szerzej:
Nareszcie mam o czym pisać. Szmaciaka było ze 3 kilo (4 sztuki), w tym wielko-grzyb ze zdjęcia. Przeszczęśliwa ucałowałam pierwsze w tym roku podgrzybki, te prawdziwe, najprawdziwsze. Las wspaniały, choć sauna. Ale wilgoć jest wystarczająca. Chwilowo zmęczona wekowaniem, cięciem, mrożeniem, płukaniem, odcedzaniam - już czekam na kolejny tak cudny las, jak dziś. ps. grzybków w sumie 220 (tylko ja, innym nie liczyłam), złotopore w połowie robaczywe, gołąbki w połowie zdrowe.
szerzej:
Miejsce między Zbąszynkiem a Nowym Tomyślem jest cudowne! 3 kozy i kilka dzięciołów umiliło tuptanie po lesie!
szerzej:
Poranek jak na moje odczucia gorący już, bo za oknem 23 stopnie, oczywiście brak rosy i słoneczko bezwstydnie po niebie buszuje w całej swej gorącości i jasności. Wypad na dzisiaj przewidziałam, taki troszkę dla spokoju i ochłody, czyli lasy liściaste mieszane, z potężnymi drzew koronami. Myślę sobie- w tym błogim cieniu może z półtorej odpocznę godzinki. Szwędanie między drzewami wybiłam sobie z głowy. Tam krzaczory, zarośla i inne drogowe utrudnienia. Po wczorajszej leśnej saunie dziś dzień dla lenistwa i ochłody. I tak sobie maszerowałam nie za szybko, ale wzrok mój- zboczenie grzybiarza - i tak pobocza lasów dokładnie penetrował. W pewnym momencie, stanęłam oczarowana. Patrzę troszkę w głąb lasu, a tam balet- przedstawienie na całego. Tancerki i tancereczki, takie bardziej skromnisie- odtańcują w lesie jezioro łabędzie. Widok dech zapierający Całe ich gromadne stado. Były i te ze spódniczkami tańcem uniesionymi do poziomu pasa, ale z boczków wielu stała ekipa zastępcza. Spódniczki skromniutko po udach położone. Obejrzałam spektakl i zaczęłam sprawdzać stan techniczny zespołu. Zdrowe, zdrowiuteńkie niczym nie zasiedlone, choć z tych mniejszych i z farszem co niektóre. Tak więc decyzja jedna ze słusznych- biorę wszystkie- albo ja albo robale. W kilku miejscach dzisiaj one się pojawiły. Kanie- kotleciki leśne jak zaczęłam zbierać, to ledwie eko- torba wystarczyła. W domciu skrzętnie inwentaryzacji dokonałam- wynik 50 szt. A tak w ogóle to jestem po wspaniałej kotletowej już kolacji. Czwarte moje prawdziwe grzyb obranie w tym sezonie. Szczęściara ze mnie że je dziś spotkałam. Serdecznie z mych okolic wszystkich Was pozdrawiam :)
szerzej:
Uzgodniony, obstukany wyjazd z bratem w kierunku wiadomym- tam gdzie grzyb na grzybie rośnie i grzybem pogania. Tyle z marzeń, a rzeczywistość- upał pogoda na dziś sobie zaplanowała, rosy rano ani śladu, byłam wczoraj to pamiętam jeszcze jak ściółka wyglądał- suszona i to w przedniej suszarni. Miał być wyjazd skoro świt, ale ten świt coś nam szybko umknął, a więc o 7 rano. Do lasu daleko, a jeszcze parking mieliśmy w głębi i to słusznej lasu zaplanowany. Las przywitał nas totalną pustką, ani jednego jedynego samochodu na mijanych parkingach. A to jeszcze nie wszystko- przywitał nas "na okrągło" czy jak kto woli na rolkach. Po drodze na parking po obu lasów stronach te rolki właśnie w wysokaśne ułożone sztaple. Zawrót głowy- lasy po prostu znikają jak za dotknięciem piły zaczarowanej. Na nasz parking po prostu zabłądziliśmy. Chwilę trwało, jak się w geometrii nowej lasu połapaliśmy. N a początek mała czarna, a przed nią po drodze jeden przeze mnie wypatrzony borowik. Hura- pierwszy w tym sezonie. Po kawie po koszu i do lasu. Tam zmarudzone, ale jakże zacnie i w jak pięknym towarzystwie przyrody prawie trzy godzinki. Wiele nie brakowało. Spacerek z początku super sympatyczny, choć pod stopami trzeszczało wszystko okrutnie. podgrzybki w porównaniu z wczorajszym zbiorem jakby w mniejszej gęstości występujące. Ale co było super- my we dwoje i żadnej innej dwunożnej konkurencji. Z atrakcji przykrych w me przedramię użarł mnie i to dość boleśnie wielki pająk. podgrzybki ładniutkie- i duże i te młodziaczki mniejsze i malutkie. Żeby czas pobytu zbyt monotonnym się nie zdawał, od czasu do czasu nawiedzaliśmy mijane zagajniki. Ubrani oboje- z uwagi na upał- jak na basen, a nie jak do lasu. Łapska całe przez sosenki młodziutkie podrapane. Ale warto było troszkę schylić czoło, bo a to kurki stadnie się zdobywało, albo tu i tam piękny koźlaczek ze stron różnych się wyłaniał. Dozbierałam borowików aż do szt 4. Dla mnie rewelacja, ale śmiech na portalu. Nic nie szkodzi. Po tych chwilach, które szybko na spacerze minęły, upoceni, podrapani- jakby nas ktoś pobił- wolnym kroczkiem poszliśmy do samochodu. Kosze i mój i brata załadowane po sam dekiel przepięknym i wreszcie różnorodnym towarem. Żadnego kleszcza na gapę do domu nie przywiozłam, choć z uwagi na strój bardzo się obawiałam. I tak mi minęła trzecia już z kolei moja cudna sielanka z grzybami- w roli głównej. Teraz sądzę z tego co w lesie trzeszczy dłuższy czeka mnie odpoczynek- nie od lasów, a od widoku pięknych grzybów. Serdecznie całą brać portalową pozdrawiam :)