szerzej:
Napaść, atak - nie wiem jak to nazwać. Niesamowite ilości. Nigdy mnie nie lubiły, a teraz obsiadały wszędzie. Gdy zdjęliśmy polary - okazało się, że mamy strzyżakowiska ( mrówki - mrowiska). Masakra. Jeśli ja napisałam do Smoczycy, że mam grzyby gdzieś - to pomyślcie, jak mi dopiekły. Nie było mowy o robieniu zdjęć - bo się po prostu nie dało. Odwrót z podkulonym ogonem 😱. Do tego same stare grzyby, choć wydaje się, że warunki idealne - noce ciepłe, wilgoć w lesie. Odpuszczam na jakiś czas włoszczowskie lasy... Nawet mężowi powiedziałam, żeby nie wypatrywał grzybów przez szyby samochodu, bo ja nie wylezę 😣. Jedynie gdyby rósł tam odlotowy borowik sosnowy... Dziś miał być Złoty Potok - i był. Tyle, że z przystankiem we włoszczowskich lasach. No i dobrze, bo jutro na pewno nie było by lepiej - jutro miałam plan na Włoszczowę... Dziś żadna piosenka się do mnie nie przyczepiła, po fakcie, mogę zaśpiewać:" Przeżyj to sam... ". Hej 😊