szerzej:
W lesie dość sucho na szczęście prognozują opady.
szerzej:
Darz Grzyb! Sobota, 20 lipca 2024 roku. Środkowa część Borów Dolnośląskich, kilkanaście minut po 7. z rana. Na niebie cirrocumulusy zwiastujące słoneczną i spokojną aurę dla dwóch włóczęgów, którzy postanowili poświęcić szósty dzień tygodnia na solidną włóczęgą leśną. Poranek jest przyjemny i rześki, jednak po południu ma się zrobić gorąco, około 30 stopni C, co przy przewadze pogodnego nieba, może trochę wycisnąć z nas potu i zmęczenia. To w sumie jest nieistotne, bowiem gna nas niespokojny duch dolnośląsko-borowej przygody, który przebiera nogami nie mniej niż my. Wybieramy szlak, którym już włóczyliśmy się wiele razy, chociaż kolega Łukasz zna go o wiele dłużej ode mnie i za każdym razem opowiada mi o grzybowej obfitości, która go tu spotykała dziesiątki razy. Jestem łasy na te opowieści, słucham, wczuwam się w aurę wspaniałych grzybobrań i pstrykam co mi las na obiektyw zakręci. Początkowa część wyprawy to rozległe łąki otoczone Borami. Tu zawsze coś się dzieje. Dookoła fruwają różne owady, gdzieś w oddali słychać żurawie, a nad nami przelatują czaple. Bąki witają nas serdecznie i koniecznie chcą się napić naszej krwi, ale skóry łatwo nie oddajemy. Przeganiamy je środkami na krwiopijców, jednak przede wszystkim podziwiamy dojrzałe lato na horyzoncie Borów Dolnośląskich. Niektóre bąki dostają przysłowiową lepę i ulegają prawom grawitacji.;)) Łąki ciągną się przez kilkanaście minut spaceru. Za nimi otwiera się leśny świat. Fascynujący, pełen tajemnic, niespodzianek, pokryty dziesiątkami kilometrów różnorodności. Uwielbiamy te miejsca, ponieważ wystrój lasów odznacza się na tym szlaku mozaiką leśnego bogactwa. Poza tradycyjną włóczęgą, chcemy sprawdzić świat grzybów i dowiedzieć się, czy w tej części Borów burze, które przetaczały się ponad tydzień temu, połaskotały owocniki niektórych gatunków na tyle, aby te wychyliły się ze ściółki. Kiedy szliśmy tędy na początku kwietnia, droga była łatwa do przejścia. Teraz ujrzeliśmy łany wysokiej paproci i zieloną dzikość pełni lata. “Normalny” grzybiarz by się wycofał, ale nam daleko do normalności i weszliśmy w tę dzicz z przyjemnością.;)) W nagrodę za determinację, weszliśmy do świerkowego boru, który w sezonie grzybowym pachnie grubymi, pękatymi prawdziwkami. Teraz był pusty, ale wyobraźnia działała, którą dokarmiał Łukasz swoimi grzybowymi opowieściami. Z każdą godziną robiło się coraz cieplej. Wyszliśmy na bardziej gospodarcze, rozległe przestrzenie Borów. A jak z grzybami? Coś tam punktowo zaskoczyło. Wystarczająco, aby grzybiarze w lekkim amoku podziwiali tajemniczy świat kapeluszy osadzonych na trzonach. W lasach spotykaliśmy pojedyncze owocnik koźlarzy babek oraz borowiki usiatkowane. Te drugie z reguły były już przerośnięte i oczywiście ponad normę zaatakowane przez czerwie. Ale co tam. Ważne, że mogliśmy spojrzeć na te letnie kapciuchy, rosnące w swoim naturalnym środowisku. Przysmalone od ciepła, powyginane, spękane na krawędziach kapeluszy. Letni weterani, którzy dali się namówić na wyklucie i teraz zbierają cięgi od letniego gorąca. Czasami trafiały się owocniki w lepszej kondycji o przyzwoitym wyglądzie. Im czerwie też nie odpuściły. Generalnie letnie borowiki usiatkowane, zwłaszcza na terenach nizinnych, odznaczają się bardzo bogatym życiem wewnętrznym i przeważnie nadają się tylko do podziwiania/fotografowania. W głębi lasu dostrzegliśmy prawdziwka. Na kapeluszu widać ślady degustacji przez leśne zwierzęta, jednak w środku był w większości zdrowy. Borowik trafił się nam podczas gawędy o prawdziwkach. Dwudziesto-lipcowe Bory Dolnośląskie obdarowały też kurkami. Wprawdzie część z nich cierpiała z powodu przesuszenia i zbytniego ciepła, ale kilka garści jędrnych, pachnących żółtych rarytasów do jajecznicy można było nazbierać. To typowe letnie klimaty. Po silniejszych burzach, punktowo trafiają się skupiska kurek, podczas gdy większość grzybni kapeluszników, jeszcze nawet nie myśli o kluciu owocników. Od tej letniej reguły trafiają się wyjątki. To różne gatunki gołąbków, które spontanicznie klują się tu i ówdzie, przy drodze, na drodze i w środku zagajników. gołąbki jak to gołąbki. Dla nas są kolorową ozdobą leśnej ściółki, dla innych przysmakiem na patelni lub z płyty pieca. Niektóre zagrzebały się i zamaskowały, inne odważnie wyszły ponad ściółkę. Przy drogach znaleźliśmy również tęgoskóry cytrynowe. Wygląd gołąbków zdradzał panujący od kilku dni typ pogody, czyli sucho i ciepło/gorąco. Jeszcze przyjdą dni, kiedy to grzyby będą rządzić w lesie, a pogoda będzie im sprzyjać.;)) Na obumarłym pniaku błyszczał wykwit piankowy. Jeżeli ktoś myśli, że grzyb to połączenie kapelusza z trzonem, to mało wie o grzybach. Ich różnorodność i kształty są bowiem nieograniczone. Również konsystencja grzybów jest bardzo zmienna i różnorodna. Czasami spotykamy grzyby wyglądające jak galareta, a czasami zdrewniałe i bardzo twarde. W zależności od oferty leśnej materii, obserwujemy różne gatunki grzybów. W pełni lata, nizinna oferta grzybowa Borów Dolnośląskich jest przeważnie skąpa i ograniczona. Gdy nadejdzie jesień i przejdą obfite opady, zacznie się dziać to, o czym marzą grzybiarze. Na razie musimy jeszcze trochę poczekać. Naszą wyprawę ubarwiło sporo grzybów, tak więc było na czym oko zawiesić, co nieco pstryknąć do kolekcji fotograficznej oraz porozmawiać o naszych znaleziskach. Odwiedziliśmy naszą pokręconą znajomą z sosnowego lasu, którą już kiedyś pokazywałem w relacji z innej wyprawy. Jej stopień zakręcenia jest wprost proporcjonalny do naszego leśnego wkręcenia.;)) Po przejściu kilku kilometrów przez leśne gęstwiny, paprociowe dywany i trawiasto-drzewiastą krainę, przyszedł czas na zanurzenie się w bezkresny świat sosen. Zrobiło się już bardzo ciepło, sosnowe hektary zaczęły uwalniać hektary żywicznych aromatów. Wiatr prawie ustał i zapanowała letnia cisza. Mieliśmy wrażenie jakby czas wyraźnie zwolnił, aby przedłużyć aromatyczną scenerię i natchnioną aurę. “Jak Borami zasiał” – takie oto powiedzenie przebiegło mi przez głowę i biegało już do końca wyprawy. Tradycyjnie chciałem w kilku słowach oddać sedno naszej wspaniałej wyprawy i jak to u mnie bywa, na początku nic sensownego nie przychodziło mi na myśl. Dopiero kiedy dałem się ponieść głębi Borów, z dala od ludzkich domostw, nęcony coraz silniej sosnową krainą, która uwolniła zaczarowane kadzidło, wszystko stało się łatwiejsze do opowiedzenia. Kogo za młodu Borami zasiali, tak będzie chodził Borami do późnej starości. Pokonaliśmy dystans 24,5 km. Było też kilka przerw na odpoczynek i posiłek. Kompletny luz bluz. Można było przejść więcej, ale po co. Chcieliśmy klimatu a nie maratonu. To była wyborna i wspaniała włóczęga! Jak Borami Dolnośląskimi zasiał, tak zostanie na całe życie! Darz Bory, Darz Bór, Darz Grzyb i Darz Leśny Świecie!
szerzej:
BOROWIKOWY SPOT ZNISZCZONY!! wszystkie stare i zdrowe w większości, starsze niż (+/-) 18 lat brzozy zostały wycięte z tego do niedawna klimatycznego, grzybowego miejsca... zastanawia mnie, czy jest szansa na (ostatni) pojaw borowika po takiej dewastacji brzóz, którego go napędzały... LP nie zdążyły uaktualnić mapy, wycinka oznaczona na połamanej żółtej tablicy, daty napisane markerem - to na pewno legalne???!!