Grzybów zebranych, zdrowych blisko 90 sztuk + niepełny 1,5 litrowy pojemnik małych łebków
opieniek, mini
maślaków i
purchawek. Dwie osoby, w sumie 6 godzin lasu, (minus 2 h, bo przerwy na posiłki regeneracyjne + chwile zachwytu nad pięknem dnia i świata 😉 oraz wybrnięcie 😅 z terenu bagniska, bo po raz pierwszy w tej części lasu i jak to tak się wracać 🥵🤦♀️🤪 i było grubo i czasochłonnie).
A las wszelkiej maści; sosny, dęby, buczyny, zagajniki brzozowe … sitowie, paprocie, wrzosy, borowiny (mniam jagódki jeszcze), mchy, jeżyny, kolce, jeżyny, kolce, jeżyny …🤬 (żeby choć dojrzałe)…
jaszczurki, komary, strzyżaki, pajęczyny zamieszkałe … i grzybki również 🤗 do wyboru do koloru.
Choć
borowiki szlachetne dość mizernie; dopisały za to
podgrzybki brunatne;
koźlarze babki (maluchy super i te wyrośnięte o dziwo zdrowe); wszelkiej maści
maślaki (tych aż nadto, zwłaszcza
maślaków pstrych, zwyczajnych i
sitarzy, w koszyku przewaga maluchów, duże zostały); pierwsze w tym sezonie
opieńki (zebrane); pierwsze purchawki (zebrane); pojedyncze, nierozwinięte
kanie (nie zebrane);
rydze wszelkie (
mleczaj rydz i jodłowy w koszyku, 100% zdrowe); nareszcie wysyp malowniczych
muchomorów czerwonych 🍄🍄🍄 cieszących tak bardzo oczy (i stawy 😉, i …) oraz innych nakrapianych w pełnej palecie barw (te zostały w lesie 😉 i w lesie pozostał również smutek bo one nie tylko piękne są … a tak wiele z nich zostało niemiłosiernie skopanych i rozdeptanych przez innych); duża, żółciutka, samotna
kurka … + tysiące
gołąbków, wrośniaków, hub (
Pniarek brzozowy, zebrane 2); tęgoskóry cytrynowe jak strusie jaja … na bogato. Brak:
siedzuni, trąbek i
lejkowców. Biorąc pod uwagę późną porę przybycia (11 🤦♀️) i dziesiątki wędrujących koszy … całkiem dobrze, choć aby znaleźć trzeba było przeważnie szukać 😉🤪😅 No i nowe miejsce (bo ten skrawek lasu z wysypem
prawdziwka był poprzednio fuksem a pozostałe jego 99% … hoby ogrom nieprzebyty 😉). 🌲🌲🌲
Bajkowanie … A można by tak zamiast, relaksowo na kanapie na płask z czipsem w dłoni lewej i napitkiem w prawej … brzuszkiem pęczniejącym do góry a jednak płaskim bo przyciąganie … a i przecież jak się je płaskie rzeczy typu pizza, czekolada,
kania podwójnie panierowana … to się ma przecież płaski brzuszek … a tu oszołomstwo totalne … niesie takiego dziesiąt kilometrów w chaszcze, bo lasem czasami ciężko owo cuś nazwać i cieszy się taki bo znalazł coś co niby jest, choć pozostało tylko fragmentem przyczepionym do tłustego ślimaka albo czymś prawie rozpełzającym się na cztery strony świata … ale w jego oczach (zamiast symbolu dolara jak na kreskówkach), rysuje się obraz, hologram, wypasionego leśnego daru, tym bardziej im bardziej tego daru brak … a jak leje to jeszcze lepiej bo nic nie fruwa i jeszcze bardziej się można cieszyć … A jak już są w całości organoleptyczne i w całości bezmięsne.. to potem targaj to w koszu do auta, kilka kilometrów a potem wracaj kolejne dziesiąt po uprzednim ręcznym postawieniu odnóży na właściwe wnętrzu auta wypustki (oddam 🤔 cokolwiek za automata)… Chyba muszę sobie zapodać czerwonego nakrapianego białym żeby to oszołomstwo pojąć 😵💫😵💫😵💫 (Nikuś 🥂).
Ps. Czy każdy kto zbiera
rydze, rydźki, rydzyki.. powinien się zaopatrzyć w moherowy berecik? Chyba jednak zbyt duża ilość czerwonych z kropkami wypuściła fluidy 😵💫😵💫😵💫 Darz Grzyb 😵💫🍂🍄🌲