szerzej:
Darz Grzyb! Sobota, 15 czerwca 2024 roku. Przyjeżdżam do lasu bardzo wcześnie, dzięki uprzejmości znajomego, który jedzie samochodem do Ostrowa Wielkopolskiego. Za to powrót planuję późnym popołudniem, tradycyjnym dla mnie środkiem lokomocji czyli pociągiem. Nie namyślając się zbyt długo, szybko dochodzę do stanowisk jagodowych i zaczynam ceremonię skubania. W przerwie robię obchód po wybranych miejscówkach grzybowych. Na niebie pojawiły się piękne ławice chmur pierzastych. To zwiastuny nadchodzącego frontu, który przynajmniej nad Wrocławiem przeszedł w niedzielę “bezobjawowo”, czyli prawie jak zawsze. Po skrajach lasu spoglądam na natchnione panoramy bukowińskich pól i łąk otoczonych lasami. Jeszcze kilka minut oglądania białych obłoków, płynących pod błękitem podniebnego oceanu i głębsze wejście w las. Tutaj bez większego zaskoczenia. Coś tam się kluje punktowo na okaziciela, ale niezbyt wiele. Nieliczne gołąbki, muchomory czerwieniejące oraz kilka innych gatunków grzybów. Po czwartkowej burzy woda natychmiast wsiąkła, ale miejscami można spotkać kałuże lub wodę stojącą w zarośniętych zagłębieniach terenu. Przeszedłem przez kilka miejscówek na borowiki szlachetne, jednak te jeszcze nie poczuły misji wyklucia pierwszych tegorocznych owocników. Za to w lasach górskich są takie rejony, w których niektórzy grzybiarze-zawodowcy potrafią przyciąć cały kosz czerwcowych prawusów. I oczywiście usiatków, których wprawdzie jest znacznie więcej, jednak większość z nich jest zaatakowana przez wiecznie głodne larwy. W lasach Bukowiny prawdziwka w tym sezonie jeszcze nie znalazłem. Poszedłem sprawdzić miejsce na koźlarze topolowe, które lubią pokazywać się o dość nietypowej dla wielu innych grzybów porze roku. Owszem, kilka sztuk znalazłem, ale żaden owocnik nie nadawał się do wzięcia. Część grzybów to były po prostu stare, mocno robaczywe kapcie. Owocniki, które wyglądały przyzwoicie i były twarde, również zostały zasiedlone. Zatem na zdjęciach zakończył się mój zbiór koźlarzy topolowych. Ale i tak człowiekowi gęba się ucieszyła na widok kapeluszników. Ewidentnie były to grzyby stare, które wyrosły tydzień temu a może jeszcze wcześniej. W pobliżu postanowiłem sprawdzić miejscówkę na koźlarze grabowe, które o tej porze roku w tych lasach, najczęściej nie nadają się do zbioru. Kilka owocników rosło i żaden z nich nie był zdrowy. Zatem obecnie mamy czas “robaka” i większość grzybów trzeba po prostu pozostawić w lesie. Czasami trafiają się zdrowe wyjątki. W sobotę tym wyjątkiem były dwa piękne koźlarze pomarańczowożółte. Zrobiłem kilka fotek z “krawcami”. Większy owocnik przepięknie i klimatycznie prezentował się na tle lasu. Może gdybym odwiedził większość stanowisk na krawce które znam, znalazłbym ich więcej? Jednak odpuściłem sobie, gdyż czekała na mnie kontynuacja skubania jagód. Nieco dalej znalazłem dość dużego krasnoborowika ceglastoporego, którego wnętrze zostało już wynajęte przez białe, żarłoczne i wijące się towarzystwo. Tak jak w czwartek, spotkałem honorową czubajkę, której nie wziąłem, natomiast maślaki żółte były przeważnie przerośnięte i namoknięte po czwartkowej ulewie. Jedynie dwa owocniki ze zdjęcia wylądowały w pojemniku. Czyli na Wzgórzach Twardogórskich mamy obecnie czas jagód, a grzybki rosną bardzo sporadycznie. Zresztą za jagodami też trzeba się nachodzić, ale jak trafi się miejsce lub dobrze zna lasy to jest szansa na dobre zbiory. Ta wyprawa była wyjątkowa pod innym względem. Jakim? O tym szerzej na blogu. Pozdrawiam!
szerzej:
Darz Grzyb! Czwartek, 13 czerwca 2024 roku. Z samego rana wysiadam w Bukowinie Sycowskiej. Zapowiada się dość chłodny jak na czerwiec dzień. To dobrze. Będzie się przyjemnie chodziło po lasach, owady nie będą zbyt dokuczliwe, a przede mną jest ważna misja, bowiem rozpoczynam sezon jagodowy 2024 i muszę sprawdzić jakie są perspektywy na tegoroczne zbiory. Zanim dojdę do lasu, wyruszam wzdłuż torów obejrzeć kojące panoramy bukowińskiego świata i życia, rozciągającego się po obu stronach szlaku kolejowego. Poranek jest dość pochmurny, nad Bukowiną zalegają wilgotniejsze masy powietrza, które pod koniec wycieczki, uaktywnią się nad głową Lenarta.;)) Jeszcze kilkaset metrów marszu i znajdę się między polami i łąkami. Wegetacja w tym roku rozpędziła się o miesiąc wcześniej i nie zamierza zwolnić. Patrząc na stan zbóż to nie zdziwię się, jak rolnicy rozpoczną żniwa pod koniec czerwca… A w połowie lipca zakwitną wrzosy. Zapachy i poranne widoki nastrajają mnie bardzo optymistycznie. Już widzę las, już za moment będę w moim żywiole. Tam czeka na mnie komitet powitalny. Komitet tworzy jeden osobnik o długich tylnych łapach i uszach. Wyszedł na środek leśnej piaszczystej ścieżki i spogląda, czy Lenart już wszedł do lasu czy jeszcze nie.;)) Kiedy wypełnił swoją powitalną misję, czmychnął gdzieś w leśną dal, pozostawiając resztę mojej skromnej osobie, bowiem nie trzeba uczyć starej małpy jak ma chodzić po lesie.;)) W lesie jest cudownie zielono, wprawdzie czerwiec przypomina lipiec, ale przyroda wciąż emanuje soczystością wiosennych barw. Nie namyślając się długo, udałem się w jagodowe miejsca, aby rozpocząć tegoroczne zbiory. Ta wyprawa miała mi dać odpowiedź na nurtujące mnie od połowy kwietnia pytanie – w jakim stopniu niebezpieczne przymrozki, wpłynęły na owoce borówki czarnej? Dzisiaj obiektywnie mogę napisać, że ich wpływ był jednak dużo większy niż pierwotnie mi się wydawało podczas rozpoczęcia tegorocznego Tour De Las & Grzyb, co miało miejsce 2 maja. Część kwitnących kwiatów wówczas wymarzło, zwłaszcza w lasach rzadszych o skąpym runie, rosnących na wzniesieniach terenu. A więc sezon zapowiada się podobny do zeszłorocznego, większe skupiska jagód spotkamy punktowo, w korzystniejszych dla owoców siedliskach. Z tym, że w zeszłym roku czynnikiem hamującym prawidłowy rozwój owoców była susza, w tym roku krecią robotę zrobiły przymrozki, które uderzyły podczas pełnego kwitnięcia jagodowych krzewinek. Ostro zabrałem się do pracy i przez wiele godzin udało mi się nazbierać całkiem przyzwoitą ilość jagód, chociaż podkreślę, że pomogło mi doświadczenie i znajomość miejscówek, bowiem część jagodowych lasów jest po prostu pusta. Do dyspozycji miałem cały dzień, więc nie tylko skupiłem się na jagodach, jednak przeznaczyłem na ich zbieranie jakieś 85-90% czasu. Jagody zbierało się wyśmienicie, chłodna aura i brak palącego Słońca to warunki idealne do zbierania leśnych skarbów. No i te wciąż wiosenne barwy lasu. To jest miód na serce i duszę! Leśna świeżość i jakość. Z opadami w Bukowinie jest lepiej niż we Wrocławiu. Lasy dostały trochę ulew z przechodzących burz, które z zadziwiającą systematycznością omijają stolicę Dolnego Śląska. Oczywiście do stanu idealnego nawodnienia sporo brakuje, ale póki co, to sytuacja na pewno jest lepsza w porównaniu do tego samego okresu w zeszłym roku, kiedy to w połowie czerwca nie było szansy na przyzwoite zbiory jagód. Podczas wyprawy sprawdziłem również, co piszczy w leśnej ściółce w świecie grzybów, przechodząc przez kilka wybranych miejscówek. W górach sypnęło borowikami usiatkowanymi, miejscami pojawiły się ceglasie, podgrzybki, prawdziwki czy kurki. W lasach Bukowiny grzybów jest znacznie mniej, ale znalazłem honorowego koźlarza babkę, ceglasia, kanię i maślaki żółte. Pojawiają się również jadalne muchomory czerwieniejące, których nie zbieram. Najbardziej ucieszyły mnie maślaki żółte, których znalazłem na tyle dużo, że pierwszy tegoroczny grzybowy sos ze świeżych grzybów został sporządzony i zjedzony. Honorowy ceglaś (krasnoborowik ceglastopory) był zdrowy, jędrny i piękny. Prześwietliłem ściółkę obok niego wzdłuż i wszerz, ale poza tym jednym egzemplarzem, nic więcej nie znalazłem. W kilku miejscach znalazłem klujące się młode muchomory rdzawobrązowe, które również są jadalne, ale ja ich nie zbieram. Lekkie poruszenie w grzybowym świecie to bardzo miły akcent czerwcowej odsłony bukowińskich lasów. W gęstwinie rosła też czubajka kania, którą pozostawiłem i uwieczniłem tylko na zdjęciu. W lesie na całego dojrzewają maliny. Tych to pożarłem na miejscu ze trzy solidne garście.;)) Powrót z lasu w godzinach późno-popołudniowych odbył się w akompaniamencie burzy z ulewą i gradem, która kotłowała się nad stosunkowo niewielkim obszarem. Póki co, trzeba skubać jagody, na poważniejsze zbiory grzybków nizinnych trzeba jeszcze poczekać. Dla chętnych relacja w całej wersji tradycyjnie u mnie na blogu (wwww. lenartpawel. pl). Pozdrawiam leśne ludki i Admina.
szerzej:
Mam problem z odróżnianiem usiatków od szlachetnych ale konsultowałem z Tazokiem😅 - dziękuję. Apropo „tazoków”….. było ich całe mnóstwo i sporo maluchów😉🍄🍄🍄, napotkałem też skupiska gołąbków zielonawofioletowych, poza tym nie udało się już znaleźć niczego, ale jak na 2 h to i tak było wspaniałe. Widoki cudne, mnóstwo naparstnic, znacznie więcej niż w „moich Beskidach”, i ta strzelistość buków👌Lasy gór sowich są naprawdę majestatyczne, aż żal było wyjeżdżać, ale jedno jest pewne…. wkrótce tu wrócę na dłużej😉