szerzej:
Tam gdzie w tamtym roku było bagnisko zostało trochę wilgoci - i oto efekty: bardzo suche kanie - po prostu złamałem je prawie jak patyczki. Jedyny plus, że nie było komarów. Pozdrowienia dla Pana Leśniczego i podziękowania za życzliwość i za pouczenie.......
Uwaga koledzy: zostałem poinformowany iż w okolicy jest minimum para wilków.
A w tej chwili pozostało tylko wspomnienie o kaniach zrobionych jak schabowy - mniam, mniam.
szerzej:
Ta sama miejscówka co dwa dni temu. W nocy przeszła burza, ale nie przyniosła ze sobą za dużo deszczu. Wystarczająco jednak, by nagrzana ziemia zaczęła parować, sprawiając, że w lesie niezwykle parno i duszno. Oczywiście, korzystając z okazji, uaktywniły się komary, tnąc niemiłosiernie. Zebrane grzyby średnie i duże, małych tylko kilka. Ceglastospore zdrowe, pozostałe różnie, jedne zdrowe, inne trzeba było ciąć, jeszcze inne pozostały w lesie. Progres jest, ale czy długo się utrzyma przy takich skąpych, sporadycznych opadach?
szerzej:
Daleko mi do przekonania, że "grzybów w tym roku nie będzie", czego nauczyła mnie jeszcze gorsza ogólnokrajowa susza w 2015 roku, ale tego się nie spodziewałem. ( Jaki będzie to sezon, to się okaże jak będzie jego koniec. ) Natknąłem się na miejsce, gdzie w miejscu o długości 300 metrów na max. 10 metrów, było zatrzęsienie borowików. Ponieważ w Zachodniopomorskiem, zarobaczywienie tych grzybów sięga 90 - 100 % uzbieranie po przebraniu blachy samych kapeluszy jest nigdy nie osiągniętym przeze mnie wyczynem. O borowika, nawet robaczywego też nie jest u nas łatwo. Było to też jedyne miejsce, gdzie widziałem pierwsze w tym roku muchomory i inne "trujaki". Poza tym wąskim pasem nie spotkałem ani jednego grzyba, a nie przepraszam, przypomniało mi się, na przestrzeni 40 km, udało się zebrać 5 maślaków. Więcej zdjęć na moim blogu rowerowym, szukać "dornfeld bikestats"
szerzej:
Daleko mi do przekonania, że "grzybów w tym roku nie będzie", czego nauczyła mnie jeszcze gorsza ogólnokrajowa susza w 2015 roku, ale tego się nie spodziewałem. ( Jaki będzie to sezon, to się okaże jak będzie jego koniec. ) Natknąłem się na miejsce, gdzie w miejscu o długości 300 metrów na max. 10 metrów, było zatrzęsienie borowików. Ponieważ w Zachodniopomorskiem, zarobaczywienie tych grzybów sięga 90 - 100 % uzbieranie po przebraniu blachy samych kapeluszy jest nigdy nie osiągniętym przeze mnie wyczynem. O borowika, nawet robaczywego też nie jest u nas łatwo. Było to też jedyne miejsce, gdzie widziałem pierwsze w tym roku muchomory i inne "trujaki". Poza tym wąskim pasem nie spotkałem ani jednego grzyba, a nie przepraszam, przypomniało mi się, na przestrzeni 40 km, udało się zebrać 5 maślaków. Więcej zdjęć na moim blogu rowerowym, szukać "dornfeld bikestats"
szerzej:
Drugie podejście w ciągu kilku dni. Miejscówka pewna od lat. Niestety w tym roku wycinka drzew...... Dużo grzybów z lokatorami.
szerzej:
Pobudka wraz ze słońcem, zaplanowana kontrola dwóch miejscówek prawdziwkowych, zanim zacznie znowu prażyć. O chłodzie można zapomnieć, o 5 rano przy gruncie jest 19 stopni. W lesie bezwietrznie i duszno. Niestety, nie ma też rosy. Spokojny spacer po bukowych górkach. Wschodzące słońce ostro daje po oczach, daszek czapki nie pomaga, trzeba tak lawirować, by mieć słońce z tyłu. Widać, że miejsca schodzone poprzedniego dnia. Świadczą o tym skopane grzyby i śmieci, których dwa dni temu nie było. Gleba w bukach jeszcze trzyma wilgoć, ale deszcz bardzo potrzebny. Na wysyp grzybów bez opadów nie ma co liczyć. To, co można znaleźć, jest już podrośnięte, maluchy spotyka się sporadycznie. Poprzedniego dnia sprawdziłam miejsca kurkowe, niestety puste, za sucho na te grzyby.
szerzej:
Miała być wyprawa w dęby, które rzadkością są na moich terenach, ale się zaspało, a do nich mam spory kawałek. Gorąco w nocy, upał w dzień. Skoro nie las, to trzeba sprawdzić, co słychać na działce. Jakoś mi się źle skręciło i wylądowałam w lesie 😊. Zestaw grzybiarza na stałe zamieszkał w bagażniku, nie było więc problemu. Odwiedziłam 3 miejscówki-w dwóch pusto (tylko młode gołąbki winnoczerwone, zdrowe), w trzeciej trafiły się młode prawuski i ceglaczki. Wracając, zajrzałam jeszcze w miejsce, w którym nigdy nie szukałam i wytachałam stamtąd jeszcze 6 sporych prawdziwków i resztę zbiorów. Grzyby generalnie zdrowe, zwłaszcza te znalezione w liściach. Te z niskiej sciółki przeszły amputację nóg. W lesie niezwykle parno, duszno. Koniecznie trzeba mieć butelkę z wodą. Za to brak komarów i strzyżaków. Obecności kleszczy też nie stwierdzono 😊
szerzej:
Wizyta w jednej z miejscówek. Na pierwszy rzut oka-pusto. Zniknęły kolorowe gołąbki, niewiele blaszkowych, jeśli już coś się trafi, to jakiś beżowy lub brązowy grzybek wtapiający się w tło. Wilgotno, czarnoziem ładnie trzyma wodę, chociaż oczka wodne zmniejszają już widocznie swoją powierzchnię. W rozjeżdżonych ciężkim sprzętem bruzdach widać białe place grzybni. Wilgoci jest na tyle, by dwa ze znalezionych ceglaków spisać na straty z powodu pleśni. Grzyby dopiero zaczynają wychylać się ze ściółki, tylko jeden prawus wyrwał się przed szereg, osiągając przyzwoity rozmiar :) Mam nadzieję, że to dopiero grzybowa awangarda :)