szerzej:
Darz Grzyb!;-) Sobotnia wycieczka zaczęła się ze sporym opóźnieniem. Wszystko przez piątkowe zaćmienie Księżyca, które oglądałem od początku do końca na nadodrzańskich łąkach we Wrocławiu. Zanim poszedłem spać, wybiła godz. 1:15. Do lasu musiałbym się szykować o godz. 3:00. Tym razem odpuściłem i pojechałem znacznie później. Sobota była wyjątkowo ciężkim pogodowo dniem. Wysoka wilgotność powietrza, ponad 30. kresek na termometrze i mnóstwo Słońca. Już od pierwszych kroków po lesie, czułem się jak w saunie. We wrocławskim ZOO mamy „terrarium”, „afrykarium”, a ja wybrałem się do „Bukowinarium”.;)) Jak na razie był to najcięższy do wycieczki dzień w tym roku. Przynajmniej dla mnie. Na wierzchnich warstwach ściółki jest już bardzo sucho, ale w miejscach mocno zacienionych, miejscami można nawet przejechać się na błocku. Lipcowe opady nie rozwiązały jednak najważniejszego problemu – wyrównania poziomu wód gruntowych. Większość strumieni i rowów nadal jest sucha. Kilku miesięczne niedobory opadów nie są łatwe do uzupełnienia. Tym bardziej, że ponownie mamy bardzo gorącą pogodę. Najważniejsza sprawa – grzyby. Wreszcie i nareszcie są. Tylko pogodowa sauna storpeduje ten wysyp bardzo szybko. Pokazały się „majowe” borowiki usiatkowane, które praktycznie w całości są „posiatkowane” przez robale. Po wyrzuceniu około 30. owocników, następnych nie podnosiłem. W moim koszu wylądował tylko jeden okaz, którego robaki nie tknęły. Niemniej widziałem jednego grzybiarza, który targał w koszu same usiatki i to przeważnie mocno wyrośnięte. Chyba wędkarz i zbierał robaki na ryby…;)) Znalazłem też kilka borowików ceglastoporych i te były zdrowe. Ale pokazały się też pierwsze prawdziwki i byłem złej myśli, tzn. że „podzielą” los usiatkowanych kuzynów i pozostaną w lesie z robaki za pan brat. Na szczęście szlachetne – chociaż też przeważały wśród nich te nadziane – uraczyły mnie kilkoma, całkowicie zdrowymi sztukami. Generalnie najzdrowsze prawdziwki były w mocno zacienionych miejscach. Przy drogach i na bardziej prześwietlonych stanowiskach, robaczywość ich wynosiła 95%. Ich ilość jest oczywiście nieporównywalnie mniejsza od tej, która ma miejsce podczas jesiennego wysypu grzybów. Teraz są to tzw. „wypryski”, czyli gdzieniegdzie, po kilka – na okaziciela.;)) Trafiają się też pojedyncze kanie, ale wszystkie jakieś takie sflaczałe, bez wigoru i turgoru. Takie grzybowe padalce na długich trzonkach. Oczywiście robaczywe jak jasny gwint. kanie lubią skraje lasów, a tam słoneczko grzeje jak w piekarniku i stąd grzybowe „kotlety” smażą się jeszcze za żywota. Największą radość sprawiły Koźlarze topolowe i czerwone. W sprawdzonych miejscówkach nie zawiodły, ale nie było tak słodko. Robaczywość ich wynosiła tak na oko 50-55%. To i tak bardzo dobry wynik w porównaniu do usiatków lub szlachetnych. Robaczywy koźlarz czerwony to tak nie za bardzo brzmi, szczególnie w młodym stadium. Gatunek ten jest przecież kojarzony jest ze zdrowotnością. Tylko co robaka to obchodzi?;)) Mój zbiór składał się w większości właśnie z koźlarzy topolowych i czerwonych. Koźlarze szare i babki były kompletnie robaczywe. Podobnie jak usiatki – po sprawdzeniu któregoś tam owocnika i ujrzeniu dyskoteki w środku, przestałem wykręcać i pozostawiłem je na pastwie lasu. I robaków;)) Upał robił się coraz bardziej dokuczliwy, wybiło południe, a komary i bąki dostały jakiejś „wścieklizny” i atakowały mnie nawet w pełnym Słońcu. Chodziłem bardzo wolno, a ciekło ze mnie, jakbym skąpał się w leśnym bajorku. Zapasy wody niebezpiecznie kurczyły się. Po raz pierwszy w tym roku, zaświtała mi myśl o „dezercji” z lasu… Jej pierwszym symptomem była modyfikacja trasy wycieczki i to bardzo poważna. Za to grzyby zachwycały różnorodnością, w tym pierwszy w tym roku muchomor czerwony. Tradycyjnie sypnęło różnymi gołąbkami, purchawkami, niejadalnymi mleczajami i muchomorami czerwieniejącymi o robaczywości 1000%.;)) Mój organizm lepiej znosi siarczyste mrozy w lesie niż rozbrajające upały, szczególnie te „wilgotne”, które nie muszą się charakteryzować rekordowymi temperaturami, ale „dławią” wilgotnością powietrza i brakiem wiatru. Nawet stadko dzików, które czmychnęło przez młodnik w moim pobliżu, biegło na zwolnionych obrotach. Z grzybów, szczególne wrażenie zrobiły też koźlarze grabowe, które miejscami rosną w hurtowych ilościach. Niestety, koźlarz grabowy podatnym na robale grzybem jest i basta. Z takich „stadek”, jak to z kolażu, można było wybrać maksymalnie 4-5 zdrowych grzybów. Reszta dosłownie „wiła” się w środku… Nacieszyłem jeszcze oczy okazałym żółciakiem siarkowym, który talerzykowato wyrósł na martwym pniu dęba szypułkowego. Owocniki chyba już zbyt przerośnięte do zbioru i konsumpcji. Za to idealny model do mojego prywatnego, grzybowego archiwum fotograficznego. W sumie, w lesie byłem tylko 5 godzin z zaplanowanych 10-iu. Czyli 50% wycieczki poszło na dezercję z powodu uczucia kleistości i lepkości organizmu oraz panującej aury. „Bukowinarium” i tak dostarczyło mi grzybowych emocji i przepięknych widoków. Jednak upały bardzo szybko rozprawią się z wysypem. Jest jeszcze jedna, ważna sprawa. Grzyby pokazały się podczas pełni Księżyca, co po raz kolejny obala mit o braku leśnych grzybów podczas panowania „głowy łysego”.;)) Gorące jak obecna pogoda pozdrowienia dla Admina i Grzyboświrków.;-)
szerzej:
Witam Leśnych Ludzi :)
Zachęcony czwartkowym powodzeniem postanowiłem w dalszym ciągu penetrować zagajniki na obrzeżach Wrocławia. Pomimo ściekłego upału i duchoty pojechałem tym razem na nieco dłużej. Spóźniłem się o dobre kilka dni. kozaków i owszem było dużo ale co najmniej połowę musiałem pozostawić z powodu zasiedlenia przez nieproszonych lokatorów lub zbyt sędziwego wieku. Oprócz wspomnianych kozaków udało mi się znaleźć muchomora czerwonego i kilkanaście grzybów "rydzopodobnych" nieznanego mi gatunku. Jakiś gatunek mleczaja?
Pozdrawiam serdecznie Admina i Leśne Bractwo.
szerzej:
I to chyba na razie tyle. Jak to przed pełnią księżyca bywa. Trzeba czekać na jesień, mimo wszystko za sucho jest.
szerzej:
Susza i jeszcze raz susza. Grzyby robaczywieją, rośliny schną. I tyle z tego lata. Jeśli spadnie deszcz to powinien być wysyp zdrowych grzybów. Jak narazie zaglądam za kozakami i mam nadzieję na pierwsze prawdziwki w moich miejscówkach😁
szerzej:
Sucho porządny deszcz potrzebny od zaraz, grzyby raczej w wyższych partiach górek, koło strumieni, dość sporo ludzi w lesie
szerzej:
Witam wszystkich Leśnych Ludzi.
W dniu dzisiejszym po pracy wsiadłem na rower i postanowiłem zobaczyć co się dzieje pod względem grzybowym na obrzeżach miasta. Miejscami dość mocno są one zarośnięte młodymi brzozami, dębami czy osikami. Powiem Wam, że sam byłem zaskoczony ogromną ilością pieczarek i brązowych kozaków. Niestety troszkę się spóźniłem. Wiele już było starych i zasiedlonych, no ale niech tylko przejdą solidne deszcze na pewno te miejsca odwiedzę.
Serdecznie pozdrawiam Admina i wszystkich Leśnych Ludzi.
szerzej:
Pierwszy raz w lesie w tym roku. Chwila spacerku i charakterystyczny zapach grzybni... Przez 15 minut nic i nagle... na skraju lasu przy ścieżce wysyp prawdziwków. Kilka naprawdę slicznych, kilka roboczych ale są!!! Pozdrawiamy wszystkich grzybnietych. Iwona i Mariusz
szerzej:
Są jeszcze miejsca nie wyzbierane, wszystko zależy od szczęścia... Jeśli ktoś ma swoje miejsce, to powinien zaglądnąć - powinny być młode prawdziwki, ale bez szału;- (