał i nagle stanąłem jak wryty. W środku lasu na niewielkiej polance stała altana, choć dla mnie wyglądała jak chatka Baby Jagi. W około żywej duszy a w środku pali się prawdziwy ogień. Stałem oniemiały z wrażenia wdychając dym i grzejąc ręce nad ogniskiem. Na wszelki wypadek obeszłem altanę dookoła ale ani Baby Jagi ani Jasia i Małgosi nie spotkałem. I właśnie to była ta niespodzianka którą mój nowy znajomy miał dla mnie. Idealne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi. Żadnych zdobyczy cywilizacji. Oczyma wyobraźni już widzę Panie krzątające się z kiełbaskami, szaszłykami i innymi cymesami przy ognisku. Oraz pozostałych osobników w gorączkowej dyskusji nad wyższością piwa nad pozostałymi trunkami. Nie ma konwenansów, kelnerów oraz kierownika organizacyjnego. Można się upaćkać do woli, a czyściutka woda jest w płynącym obok strumieniu. Kiedyś były tu bobry, ale woda opadła i przeniosły się na głębszą. Cisza, cisza, cisza. Marzy mi się spotkanie w takim miejscu. Na razie nie zdradzam gdzie to jest, ale jeżeli by padła taka propozycja, to z otwartymi ramionami zapraszam. E.
(1/h) Las mieszany. W dwójkę zebraliśmy w 3 godziny 7 grzybów- 6 ceglastoporych i 1 koźlarz brunatny. Totalny brak młodych. Za to w lesie cała paleta barw- pięknie. Wygląda na to, że sezon ma się ku końcowi- ach jaka szkoda. Na szczęście 12 litrów czeka w zamrażarce nie licząc tych, które były spożywane na bieżąco. Ale jeszcze w tym roku "zaatakujemy" lasy licząc na lepszy zbiór. Pozdro dla wszystkich zakręconych. Marco i Adam. Darz bór.
(18/h) Witam wszystkich. Dziś wybrałem się do lasu bardzo późno, rano padało więc był dylemat czy jechać czy nie... lecz wygrała ciekawość czy i mi się uda coś znaleźć skoro stali grzybiarze wciąż coś znajdują☺ po przyjeździe pogoda nie rozpieszczała, deszczyk, ale mimo tego zacząłem poszukiwania😊 przez pierwsze pół godz zupełnie nic, później patrząc w niebo dało się dostrzec, że chmurki ustępują słońcu i aż humor powrócił😀 do tego zaczęły się pojawiać pierwsze grzybki, parę przystojniaków na fotkach, no i te półtora godz naprawdę bardzo ładnej pogody również uwiecznione☺ wynik to około 80 podgrzybków różnej maści, wielkości i młodości, pozdrawiam wszystkich grzybozakręconych😀 arturo
(30/h) Byle do lasu, byle jeszcze jeden dzień wyrwać codziennym obowiązkom, byle zobaczyć jeszcze chociaż jednego grzyba, byle poczuć jego zapach, byle.... Bo las, wszczepiony do mojego serca, jak rozrusznik, pobudza mnie do życia. Każda wyprawa do lasu jest wielką niespodzianką, nigdy nie wiadomo czym las mnie obdarzy, czym zaskoczy albo czym zasmuci? Już na samym wejściu do lasu przywitał mnie komitet powitalny w postaci kilkunastu podgrzybków. W wysokiej sośnie, na niskiej trawce, z pojedyńczymi krzaczkami jagodzin, luźno porozrzucane, w różnych pozach, krzywo, prosto, brązowo-lśniące, małe i średnie "zawadiaki". Ten widok napełnił mnie szerokopojętym optymizmem co do dalszych zbiorów. Byłam w "siódmym niebie". Powrót na ziemię nastąpił niestety w niezwykle krótkim czasie. Dalej już było pusto, nic, nicusieńko. Zeszło jakieś 40 minut zanim natrafiłam na kolejną "kolonię" podgrzybków. Las sosnowy, wysoki, z trochę wyższą trawą i jagodzinami, poprzecinany kępami dorodnych świerków, gdzieniegdzie pojedyńcza brzózka. Między świerkami placyki z mchu, trawki i igliwia. Tam wyłapałam jakieś 40 "kolonistów" wraz z "opiekunami". Był to widać "obóz integracyjny" przedstawicieli poszególnych odmian podgrzybka, bo i maści "uczestników" były różne. Od prawie czarnych przez ciemnobrązowe po jasnobrązowe. Natura jak widać lubi bawić się różnorodnością, nigdy nie jest monotonna ( no chyba, że z wyjątkiem Chińczyków). Opuszczając to miejsce, myślałam gdzie się udać w dalszej kolejności, by trafić do następnego miejsca "wydawania" grzybów, bo las najwyraźniej wprowadził ich reglamentację. Po przejściu ok. 250 m, ni stąd ni zowąd wyrósł przede mną rów, z wodą na dodatek. Zapomniałam o nim, bo przez ostatnie dwa lata nie było w nim wody. Zwykły, prozaiczny, nie nadający się do żadnego opisu literackiego-rów. Wyskoczył nagle jak panienka z tortu w wieczór kawalerski, krzycząc - SURPRISE! Moja mina z pewnością była głupia. No to hop! I stało się! Nie wiem co, ale w mojej centralce coś się zablokowało, do mojej drugiej nogi nie dotarł odpowiedni przekaz, zabrakło siły odbicia i zostałam " wisieć" na rowem. Stojąc tak nad nim w rozkroku, czułam, że żadana fizyka nie stoi po mojej stronie. Jedynym moim sprzymierzeńcem, mogła okazać się wystająca z powalonego drzewa gałąź, blisko linii brzegowej rowu. Ale jeszcze trzeba po nią sięgnąć. Przypominam moim kościom młodość, skręcam, wykręcam się, rozciągam najdalej jak potrafię. Nogi i d... w tym samym miejscu, a ja się naciągam, mało mnie nie rozerwie. Jeszcze 2 cm, jeszcze 1, a tu ciągle brakuje! No qwa, przecież nie mogę już więcej! W końcu koniuszkiem 3 palca złapałam i... jestem na drugim brzegu. Co za ulga! Za to za rowem - czarne Eldorado! Wysoka średniogęsta sosna, na dole tylko igliwe i połamane gałęzie, i... łebki jak czekolada 100% kakao. Nieme kino i Charlie Chaplin - tak w skrócie opisałabym swoje zachowanie w tym miejscu. Moja leśno-grzybowa przygoda zaowocowała pięknymi podgrzybkami w ilości 124 sztuki. Byle do następnego...
(10/h) Piszę raport z czwartkowego grzybobrania dzisiaj, bo relacja i piękne zdjęcie Tazoka rozłożyło mnie na łopatki i chciałam, żeby powisiało trochę na stronie jako numero uno:- D Wczoraj tłumy w lesie czyli ja, moja mama, wujek i siostrzenica;-) Brat mamy przyjechał na zaduszki tydzień wcześniej z myślą, że będzie kosił prawdziwki tak jak rok temu w listopadzie... i kosił, ale nie szlachetne tylko ceglastopore :) Ceglasie rosną praktycznie wszędzie w wysokim lesie bukowym, młodnikach, na obrzeżach i w środku lasu. Fakt ciężko je dojrzeć, ale jak już jest jeden to dookoła niego rośnie rodzeństwo małe i srednie. Sporadycznie trafiają się też prawdziwki, ale duże i z robalami. Ja znalazłam 2 małe, zdrowe, więc może jeszcze w listopadzie... :) podgrzybki brunatne i zajączki dopełniły nasze kosze. Podsumowując 3 koszyki prawie pełne, spacer przy takiej pogodzie cudowny a wujek cały happy:- D
(6/h) Nieuchronnie zbliża się ostatni akt epopei grzybowej 2017. W Beskidach zostało nam już tylko kilka, może kilkanaście odsłon niepowtarzalnego sezonu – kreatora genialnego seansu z borowikami, rydzami, podgrzybkami i ceglasiami w roli głównej. Złota jesień – najpiękniejsza pora roku w górach ma się powoli ku końcowi. Las staje się coraz bardziej widny, nieśmiałe słońce przeciska się przez bukową puszczę gubiącą liście w postępie geometrycznym. W ciepły dzień końca października wyruszyliśmy do Brennej, naszej małej ziemi obiecanej, z nadzieją w sercu na spotkanie ostatnich być może prawdziwków, lub aksamitków, dla których późna jesień jest ulubionym czasem na narodziny. Spotkaliśmy dzisiaj i jednych i drugich przedstawicieli królestwa funghi, z jednym zastrzeżeniem: uroda obydwu prawdziwków przeminęła dawno z morawskim wiatrem, a ilość aksamitków w liczbie trzech jest bardziej niż symboliczna. Jest li ktoś, kto w związku z takim dictum podniesie rękawicę i poprawi statystyki grzybowe breńskich lasów ? No jasne! To ceglasie – urocze purpurowe borowiki, niedoceniane i pogardzane przez dużą część wybrednych, a być może zwyczajnie nieoświeconych grzybiarzy. Ile to razy słyszeliśmy z ust znawców przerażające relacje o szatańskich własnościach borowików ceglastoporych, i ich jadzie i toksyczności, o barwieniu garnków na niebiesko i zabójczych interakcjach z ludzkim organizmem. To zabobony mające tyle wspólnego z rzeczywistością co obchodzenie czarnego kota, one czynią dla nas z ceglasi obiekt pożądania i ulubiony cel grzybobrania. Zebrało się ich dzisiaj kilkanaście sztuk, jak zawsze zdrowych, jędrnych i urodziwych. Koszyk uzupełniły podgrzybki, zarówno brunatne jak i zajączki w ilościach po kilka sztuk. Koszyk w wersji medium, czyli taki ok. 5 litrowy nie wypełnił się w calości, bo czas świetności dla grzybów ( przynajmniej u nas ) niestety mija. Za to późnojesienne mają się wyśmienicie, spotkaliśmy: pięknorogi – koralowce górskiego lasu, zielone pierścieniaki grynszpanowe, łuskwiaki ogniste, wyglądające jak puchate pluszaki, gąski tygrysie, klejówki, zasłonaki, w tym te naj naj.. fioletowe – teraz jest ich czas. Las pusty, pachnący, cichy. Wspominamy teraz, wieczorem, dzisiejszy uroczy spacer, również za sprawą rzadkich niezmiernie ptaków – rudych krzyżodziobów, które urządziły sobie ucztę nad naszymi głowami hałaśliwie, łuskając świerkowe szyszki. A sarny, zwykle płochliwe, w ogóle nie przejęły się naszą obecnością i pozowały wdzięcznie do zdjęcia na koniec spaceru, jakby chciały powiedzieć: „ zawsze miło Was widzieć w naszym królestwie – przyjdźcie znowu, będziemy czekać”. Pozdrowienia S&T
(25/h) Witam.. dziś Brusiek po namowie przez kumpli. Na wejsciu do lasu dwa stare nadgryzione podgrzybki i przez kolejną godzine nic.. po półtorej godziny w głowie miałem tylko jedną myśl.. "" tu juz nie ma grzybów"".. ale nie poddając sie postanowiłem sprawdzić jeszcze jedną miejscówke chodz była koł kilometra ode mnie a co mi szkodzi a było dopiero koło 10. W drodze na miejsce kilka starych papuców część spleśniałych.. i nareszczcie po dojściu na miejsce oczom nie mogłem uwierzyć.. teraz wiem co to grzybowe szaleństwo.. moja miejscówka mnie nie zawiodła.. w czterdzieści minut na w kwadracie 200x200m masa dużych dorodnych prawie niepoobgryzanych podgrzybków zebrałem prawie 9 kg.. i ogólnie srednia wyszła na 25/h:-$.. brak młodych.. chyba sezon dobiega do końca.. pozdrawiam
(15/h) Jechałam z nadzieją że zobaczę pod świerkami małe podgrzybeczki takie grubaski z brązowymi czapeczkami. A tu zobaczyłam dużo grzybeczków które nie zebrałam tydzień temu. Dużo było już brzydalitylko kilka malutkich ale spacer bardzo fajny no i w leciutkim deszczu co lubię, Pozdrawiam
(1/h) Mój Ci On, mój Ci!!! Tak zacząłem krzyczeć z radości gdy go zobaczyłem. Czapką nakryłem szepcząc do niego - Nie oddam Cię już nikomu. I w tedy usłyszałem cieniutki głosik - Nie Twój Ci On, nie Twój. To malutki robaczek wychylając główkę z pod daszka czapki dobitnie pokazał mi kto tu był pierwszy. Ale mnie wnerwił. Złapałem za kozik, już miałem ciąć przy samej ziemi gdy nagle ten ze łzami w oczach zaczął prosić. Panie Wielki, nie rób nam tego, dogadajmy się. Na co Ci noga. Myśmy się już w niej urządzili. Weź kapelusz. Tam nie idziemy bo wysoko i wypaść łatwo. Zgoda, odrzekłem. Jak spółka to spółka. I kapelusz poszedł do koszyka. Szkoda że nie cały borowik. A był taki wielki że nie zmieścił się na jednym zdjęciu. Całość uzupełniła sfora opieniek, banda maślaków i błąkające się samopas podgrzybki. Choć deszcz ciął okrutnie, to jestem w pełni zadowolony. Na koniec korzystając z okazji, chciałbym pozdrowić Pana Leśniczego którego miałem przyjemność poznać dzisiaj w lesie. Opowiedziałem mu o naszej stronie i wielu miłych słowach pod adresem jego lasu które zamieściłem na portalu. Bardzo się z tego ucieszył. Obiecał tu zaglądać. I to na dzisiaj, było by na tyle. Pozdrawiam zdrowo zmokniętych. E.
(24/h) Dzisiaj nikomu nie podarowałam zebranych grzybów bo może po raz ostatni w tym sezonie będę je czyścić, suszyć i smażyć do zapiekanki z parmezanem;-) A jest co... pełny koszyk a w nim 42 ceglasie, 18 kozaków czerwonych, 4 kozaki babka, 21 podgrzybków, 6 prawdziwków i 1 siedzuń sosnowy. Właściwie to pojechałam sprawdzić jak się mają moje ulubione kozaki czerwone i... mają się bardzo dobrze :) Pięknie sobie rosną po 2,3 sztuki małe i średnie. ceglasie-oszalały znajdowałam całe rodzinki w bukach w liściach i mchu. Trafiło się też trochę podgrzybków w całkiem niezłej kondycji. Jeśli chodzi o prawdziwki to znalazłam kilka, ale było ich tyle w tym roku, że może już wystarczy;-) I na koniec gwiazda mojego grzybobrania piękny szmaciak, który podsmażony na maśle z cebulką i podany na bagietce będzie hitem dzisiejszej kolacji:- D Serdecznie pozdrawiam i absolutnie nie kończę sezonu :)