szerzej:
Mając dość miasta i smogu, postanowiliśmy zakończyć ten dość dziwny, tegoroczny sezon w lasach koło Świętoszowa. Wyruszyliśmy z ciemnego jeszcze, ale pogodnego Wrocławia. Za Legnicą, za sprawą gęstej mgły "złapaliśmy" spore opóźnienie bowiem miejscami na A4 nie dało się bezpiecznie jechać więcej jak 70-80 km/godz. Temperatura też zrobiła psikusa balansując przed świtem w okolicach zera. Dojazd na miejsce i zdziwienie jak wiele "załóg" już czeka w blokach startowych na rozjaśnienie się i wejście do lasu. Parkowanko i marsz ok 2 km w głąb lasu. Zaczynamy zbierać "lodowe podgrzybki" bo były zamarznięte i można było stukać nimi kapelusz o kapelusz. Potem wyszło słoneczko i zrobił się cudowny, jesienny dzień. Nie spodziewaliśmy się aż takiego zbioru. podgrzybek "mieszany" od starszych egzemplarzy aż po młodzież która miała najwyżej dzień dwa. Troszkę zielonek no i pojedyncze gniazda przerośniętych opieniek oraz gołąbki których nie zbieramy. Las niestety zabrudzony przez ostatnie najazdy "Polo-Hunów". Przydały by się odwiedziny Straży Leśnej w tym rejonie, bo niektórzy uważają że szkoda nóg na te dwa czy trzy kilometry marszu, szczytem bezczelności był wjazd głęboko w las busów z grzybiarzami. Nie potrafię tego zrozumieć bo będąc grubym facetem pod siedemdziesiątkę, mającym spore problemy bólowe, potrafię się zebrać w sobie i poganiany przez małżowinkę (chudzielec nie dający cienia w południe) przedreptać te kilka / kilkanaście kilometrów po lesie, a czasami młodzi ludzie niszczą las uważając, że przepisy są dla głupich i ich nie dotyczą. Typowe podejście na zasadzie "po nas może zostać nawet pustynia"... Świętoszów to rejon gdzie od wielu lat występuje sarniak, grzyb ściśle chroniony. Skończonym kretynizmem jest niszczenie go na zasadzie "nie znam, nie zbieram, można zniszczyć". Naprawdę trudno jest niektórym wytłumaczyć, że nawet trujące dla człowieka grzyby i roślinki są potrzebne w całym eko-systemie lasu. Na fotografii pokazujemy grupę sarniaków (te z "łuskowatymi zadziorkami" na kapeluszach). Przepraszam za te "wywnętrzanie się na koniec sezonu ale czasami żal serce ściska jak potrafimy niszczyć nasze wspólne dobro. Wszystkim "grzybozakręconym" dziękuję za wiadomości w tym dziwnym ale bardzo fajnym i obfitym w podgrzybka sezonie.
szerzej:
Darz Grzyb!;-) Liść opadł. Za to przyszła listopadówa mgła. Mleczna powłoka bezszelestnie objęła lasy. Ptaki przestały śpiewać, ucichł szum wiatru. Słychać tylko krople tej mgły, spadające w letargu z gałęzi. Las za mglistą powłoką jawi się jako tajemnicza, nieco mroczna i przyciągająca otchłań. I chociaż czas płynie tak samo przez cały rok, w tej mgle, sprawia wrażenie jakby zwolnił a nawet zatrzymał się. Ja zatrzymałem się wraz z nim. Na chwilę… Sobota, 10 listopada 2018 roku. Ależ się porobiło, pokręciło, zagrzybiło i generalnie poprzestawiało w tym roku. O tej porze roku często kończyłem sezon grzybowy, zbierając ochłapy i niedobitki na sos. W tym roku po mega-suszy i skapcaniałych nastrojach, król sosnowych borów – podgrzybek brunatny, co go do rodziny Boletus po łacinie wrzucili, zaskoczył optymistów, pesymistów, grzybowych gawędziarzy i filozofów. W sobotni poranek z najgrzybniejszym duetem Wrocławia – Sylwią i Andrzejem wyruszyliśmy na grzybowy podbój Borów Dolnośląskich.;)) Po drodze mgła, niczym mleko bardziej niż łaciate, rozlała się po drodze, na łąkach i polach oraz w lesie. Stawiliśmy się na miejscu jeszcze podczas przewagi panowania szarugi, mgły i chłodu. Wystarczyło depnąć kilkadziesiąt metrów i ŁAŁ! Klimaty mgliste, liściopadowe, wilgotne i grzybowe. Zanim wyciągnąłem naostrzone narzędzie zbrodni podgrzybkowej, pasłem się widokami, chłonąłem je zmysłami, podziwiałem ciszę we mgle. Albo mgłę ciszy. Las przytłumiony, jakby ziewający i przeciągający się. A ja z otwartą gębą i wytrzeszczem oczu podziwiałem wszystko od leśnych stóp do koron drzew. Tak. Oto mieszczuch wyrwał się do lasu i nagle uzmysłowił sobie, że las to coś bardziej doniosłego, tysiąckrotnie piękniejszego i wspanialszego niż betony, kwadratowe budynki, sklepy z nudnymi i głupimi najczęściej reklamami oraz wszelkie inne mieszczańskie „papu” dla zadowolenia konsumenta. Teren, który wybraliśmy na poszukiwanie połączenia kapeluszy z trzonem z rurkami pod spodem i błyszczącą, brązową farbą na górze to Poligon Przejęsław – dawny poligon artyleryjski należący do wojsk radzieckich. Na chwilę obecną nieczynny. Obecnie to jedno z miejsc pielgrzymkowych grzybiarzy i ogromny obszar do włóczenia się. Jest to bez żadnego ale i bez zbytniego ględzenia, cudowny teren do chodzenia, nie tylko za grzybami. Setki hektarów dywanowego podłoża mchów, igliwia i wrzosów. Majster-włóczy-sztyk! Grzybów jakichkolwiek nie trzeba było długo szukać. Zaraz po wejściu do lasu zszarzało nam w ściółce od gąsek o szarych kapeluszach. Miejscami widzieliśmy hurtowe ilości tego gatunków lub gatunków podobnych. Szybko znalazłem swojego pierwszego, listopadówego, dolnośląsko-borowego borowika szlachetnego. Paradoks polegał na tym, że był to zarazem mój ostatni prawus w tym dniu. I zrozum tu las? Podpuścił jednym prawdziwkiem i pobudził apetyt na następne piękności o przyjemnym, orzechowym zapachu i na tym koniec. Na dobre rozpoczęła się oferta podgrzybkowa. Postanowiłem pofotografować co któregoś tam Xerocomusa, szczególnie gdy rósł w bardziej wyeksponowanym stanowisku. Zaczęło się systematyczne i radosne zbieranie absolutnego króla tej jesieni. podgrzybki tego sezonu to NAJWYŻSZA JAKOŚĆ. Zdrowe bardziej niż rydz, praktycznie bez ślimaka i zero upierdliwych skoczogonków. Akcje podgrzybków wzrosły w tym sezonie na leśnej giełdzie wielokrotnie. Chociaż poligon od lat nieczynny i towarzysze dawno odjechali, niektóre grzyby nadal mają wojskowe ciągotki i maskują się jak na regularnym szkoleniu bojowym. Znam ich numery i dlatego często chodzę okrągło-prawo i lewo-skrętnie aby je wyczaić. Niektórym zaś wszystko zwisa i powiewa, czyli rybka.;)) Rosną tak, jakby specjalnie chciały aby je znaleźć. To rozsądne podejście. W końcu jak grzybiarz ich nie zetnie to pleśń i wilgoć zbałamucą. Cokolwiek nie zrobią i tak natura je przetworzy w tym ich krótkim, grzybowym życiu.;)) podgrzybki to wspaniały trening dla oczu i możliwość wykonania wielu skłonów. Zapewne część grzybiarzy przez cały tydzień nie schyli się tyle, co na podgrzybko-zbiorze. Później zakwasy, ból. itp. Ale jest to przyjemny ból i radość, że pachnie w chałupie grzybami w każdej izbie.;)) Na podgrzybkach trzeba też wolno chodzić. Przedstawiciele sprinterskiej odmiany grzybiarzy nie mają tu szans. Po prostu większość owocników przegapią, ku uciesze pozostałej, „ślimaczej” części grzybowych poszukiwaczy.;)) Zawieszałem wielokrotnie oczy nad tymi cudownymi tworami lasu i kunsztem ich wykonania. Klasyczne, jesienne „czarne” łby, tworzące jak najbardziej białe odczucia swoim wyglądem i obecnością.;)) Kocham ich chaotyczne podejście do występowania. Mają w kapeluszu, że wyrosną pod liśćmi, gałęziami, w zbutwiałym drewnie czy jako mocarze na samej ściółce lub tuż przy drodze. Nieprzewidywalność grzybów to jedna z najbardziej ciarorodnych cech tych niesamowitych organizmów.;)) W ściółce późnojesienna rewia mody. Gatunki grzybów, które oparły się suszy, prężą kapelusze, tworzą wianki, barwią się cudacznie i przybierają niefrasobliwe kształty. Wszelkie porosty, mchy także chcą zwrócić na siebie uwagę lasu, często imitując egzotyczne koralowce i inne organizmy genialnej rafy koralowej. Przyznać się – kto na nie zwraca uwagę w lesie? Nie zwraca? To czas najwyższy bo geniusz lasu objawia się zarówno w skali makro, jak i skali mikro.;)) W Borach można znaleźć większe skupiska wyrośniętych lub przerośniętych opieniek i innych gatunków grzybów rosnących w kępkach. Grzybiarz, który nie zna realiów tego sezonu, pewnie stwierdziłby, że stan zagrzybienia lasów jest mniej więcej na dobrym, jesiennym poziomie. Jednak ja mam głęboko w pamięci poprzednie sezony, które – w porównaniu do tego – miały znacznie liczniejszą i bogatszą, grzybową ofertę. Mimo wszystko ignorantem jest ten, kto powie, że jest bardzo źle lub tragicznie, bo tak nie jest. Jak na tegoroczne, potworne skąpstwo opadowe to mamy wybitny sezon podgrzybkowy, które „wędrował” w poszczególnych powiatach Dolnego Śląska. Dzięki temu, grzyby możemy zbierać praktycznie przez cały miesiąc, bo właśnie w okolicach 10-12 października rozpoczęła się ta wędrówka i trwa do dzisiaj, chociaż jej kres jest już bliski. Bliski dlatego, że grzybnia wyczerpuje swoje możliwości produkcyjne, a za drzwiami czai się duża zmiana pogody, która stłamsi zapędy owocnikowania podgrzybków. Bory Dolnośląskie to zawsze wyprawa z przygodami. Te lasy są nieprzewidywalne, nieokiełznane i chylę swoje czoło oraz głowę przed ich potęgą. Po południu mgła zanikła na dobre, a Słońce rozpoczęło podświetlanie magicznych terenów. Nasza cudowna wycieczka zbliżała się ku końcowi, chociaż po przyniesieniu do auta pełnych koszy grzybów i mając jeszcze 2. godziny dnia do dyspozycji, ponownie zanurkowaliśmy w głębię Borów. Minęliśmy też kilkanaście sztuk innych grzybiarzy, radośnie taszczących pełne koszyki grzybów. Gdy wracaliśmy już ostatecznie, tajemnicza mgła ponownie szeroko rozlała się w lasach. Bardzo szybko zrobiło się ciemno. Mgła przy wejściu i mgła przy wyjściu. Las dał nam cudowne grzyby i tajemniczo „schował” się za cieniem mgły i szatą nocy.;)) Wersja brutto wyprawy tutaj: https://www. lenartpawel. pl/mgla-przy-wejsciu-mgla-przy-wyjsciu-bory-dolnoslaskie-oczarowaly-i-zagrzybily. html Pozdrowienia dla Admina i Bractwa Grzybowego!;-)
szerzej:
Zachęcony wpisami na naszym forum postanowiłem wybrać się na kończące sezon grzybobranie w Bory Dolnośląskie. Początkowo miałem zabrać się z Pawłem i jego znajomymi ale wyszło jak wyszło i pojechaliśmy razem z moją Lepszą Połową osobno. Wyjechaliśmy jeszcze nocą szczęśliwi z powodu braku mgły przynajmniej we Wrocławiu. Żeby nie czasem zaraz za miastem mgła zameldowała się do utrudnieia drogi i to taka, że chwilami widzialność nie przekraczała 100 metrów. Trudno, jechać trzeba było. Z powodu trudnych warunków docieramy na miejscówkę trochę później, za to witami pięknym późnojesiennym słońcem. Obserwujemy ogromną ilość samochodów zaparkowanych przy każdej leśnej drodze dojazdowej czy parkingu. Cóż zrobić podjechaliśmy nieco dalej, gdzie aut było zdecydowanie mniej. I jak zwykle krótka narada produkcyjna, ustalenie kierunku i ruszamy. A jeszcze jedno. Miejsce przywitało nas..... istną kanonadą. W pierwszej chwili pomyśleliśmy, że tutaj trwa polowanie i trzeba szybko się stąd wynosić żeby nie robić za dzika na przykład. Ale kiedy po dłuższej chwili huk nie ustawał polowanie raczej trzeba było wykluczyć no chyba, że myśliwi bawiliby się w strzelanego lub western. Następną wersją były ćwiczenia wojskowe, ale w pobliżu nie ma żadnego poligonu. Cóż się ukazało. Sprawę wyjaśnił nam miejscowy grzybiarz. Niedaleko znajdują się stawy hodowlane i po odłowie karpi, spuszczeniu wody właściciele rozbiją muł petardami. Powiem szczerze, że pierwszy raz o czymś takim słyszałem ale skoro tak to mogliśmy bezpiecznie ruszyć w las. podgrzybki nie dały na siebie długo czekać. Czasami pojedyńcze, czasami rosnące gromadkami po kilka owocników. W miarę szybko napełniliśmy naczynia i trzeba było zarządzić odwrót do samochodu. Krótka przerwa na posiłek, wymianę naczyń i podjechaliśmy kawałek dalej. W sumie niewiele to zmieniło. podgrzybki rosły w ilościach hurtowych. Niestety to już jest raczej koniec sezonu. Podrzybki były wyrośnięte, młode bradzo nieliczne. Analogicznie opieńki w dosłownie kilka nadawało się do zabrania. Podziwialiśmy w pełnym słońcu późnojesienny las. Krótko po południu konkurencja wyjechała z lasu i zostaliśmy sami. Zrobiło się cicho, tak że było słychać szelest spadających liści. Mogliśmy sycić sie do woli widokami prawdopodobnie po raz ostatni w tym sezonie. Na marginesie oprócz grzybów las serwuje jeszcze borówki czerwone, tych można naskubać jeśli ktoś ma cierpliwość oraz do spróbowania... jagody :). Niestety krótki listopadówy dzień nieubłaganie i szybki mijał. Musieliśmy wracać, zresztą i tak ponownie mieliśmy napełnione naczynia i chciaż można było śmiało nazbierać podgrzybków dużo więcej daliśmy sobie spokój. Dla siebie i rodziny mamy na ten dość. Las pożegnał nas znowu silną mgłą towarzyszącą nam w drzodze powrotnej prwie do Legnicy i dobrze, że nie siedzieliśmy w lesie do ostatniej chwili. Przy następnym wpisie zamieszczę krótkie podsumowanie sezonu.
Ps. @Tomcio Grzybiarz Tomku dziękuję Ci za informację o wysypie grzybów w Borach. W sumie stąd nasza wycieczka. Czytałem Twój dopisek pod doniesieniem WBożeni. Również kończę ten wpis i zasuwam na działkę. Bo robota nie tknięta a chyba czas najwyższy szykować ogród do zimy.
Serdecznie pozdrawiam Leśne Bractwo i Admina
szerzej:
Bory Dolnośląskie pełne podgrzybka. Dużo poszukiwaczy brunatnego - dziesiątki aut wzdłuż drogi A18 i na Żagańskiej w stronę Osiecznicy i dalej w stronę Parowej. W lesie byliśmy dość późno przed 12 gdy spora część zbieraczy wracała z łupami. Każdy z pełnymi koszami i rezerwowymi foliówkami. Niesamowite, że ludzie wynoszą dziennie setki kilogramów grzybów i nadal, bez problemu można natrafić na dobre miejscówki ( trzeba przejść przynajmniej 2 - 3 km od parkingu). Grzyby zbieraliśmy w 2 osoby w około 2 godziny.
Pozdrawiam
szerzej:
Jak widać na załączonym zdjęciu Bory Dolnośląskie jeszcze się nie szykują do zimowego snu. Wycieczka rodzinno-przyjacielska na dwa auta, 8 osób. Rano mgła i temp. 4 stopnie, więc trzeba było się rozgrzać własnego autorstwa czereśniówką i malinówką na dzień dobry :). A potem to już schylanie się po grzybki nas rozgrzewało. Po przejściu w ostatnich dwóch tygodniach ludzkiego tsunami przez lasy w okolicach Świętoszowa grzyby występują w grupkach 2-5 szt., często pojedynczo. Choć czasem i kilkunasto sztukową rodzinę się utrafiło. O dziwo znajomi trafili dwa zagajniki, dosyć młode i gęste, gdzie najwidoczniej nikomu się nie chciało chodzić prawie w kucki, bo po godzinnym pobycie wynieśli prawie pełne kosze z nich. Chyba ostatni wyjazd... choć... :)
szerzej:
mimo, iż grzybów jest wciąż sporo to ich atrakcyjność nie powoduje już skoku ciśnienia :) pooglądaliśmy (jak to zawsze czynimy na końcówce sezonu) nowe, potencjalnie grzybowe miejsca na przyszły sezon. Dziś lasy Dąbrowy Bolesławieckiej… piękne, młode dębiny przeplatane brzozą, mchem i wrzosem. Wiecie czym to pachnie… prawdziwkami :) ale to już w następnym sezonie. Pożyjemy, zobaczymy, pozbieramy :) Koszyki wciąż w gotowości ale wracamy do swoich lasów. Zafascynowani szaleństwem zbiorów w Borach, dawno już nie przegoniliśmy nóg po naszych górkach… więc czas wracać na „stare śmieci”. Mam nadzieję, iż Góry Sowie jeszcze coś dla nas zarezerwowały :) pozdrowienia dla Wszystkich :)
szerzej:
do Parowej na obrzeza lasu w nadzieji na choc jednego prawdziwka lub kozaka. Ale coz znow troche podgrzybków :) Calosc zakonczona z wynikiem okolo 18 kg grzybow na 2 osoby. Wiekszosc podgrzybki, troche opieniek na sobotnie sniadanie i dwa maślaki. Z Wroclawia ruszylismy 5.30 a powrot 18.30 czyli 11 h. Z tego okolo 4 h w aucie, 2 h na trase do/z lasu czyli samego zbierania 5 h choc te 2 h spaceru w lesie to tez przyjemnosc (nawet niosac owoce lasu). Pozdrawiam was wszystkich serdecznie :):) :)
szerzej:
Zebraliśmy pół koszyka opieńki na kotlety. W lesie pełno starych, ciemnych, przerośniętych. Poza tym 5 podgrzybków. Ten sezon był bardzo dziwny, grzyby rosły jak nie padało a po ulewach nie ma nic. Ale cóż to w końcu listopad, choć w październiku też niewiele się działo. Ubiegły rok był super, ten kiepski, czekam na następny. Pozdrawiam wszystkich którzy jeszcze zbierają i życzę pełnych koszy.
szerzej:
Po poprzedniej wizycie wiedzieliśmy jedno- podgrzybek tylko w określonym rodzaju lasu. Mlody 8-10 metrów plus sporo mchu. Trochę inna kombinacja i tylko pojedyncze sztuki. Sporo mlodych. Dziś w tamtych miejscowkach tylko te przegapione poprzednio. Trochę więcej na wysokim ale bez rewelacji. Młodnki niskie zero. podgrzybek piękny bez robaczywych. Zielonek tylo kilka na sprobowanie zabrane ale spokojnie drugie wiadro można było dociąć. Ale jak ktoś nie trafił w miejscówkę to na reszcie lasu mogl żadnej nie zobaczyć
szerzej:
Witam, naprawdę aż samemu ciężko mi uwierzyć w to co dziś działo się w lesie, proszę mi uwierzyć że to co na zdjęciu to zbiór mój i żony, mama moja nazbierała czubaty plastik ok 15 kg oraz torbę które miała na tylnym siedzeniu, a teraz do rzeczy. Z racji tego że moja mama jest osobą która posiada orzeczenie o niepełnosprawnosci, legalnie mogłem wjechać w las, i wjechałem głęboko tak ok 4-5 km, oczywiście parkując na utwardzonej drodze a nie jak niektórzy wjeżdżając kołami w borowinę i mech. Zbieraliśmy od 8 do 15, to było istne szaleństwo, już teraz wiem że dziś jak będę zasypiał to grzyby będą mi się mieniły, mam tak za każdym razem 😀, same podgrzybki, 2 prawdziwki, ale podgrzybków to takie rodziny po kilkadziesiąt sztuk, i to dosłownie co chwilkę, takie grzybobranie spotkało mnie w tamtym roku koło Kielc, ale tam zbierało się same prawdziwki, najwięcej było grzybów w miejscach gdzie przez lasek przechodzi tak jakby taka droga leśna porośnięta borowiną i mchem, już zbierałem na kupki a potem do koszyka, zbierałem w bliskiej odległości od auta to co chwilę chodziliśmy dołożyć do bagażnika. Ja wiem że może przesadziłem z tą ilością, ale proszę wierzyć, nie jestem zachłanny, po prostu nikt by mnie nie wyciągnął z lasu, wpadłem chyba w jakiś trans😀😀, ile kilo jest? Sam nie wiem, 60? A sztuk? Może 3 tysiące? Choć mam tam ok 180 km to planuję jeszcze wyjazd tam za tydzień, ale już bez takich wariacji, tak troszkę pozbierać, poczuć zapach lasu. grzyby zbierałem w okolicy Kliczkowa, większość grzybków tak jak na zdjęciu, średniaki, ale małe też wychodzą, no i wszystko ZDROWE 👋👋, pozdrawiam bogis Ziębice.
szerzej:
Po ostatnim doniesieniu Tomcia Grzybiarza, w którym wyznał, że kończy zbiory w tym roku, postanowiłem skorzystać z okazji, łudząc się że natknę się na miejsca jeszcze nie " wykoszone" przez Tomcia. :) Początek taki sobie, kilka miejsc z grupami podgrzybków po kilka sztuk w jednym miejscu. Po zagłębieniu się ok 2,5 km w las zaczęło się podgrzybkowe eldorado. Jedno miejsce (sosny, mech, trawa, paprocie) i praktycznie grzyby pojawiły się wszędzie wokół. Efekt: 4 godziny, 2 osoby, w sumie ok 1000 szt podgrzybka, kilka młodych prawdziwków, kilka rozwiniętych opieniek. Gdyby nie zapadający zmrok i perspektywa targania dobrych kilkunastu kilogramów zbiorów przez ponad 2 km do samochodu, można by tam pozostać przez kolejnych kilka godzin i zbierać, zbierać, zbierać... Dzięki Tomcio, bo to Twoje relacje skłoniły mnie do przejechania 140 km w jedną stronę i warto było :) Wszystkim niezdecydowanym szczerze polecam tamte okolice, nie ma szans, żeby wyjść z lasu z pustym koszem.
szerzej:
Dzisiaj, jeszcze przed zamknięciem naszej letniej bazy grzybowej" i spakowaniem auta wcześnie rano wypad do lasu. Efekt wspaniały. Grzybki-podgrzybki rosną rodzinami młode, do marynowania. Koszyk standardowo czyściutki więc roboty niewiele. Grzybów jest na tyle sporo, że nawet czyszcząc zbiory na bieżąco każdego dnia moich i taty wypraw były imponujące. P. S. pisząc czas zbierania, piszę o samym zbieraniu. Nie wliczam czasu dotarcia na miejsce, bo to przekłamuje statystykę czasu zbierania. Dotarcie na miejsce ok. 40 min w każdą stronę. Tyle czasu mniej więcej zajeło nam aby dotrzeć w nasze grzybowkowe miejscówki. DO WSZYSTKICH, KTÓRZY CHCĄ JESZCZE NAZBIERAĆ GRZYBY A WAHAJĄ SIĘ MÓWIĘ: ŚMIAŁO JEDZCIE DO LASU ALE TRZEBA PRZEJŚĆ SPORO W LAS, NAWET 2-3 km. LASY PAROWA W STRONĘ OSIECZNICY, TEŻ NA WĘGLINIEC.😊 Dziękuję wszytskim za cenne i miłe wpisy👍🤗. Podziękowania dla Admina (dzisiaj się dowiedziałem, że ma Pan na imię Marek) także Panie Marku dziękuję za tą stronę i trud jaki należy włożyć w jej prowadzenie. Dzięki niej możemy więcej i fajniej organizować nasze grzybowe eskapady.