szerzej:
… tychże liści, niezwykle szlachetnie proporcjonalny jegomość się objawił. Bo i obwód w pasie zacny, i masywny, i jakby w kamieniu rzeźbiony, noga wysoka, żadnych wygibasów i innych barbapapów, no prosty jak świca gromnica 🤩 A dał radość tym bardziej ogromną że blisko głównego traktu w lesie przechodzonym, przeczesanym, gdzie takie okazy chyba tylko w liściopadowym morzu liści znaleźć można. I nie był „wyszurany” tylko aż bił po oczach z odległości kilku metrów. A jak się po chwili okazało (oczy przecierałam ze zdumienia i nawet mnie zapowietrzyło w zachwycie na moment) nie żaden kapciuch na sterydach tylko zdrowy, jędrny Novemberus 😵💫😍🤩 Wiem, nietypowy listopad i sporo takich cudnych prawych nadal gro grzyboświrków znajduje ale … mój ci on ♥️ i On właśnie musiał na mnie czekać 🤗 A ja na niego 🥰 z utęsknieniem 🥰 No dobra, tyle peanów na jego cześć. Starczy 😉 bo mogłabym jeszcze godzinami (ale rozumiecie 😉) bo w takim lesie 😵💫 jakby to jeszcze jakieś świętokrzyskie czy cóś.. ok starczy 😂 A leśny dzień zaczął się dla mnie nietypowo. Po odskrobaniu zalodzonych szyb auta skoro świt, przyzwoicie ~ 8.00 i opuszczeniu krakowskich porannych mgieł, w niespełna pół godziny dotarłam do mojego bajkowego lasu. Pierwsza (i jedyna) była malutka czubajka kania, potem niewielki siedzuń sosnowy, potem ON.. piękny okaz borowika szlachetnego (wszystkie w niespełna godzinę i właściwie w trakcie długiego dojścia do miejscówki pieprzników trąbkowych czyli 😉 mimochodem). Potem jeszcze pierwszy krasnoborowik i podgrzybek brunatny (zdrowy) i herbatka z kanapeczką na pniu w słońcu skąpanymi.. i myśl się pojawiła „dziś chyba tak na pożegnanie bo po jednym grzybku tylko będzie 🤔..” więc dopiero po 3 h leniwie dotarłam na trąbkową miejscówkę. Zaczęłam od końca i mizernie … cztery trąbki czyli jeden 😉 i kolejny popas, tym razem kawa z rogalem „M”.. dłuuugi popas.. myśląc że będzie skromnie i czasu aż nadto.. No i to był wielbłąd 🥴 bo kilka metrów dalej okazało się że jednak nadal pieprzniki trąbkowe można … kosić! I to nie jakieś podsuszone, liche lebiodki tylko kury trąbkowe giganty! Najwiecej tan gdzie wycinka buków, pośród traw, mchów i paproci. Nogi można połamać przechodząc pomiędzy ale 2/3 kosza zapełniłam, mnóstwo małych zostawiłam (oj wrócę za kilka dni jeszcze) już nawet nie patrzyłam za bardzo na boki bo dałam sobie czas na „koszenie” do 14.00 + 1,5/2 h na „szybki” powrót (koniecznie po drodze jeszcze jedna szybka miejscówka na grzybki różne) więc bite (tylko) 2 h zbierania (a i tak mój krzyż mówi że to ostatni raz takie hardkory) i w sumie ponad 8 km i 7 godzin piękna lasu jesiennego … Daleko mam do tych jesiennych kur,.. oj daleko w nogach.. ale je bardzo lubię i nie tylko ja 😅😂 Dziś spore porcje dostali „moi” saunamistrzowie z term krakowskich bo była potem i sauna (strzyżaki ilość umiarkowana ale 🤬 nadal, leśne runo i inne poszło precz) i był obrząd 😉 z dębowymi wiechciami … 😇👹😇 i mała kania też tam trafiła (udało się spełnić prośbę 👌choć osobiście na kaniach postawiłam krzyżyk a tu niespodzianka 😁). Acha, przy trąbkach trafiła się miejscówka z pięcioma pięknymi, nogi większe niż beczki, zamszowymi grubaskami i potem na szybkiej miejscówce jeszcze kilka krasnoborowików. Rurkowce dały ciężar, trąbki ilość 🤪 było co nieść w drodze powrotnej 🤪 No jak? Jak! tu chować suszarki i koszyki!? A do tego takie cudne dni i las jesiennie cichy i melancholijnie piękny … tylko żal że dzień zbyt krótki … 🍂🍁
szerzej:
Bardzo polecam pieprznik trąbkowy bo nie tylko jest smaczny, ale też w moim odczuciu nie jest ciężkostrawny. Nie wiem czemu u nas nie jest dopuszczony do obrotu skoro Skandynawowie go cenią ponad wiele innych gatunków, a w Wielkiej Brytanii nazywa się go zgodnie z tym jak sama o nim myślę zimowym kurką ( winter chanterelle)