szerzej:
Ano nosi, nosi myślę, bo nie wiem w który las uderzyć. Chwilę później M. widząc, że już ubieram „grzybowe” buty, jeszcze nieśmiało rzucił „przecież chciałaś w ogrodzie coś porobić, bo w lesie ponoć już prawie nic…”
Jakie nic, jakie nic… a w ogrodzie przecież mogę później…
Wychodząc pożegnał mnie miłym uśmiechem zakreślając wymownie palcem kółko na czole. I już mnie nie było. Na miejscu wzdłuż drogi sporo samochodów. Spacer po lesie przy dzisiejszej prawie wiosennej aurze, kto był ten wie, że fantastycznie. Przygarnęłam fajnego siedzunia i dwa ceglasie.
Wróciwszy do domu M. był bardzo zdziwiony, że tak szybko, bo zakładał, że przy takiej pogodzie nie będzie mnie ze 4 godziny. I słusznie, bo przyjechałam tylko zamienić auto na rower i pojechałam zwiedzać okoliczne lasy. Efekty dzisiejszego spaceru: fizyczne i namacalne, to po pierwsze wspomniane grzybki wyżej, a w Bargłówce zdrowiutki kozaczek oraz prawdziwek, który z uwagi na starcze zmiany został w lesie. Po drugie mokro w jednym bucie w wyniku wdepnięcia w kałużę przykrytą liśćmi. Jak wylazłam z błota, przypomniałam sobie taką przyśpiewkę… stała Andzia w ogrodzie, w ogrodzie, po kolana we wodzie, hej. Po trzecie obczajone nowe potencjalne miejscówki na przyszły sezon, niestety dość daleko, więc w razie czego tylko wypad rowerowy. Efekty estetyczno-emocjonalne, to oczywiście kadry z lasu, w tym zagajnika modrzewiowego, gdzie szarość gołych pni i gałęzi kontrastowała ze złoto-pomarańczowym dywanem, który z daleka wyglądał jak piasek. Wałęsając się pieszo-rowerowo przez kolejne 2 godzinki po lesie, zaczęłam się zastanawiać, czy zasugerowana gestem diagnoza mojego M. nie jest jednak godna przemyślenia…
szerzej:
Dziewczyny znowu mnie kuszą tymi Gliwicami😀 W tamtym roku o ile dobrze pamiętam 25 listopada znalazłem ostatnie prawdziwki i wtedy było ich całkiem sporo do tego w wyśmienitej formie. Do usłyszenia😀
szerzej:
Inni zaliczają novembrusy prawdziwkowe, a ja podgrzybki. Ale nie oto chodzi, najważniejsze to kontakt z przyrodą. Na samym początku dwóch leśnych lekarzy miało dyżur a nawet przeprowadzali jakiś zabieg. Było na przemian słychać stukanie, raz ciszej a raz głośniej. To znów można było zobaczyć zryte miejsca przez dziki, a na alejkach ślady kopytnych. Po za tym cisza, cisza i jeszcze raz cisza. Las chyba przygotowuje się do snu, bo już tych wielobarwnych kolorów nie ma. Niektóre krzaki jagód dostały nowych liści, ale widać że chlorofilu wiele nie mają bo takie bardzo wyblakłe. Mech za to nabrał soczystej barwy. Nie tylko ten rok pozwala w listopadzie zebrać choć parę grzybów, ale już parę razy listopad obdarzył mnie swoimi darami ( około 25.11). A rok 2000 pozwolił mi zebrać ostatnie podgrzybki (16.12.) w ilości 2,5 kg które na sobie już miały czapy śnieżne. Jadąc w tym dniu do lasu zaczął padać śnieg z deszczem stąd te czapy, pozdrawiam wszystkich leśnych ludków
szerzej:
Sezon na borowiki uważam za zamknięty 😔 Dzisiaj pojechałem poszukać ostatnich prawdziwków i ceglaków. 27 października te ostatnie licznie rosły w tym lesie i wtedy je wszystkie zostawiłem. Dzisiaj bym dał wiele, żeby chociaż jednego młodego znaleźć i zabrać do domu. W sumie znalazłem 3 ale były zmarznięte i robaczywe. Trochę to dziwne bo nie mieliśmy ostatnio zimnych nocy. Ku mojemu zdziwieniu znalazłem 2 kozaki czerwone. W tym lesie to raczej rzadkość - znajduję tam 2,3 sztuki rocznie. 2 małe boczniaki na brzozie uzupełniły zbiór. Widziałem też siedzibą ale zostawiłem go na miejscu. Oprócz grzybów wyniosłem jeszcze z lasu worek śmieci. To było już moje ostatnie grzybobranie w lasach bukowych. Zostają spacery po osiedlowym lasku. Pozdrawiam i do usłyszenia 🙂
szerzej:
Potem po drodze mała polanka z nielicznymi bukami i pojedynczymi dębami. Tu las obdarzył mnie jednym ceglasiem raczej wątpliwej urody. Wracając już w stronę roweru, nagle ciszę rozdarł okrzyk... o jeeeeroonie, wiiii haaaahaaa, bo mało się nie przewróciłam o ogromnego prawdziwka. Najpierw pad na kolana, a zaraz potem odtańczyłam nad nim pseudo indiański taniec. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś mi się przygląda 😁. Wiele byście dali żeby zobaczyć miny starszych państwa... W sekund pięć szybko się oddalili, pewnie z przekonaniem że z wariatami nie wiadomo co... Obfotografowałam i zatargałam do wehikułu. I dopiero jak mi przeszła euforia, dokonałam oględzin, no i okazało się, że niestety, ale wielgus był dość mocno zamieszkały. No w końcu można było się tego spodziewać. Odniosłam do lasu, ale i tak ten okaz zrobił mi dzień.😀 A przede mną jeszcze trzecia miejscówka. Słońce cudownie świeciło w oczy choć z pewnością nie pomagało w wgapianiu się w dębowe liście. I jest … kolejny prawusek, może niezbyt urodziwy, ale poza nóżką zdrowy. Dalej już szłam wydeptaną wąziutką dróżką napawając się widokiem lasu i pięknie przebarwionymi jagodzinami, rozmyślając o tym jaką piękną mamy jesień i że do wiosny wcale nie tak daleko. I na tej ścieżce jakieś 10 m przede mną… coś zamajaczyło … fatamorgana … zmrużenie oczu… podejście tip-topami jakby z obawą, czy nie zniknie … i po chwili pełny banan z wyszczerzeniem. Takie niespodzianki są super. Dziękuję ci lesie za cudny dzień.
szerzej:
Pomyślałem, godzinka mnie nie zbawi. Słoneczna pogoda, +12 stopni, lekko wietrznie.. przerwa w pracach na ogródku. Ubrany nawet aż za ciepło, wysokie sznurowane buty, ocieplane spodnie, sweter, drelichowa koszula a potem spływałem potem - dobór słów celowy :). Emil ostatnio pisał, że w ośrodku kempingowym w Zawadach coś tam stracił, ale nie pamięta co (czyżby cnotę:p ??). Pobieżny przegląd bagażnika ujawnił, że U Celiny w Piłce pod kurtkami został fioletowy bezrękawnik z polaru. Szkoda, extra gonił nie będę a za rok oddadzą bezdomnym :). Trzeba było siedzieć do końca. Miłego weekendu i nazbierajcie :). M.
szerzej:
Pomylenie z poplątaniem 😀 Gorąco tak, że można chodzić z krótkim rękawem a ja zbieram grzyby... zimowe. Ale chyba im też ta pogoda nie służy bo zimówki nie pojawiają się na nowych stanowiskach. Dopisały boczniaki. Przez tydzień sporo urosły i nic ich nie zjadło więc będę mógł ja je skonsumować. Zostawiłem sporo maluchów więc za tydzień znowu po nie pójdę. Świetnie też się mają uszaki bzowe, których trochę zebrałem dla znajomej. Ciągle można trafić na gąskę zieloną. Z rurkowców spotkałem tylko podgrzybka ale nie nadawał się do wzięcia. W lesie po którym chodziłem często znajdywałem rzadkie gatunki. Tym razem trafiłem prawdopodobnie na boczniaczka pomarańczowo żółtego. To na razie tyle. Jutro może na borowiki ?
szerzej:
Dwie godzinki spaceru przy pięknej słonecznej pogodzie, między jedną a drugą dwunastką w pracy. Pozdrowienia dla grzybiarzy na zlocie w Piłce. Ostatni raz w Piłce byłem w roku 1970 na obozie harcerskim hufca Mysłowice to prawie pół wieku temu.