szerzej:
Rok temu wyrósł tam jeden owocnik, a w tym widziałem ich około 30. Wspomnę również, że tego samego dnia znalazłem piękne stado rzadkich muchomorów szyszkowatych, ale to z innego miejsca, wrzucę jeszcze fotki w dopisku. Z grzybów młodych i nadających się do zebrania wpadło kilka szlachetnych, jeden ceglaś, jeden koźlarz czerwony, kilka koźlarzy dębowych, kilka koźlarzy grabowych i dwie kurki. Zdjęcia są z tego tygodnia z wtorku. Dzisiaj był krótki poranny wypad w moich okolicach, sprawdzić czy pojawił się koźlarze bruzdkowane, ale chyba jeszcze na nie za wcześnie, podobnie jak w Gliwicach rosną pojedyncze grzyby, koźlarze ceglaki i stare prawdziwki. Nie zapowiada się, że w najbliższym czasie będę miał jakoś więcej czasu na grzyby niestety, zobaczymy co będzie jesienią....😊 Do usłyszenia!
szerzej:
Swoją drogą nigdy nie widziałem zaczerwionych koźlarze pomarańczowożółtych na nizinie. Czasem trafił się druciak, ale nic poza tym. Tutaj natomiast zaskoczyła mnie skala robaczywości. Dokładnie każdy owocnik jest robaczywy, nawet najmniejsze są już zaatakowane przez czerwie. Zaraz pod skórką kapelusza widać pełno małych skupisk jajeczek, dosłownie po kilkanaście takich miejsc na grzyba. Potem z każdego wykluwają się czerwie i doszczętnie zjadają całego grzyba, nie da się nic z niego wykroić. Ponadto od strony hymenoforu atakują małe fioletowe robaczki, które zjadają go od drugiej strony. Pierwszy raz widzę takie zjawisko w takiej skali.
szerzej:
Pierwszy raz wziąłem do lasu rower, bo miejscówki daleko, a kręgosłup coraz starszy i to było słuszne. W pierwszym miejscu napełniłem pół kosza, w kolejnych było już dużo gorzej. Widać, że od dawna nikogo nie było w tym lesie, grzybów jest sporo w różnych stadiach rozwoju i rozkładu. W drodze powrotnej rower uratował mi życie, bo zupełnie nie chciało mi się iść.
szerzej:
Dwa dni temu byłem zajrzeć w zarośla przy M1, ale tam kompletne zero, od kiedy ten teren przeznaczono na budowę centrum logistycznego, grzyby bez nakazu eksmisji wyniosły się same. To był mój "lasek kontrolny", niestety chyba nastał jego koniec. Za to dzisiaj miałem nadzieję znaleźć coś konkretniejszego w konkretnym lesie. Widok pustego parkingu ostudził mój zapał, tutaj to nie jest dobry znak. Mając godzinę czasu obszedłem tylko kilka ciekawych miejsc niedaleko parkingu. A w nich, tak jak na parkingu, pusto. Jeden nadgryziony muchomor czerwieniejący i jeden kopnięty. Gdy już wracałem zrezygnowany, medytując nad swym niefartem, z tego letargu wyrwał mnie całkiem spory prawdziwek, o którego mało się nie potknąłem. Rósł sobie w trawie na drodze, przez nikogo nie zauważony. Robaki zjadły mu nogę od środka, a ślimaki od zewnątrz, przez co kapelusz został zdrowy, trzymając pion chyba tylko dzięki trawie. Pozdrawiam wszystkich, marząc o kilku godzinach wolnego czasu. Teraz zrywam z moich drzew ostatnie wiśnie na nalewkę, przydadzą się, gdy spotkam w lesie Dzidka.